Go down
Nauczyciele
Nauka
Nauczyciele

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Nie Wrz 04, 2016 1:50 pm
Nauczycielka wysłuchała wypowiedzi woźnego, nie przerywając stukania butem i nie odwracając zielonych oczu od swoich podopiecznych. Dla obiektywnej oceny sytuacji potrzebowała wersji obu stron, dlatego gdy tylko Argus zakończył swój wywód, zwróciła się do uczniów.
- Macie coś do powiedzenia na ten temat? - Unosząc lekko brew wysłuchała tłumaczeń Ismael, podnosząc dłoń gdy Filch usiłował przerwać dziewczynie. Z ciekawością przyglądała się też dziwnie milczącemu Jerome. Gdy emocje wreszcie nieco opadły, westchnęła i z nie zdradzającym żadnych emocji wyrazem twarzy pokręciła głową.
- Jacyś gryfoni, tak..? - Kącik ust nauczycielki zadrgał. - Cóż panie Filch... - uśmiechnęła się do woźnego. - Wydaje mi się, że nie damy niestety rady ustalić winnych. Ale jestem pewna - tu jej wzrok znowu spoczął na Blake i Drake'u - że jako godni przedstawiciele Hufflepuffu, Ismael i Jerome pomogą panu przywrócić gabinet do poprzedniego stanu. Prawda? - Spojrzała na nich wyczekująco i kontynuowała, nie czekając na odpowiedź. - Proszę ich tylko powiadomić, gdy będzie pan gotowy. A teraz dziękuję. - Pożegnała ich skinieniem głowy i wróciła do dopieszczania tentakuli.


z/t dla wszystkich*
*:
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Sro Paź 26, 2016 3:46 pm
Miałeś rację, skubańcu. Kiedy tylko Alice została sama a krew odpłynęła z jej zaczerwienionych polików - ojjj, a trwało to bardzo długo. Kilku osobom musiała wmówić, że chyba się przeziębiła - puchońska łepetyna nie zastanawiała się czy to się stało, tylko - na brodę Merlina - JAK?! No bo jakim cudem, ta ciskająca gromy z ocząt w stronę każdego biedaka, który postanowił się za bardzo zbliżyć dziewuszka tak po prostu uwiesiła się na Rainie? Pojęcia bladego nie miała, ale... Czemu nie? Przecież to nie było złe. A jak coś nie było złe to nie było sensu przed tym uciekać, prawda?
Wiedziałeś to od dawna. Skurczybyku.
I cieszyła się z tej "raaandkiii" - to wcale nie była randka! - nawet jeśli przeklęty deszcz pokrzyżował jej plany. Ten z nieba oczywiście. Ha! Cieszyła się nawet z żółtej sukienki, którą pożyczyła sobie z kufra Kim, mając zamiar ją zwrócić zanim jeszcze właścicielka zorientuje się, że brakuje jej tego kawałka szmatki. Sporego kawałka - żeby nie było - grzecznie odcinającego się pod szyją niewielką łódeczką i sięgającego za kolana, z których jedno - rano mocno zasinione i przyzdobione czerwoną pręgą, Alice zamalowała farbą... Taką zwykłą, do malowania obrazów, no ale skąd ona niby miała wziąć podkład?! Poza tym jeśli coś było głupie a działało... No właśnie. I no właśnie, bo tak po prawdzie to bardzo jej się ta sukienka podobała w pustym dormitorium, gdzie - bezwstydnie odmóżdżona - okręcała się przed lustrem to w jedną, to w drugą stronę i szczerzyła się do siebie jak nienormalna, ale kiedy przyszedł czas żeby wyjść między ludzi... Puchonka miała wrażenie - zapewne całkiem słuszne - że wszyscy się na nią gapią. Uch, w końcu niecodziennie widziało się prefekt Hufflepuffu w sukience i to jeszcze z wielkim workiem na plecach. Dlatego jakoś tak kurczyła się w sobie, próbując wydostać się z zamku najmniej uczęszczaną drogą i przysłonić odkryte łydki. Matko bosko... Czy Blaise kiedyś nie powiedział, że są za grube?  
Umrze ze wstydu. Umrze jak nic! No ale przecież chciała się tylko postarać. Dla niego. Troszeczkę... Głupia. Dobrze, że chociaż sweter zabrała.
Stanęła pod szklarnią, oglądając się to w jedną to w drugą stronę, czy przypadkiem nikt się obok nie kręcił i w końcu weszła do środka. Ściągnęła z głowy ten szary sweter, który gdyby tylko nie został użyty jako chroniący przed deszczem  turban sięgałby jej kolan i - nie dostrzegając tego, że materiał naelektryzował jej kręcone włosy i zrobił z nich afro - zarzuciła go sobie na ramiona. W szklarni było całkiem przyjemnie... Nie padało, dzięki nie do końca szczelnym szybom powietrze nie robiło się zastałe a żółte światło, tak charakterystyczne przed burzą łagodnie rozświetlało pełne kwiatów wnętrze. I jak pachniało! Na szczęście dawno nie nawozili... Puchonka ruszyła między te wszystkie roślinki, poszukując najlepszego miejsca i w końcu zatrzymała się mniej więcej w 2/3 długości szklanego budynku. Ściągnęła z pleców pękaty worek i zaczęła wypakowywać na ziemię jego zawarość. Pożyczony z Pokoju Wspólnego koc, kilka wielkich - oczywiście bardzo miękkich - poduch, jakieś precle... O tak. Dużo precli i ciasteczek, tym razem nie pożyczonych, bo przecież skrzaty same wepchnęły jej w blade dłonie więcej słodkości niż byłaby w stanie unieść. I sok. Dyniowy. Dużo soku, bo Blaise lubił dynie... Chyba.
Wreszcie ta cała miniaturowa spiżarnia została ułożona na kocu i kolorowych serwetkach. I były owoce! I dżem, gdyby jednak ten Padalec nie opchał się nim na śniadaniu i... I było by bardzo głupio, gdyby te wszystkie pyszności miały zostać pożyczone przez jakąś pełną macek roślinę, co to stwierdziła, że to miła odmiana w pełnej much diecie. Te tutaj nie wyglądały groźnie, ale kto je tam wiedział? Alice chwyciła więc w rękę leżącego nieopodal patyka i zaczęła delikatnie dziugać wszystkie rosnące obok kwiatki.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Czw Paź 27, 2016 12:21 am
Padało.
Oczywiście, że musiało padać, ale jakoś samemu Panu Deszczowi to nie przeszkadzało - nie należał do jednych z tych, którzy narzekaliby na pogodę tudzież martwiliby się, że coś nie wyszło, tylko dlatego, że pogoda miała swoje foszki - ogólnie... mało narzekał. Jakby na to nie spojrzeć - pewnie za mało. Bardzo wiele osób mówiło, że wsypowiadanie się ze swojej historii, swoich grzechów, przewinień i żali powodowało, że człowiek czuł się lepiej - Blaise słyszał to tyle razy, że zaczął sądzić, iż było to jedno z tych kłamstw, które specjalnie tyle razy powtarzano, żeby stało się prawdą - i ludzkość w końcu wypowiedziała to milion razy milion. Takim sposobem ludzie uwierzyli.
Rain nie uwierzył.
Wpatrywał się w szare niebo, stojąc u wyjścia ze szkoły, oparty o framugę wrót - oprócz niego nie było żadnego chętnego do wychodzenia - te bardzo nieliczne chwile, w których w tym korytarzu nie trzeba było się rozpychać,nie trącało się nikogo łokciami i nie trzeba było się obawiać tego, że trafi się na jakiegoś Ślizgona, który zaraz zwoła kumpli i będzie srogi wpierdol, zaś świeże powietrze (uwielbiał ten orzeźwiający zapach ozonu pomieszany z wonią świeżej trawy) tylko zachęcało do tego, by jeszcze chwilę tutaj postać - może przestanie tak padać..? Może warto by było znaleźć jakiś czar sprowadzający parasolkę? Może... Rain odbił od progu i zawrócił do swojego dormitorium, wiedząc, że piknik na świeżym powietrzu nie wyjdzie - i chuj, co to, niby jakaś przeszkoda? O dziwo wcale nie czuł się... zawstydzony, nierealnie, nie miał złudnie sennego wrażenia - wszystko było właściwie bardziej namacalne niż wczoraj, bardziej wyraźne, bardziej wyostrzone - kiedy spojrzał na siebie w lustrze, na swoje jadowicie zielone tęczówki, na swoje wargi, długie pasma włosów, miał wrażenie, że był jakiś... inny. Bardziej... coś było bardziej. Coś było mocniejsze. Pewniejsze.
Przejechał dłonią po swoim obrazie i odbił od lustra, by przebrać się z mundurku, który wywiesił w szafie w coś bardziej "na co dzień" - coś bardziej pasującego do, hohoho, randki - bo list do niego dotarł, ot co! - tylko brakowało mu eleganckich ciuchów - i był chyba jednak zbyt prosto myślący, by wpaść na wielkie szykowanie się - takim sposobem skończył w koszulce z nadrukiem Led Zeppelin i dżinsowych spodniach oraz czarnej skórze (albo raczej materiale go przypominającym) - wszystko w miarę zadbane, ot co! - i był zwarty i gotów do drogi... a czekała go jeszcze sroga przeprawa!
Przecież obiecał Alice kwiatki.
Wyszedł na zewnątrz, na ten deszcz, bez chwili zawahania, bez najmniejszego zastanowienia - ot, jakby wchodził do kolejnego zamkniętego pomieszczenia - deszcz wcale nie był nieprzyjemny pomimo swojego chłodu, chronił przed nim zresztą kaptur z materiału przyszyty do skóry, który zarzucił na łeb, wychodząc głębiej na błonia - znalezienie kwiatków o tej porze trudne nie było, mógł zerwać pierwsze z brzegu stokrotki, ale to jakoś nie było satysfakcjonujące - te najbliżej, te tutaj, były zbyt marne, zbyt krótkie - więc polazł i zdobył te spod Zakazanego Lasu - parę tych dłuższych, wysookiiich!
Oczywiście jak na chłopa przystało nie wpadł na to, żeby je oberwać ze wszystkich frędzli i naprawdę wyglądały na najzwyklejsze chwasty zamiast ładny bukiecik.
Oh well.
Dumny mężczyzna z dumną płotką zamiast rekina.
Kiedy otworzył drzwi do cieplarni był właściwie cały przemoczony (co mu nadal nie przeszkadzało) - ściągnął z łba kaptur i potrząsnął głową - mokre pasma włosów przylepiły się do obnażonego karku i policzków - wsunął w nie ręce i przejechał po nich, pochylając się do przodu, by jak rasowy kundel nieco się otrzepać, nim podniósł głowę i rozejrzał się w poszukiwaniu damy swego serca.
O, oto była!
Czy ona właśnie gwałciła kwiatki?
Dopiero teraz, jak ją zobaczył, poczuł się jakiś... zestresowany?
Zwłaszcza, że zdębiał na jej widok, takiej zadowolonej, w żółtej sukience.
Może uciec póki jeszcze była okazja?
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Czw Paź 27, 2016 10:42 am
Poznanie części historii Blaise'a (wróć! To była raczej informacja) było... Po prostu było. Pozwalało spojrzeć na niego z trochę innej perspektywy, nawet jeśli puchoński łepek wciąż jeszcze odsuwał od siebię tę myśl. Nie panikować! Ha! Jakie to było proste... Przez kilkanaście godzin... Kiedy nie trzeba było jeszcze zrywać kartek z kalendarza (w dormitorium puchonek wisiał taki duuuży, z całymi miesiącami) a dłonie, poliki - matuchno moja, nawet usta - ciągle pamiętały jego dotyk. Alice nie zastanawiała się więc, czy Rain podzielił się z nią tą informacją świadomie czy w nagłym przypływie strachu spowodowanego tym atakiem, ani czy wyznanie tej prawdy w jakikolwiek sposób mu pomogło, ale... Chciała mu pomóc. Nawet jeśli pole manewru miała bardzo ograniczone i miało to onaczać przytarganie z kuchni tuzina słoików dżemu, to wiedziała, że mogłaby targać te pieprzone słoiki codziennie, jeśli tylko miało to sprawić, że Blaise się uśmiechnie. A reszta? Nie to co będzie tylko to co było? Nic na siłę...
Nie przyjdzie. Wystraszy się deszczu, spotka po drodze kolegów, pójdzie do biblioteki powtarzać do egzaminów... No dobra, teraz przesadziła. Parsknęła nawet cicho pod nosem, dziugając kijkiem kolejną roślinkę. Może faktycznie to myślenie jej szkodziło? Chociaż gdyby się nad tym zastanowić... Dobra, zostawmy ją lepiej bo z tego nic dobrego jak widać nie wynika. Ot, typowa baba przed raaandkąąą (to NIE! była randka) z poczochranymi włosami i kijem w łapie. O wiele ciekawszym obrazkiem musiał być ten - odziany w Padalcowate ubranie wyjściowe - Deszcz, co to w deszczu sobie spacerując zrywał jednocześnie kwiatki. Jak się wystarał, skubany! I nie, nie moi mili, w tych słowach nie ma ni cienia szydery. No bo kogo to obchodziło, że pokryte frędzlami łodygi nie chciały do siebie przylegać? Frędzle były MIĘKKIE. A skoro ktoś te frędzle stworzył, to znaczyło, że tak właśnie miało być. Pięknie w swojej naturalności, gdzie niedoskonałość była tylko pozorem.
Przyszedł.
Prędzej go wyczuła niż zauważyła. I nie chodziło tu wcale o jakieś drażniące nos hektolitry wody kolońskiej (czy on w ogóle wiedział co to?) a o jakieś specyficzne mrowienie, które rozeszło się z karku w dół kręgosłupa i zmusiło Alice do tego żeby obróciła głowę.
Naprawdę tu był.
Głupia, czemu miałoby go nie być?
No i stała tak sobie, w połowie obrócona już w jego stronę z jakimś ni to głupkowatym, ni to nieśmiałym uśmiechem na ustach i kijem wsadzonym między liście jakiejś rośliny, która na całe szczęście nie była jedną z tych, co to by jej tą trzymającą kij łapę odgryzła przy łokciu za takie bezczelne naruszenie prywatności. No i gdzie on chciał uciekać no? Padalec jeden. Stój! Głupolu, za dzielny jesteś na takie akcje, nie? I ona, ona też, nawet jeśli ciągle stała bez słowa i po prostu gapiła się w Twoją stronę i chyba naprawdę mało brakowało, żeby zapomniała, że powinna jeszcze oddychać. Poza tym już Cię zauważyła! Ha! Bystra dziewuszka.
A tak na serio to proszę Was, przecież ta dwójka tutaj ni jak nie nadawała się na jakieś ofiary ceremonii. Że niby kto, że oni? Przecież nie miało znaczenia czy wcisnęli by się w najlepsze kreacje i ruszyli między ludzi czy mieli siedzieć w szkolnych mundurkach na parapecie. A to tutaj? Ta żółta sukienka i te pełne frędzli kwiatki... To nic takiego, nie? To czemu zaczęła się denerwować?
A uprzedzałam, że randka to bardzo głupie słowo.
- Wyglądasz jak mokry psiak. - powiedziała ta co wyglądała jak kogut. Żółty w dodatku. Nooo, ale to już chyba możemy darować sobie oficjalne tony, skoro zamiast "cześć" padają takie słowa... Że niby była niemiła? Ale przecież psiaki były słodkie! Nie to co psy... Tak. - Przyniosłam dżem! - wyprostowała się dumnie, wskazując palcem na to pół wyłożonej na kocu kuchni i zezując na wciąż trzymanego w dłoni patyka, powoli zaczęła wyplątywać go z objęć biednej roślinki.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Czw Paź 27, 2016 11:56 am
To mogło być to - Alice tych słów nie powtarzała. Mantra trzymała się z dala od niej chyba dlatego, że sama nie do końca wierzyła w te słowa - jeśli ktoś chce coś powiedzieć, to to powie, czy nie tak działał świat? - przynajmniej tak działał on w dość prostej głowie pana Raina, który nie uważał, by świat był skomplikowany - to ludzie po prostu go niepotrzebnie komplikowali plącząc się w swoich własnych zeznaniach i swoich myślach, zamiast mówić i spoglądać wprost uciekali oczyma, błąkali się po miejscach, w których nic już właściwie nie istniało, a oni nadal tam brnęli, nadal coś rozdrapywali, chyba tylko na przekór samym sobie, by niepotrzebnie się dobijać (może potrzebnie? O gustach się ponoć nie dyskutuje), czemu Blaise przypatrywał się w zaciekawieniu, zastanawiając się, czemu właściwie to robią..? - i zadawał sobie to pytanie, chociaż znał już odpowiedź - mimo to poznanie nie równało się ze zrozumieniem.
Nabrał powietrza w płuca i wyprostował się z wyraźnym oburzeniem na jej słowa - i to takim świętym oburzeniem, w który to powietrza zatrzymuj się w płuca, niemal nim zachłystując, by następnie nadąć policzki i bardzo powoli je w ramach próby rozluźnienia wypuścić przez usta - od razu widać, że sprawa była bardzo poważna! Teraz to on strzelał błyskawicami z oczu!
- Patrzcie ją, jaka mądra! A ty wyglądasz jak suchy pudel. - Ale jej się odgryzł, ha! I jeszcze machnął tą ręką ze stokrotkami, tak dla dodania dramatyzmu - naprawdę łatwo było uwierzyć, że naprawdę jest zły, że poczuł się urażony - a wcale nie poczuł - zresztą nagły powrót do normalnego spokoju tylko to udowodnił. Postąpił parę kroków do przodu, spoglądając pod nogi i na boki, żeby się upewnić, że wokół nie ma żadnej krwiożerczej rośliny, która rzuci się mu do gardła, jeśli tylko się zbliży, albo co gorsza - potrąci ją! - wtedy wyrok byłby nieodwołalny - i wyciągnął dumnie zerwane chwa... dumnie zebrane najpiękniejsze kwiaty świata, zdobyczne!, przed siebie, kiedy zatrzymał się przed Alice - tym typowym gestem dla pięcioletniego chłopca, który czuje się takim poważnym dorosłem i chce zaimponować swojej wybrance serca, ot co! - ale wtedy okazuje się, że tą wybranką serca jest jego matka.
- Dżem? - No i padło słowo klucz.
Faktycznie psiak - znów gdyby miał ogon to zamiatałby nim na prawo i lewo.
- Łoaaaaaaaaah! - Plasnął dłońmi w poliki zaglądając za Alice, bo jakoś wcześniej... nie dostrzegł rozłożonych dobroci - Alice mu przysłoniła cały Boży świat (i było mu z tym jakoś wybornie dobrze!), ale zanim wyrwał do dobroci, obśliniony już prawie cały (Alice, skubaniutka, od razu wiedziała, że z facetami to przez żołądek do serca!) , zatrzymał się i kontrolnie spojrzał na Alice, znów się prostując. - Nigdy nie byłem na randce. - Mrug, mrug. - Myślisz, że na randkach robi się coś super-tajemnie-specjalnego? - Oj tak, bezpośredni i dyskretny jak słoń w składzie porcelany, cały urok pana Raina, który popsułby chyba najbardziej romantyczną chwilę.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Czw Paź 27, 2016 4:45 pm
Ooo, ta mała tutaj była czasem prawdziwym mistrzem zapędzania się w ślepą uliczkę i otoczania się koszmarami, które nie pozwalały zasnąć, nawet jeśli ciężko było w to uwierzyć widząc jak teraz stała sobie wśród kwiatów, ubrana w żółtą, lekko przemoczoną sukieneczkę i cieszyła się jak głupia, podczas gdy Padalec był tak bardzo oburzony! Chyba ciężko było jej uwierzyć, że ta złość mogła być prawdziwa - tak jawna, pełna gestów i przypieczętowana bogatą mimiką była zdecydowanie zbyt teatralna jak na ciszę, która towarzyszyła ślizgonowi w chwilach, kiedy faktycznie coś go poruszyło a wygadana zazwyczaj jadaczka o dziwo pozostawała zamknięta. Wspominałam kiedyś, że z tą swoją bajerą nadawałby się na ministra? Pewnie tak, ale w takim razie chętnie to powtórzę. Ostatni raz, bo jeśli faktycznie zdanie wypowiedziane milion razy miało stawać się prawdą, to nieopatrznie ześlę jeszcze na nas wszystkich kłopoty.
On naprawdę przyniósł jej kwiatki...
Ha!
Brązowe tęczówki ześlizgnęły się z jego twarzy na ramiona a potem na dłonie, w których dumnie dzierżył ten szkaradny najpiękniekszy na świecie(!) bukiecik. No i aż zalśniły, ignorując ten fragment o suchym pudlu (oj, jeszcze się odgryzie! Bardzo się odgryzie! O ile nie zapomni...) a ręce uniosły się do góry w zwolnionym tempie. Dostała kwiatki... Alice chwyciła w dłonie miękkie łodyżki i przytuliła je do piersi, zezując na nie w dół z miną dziecka, które pierwszy raz dostało całą tabliczkę czekolady tylko dla siebie. I była pewna, że gdziekolwiek by teraz nie spojrzała to w całej szklarni nie było piękniejszych!
Znowu powoli się odmóżdżała.
Całkiem to było przyjemne.
- Ehe. - jaka mądra! Z myślami ciągle krążącymi wokół tych kwiatków i przyjemnie łaskoczących palce frędzli tylko tyle była z siebie w stanie wydusić na cały ten zachwyt, który ogarnął Blaise'a na widok żarcia. Gospodyni doskonała! W końcu puchonka, nie? A tak naprawdę to nie. Gdyby nie skrzaty i Hogwarcka kuchnia Rain moooże dostałby paluszki (połamane) i kilka jabłek (obitych). Phah! Wtedy to powinien jeszcze podziękować, że Lebioda nie wpadła na to, że na kuchence można zrobić coś więcej niż zagotowanie wody na herbatę a ten metalowy talerz z rączką, który większość świata nazywała patelnią, wcale nie powstał po to, żeby bohaterowie pochłanianych przez nią komisów mieli czym nawalać się po głowach. I bardzo dobrze, że domku z białym płotkiem nigdy nie będzie. Blaise by uciekł jak nic, o ile tylko wygłodniały miałby jeszcze siłę.
W sumie... Czy to nie brzmiało jak plan?
Nie no, aż tak cwana nie była.
Mam nadzieję...
No i wyskoczył oczywiście Padalec - tak jak słoń wskakiwał w skład porcelany - z tym durnym tekstem, który odciągnął wreszcie uwagę puchonki od tych trzymanych przez nią kwiatków. Czy nagle zrobiło się koszmarnie gorąco czy tylko jej się tak wydawało? No i znowu strzeliła buraka, bo to głuuupie słowo nakwyraźniej działało na blade poliki jak katalizator. Randka, randka... Kto to w ogóle wymyślił? Przecież to spotkanie niczym nie różniło się od wcześniejszych! No, może poza tym, że było zaplanowane i przygotowane i... Jezusie, jakie to było krępujące.
- Ja nie chodzę na randki. - Mrug, mrug. - A znawca wszystkich tematów przyszedł nieprzygotowany. - uśmiechnęła się, niezbyt wprawnie maskując zakłopotanie i odwróciła się od niego, żeby usiąść na tym puchatym kocu i przycisnąć do piersi poduszkę. Taka niedostępna była!
- Usiądź bo ci dżem wystygnie. - eee... Tak.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Czw Paź 27, 2016 9:52 pm
Odzywała się ta skubaniutka, patrzcie ją! - powołując się na to, że niby byłby z niego dobry Minister Magii - pewnie by był - jeszcze bardziej trollowy niż obecny Pan Minister, który chodził i zamieniał swoich pracowników w krzesła, a potem zbierał liście i zamieniał je w guziki. Albo na odwrót. Biorąc pod uwagę jego skłonności do mówienia rzeczy prosto z mostu, brak nawyków dobrej kultury, skłonności do zjeżdżania szlam i opowiadania kłamstw... no. Idealny Minister Magii.  Najlepsze w tym wszystkim było jednak to, że miałby najlepszą sekretarkę ever - nie wiem czy o niej słyszeliście, ma na nazwisko Hughes i była swojego czasu Panią Prefekt w domu Puchonów -  taką, która wbijałaby sobie przez przypadek zamiast szkła ołówek (albo długopis) w nogę i bazgrałaby jak kura pazurem na wszystkich dokumentach - ale najważniejsze było to, że ciągle by była, ha! O wiele wspanialsza niż wszystkie te panny razem wzięte z dobrych domów - mogłyby tylko pozazdrościć takiej wspaniałej sekretarki...
- Wypraszam sobie. - Znów dumnie się wyprostował jak na kawalera wychowanego przystało (przed chwilą co prawda zaprzeczałem, jakoby był mistrzem savoir vivre, ale czy nie wspominałem też, że świetnie potrafił naśladować? Tak teraz przypominał jakiegoś żołnierza z pięścią przytkniętą do piersi, złączonymi piętami i wysoko uniesionym podbródkiem, którego żywcem z jednego z obrazów szkolnych z czasów Napoleońskich - brakowało mu tylko odpowiedniego, czerwonego munduru i tego charakterystycznego wąsika... w końcu był przemoczony jak psiak) - bo najważniejsze, to mieć klasę, ot co! - i wszystko traktować z odpowiednią powagą. - Zrobiłem wywiad. - Rozluźnił się. - Tylko że my, moja droga Pszczółko, - wyciągnął po Alice ramię, żeby przyciągnąć ją do siebie i nachylić się sekretnie w jej kierunku, jakby w ogóle nie dostrzegał, że dziewczę, biedne, jest zawstydzona  i chyba takie zmniejszenie odległości - tak nagłe! - wcale nie sprawi, że poczuje się bardziej swobodnie - jesteśmy wyjątkowi. - Wystawił jedne palec na poziomie jej pola widzenia, opierając się niemal swoim policzkiem o jej policzek. Cały mokry jak kura! Czy inny karp. - Na pewno trutnie mają swoje tajemnice randkowania. - Grunt to się rozluźnić, tak? Porzucić myśl o uciekaniu - Alice by go na pewno dogoniła i wtedy miałby ostro przejebane! - i po prostu się bawić. Czy się nie stresował? Stresował. Sęk w tym, że niczego po nim nie było widać. I stres ten nigdy nie był obezwładniający - pierwszy raz był tak sparaliżowany tam, w tamtej pustej klasie, kiedy dotarło do niego, że... umiera.
I że po raz pierwszy sam nie mógł sobie z tym poradzić - i co gorsze - nie mógł się otrzepać i pójść dalej, udając, że wszystko jest w porządku.
Nigdy z uśmiechem na ustach.
Och, och, ale proszę bardzo! Oto wymknęła mu się z ramion, taka ważna, taka poważna, jakby wcale jej to nie ruszyło! Szczwana bestia... Oj bardzo cwana!
Cieszył się, że jej się te stokrotki podobały. Naprawdę się cieszył.
- Zaraz, zaraz... - Cofnął się o krok i znów pochylił, żeby wykręcić swoje włosy - na szczęście nie zdążyły nasiąknąć zbytnio wodą dzięki kapturowi. Ściągnął z siebie skórę i zawiesił je na krańcu blatu, przyglądając się przez chwilę uważnie roślinkom, czy aby te nie zechcą mu tej kurtki pożreć - no nie chciały - a jak nie chciały, to dobra! - można spokojnie siadać. - Pięknie wyglądasz. - Pochwalił, kiedy już usiadł po turecku przed niewiastą. - Brakuje tylko czarnych pasków i byłoby idealnie. - Wow, Alice w sukience, naprawdę... wow. Tylko musiał palnąć coś głupiego, bo niemal czuł, że mogło się w każdym momencie zrobić naprawdę podejrzanie niezręcznie. - Jak ci poszedł egzamin?
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Nie Lis 06, 2016 5:08 pm
Sekretarka? Se-kre-tar-ka? Patrzcie go tylko, jaki skubaniutki! Że niby miała paradować po korytarzu z przylepionym do twarzy uśmiechem, nachylać się nad interesantami (chyba drabiny by potrzebowała) i mu kawę przynosić?! A pfe! Puchoneczka miała o wiele większe ambicje, nawet jeśli ostatnio dość... niesprecyzowane. No naprawdę, Alice znalazła sobie idealny moment na to by zrozumieć, że przez większość życia kierowała się nie tym czego pragnęła a tym co "było właściwe", chociaż przecież nikt niczego jej palcem nie wskazywał. Och, to zapewne było coś zupełnie normalnego - te wątpliwości, które ogarniały umysł kiedy tylko przyszedł czas na deklaracje i skonfrontowanie swojej wiedzy z życiem, ale... No właśnie. W jej wypadku nie tylko można było mówić teraz o wątpliwościach, co o totalnym mind fucku.  No bo czego ona właściwie chciała? Kim miałaby zostać? Uzdrowicielką? Przecież panikowała kiedy tylko wokół było zbyt dużo krwi i cała zbladła, kiedy Sharon zwymiotowała na zielarstwie. Do łapania czarnoksiężników nie nadawała się tym bardziej - jeszcze o własne nogi by się potknęła - a praca w sklepie..? Z kalkulatorem w łapie nie umiałaby wydać właściwie reszty! Ci czarodziele byli jacyś porypani przeliczając pieniądze w ten sposób! A przecież zostało już tak mało czasu, egzaminy ruszyły pełną parą i nie można było się wahać, trzeba było je zdać! Nawet jeśli szanse były mizerne przez te wszystkie zarwane noce, które zaczęły w końcu zbierać swoje żniwo, myśli, które zamiast krążyć wokół tabelek i wykresów snuły się wokół zielonych oczu i narratorkę, co to miała lepsze rzeczy do roboty niż wysyłanie testów. Może więc to robienie Blaise'owi herbaty nie było takim złym pomysłem..? Zwłaszcza, że w jego obecności o wiele łatwiej było o tym wszystkim zapomnieć. Nie przejmować się wizją mieszkania w starym, zardzewiałym kotle i jedzeniem ziemniaków z kartoflami na obiad.. Nawet jeśli miał na sobie to paskudne, czarne coś, co mokre i zimne nieprzyjemnie przywierało do skóry i nie miało nic wspólnego z miękkością. O brrr, Alice nie mogła się powstrzymać i zazezowała na tę skórzaną kurtkę, chociaż na dźwięk Padalcowatego głosu serce zabiło jej mocniej.
Powiedział do niej pszczułko...
O bosz, jak słodko!
No i co, no i co?! No i wymknęła mu się na ten koc i złapała w łapy poduszkę, no bo przecież kto to widział, żeby... Żeby... No, wiadomo! Zwłaszcza, że kiedy tylko poczuła na twarzy ciepło jego policzka, bardzo trudno było jej nie przekręcić głowy w jego kierunku. Jak nic zaraz to on by się wystraszył i jeszcze pomyślał - chyba całkiem z resztą słusznie - że puchonka zwariowała i tylko macanki jej teraz w głowie. I jeszcze by się obraził! Z całą pewnością!
Brązowe oczy wytrzeszczyły się nieznacznie, kiedy Blaise wybrał taką a nie inną metodę osuszenia się a blade usta wydęły w uśmiechu, gdy pozbył się tej twardej kurtki. Zawstydzona Hughes mocniej wtuliła się w poduszkę i zerknęła na żółtą kieckę. No wiedziała, że o czymś zapomniała!
- Deszcz zmył. Nie wiedziałeś, że trutnie codziennie muszą malować paski od nowa? - stwierdziła, baaardzo poważnym tonem i uśmiechnęła się już inaczej, tym zarezerwowanym tylko dla niego uśmiechem, który ni jak nie wyszedł by jej w normalnych warunkach. Podobało mu się! A może tak tylko gadał bo był dobrze wychowany..? No nie no, bez jaj... Przyciągnęła do siebie słoik dżemu i zaczęła go wyjadać łyżką. Wygłupiła się. Wygłupiła się z tym kocem, sukienką, całym spotkaniem i jeszcze musiała się przyznać do porażki na egzaminie! No za jakie grzechy?!
- Kazali mi tańczyć... - bąknęła cicho, z oczami wlepionymi w kolano Rain'a i srebrną łyżeczką w ustach. - A jak chciałam pokazać egzaminatorowi jak partner trzyma partnerkę to... - z trudem przełknęła porcję dżemu i pokręciła głową. - To on mnie źle zrozumiał i pomyślał, że go zapraszam do tańca. Wyobrażasz sobie?! - aż jęknęła, zrezygnowana i wreszcie ze wstydem spojrzała w te zielone oczy. Chciała się schować, ale nie przed nimi. A skoro nie przed nimi, to czemu by nie... Nie zastanawiała się długo. Ciągle trzymając na kolanach poduszkę a w dłoniach słoik, przesunęła się po kocu i schowała twarz w ramieniu Blaise'a, cicho przy tym wzdychając. Cała niezręczność rozmyła się nagle w powietrzu.
- Ciebie też upokorzyli..? - mruknęła w miękki materiał i uśmiechnęła się, czując jak mokre pasemka łaskoczą ją w kark.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Pon Lut 20, 2017 6:40 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Blaisem a Alice z powodu zbyt długiego zwlekania z postami.

[z/t x2]
Sponsored content

Szklarnia              - Page 2 Empty Re: Szklarnia

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach