Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Undergoundowy składzik

Czw Maj 28, 2015 5:21 pm
Drzwi do sali są zamaskowane zaklęciami, umieszczony w dalekich czeluściach starych lochów Hogwartu służy za obecne miejsce spotkań tych handlujących bardziej i mniej legalnymi przedmiotami, czy też uprawiają hazard za galeony - wejść więc tutaj mogą tylko ci, którzy dokładnie wiedząc, czego oczekują po tym miejscu. Stoją tutaj trzy okrągłe stoliki, ze trzy sofy, na których można usiąść i w rogach wala się para starych skrzyń i kartonów, w których często leżą jakieś butelki, to na podłodze można natknąć się na rozbite szkło.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Czw Maj 28, 2015 5:30 pm
Chłopak, który siedział w sali, a który posłał list pewnej niewieście, jaka została mu zgłoszona jako "potencjalny współpracodawca", nie wyróżniał się niczym szczególnym pośród szarego tłumu - no wiecie, nie miał super zajebistych ciuchów, bo ubrany był w zwykły mundurek Puchoński, nie wyróżniał się szczególnie wystrzałowym wzrostem, bo chyba mierzył sobie 180cm, tak na dobrą sprawę na pewno nie więcej, a raczej strzelałbym w bardziej minusowe punkciki, tak i jego uroda - nie nazwałbym go raczej szczególnie pięknym - ot, blondyn z błękitnymi oczami i kompletnie przeciętnymi, nieco łopatologicznymi rysami twarzy, który nieco nerwowo tupał teraz butem w podłogę - pokój był pusty, paliła się tylko jedna pochodnia tuż przy wejściu - George, bo tak miał jegomość na imię, wolał widzieć, z kim ma do czynienia i wolałby się z nią spokojnie dogadać - tak na dobrą sprawę sporo ryzykował tym spotkaniem, ale mógł tylko wpaść z deszczu pod rynnę - główny zarządzający tym bajzlem i prowadzący go kompletnie zaginął w akcji - zginął na błoniach i nie było mowy o jakimkolwiek "liczeniu na to, że po prostu się gdzieś zaćpał i dlatego dłużej go nie ma, może gdzieś przeżywa odtrutkę od uzależnienia" - zatrzymał się handel, Ministerstwo zaczęło węszyć - okej, może i mieli ważniejsze sprawy na głowie, niż poszukiwanie młodocianych handlarzy, ale strzeżonego ponoć Pan Bóg strzeże i żaden z nich nie chciał zostać nadmiernie szybko wypierdolony ze szkoły, skoro już zrobili sobie z tego miejsca dosyć niezłą piaskownicę, która przynosiła dosyć niezłe zarobki, dodatkowo - rodzice na pewno by nie byli zadowoleni, gdyby się dowiedzieli, że ich chodzący do VI klasy synek jest średnio przystosowany do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie... Och, zgrozo, nie, nie - nie chciał nawet o tym myśleć, dlatego teraz zadziałał pod presją, decydując się skontaktować z tą dziewczyną z Francuskiej szkoły, o której opowiedział mu Avery - zobaczymy, co z tego wyniknie - Jonathan był stałym i dość zaufanym klientem, raczej nie pakowałby do tej nory kogoś, komu nie ufa i nie polecałby go na "Głównego Kierownika Zamieszania" - a teraz taka osoba była potrzebna wręcz na gwałt... Pozostało dlatego tylko czekać, aż słodka Ślizgoneczka wślizgnie się do pokoju i zaczną ustalać jakieś konkrety - i co najważniejsze: czy w ogóle ją współpraca interesowała, bo to wcale takie pewne nie było - równie dobrze mogła chcieć być "firmą konkurencyjną", a tobie to naprawdę w chuj było obojętnie, dla kogo pracujesz i jak kto tym rozporządza, dopóki była jakakolwiek osoba, która ten zegarek potrafiłaby naprawić i nakierować go na odpowiedni tor.
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Nie Maj 31, 2015 1:52 pm
Przyjaciel Jonathana...
Panicz Avery uporał się z naglącą sprawą niesamowicie szybko i szkolna sowa przytargała Francuzce list jeszcze tego samego dnia, kiedy ucięli sobie krótką, korespondencyjną rozmowę. Najwidoczniej zamachanie drugiemu Ślizgonowi nagroda przed nosem znacznie przyspiesza jego ruchy i decyzje. Bardzo dobrze... Gwendoline nie zamierzała przepuścić tej okazji, ale zanim miała po godzinie policyjnej opuścić nielegalnie swoje dormitorium, niezauważona i nie zaczepiona przez nikogo, musiała się odpowiednio przygotować. Spakowała do torby długa, czarną pelerynę z głębokim kapturem i zasiadła wieczorem na jednej z przyjemnych sof w pokoju wspólnym, skupiając się na lekturze jednej z książek zabranych wcześniej z domu. I przesiedziała tak kilka godzin w stopniowo coraz bardziej pustoszejącej komnacie, czekając, aż ostatnia ara Ślizgonów skończy partyjkę szachów czarodziejów i zniknie za drzwiami dormitorium dla chłopców. Idealnie, miała jeszcze 20 minut, więc niespiesznie przymknęła książkę z cichym pacnięciem i odłożyła ją na stolik.
Peleryna leżała idealnie, buciki z miękką podeszwą nie wydawały żadnego szmeru, a jej głowa utopiła się pod sporym kapturem, dodatkowo upewniała się jeszcze do ostatniej chwili, że nikt jej nie śledzi i otworzyła list drugi raz, tuż po zamknięciu za sobą wrót prowadzących do mekki Ślytherinu. Wtedy koperta wyrwała się jej z palców i cicho trzepocząc zaczęła spokojnie sunąć w stron,e jaką jej odgórnie nakazano, dopasowując się do szybkiego tempa swojego podróżnika. Spacer trochę trwał, nakazał kluczyć w korytarzach, do których Gwen wcześniej nawet nie myślała się zapuszczać,a teraz szeleszczący list nakazywał jej zapamiętywać skręty, jakie miała odtworzyć podczas drogi powrotnej. Przemknęło jej przez głowę, ze to mogła być pułapka, ale i tak nie zawróciła – środki ostrożności były dobre jak na aktualny stan zabezpieczeń tej szkoły. Drugi dealer miał prawo do niepewności. Tak samo jak ona.
W końcu jednak list skręcił ostro i zaczął cichutko stukać w ścianę, z jakiej iluzji z wolna wyłaniał się kształt wrót, które uchyliły się miękko, z cichym skrzypnięciem. Blondynka pchnęła je pewnie i z równym zdecydowaniem wkroczyła do wnętrza sali zatopionej w półmroku, wyhaczając jegomościa zasiadającego na jednej z sof. Koniec jej różdżki błysnął spod czarnego, szerokiego rękawa.
- Orbis. - szepnęła miękko, a świetliste sznury wystrzeliły z podłogi sięgając nóg Puchona i przygważdżając go do sofy. W tym czasie szeleszczący list podleciał na środek sali i porozrywał się na kawałki jak wyjec po skończonym wrzasku. - Na kogo tutaj czekasz...? - dziewczyna niespiesznie i cichu zamknęła za sobą drzwi, po czym cichym krokiem przeszła kilka metrów przed siebie.


Ostatnio zmieniony przez Gwendoline Tichý dnia Nie Maj 31, 2015 1:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Nie Maj 31, 2015 1:52 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Undergoundowy składzik Dice-icon
Result : 3, 5
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Nie Maj 31, 2015 3:55 pm
List prowadził Gwendoline przez mroki nieznanych jej korytarzy - nie było osoby, która poznałaby wszystkie zakątki tego zamku - zawsze pozostawały jakieś kąty, które ponurymi cieniami powinny rzucać się na mapę - tylko że jedyna mapa, która odsłaniała jak najwięcej, należała do pewnej grupki, która bardzo niechętna była do jakiegokolwiek dzielenia się nią i trzymała swój sekret... w sekrecie, hehe - a masło maślane jest maślane - tym nie mniej panienka przybyła tutaj prosto z dystyngowanej szkoły we Francji miała szansę na uchylenie jednego z rąbków - szkolne lochy - miejsce przepełnione chłodnym powietrzem, nieprzyjemną wilgocią i specyficzną dla tych terenów wonią, która osiadała na szatach i nie chciała opuścić nozdrzy przez dłuższy czas - kurz tutaj był przylepiony do podłogi, jakiś szczur przemknął bokiem - to były te tereny, do których nie zapuszczali się nawet nauczyciele, pozwalając im odejść w kompletne zapomnienie - jak widać nie takie kompletne... Panowała tutaj kompletna ciemność - żadnych okien, żadnych pochodni - to znaczy, pochodnie były, jasne - przyczepione do ścian rzucały cienie na ściany, kiedy przechodziła obok nich Gwendoline z prowadzącym ją listem, który wydzielał w tych ciemnościach nie rażące, błękitne światło, rozpraszające mrok - swoisty przewodnik po bezdrożach Hadesu - pochodnie te raczej nie nadawały się na rozpalenie, chyba że najpierw ktoś by się wysilił, żeby je wysuszyć, tylko po co, skoro o wiele łatwiej było się posłużyć światełkiem na krańcu magicznego patyka..?
I tak oto przyszło Gwendoline wkroczyć do komnaty - krokiem pewnym, zdecydowanym, od razu z wyciągniętą przed siebie różdżką, od razu gotowa do ataku - papieros, którego właśnie nieszczęsny George chciał odpalać, wymsknął mu się z palców w napływie paniki - spróbował zamachać rękoma, żeby go złapać, ale wyszło z tego gówienko - i papieros spadł na podłogę, a on wbił się plecami w tapczan, kiedy świetliste pręgi oplotły jego nogi, wlepiając wielkie oczyska w sylwetkę przed nim stojącą.
- Naaa... koleżankę Johny'ego... - Ledwo powstrzymał się przed tym, żeby nie zakończyć tego trybem pytającym i udało mu się wybrnąć na ten twierdzącym, lecz, helloł - daleko temu było do perfekcji, ale podobno głupota nie boli.
Tak i George zamarł w bezruchu, lekko się rozluźniając - list, który wysłał, to był ten sam, który wleciał do wnętrza i rozdarł się na strzępy, całe szczęście...
- Eeeem... Panienka Tichy, jak mniemam..?
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Czw Cze 04, 2015 10:04 pm
Zaklęcie podziałało wyśmienicie. Nie to, żeby choćby przez sekundę w to nie wierzyła, ale jej różdżka pomimo potężnej siły bardzo nie lubiła tak drastycznych zmian, więc często okazywała się być wyjątkowo kapryśna od kiedy noga Panienki Gwendoline postała w tej szkole. Żywy dowód był chociażby na lekcji Transmutacji. Ale tutaj jej ukochana nie zawiodła i zachowała pierwszorzędnie, najwyraźniej czując od swojej właścicielki potrzebę spięcia mięśni i zachowania niezbędnego profesjonalizmu i okazania tym samym wielkiej siły.
Ślizgonka zsunęła z głowy kaptur i pokazała swoją główkę porcelanowej laleczki, spoglądając na nieznajomego z chmurnym i nieufnym wyrazem twarzy.
- Dobra odpowiedź. Ale jeszcze nie wystarczająco dobra. - stwierdziła i przeszła obok niego, ani myśląc zdjąć zaklęcie i wypuszczać różdżkę z uścisku smukłych palców. Wypróbowała drugie zaklęcie, szepcząc pod nosem formułkę Cave Inimicum, ale tym razem o ile celność w roztaczaniu bariery była lepsza, o tyle sam twór szybko opadł jak miękki i zwiewny materiał i rozprysł się na podłodze, niknąc na tle chłodnych kamieni. - Tak... Tichy. - poprawiła go z wymową, jednocześnie stojąc doń plecami i wpatrując ze złością na swoja różdżkę. Odetchnęła, rozpinając poły peleryny i pozwalając sobie zasiąść wygodnie na drugiej kanapie, idealnie naprzeciwko swojego urokliwego i teraz z lekka spłoszonego rozmówcy.
- Spotykam się tu z tobą na temat sprawy, jaką omawiałam całkiem niedawno z naszym wspólnym znajomym. Doszły mnie słuchy, że jednego z twoich ważnych przyjaciół spotkał wyjątkowo smutny los i cała szkoła będzie świadkiem jego ostatniej podróży już na jutrzejszym pogrzebie. - zarzuciła jedną nogę na drugą i pochyliła się nieznacznie, opierając łokieć o szczyt kolana, a łagodnie zarysowany podbródek na kostkach zaciętej w pąk pieści, dłoni. - Abyśmy mieli jasność: Nie ufam ci. Nie ma tu z nami Monsieur Averego, który mógłby potwierdzić twoją tożsamość i waszą znajomość więc daję ci minutę na przedstawienie mi wiarygodnych informacji na temat twojej działalności tutaj albo pokazania mi stosownego dowodu. Mam odrobinę za dużo do stracenia, jeśli jesteś tu z ramienia kogoś innego.


Ostatnio zmieniony przez Gwendoline Tichý dnia Czw Cze 04, 2015 10:16 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Czw Cze 04, 2015 10:04 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Undergoundowy składzik Dice-icon
Result : 4, 2
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Sob Cze 06, 2015 7:36 am
Ach, no tak, różdżki... te parszywie wredne stworzenia, które potrafiły płatać największe figle, jeśli tylko wyczuwały jakiś rodzaj słabości u swojego właściciela, choćby najmniejszy, te, co potrafiły robić psikusy dla zasady i te, które się buntowały, kiedy coś nie zgadzało się... z ich światopoglądem - zabawne, prawda? Mówimy o kawałku patyka jako o czymś, co ma własny charakter i jak nikt inny potrafi płatać figle w najmniej odpowiednich momentach - tym nie mniej węzy się nawet udały, a sprzedawca nie miał najmniejszego zamiaru z nimi walczyć, bo i po co? Miał tutaj wspólny interes z tą niewiastą, zresztą jego minimalistyczne, szare komórki nawet nie chciały wchodzić na tory typu "o niee, suka walnęła mnie zaklęciem, to ja też ją czymś walnę!" - nie, nie - on był aktualnie za bardzo przejęty sytuacją w szkole - śmiercią szefa, który jak dotąd załatwiał dostawy z zewnątrz i wszystkim kierował. Ministerstwem Magii szkole (o zgrozo, wszak pojawił się sam Minister Magii!), tym całym pogrzebem, który się zbliżał... to nieco wykraczało poza normę przetrzymania młodocianego handlarza, rokującego sobie chyba mimo wszystko marną przyszłość w tym zawodzie przez dość słabe nerwy...
- T-ten pokój ma zabezpieczenia, tak szefuńcio mówił. - Uniósł rękę, by wskazać palcem ścianę, wpatrując się ciągle w Tichy, której uroda trochę... odjęła mu mowę, mówiąc krótko - automatycznie jego oczy odszukały jej klatkę piersiową, ale niestety niewiele można było dojrzeć pod jej szerokim płaszczem, co ułatwiło mu powrót do jej głowy. - Eee... Mon...-sie... - Spróbował automatycznie dość sztywno i nieudacznie powtórzyć za Gwendoline. - Jonhy wyjechał już chyba do Durmstrangu, od dłuższego czasu o tym wspominał, no i jego starsi nie byli zbyt zadowoleni... - To, co słyszał, to powiedział, nie był w końcu w stałym kontaktu z kimś takim jak Avery, pochodził ze zdecydowanie zbyt niskich progów. - Tej, ja tak samo ryzykuję! - I chyba teraz do niego to dotarło, nie wpadł na pomysł, że mógłby tutaj trafić ktoś niepowołany. - Ale udowodnić... no mogę ci udowodnić! Looknij do tamtego pudełeczka w rogu. - Wskazał palcem. - Tam są bletki i różne syfy do palenia... resztka już, ale ostało się, szefuńcio zawsze wszystko sprzedawał, mamy teraz problem... więc tego... jak masz jakieś pomysły i możliwości rozkręcenia interesu to wiesz... Ja chętnie pomogę. - Wzruszył lekko ramionami - nie to, żeby nie lubił poprzedniego gościa, który rozkręcał to miejsce, ale też nie byli sobie jakkolwiek bliscy, a dopóki były narkotyki i galeony, nie widział powodów, żeby nie zamienić poprzedniego szefa na... nowego. - Ino teraz ciężko, bo jakaś szmata z Ministerstwa kręci się po szkole. - Ciągle miał szeroko otworzone oczy, jak takie ciele, co wpatruje się w mamę-mućkę, cicho rżąc i licząc na to, że dostanie odrobinę mleka, bo samo nie ustoi na nogach. - Mogę ci ustawić jakieś spotkanie z kimś, kto jest pewniejszym klientem i częściej u nas kupuje. I poszedłbym z tobą, żeby nie było, że jakaś pułapka, hę? Co ty na to?
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Wto Cze 09, 2015 11:14 am
Specjalny pokój z rzekomymi 'zabezpieczeniami' w zapomnianej części lochów był cholernie... dobrym pomysłem. Choć ta konkretna kanciapa była do bólu i wręcz pretensjonalnie dealerska, a Gwendoline nawykła do nieco innego otoczenia.
- Trzeba tu będzie zmienić co nieco... - mruczała do siebie, przejeżdżając palcem po zakurzonym stole niedaleko kanap. Najwidoczniej całkiem szybko rozgaszczała się w nowym miejscu. Miała już nawet dalekosiężne plany co tutaj zrobić na czas jej urzędowania – miejsce było idealnie osadzone, trzeba było tylko zmienić styl i rolę jaką dotąd miał. Choć zabezpieczenia, jakie dziewczyna z czasem skontroluje, na pewno pozostaną tu nieruszone.
Czy on próbowałam wypatrzeć jej cycki spod pół płaszcza? Naprawdę...? Wyjątkowo odważny, ale tak nieporadny w tym co robił, ze aż szkoda było przyłożyć mu zaklęciem oślepiającym; choć nie ukrywała, że świerzbiła ją do tego ręka i zapewne nie będzie miała interesu w powstrzymywaniu się od tego za każdym kolejnym razem. Na razie zależało jej na względnie spokojnej pogawędce. Nawet jeśli początkowy tor średnio ją zadowolił. Panicz Avery w Durmstrangu? ...pozostawało zatem mieć nadzieje, że nie dostanie Avadą w plecy za chrapanie w rosyjskim dormitorium.
Blondynka wycelowała różdżkę w stronę niewielkiego pudełeczka i przywołała je krótkim zaklęciem Accio, jakie udało się na tyle, że może i nie wpadł jej w dłonie ale przesunął się po kawowym stoliczku, jaki dzielił dwoje rozmówców i zatrzymał się dopiero pod naciskiem jej palców. W środku faktycznie znajdowało się kilka o dziwo mugolskich bletek, liście rapustnika, kilka obkurzonych filtrów i folijek z różnego rodzaju pomniejszymi narkotykami albo ich reszteczkami oraz jakaś stara zapalniczka benzynowa.
- Same śmieci. - skomentowała i przymknęła pudełeczko, ale zdawała się usatysfakcjonowana do poziomu w którym może kontynuować rozmowę bez uśmiercania Puchona. - Zapomnij o swoim 'szefunciu' i jego przedpotopowych zasadach i produktach. Od dziś będziesz pracował dla mnie. Będzie o wiele niebezpieczniej, ale i o wiele bardziej opłacalnie, bo lubię dobrze płacić za dobrze wykonaną pracę. - oho uśmiech. Pierwszy dzisiaj. - Po pierwsze powiedz mi czy jest tutaj więcej łączników takich, jak ty; czy może reszta też robi za puzzle dla 'suki z Ministerstwa' i właśnie teraz nad nami kładą ich do grobu? Jeśli są, to nie musisz ich ze mną poznawać, kładę ich głowy i odpowiedzialność za nich pod twoją pieczę. Po drugie: wyślij mi sową przybliżoną listę waszych klientów, skupiając się najmocniej na stałych. Po trzecie i najważniejsze: zapominasz jak mam na imię, od dziś aż po koniec świata jestem dla ciebie 'M.', jasne? - odsunęła pudełeczko dalej od siebie.
Pozostawało pytanie czy chciała za sobą ciągać tego chłopaczka na spotkania z klientem... ostatnie co lubiła to obstawa, a z drugiej strony, jeśli byłaby to pułapka, to on na niewiele by jej się przydał. Klamka zapadła.
- Umów. Nawet jutro, zaznaczając by skontaktował się ze mną i nakreślił co chciałby na miejscu kupić. Ale pójdę tam sama... a żeby trochę lepiej zacząć naszą współpracę... - zaczęła i wyciągnęła szeleszczący mieszek z torby rzucając go na kolana chłopaka. 5 Galeonów. - Nie wydaj na głupoty.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Wto Cze 09, 2015 6:22 pm
Chłopak pokiwał skwapliwie głową, po czym dotarło do niego, co powiedziane zostało i rozejrzał się po pokoju... no aż trudno mu nie wybaczyć z tym jego pieskim spojrzeniem wbijanym w Gwendoline, która była wręcz zjawiskowo piękna, w dodatku uroku dodawał jej akcent, bardzo ładny akcent... generalnie nie muszę chyba mówić, że dziewczę miało go już w kieszeni? Samą swą aparycją zdziałała bardzo wiele, a posiadając niewymuszoną charyzmę mogła go teraz pociągnąć za sobą jak marionetkarz swoją laleczkę - naturalnie pierwsze zauroczenie czasem mijało, jeśli się o nie nie dbało, jednak przecież Tichy miała tyle doświadczenia w tym zawodzie, by doskonale wiedzieć, jak ważna jest lojalność współpracowników, zwłaszcza ta kompletnie niewymuszona, gdy pracownik dałby sobie dla szefa, z miłości, łapę odciąć i jeszcze by się cieszył, że mógł aż tyle poświęcić, bo przecież on niegodny...
- Ale tu jest całkiem przyjemnie... - Wymruczał sam do siebie, pod nosem - nigdy mu nie przeszkadzał wystrój tego wnętrza, no ale to w końcu laska, a laski, jak wiadomo, mają swoje widzi-mi-się, dlatego nic więcej nie powiedział i powrócił do obserwowania ruchów jego obecnej szefowej, jaka zaczęła się tu rozglądać, by zaraz energicznie skinąć głową. - Tak jest, szefowo! - Co za różnica, komu służymy, kiedy jest szansa, by mieć nawet lepsze warunki pracy niż dotychczas i jeszcze więcej frajdy? Taka drastyczna zmiana niby była dość trudna, zwłaszcza w takich warunkach, ale zatrzymywać handel aż do przyszłego roku szkolnego to z drugiej strony jak strzelenie sobie w stopę. - Jest jeszcze trzech chłopaków, postaraliśmy się, żeby mieć kogoś w każdym domu, no i oni czasami mają jakiś pomagierów tymczasowych... zajmę się nimi! - To akurat nie było nic nowego, wcześniej również kontrolował wszystkich, a pomimo swojej prostoty i względnym "półmózgowiu" wychodziło mu to nad wyraz dobrze - może właśnie dlatego, że zbyt wiele nie próbował myśleć, tylko robił to, co wiedział, że trzeba zrobić, bo szef tak powiedział..? 
Wyciągnął ręce i złapał mieszek pobrzękujący paroma monetami i uśmiechnął się pięknie, ważąc go w dłoni, by wyszczerzyć do Gwendoline zęby.
- Wszystko będzie śmigać jak w zegarku! Umówię panią na jutro z jednym z naszych stałych bywalców, pani M!
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Wto Cze 09, 2015 7:14 pm
Co najmniej jeden na dom i jeszcze dodatkowe odgałęzienia, a ich główny szef własnie kilka dni temu poległ na błoniach. Czyżby... przebłysk wręcz niewiarygodnego farta? Aż szkoda, że ludzie, jacy tam poszaleli właśnie w tej chwili na wieczność łączą się z glebą i stają oficjalnym szwedzkim stołem dla mieszkającego tam robactwa. Może z zadowolenia z takiego obrotu spraw, Gwendoline mogłaby kupić kilka bukietów kwiatów i złożyć na ich grobach? Gdyby tylko to nie była taka strata pieniędzy.
Kiwnęła delikatnie głową, poprawiając wsuniętą na dłoń, białą rękawiczkę; zarysowując już plan strategii pod przymkniętymi do połowy powiekami, spod których spoglądała na przygwożdżonego do fotela chłopaka. Coś sądziła, że teraz już nie tylko Orbis trzyma go wciśniętego w wygodne siedzisko i na myśl o tym uśmiechnęła się miękko, sprawiając, że kącik ust zadrżał jej nieznacznie.
- Idealnie. - podsumowała i zatoczyła jasną różdżką kółko w powietrzu, celując nim w chłopaka i rzucając szeptem krótkie Finite, od którego świetliste sznury zaczęły powoli niknąc, aż wreszcie zrobiły się transparentne i wyparowały, nie krepując już dłużej ruchów jej ofiary. Potem odsunęła nieco czarny płaszcz i wsunęła swoją przyjaciółkę w specjalną kaburę na udzie tuż pod spódnicą. - Pełnej listy nie musisz sporządzać na jutro, ale chce ją mieć na dniach, żeby na czas sprowadzić towar. Tym niemniej informacje o pierwszym kliencie prześlij mi już jutro. Imię i nazwisko, rok, dom, co zwykle zamawia i co chce zamówić tym razem. I ewentualnie jakiś komentarz jeśli zajdzie potrzeba. - podniosła się i wyminęła sofę, przesuwając dłonią po szczycie jej oparcia, nie odrywając spojrzenia od rozmówcy. - Ah... i kontaktuj się się ze mną tylko szkolnymi sowami. Do zobaczenia, to była urocza i upajająca rozmowa. - zarzuciła kaptur na głowę i opuściła komnatę nie przedłużając.
Miała jeszcze naprawdę dużo do zrobienia, a bez listy klientów nie ma jak iśc dalej i rozdzielcac zadań; resztę trzeba zatem pozostawić na drugi kontakt.

z/t
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Wto Cze 09, 2015 9:27 pm
Kolejne skwapliwe skinięcia głową - wszak skoro pani tak mówi, to pani dostanie! I to w sposób najdoskonalszy, na jaki tylko stać było takiego półgłówka - rany, rany, jeszcze został pochwalony, że to była przyjemna rozmowa! Kobieta wyszła, a on, rozmarzony, uwalił się na sofie z głupkowatym uśmiechem, zamiast od razu się wziąć do roboty, to rozpływając się w marzeniach - chyba... to też można mu wybaczyć? Wychodzi na to, że temu chłopakowi można wybaczyć zastanawiająco wiele przewinień - grunt, że wywiązał się nienagannie z obowiązku - jego nowa chlebodawczyni dostała konkretną karteczkę mówiącą kiedy, gdzie i z kim się spotka, oraz z czym ma przyjść...
[z/t]

Gendoline Tichy +5PD
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Nie Sie 09, 2015 10:16 am
Większość uczniów szkoły, a już zwłaszcza Ślizgonów udała się pędem na mecz ich ukochanej drużyny, jaka miała zmierzyć się ze sportowcami z Domu Kruka, jacy zbiegali pewnie właśnie z jednej z wież. Okazja wydawała się Gwendoline po prostu idealna, zwłaszcza, że po pierwsze na pewno nikt z uczniów jej nie przeszkodzi, bo lochy obecnie były praktycznie puste, a niedobitki i outsiderzy siedzieli w dormitoriach albo włóczyli się po wyższych piętrach szkoły. Po drugie, większość nauczycieli na pewno udała się na mecz. Po trzecie: w drużynie Ravenclawu grał nie kto inny, a jej mroczny kundel i to na wielce odpowiedzialnej pozycji, co dawało 100% pewności, że jego jestestwo będzie się znajdowało w tym czasie w określonym miejscu i będzie zajęte czymś innym, niż np. próbą wykorzystania małej publiki w murach szkoły i rozpoczęciem kolejnego nielegalnego pojedynku z Francuzką. Na kolejną spontaniczną walkę nie było mowy, najpierw musiała się przygotować, w końcu tylko na boisku gra była ładna i czysta.
Kiedy skandujące tłumy umilkły, przenosząc się na trybuny na dalekich peryferiach błoni, dziewczyna wzięła ze sobą wszystkie części zamówionych tkanin i nożyczki: śliczne jasne nici, pieszczący palce jedwab, pudełeczko igieł, garść mięciutkiego gęsiego pierza i pewien niewielki skrawek ciemnego drewna, jaki wściekle pulsował jej w dłoni. Prawie jakby każdy milimetr jego powierzchni (małej tak swoją drogą), jaki stykał się z jej skórą, starał się wbijać w nią szpileczki. Prawie jakby trzymała w dłoni malutkiego, rozwścieczonego Sahira o wyjątkowo ostrych ząbkach. I tak po części było. Na szczęście ślady po tego rodzaju atakach były zupełnie niegroźne, pozostawał jedynie dyskomfort, jaki czuła z tego tytułu przez całą drogę od Dormitorium do składzika dealerów. Drzwi do komnaty były otwarte, w końcu póki co nic takiego tutaj nie było, a dobrym testem na wytrzymałość była sama ciemna i wyjątkowo długa i zniechęcająca droga tutaj. Jeśli pojawiłby się ciekawski poszukiwacz, jaki nie miałby żadnej gwarancji, że spotka na końcu tej trasy cokolwiek, zawróciłby już pewnie trzy razy. Ale ona wiedziała i kiedy w końcu w ciemności, jaką dopiero w późniejszym czasie tego spaceru lekko rozpraszał mdły blask końca różdżki, wreszcie zamajaczyły drzwi, na twarzy blondynki aż pojawił się nieco zmęczony uśmiech. Nie była wyczerpana tą podróżą, ale z racji tego, że zawędrowała do tego miejsca zaledwie raz, to nawet w jej głowie pojawił się przebłysk możliwości zgubienia się. Na szczęście mylny. Nacisnęła klamkę i wsunęła się do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi i gasząc światło różdżki na rzecz odpalenia trzech pochodni w niewielkim pomieszczeniu. Była sama, nie było tu popalającego cwaniaka, ani innych jego ewentualnych kolegów – wspaniale.  Podeszła do kanapy i rozłożyła wszystko na stoliku, układając w pedantycznym porządku i bez pośpiechu zabrała się do roboty.
Najpierw złożyła długie pasmo jedwabiu i złączyła je szpileczkami w strategicznych miejscach, po czym długimi i ostrymi nożycami zaczęła wycinać w nim całkiem humanoidalny kształt, przypominający ciasteczkowego stwora. Okrągła duża główka, parówkowate nogi i ręce doczepione do trzymającego wszystko tułowia. Cały wykrój był niewielki, swobodnie mieścił się w dłoni dziewczyny, ale był też na tyle duży by nie sprawiać jej zanadto problemów, by w tym mdłym świetle mogła umiejętnie zszyć ze sobą krańce obu warstw jedwabiu, ale nie w pełni. Zszyte były jedynie nóżki oraz rączki małej szmacianki, jej ramiona i części główki nadal wisiały smętnie. Nie na długo na szczęście, bo wkrótce dziewczyna, zaczęła rwać subtelne mniejsze pierze gęsi i wkładać je delikatnie do środka, by obwisłe ciałko jej tworu zaczęło wypychać się jak pluszak albo poduszeczka. Przerwała dopiero na wysokości brzucha i sięgnęła do niewielkiego i cienkiego kawałka lekko zawijającego się drewienka, które przybliżyła do twarzy, by popieścić je buziaczkiem, jaki rzucił się elektrycznymi kopnięciami na jej wargi. Po tym akcie bestialsko utopiła go w piórach wewnątrz tworzonej zabawki i stopniowo napełniła twór do końca, zamykając na jego szyi ostatnie szwy, jakie ładnie zapieczętowała, by się nie pruły i odcięła koniec nożycami. Łatwiejsza część już za nią. Smętny, napompowany twór leżał na zakurzonym stoliku i czekał aż palce kreatora tchnął w niego życie albo przynajmniej nadadzą cel jego istnieniu.
- Magicus extremos. - mruknęła, nie mając pewności czy jej różdżka się teraz nie zbuntuje, a potrzebowała pełni jej możliwości. I już nawet nie chodziło celność zaklęcia, ale o jego siłę. I aż sapnęła czując jak tym razem jej różdżka wypuściła z siebie prawdziwą petardę i na jedno najbliższe zaklęcie przesyciła się gwarancją podwojonej siły. Aż dreszcze zaigrały dziewczynie na wysokości mostka, kiedy przysunęła kraniec swojej broni do napompowanej pierzem zabawki w której wnętrzu cenny odłamek różdżki wampira nawet przez materiał jedwabiu miał dzielny zamiar bić się z Gwendoline i wysyłała ku temu całkiem odczuwalne sygnały. ...nawet odcięta głowa wilka może nadal odgryźć rękę. Dziewczyna miała to na względzie ale tu i teraz posiadała najlepszy, i najpewniejszy kaganiec na ziemi.
- Dacium.
Celność nie wyszła tak perfekcyjnie jak wcześniej, ale tak długo jak różdżka była przystawiona do nieruchomego przedmiotu, nie było to nieomal żadnym problemem. Zaklęcie wystrzeliło z jej końca i zwaliło się na szmaciankę, pętając odłamek obcej różdżki silnym kagańcem i rozchodząc się na wszystkie strony, do parówkowatych rączek i nóżek do okrągłej, dłużej główki. Wtedy bunt ucichł.
- Nie miałeś szans. - uśmiechnęła się drwiąco i i cofnęła szybko, by oprzeć plecy o sofę i zadrzeć głowę na tył, by ta opadła nieruchomo na szczyt siedziska. Skronie jej pulsowały, wyczuwała zapach krwi, jaki w każdej chwili mógł popłynąć z jej nosa, dodatkowo nieco drżały jej uda i dłonie, które oparła na kolanach. Oddychała ciężej, bo czuła, jak energia ucieka z niej, jak z przebitego balonu i nie była do końca pewna kiedy to się zakończy, bo zaklęcie poszło po prostu idealnie. To mogło wymagać ceny większej niż początkowo zakładała. Powieki nagle nabrały na ciężkości i nie chcąc z tym walczyć po prostu je przymknęła i starała się ignorować rosnące piszczenie w uszach, jakie alarmowało o nadciągającej możliwości omdlenia.
Nie wiedziała ile tak trwała. Dziesięć minut? Dwadzieścia? Coś jej mówiło, że na pewno nie minęło więcej niż pół godziny, kiedy mogła w końcu przełknąć ślinę, jaka popłynęła po wyschniętym gardle i dźwignąć ciężką, i osowiałą głowę z oparcia fotela, żeby tym razem posiedzieć chwilę ze spuszczoną główką do momentu aż piszczenie zaniknie. Pofolgowała sobie. Aż zerknęła na spokojnie leżącą na swoim miejscu kukłę i zabrała się za pakowanie resztek przyborów do szycia do swoich opakowań i zrywek, a potem do torby. Na samym wierzchu spoczęła jasna, śliczna kukiełka, która została zamknięta przed światem klapą eleganckiej, szkolnej torby.
Gwendoline musiała się dostać do dormitorium przed wracającymi z meczu kibicami i udało jej się to, choć było naprawdę niewymownie blisko.

z/t
______________________
Magicus extremos -> 5,6
Dacium -> 3,6 (+1 do siły, bo Magicus extremos)

Mistrz Gry: - 20 PŻ


Ostatnio zmieniony przez Gwendoline Tichý dnia Nie Sie 09, 2015 10:35 am, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Nie Sie 09, 2015 10:16 am
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

#1 'Pojedynek' :
Undergoundowy składzik Dice-icon
#1 Result : 5, 6

--------------------------------

#2 'Pojedynek' :
Undergoundowy składzik Dice-icon
#2 Result : 3, 5
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Wto Lis 17, 2015 11:40 am
George bardzo lubił swoją małą robotę – poważnie! Nic nie dawało mu tak szybkich pieniędzy w tak krótkim czasie, zniżek na używki i swego rodzaju prestiżu w szkolnym półświatku. Choć niewątpliwie takie niebezpieczne hobby miało swoje malutkie minusy, jak szansa wywalenia ze szkoły przy przyłapaniu, przyczynienie się pośrednio do czyjejś śmierci przez przedawkowanie, napsucie sobie treści swojej kartoteki jeszcze przed osiągnięciem dojrzałości, oraz swoje duże minusy, jak: Sahir Nailah. Tego konkretnego recydywistę George starał się trzymać na dystans i taki układ zdawał się odpowiadać im dwóm, bo niemile widziane jest bratanie się na widoku ze swoim dealerem. Na nie-widoku też. Nie zmieniało to jednak faktu, że gość był po prostu przerażający, a biednemu Georgowi ufał ze wszystkich roznosicieli chyba najbardziej. Na Merlina, ile ulgi poczuł, kiedy jego nowa pracodawczyni powiedziała, że wyręczy go w ostatniej dostawie dla Nailah'a i Puchon sądził, że tak zostanie już na zawsze, a on odetchnie pełną piersią powietrzem wolności.
Niestety był skazany na niuchanie starego, typowego dla lochów, kurzu, dopalając w pospiechu już trzeciego papierosa pod rząd i czekać na wampira. I nawet George nie był takim idiotą, by nie połączyć kropek – Krukon zamówił aż dwa litry krwi, więc był w chuj, w chuj, w chuj głodny, a on miał mieć tu z Nim schadzkę sam na sam. Bajecznie po prostu.
Chłopak zerknął na swojego trampka, którym nerwowo ruszał, trzymając jedną nogę założoną na drugą, tak, by kostka opierała się na kolanie. Po tym wypuścił gęsty kłębek dymu, który przytrzymał za długo w płucach, przypłacając to kaszlem, który męczył go po tym prawie minutę.
Odchrząknął i pouderzał się pięścią w mostek, czując, że traci na rezonie. Miał ochotę uciec, ale zamiast tego tylko zerknął na całe zamówienie, które leżało na kanapie obok.
Sponsored content

Undergoundowy składzik Empty Re: Undergoundowy składzik

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach