Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Sala Śmierci Empty Sala Śmierci

Wto Wrz 03, 2013 8:59 pm
Duża, prostokątna sala, na której środku znajduje się podium z zasłoniętym aksamitnym materiałem lustrem, zza której tylko Ci, którzy byli świadkami czyjejś śmierci, są w stanie dosłyszeć tajemnicze szepty. Sala ta służy do wykonywania egzekucji.
Laum Rökkur
Minister
Laum Rökkur

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Sob Paź 25, 2014 6:03 pm
W ostatnim roku było bardzo, bardzo wiele pracy - coś takiego jak święta (kto by zresztą wierzył w Boga?) - nie ma mowy. Przerwa zimowa? Też nie. Trzeba było odbudować Londyn i wszystko poszło w tym kierunku pełną parą, tyle że, nie oszukujmy się, trudno cokolwiek naprawiać, kiedy dłonie zamarzają, kiedy próbuje się je do czegoś włożyć. Problem Śmierciożerców był ogromny, bębnił coraz mocniej o bramy świata magicznego, co za tym idzie Laum musiał się użerać ze światem śmiertelników, którzy również węszyli niebezpieczeństwo - oczywiście mowa tutaj o nie-mugolach, jak królowa, premier i ludzie u samego, samego szczytu władzy kręcący się wokół nich. Nie da się samemu dopilnować wszystkiego. Cały świat na niego cisnął, coraz więcej słyszał szeptów pytających, czy temu sprosta - był jednym z najmłodszych chyba Ministrów Magii w historii, w dodatku mijał niecały drugi rok jego kadencji - DOPIERO! A tutaj problemy zaczynały płynąć za problemami, rozwijać się - ledwo poradziłeś sobie z tematem smoków, dopilnowując, by zagarnięto je spowrotem na tereny rezerwatów, a jak się okazało to był tylko maleńki kamyczek, który poprzedzał całą lawinę zdarzeń. Dodatkowo jeszcze problem z Naginii i wściekły Voldemort, że pozwoliłeś na to, żeby jego pupilka umarła...
I pomimo tego wszystkiego, natłoku spraw, jaki dręczył twą głowę, szedłeś dzisiaj tym korytarzem, gdzieś tam czekała na ciebie gilotyna, mnóstwo dziennikarzy, mnóstwo polityków, mnóstwo twarzy i uszu czekających na to, co powiesz, co ciekawego ich Minister obwieści, który po sobie nie okazywał nawet minimalnego zdenerwowania. Jego oczy cięły niczym diamentowe ostrza, prezentowały sobą piękno płynnej stali, zamknięte w okowach ciemnej obwódki tęczówki - nie tkwiła w nich pewność siebie, to było coś daleko poza pewność siebie wykraczającego - stanowił falę, tak, tsunami, które jest wprawione w ruch i któremu nie grozi zatrzymanie - takiej siły nie da się zmierzyć ludzką miarą, nie da się jej zmierzyć, ni przed nią uciec, jeśli już znajdzie się na trajektorii jej drogi. Lecz mimo to, mimo całej zabójczej mocy, jaką ze sobą niesie, jest przy tym doskonale, zabójczo cicha, skąpiąc szumu i hałasu, dopóki z czymś się nie zderzy, by porwać to ze sobą i... przecież była piękna. Można było się dać oczarować błękitnej ścianie wody, która unosiła się ponad codzienność i dumnie prostowała ponad wszystkimi.
Dumnie... Duma...
Otworzyłeś z rozmachem dwuskrzydłowe drzwi i wszedłeś do sali konferencyjnej, w której zaraz podniosła się wrzawa - czarodzieje powstawali, zaczęli przekrzykiwać siebie wzajem, każdy próbował wybić się ze swoim pytaniem - dotyczyły mniejszych i większych pierdół - a wszystkie te pierdoły tworzyły istotne sprawy, którymi musiałeś się zająć, a co najważniejsze - musiałeś w harówce przerwać pracę i zrobić, tak zwaną przerwę - a podczas tej przerwy co? Dalsza część pracy, ktoś by powiedział, że ta bardziej przyjemna - w końcu to tylko (to AŻ!) wywiad... Konferencja prasowa, którą zebrałeś, bo była na to najwyższa pora.
Nie spojrzałeś nawet na nich.
Przemierzając gładkim, niezachwianym krokiem odległość od drzwi, pomiędzy wszystkimi rękoma, które chciały się do ciebie wyciągnąć, do swego podium, z którego miałeś przemawiać, by być dobrze widocznym, to zrozumiałe, nie odwróciłeś do nikogo spojrzenia, ani do tych, co milczeli, a co przyszli tutaj tylko posłuchać, ani do tych, którzy próbowali uczknąć coś do swego czasopisma. Nie odezwałeś się. Pozwoliłeś aurorom panować nad tłumem, zresztą kultura tutaj obowiązywała, nie widziałeś przeciwskazań, by wyrzucić pierwszego lepszego odważnego, co by się okazał zbyt nachalny w całej swojej, z całym szacunkiem, pseudo-odwadze, zwanej w takim stadium dalej: nadgorliwością.
Zająłeś swoje miejsce i wreszcie się zaczęło.
Pozwoliłeś tematowi rozpocząć bieg od sprawy Śmierciożerców, bo jakżeby inaczej - ba, nie tyle, pozwoliłeś, co wiedziałeś, że to będzie pierwsze, czym będą cię chcieli zbombardować...
- Czuję się odpowiedzialny za los tego kraju, dlatego nie będę tolerować tego, co reprezentują sobą Śmierciożercy! - Odezwałeś się stanowczo, zdeterminowanym spojrzeniem wodząc po tłumie - teraz cichym, spijającym słowa z twych ust... - Nie ukrywam, że są dobrze zorganizowani i walka z nimi będzie trudna... Zapewniam jednak, że podejmę wszelakie środki, żeby pozbyć się problemu! Dlatego też od dziś wejdzie ustawa umożliwiająca prawne używanie Zaklęć Niewybaczalnych w obronie własnej. Nie zamierzam skazywać do Azkabanu niewinnych czarodziei, którzy tylko próbowali bronić swoich rodzin przed największą zakałą Anglii!
Wrzawa wybuchnęła na nowo po takim oświadczeniu.
Zdecydowanie nie tego się spodziewali. A może? Kto wie, jakie umysły drzemią w takim anonimowym tłumie...
Dalej posunęliście się na tematy samej organizacji pracy Aurorów, obecnego stanu Londynu i kontaktu z mugolami - tutaj zapewniłeś, że mugole zdają się jak na razie na Ciebie, bo królowa pokłada w tobie wiarę, dlatego nie ma się czego obawiać.
Przecież byłeś takim złotym dzieckiem, które jak dotąd tak doskonale sobie w Ministerstwie ze wszystkim radziło...
Powrót do kwestii smoków, finansowanie czarodziejskich dzieci z sierocińców, nowe projekty, wszystko, wszystko, wszystko - konferencja trwała i trwała, poniekąd na własne życzenie sobie to zaserwowałeś, tyle czasu nie udzielając się medialnie poza krótkimi, pojedynczymi wzmiankami, pięciominutowymi wywiadami, a poniekąd nic na to poradzić nie mogłeś. Musiałeś w międzyczasie jeszcze spaść i jeść, chociaż obie te czynności od zawsze wydawały ci się zupełnie zbędne. Bardzo chętnie byś się bez nich obył.
Ministerstwo Magii było już opustoszałe tak na dobrą sprawę, cisza aż huczała w uszach, w tym milczeniu, gdzie niknęło nawet bicie twojego własnego serca - jak zawsze siedziałeś tutaj ty, bo kto inny mógłby jeszcze, wydrenowany po zbyt wielu godzinach stania i łagodzenia wszystkiego, o co publice przyszło zapytać, na coś takiego nie dało się przygotować z kartkami, niestety, nie na wszystko, bo część wszak można było przewidzieć... I mimo wszystko lubiłeś korzystać z tych momentów, gdzie ewentualnie sprzątaczki mijały cię, pytając, czy wszystko dobrze, albo nawet na to się nie ośmielając, chwile, kiedy wybierałeś sobie dogodne miejsce, siadałeś z butelką whiskey, szklanką w ręce i różdżką obok (trzeba było wyczarować jakoś lód) i pozwalałeś sobie na parę minut wytchnienia, które czasami w swym milczeniu przeradzały się w godzinę, dwie... nigdy więcej. Praca czekała, a zastój nigdy nie był czymś, co byś doceniał.
Nienawidziłeś zastoju.
Avenity M. Underhill
Oczekujący
Avenity M. Underhill

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Sob Paź 25, 2014 8:55 pm
Owszem, Ministerstwo w tym roku naprawdę nie spoczywało na laurach. Wystarczyło choćby znaleźć się na jakimkolwiek z jego licznych korytarzy, aby ujrzeć zabieganych urzędników, kurczowo ściskających w dłoniach różne dokumenty, które niekiedy dosłownie wypadały im z rąk. Mimo wszystko jednak powszechny rozgardiasz nie był dla nich wszystkich jakimś wielkim zaskoczeniem - należałoby zauważyć, że ilość tego, co mieli do załatwienia, było swego rodzaju wykresem, linią ciągłą, która rozpoczęła się już wcześniej, parę lat temu, a dokładniej - od momentu, kiedy to Voldemort zaczął wzrastać w siłę i zyskiwać coraz to więcej popleczników. Niestety oni wszyscy, jako urzędnicy, od tamtego czasu znacznie częściej musieli zmagać się z tysiącami przeróżnych spraw, dokumentów, umów i tym podobnych. Naprawdę szło się w tym wszystkim pogubić.
Avenity w sumie nawet współczuła swoim współtowarzyszom. Wystarczyło spojrzeć na przedstawicieli Wizengamotu czy też Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, którzy zdawali się już zapomnieć nawet własnych nazwisk. Codzienne tragedie, które najczęściej dotykały najzwyklejszych obywateli magicznego świata, już dawno zaczęły ich przerastać.
Ona sama jednak przyglądała się temu wszystkiemu z dużym dystansem. Owszem, należała do Ministerstwa, ale nie znajdowała się na posadzie, która wymagała od niej niesamowicie silnej pamięci by móc utrwalać w swej głowie kolejne setki nowych dokumentów; tu nikt jej nie gonił, nikt się jej nie czepiał i nie siedział nad nią, wymagając tego, aby wypełniała liczne formularze i biegała z coraz to nowszymi papierkami. Jej zawód był typowo... praktyczny. Dostawała zlecenie - wykonywała zlecenie. Dostawała zlecenie - wykonywała zlecenie. Ot, nic specjalnego, czyste wypełnianie narzuconych obowiązków...
Nie, praktycznie nigdy nie czuła wyrzutów sumienia, kiedy stawała przed skazańcem i zaledwie jednym ruchem różdżki powodowała, że wpadał za zniszczoną zasłonę, spod której wydobywały się niepokojące, niezrozumiałe szepty. Wiara w to, że ludzkie życie ma jakąkolwiek wartość, już dawno przestała mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Zbyt wiele śmierci mijało ją na co dzień, aby mogła się nimi w jakikolwiek głębszy sposób przejąć.
Nie wspominając o tym, że mało kto wiedział, czym tak naprawdę się zajmowała. To była tajemnica. Tajemnica Ministerstwa, Niewymownych i samego Ministra Magii, który - jako jedyna osoba na świecie poza innymi Niewymownymi - wiedział, co miało tu miejsce każdego dnia. Oh, najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że ze spokojem w oczach przypatrywał się kolejnym braciom-Śmierciożercom, przyprowadzanym tu, przed trybunał sprawiedliwości, który wykonywany był przez nią samą. Oczywiście nie znała prawdziwej natury ministra, nie znał jej raczej nikt - cholera, czyli jednak ten Laum jednak musiał mieć coś wspólnego z Niewymownymi..! Krył się tak samo dobrze, jak i oni..! - był wyśmienitym aktorem, kłamcą, który zawsze działał bez skrupułów i jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
Prawie jak ona.
Siedziała na tej samej sali konferencyjnej gdzieś na tyłach, z nogą założoną na nogę, uważnie wysłuchując słów szefa-szefów. Lekkie rozcięcie ciemnozielonej, długiej sukienki odsłaniało niewielką część jej uda, zakrytego dodatkowo ciemnymi rajstopami. Wysłuchiwała go w skupieniu i uważnie, jakby w ogóle nie zwracając uwagi na otaczający ją rozentuzjazmowany tłum, składający się z licznych dziennikarzy, urzędników oraz aurorów. Przemówienie ministra stało się dla niej priorytetem, czymś, po co w końcu się tutaj znalazła. Prawie zapomniała, kiedy ostatni raz odbyła się jakakolwiek konferencja prasowa z udziałem Rökkura, a sprawy świata czarodziejów, mimo wszystko, były dla niej ważne.
Bla, bla, bla... Śmierciożercy, tak, trudny przeciwnik, tak, mordują, tak, dopuszczają się bezprawia - z pewnością... nagle jednak sens słów mężczyzny dotarł do niej z wyjątkową siłą. Ustawa umożliwiająca prawne używanie Zaklęć Niewybaczalnych w obronie własnej?!
Końcówki kosmyków miodowej barwy zaostrzyły się nagle, przybierając rudawy odcień, obrazując w ten sposób efekt ogromnego zdziwienia kobiety.
To by znaczyło, że od dzisiaj mogłaby skłonić się ku lekkiej modyfikacji dotychczasowych działań... Niekiedy używała swej specjalnej umiejętności zadawania bólu swym ofiarom za pomocą samego spojrzenia, robiła to jednak tylko wówczas, kiedy więzień dopuścił się wobec niej jakiegoś uniżającego ją przewinienia, typu splunięcia jej w twarz. Nie, Avenity nie należała do osób, które pozwalają sobie wchodzić na głowę i nie spoczywała wtedy na laurach. Jakże wielkie zmiany nadeszły teraz, w momencie, kiedy mogła używać Crucratiusa ot tak, bez podania zbędnego powodu...
Gdy konferencja dobiegła końca, salę opuściła jako jedna z pierwszych osób. Nie skierowała jednak swych kroków od razu do wyjścia z Ministerstwa, zatrzymała ją bowiem jakaś kobieta, która miała jej do przekazania parę pilnych wiadomości. W ten czas sala konferencyjna zdoła się opróżnić niemalże w całości, poza jedną, jedyną osobą - samym ministrem. Siedział, najwyraźniej nieco zmęczony, lecz nie zestresowany - ot, oddał się chwili odpoczynku. Każdemu się w końcu należy, czyż nie?
- Dzień dobry, panie ministrze - zwróciła się w jego kierunku i lekko skinęła głową, posyłając w jego stronę zaledwie cień aktorskiego uśmiechu, tego wymuszonego, który przecież przystoi podarować osobie wyższej rangą - Muszę panu pogratulować dzisiejszego wystąpienia. Wyjątkowo udane, choć i niezwykle zaskakujące. Nie sądziłam, że Ministerstwo kiedykolwiek odważy się posunąć do podobnego rozwiązania. To bardzo duży krok naprzód, godny podziwu.
Laum Rökkur
Minister
Laum Rökkur

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Sob Paź 25, 2014 10:01 pm
Jeszcze w zeszłym roku było tak spokojnie, prawda..? Zupełnie jakby świat wstrzymał dech, złapał za ramię Los, jakby obserwowali przed rokiem, jak to będzie, gdy pojawi się nowy Minister, który wcześniej rezydował w biurze aurorów, zasłużony, zaufany, któremu pojawieniu się towarzyszyły niepewne szepty, to prawda, umówmy się, nie da się tego uniknąć, ale równocześnie było też wiele pozytywnych opinii i miłych rzeczeń, przy okazji których umysł ciągle przypominał - "pamiętaj, realizm, trzeźwość sytuacji" - oni mogą dobrze życzyć i pięknie się uśmiechać, a za plecami, lub pod stołem, ostrzyć sztylet, który zechcą wbić w plecy w największej chwili słabości. Nie było tutaj ludzi uczciwych, w tym świecie próżno było dla nich szukać miejsca na stanowisku takie, jak to. I obecny Minister wydawał się podręcznikowym przykładem, z punktu widzenia psychologii, osoby-pracoholika, który jest jak bezwzględna maszyna, wymuszająca na samym sobie 200% wydajności i takiej samej oczekiwał od swoich współpracowników, dlatego tak wyglądało, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, kiedy zaczęło też napływać sporo niepokojących wieści z Hogwartu, Ministerstwo Magii - jak mrowisko, a każda mróweczka biegała od kąta do kąta, wypełniała tonę papierów, a potem wszystkie te tony przechodziły przez ręce czarnowłosego. Rzeczywiście, można by aż pozazdrościć tym z Niemów, z Departamentu owianego tajemnicą i którego sekretu sam musiałeś strzec, wiązała cię przysięga, jedna z tych, których nie to, że nie chce się łamać przez jakieś mdłe poczucie "sprawiedliwości", a dlatego, że równałaby się ona z rychłym utracenie nie tylko posady, ba - własnego życia. Świat magiczny rządził się własnymi, nie do końca wytłumaczalnymi sprawami, a im głębiej próbowało się wkroczyć, tym trudniej tłumaczyć. Takie ślepe koło.
Oczywiście, że cała rozmowa, nie licząc krótkich postanowień co do przyszłego postępowania, ucinała się do mdłego "bla, bla, bla" - niestety to "bla, bla, bla" było niezbędne, a on był tego nadmiernie świadomy - ludzie lubili, jak wiele się do nich mówili, szary motłoch kochał, kiedy zapewniało się go, że wszystko jest pod kontrolą, że wszyscy są bezpieczni, a Ty, jako Minister, to już panujesz nad wszystkim idealnie i wiesz o wszystkim! Oj tak, z pewnością wiedziałeś więcej, niż wszyscy przypuszczali - ostatnimi czasy miałeś wrażenie tracenia poczucia faktu, że jesteś Śmierciożercą - wszystko obracało się wokół prób zarządzania Anglią i doprowadzenia ją do stanu, który Ciebie, nikogo innego, zadowoli, gdzie wszystko zacznie prosperować płynniej, ba! - w tej kwestii zdarzało ci się lecieć tak wysoko, że nawet mugole przestawali istnieć - a prawda była taka, że mugole nigdy ci nie przeszkadzali. Owszem, rozrzedzali czystą krew, ale nie potrafiłeś docenić tej różnicy, niby to klasowej, niby dziedzicznej, pierdolenie o Szopenie - Ty widziałeś, że ten koszmar, to tylko wymówka Voldemorta do kontynuowania swoich chorych urojeń, a idąc dalej - na Voldemorcie też ci nie zależało. Zamierzałeś go wykorzystać. Jeden z wielu pionków na twojej planszy, którymi się bawiłeś, tylko bardzo ostrożnie, bo byle niemądry ruch mógł wszystko zaprzepaścić.
Czarny Pan był dla Ciebie idiotą, ale... jeszcze nie mogłeś się go pozbyć. Jeszcze go potrzebowałeś. Im dłużej będzie ciągnął swój terror, uznawał, że ta piaskownica należy do niego, tym Ty więcej będziesz mógł odbierać czarodziejom, wzmacniając swoją pozycję, która w takim tempie może nawet przybrać opcję autorytarnej, może nawet doprowadzi się do tego, że trzeba będzie wprowadzić stan wojenny..? Plany, które wydawały się odległe, mogły dziać się tu i teraz... lada dzień...
Minister Magii podniósł wyraźnie zmęczone, podkrążone oczy na kobietę, która stała się niespodziewanym gościem - a może to ty tutaj byłeś gościem, w tej sali, w której ustawiono lustro, w którym niknęły ludzkie życia, a które teraz, choć zasłonięte, mile szeptało do ucha, mordując absolutną ciszę, skoro tu pracowała? Ulotna, niezwykle urodziwa, aż trudno było uwierzyć, że białe dłonie tej nimfy splamione było krwią tylu ludzi... w większości twoich pobratymców, przynajmniej tych formalnych. Służba, to służba, obojętnie, po której stronie - nigdy nie należy się spoufalać z pracownikami.
Mężczyzna skinął głową z wyrazami szacunku i podziękowania zarazem, za takie miłe słowa.
- Witam. - Przywitał się, zgodnie z kulturą osobistą - gdyby tak poszło teraz po prasie, że minister popija sobie alkohol tuż po zebraniu w samym sercu ministerstwa, toby dopiero było zabawnie..! - Długo się przed tym wstrzymywaliśmy, jednak Śmierciożercy nie pozostawiają mi wyboru... Kto mieczem wojuje od miecza ginie, jak to mawiają. - Jego wzrok przeszywał okrutnie, ale nie odpychał na miejscu, był przenikliwy, wydawał się wiedzieć wszystko o człowieku, kiedy tylko dochodzi do pierwszego zderzenia jego zwierciadła duszy ze zwierciadłem przeciwnika. Oczywiście nic bardziej mylnego. - Dziękuję za miłe słowa. - Dodał, odwracając od niej spojrzenie spowrotem na zakrytą maszynę mordów, napędzaną ludzką ręką.
Avenity M. Underhill
Oczekujący
Avenity M. Underhill

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Pią Paź 31, 2014 11:36 pm
Zapewne gdyby przyszło nam oceniać uczciwość i prawdziwość urzędników Ministerstwa, to wyszłoby, że nawet połowa tych ludzi nie przejawia ani jednej z tychże cech. Cóż, może to i zbytnie generalizowanie, ale i mające w sobie sporo prawdy. No, bo powiedzmy sobie szczerze - kto uczciwy zaszedłby na takiej posadzie gdziekolwiek dalej? No, kto wytrwałby w realizowaniu swoich ideałów, nawet jeśli byłyby najpiękniejsze i najwspanialsze, mając dostęp do przysłowiowego koryta, do przywilejów i uznania ludzi (no bo przecież fucha w samym Ministerstwie to nie takie byle co! A jak tym idzie się pochwalić w rodzinie, to dopiero jest wyróżnienie na tle jakiegoś tam wujka Staszka, który dowozi towary do Zonka!)? Założę się, że mało kto, pewnie nawet nikt.
Avenity nie była z resztą wyjątkiem. Co prawda jako Niewymowna miała w tym mrowisku stanowczo mniejszy wkład, niż reszta, ale i tak z pewnością nie znajdowała się w stuprocentowo "czystej" sytuacji, a jej sumienie - ha, to ona ma jakieś sumienie? - już dawno przestało reagować na pewne kwestie. Skoro potrafiła bez zająknięcia wykonać wyrok śmierci na człowieku, którego widziała pierwszy raz w życiu, to i nie miała większych problemów z zaakceptowaniem powszechnej bezkarności panującej w salach urzędowych. Wychodziła z założenia, że życie to tylko i wyłącznie próba przyzwyczajenia się do tego, że nie da się być dobrym, bo to zwyczajnie nieopłacalne. I albo się to zaakceptuje, albo nie.
Co jak co, ale trzeba przyznać, że czasy, w jakich się znajdowali, również miały w tym swój duży udział. Tak naprawdę nigdy nie mogłeś być w stu procentach pewny, czy właśnie nie rozmawiasz ze Śmierciożercą, który lada moment z lubością będzie rozkoszował się w smaku Twojej świeżej krwi. Każdy był potencjalnym mordercą, gwałcicielem, złodziejem, oszustem, kłamcą. I kiedy wymieniasz uścisk dłoni z nowo poznanym człowiekiem, przyklejasz na swą twarz sztuczny, wyuczony uśmiech i kłaniasz mu się nisko, to tak naprawdę robisz to tylko i wyłącznie po to, by mieć możliwość zaglądnięcia w jego oczy, w, zdaje się, nawet najgłębszą otchłań jego umysłu, aby móc dostrzec w nim jego słabości i wady, móc czytać z niego jak z otwartej księgi. To śmieszne, że aktualnie każdy stawał się dla Ciebie wrogiem, że tak naprawdę nie wiedziałeś, co działo się wokół i kim byłeś otoczony w swoim zwyczajnym, codziennym towarzystwie. Byłeś zamknięty w swej małej, złotej klatce, więziony jak wyjątkowo interesujący eksponat, wystawiony na spojrzenia obcych sobie person, które wciąż dopatrywały się w Tobie pierwiastków zła.
I, powiedzcie mi, jak tutaj być uczciwym..?
Przecież ona robiła dokładnie to samo. Fałszywa uprzejmość, fałszywe uśmiechy, fałszywie miła, płynna rozmowa, ukryte zamiary wypytania o ustawę o zaklęciach, ciche podejścia i chytre kroki. Rzekoma kultura osobista, znalazła się w końcu w towarzystwie samego ministra! TEGO ministra, który ostatnimi czasy zdawał się praktycznie w ogóle nie mieć na nic czasu.
Dlatego też zastała go siedzącego samotnie i popijającego alkohol.
Oh, świecie, Ty zbiorze czystej paranoi.
Zrobiła krok w jego kierunku - jeden, drugi, trzeci - stukot obcasów odbił się echem po prawie pustej sali, wypełniając chwilę ciszy, jaka zapanowała po wypowiedzeniu przez niego jego słów. Stanęła w końcu, znieruchomiała, zakładając ręce na piersi i spojrzała na mężczyznę, lekko potakując głową, dając mu do zrozumienia, że wszystkie informacje, jakie jej przekazał, zostały przez nią przyswojone.
- Długo się wstrzymywaliście..? To znaczy, że plany podjęcia takiej decyzji ujawniły się już wcześniej? A to ciekawe.
Laum Rökkur
Minister
Laum Rökkur

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Pon Lis 03, 2014 8:46 pm
Bo z ideałami to jest tak, że niektórych pożerają na rak, nie mogą odpuścić, ale chociaż są takie silne, chociaż nie da się z nich wyleczyć, to przecież... każdy wie, jaki jest rak. Wykańcza. Zabija. Więc nawet jeśli światły idealista wkracza w progi takiego miejsca, w którym rządzi ktoś, kto jest zepsuty do cna, chociaż na zewnątrz mają go za takiego wspaniałego i ratującego świat czarodziei i mugolów, to nie może wyjść, zakończyć tego wszystkiego, z takim samym nastawieniem do życia, z jakim wkraczał w ten podstępny świat. Rak w końcu go zabijał, wyżerając od środka i pozostawił tylko pustą, bezosobową skorupę. Takim sposobem powoli się upada, a jednocześnie podnosi - ten proces musiał trwać i zachowywał przy sobie tylko najsilniejszych - ci słabi odpalali po kolei, bo czy nie wielka była konkurencja, by się tutaj dostać? Nawet gdy ogłoszono nabór na aurorów, nawet kiedy pewne działy ministerstwa zostawały powiększane za potrzebą chwili, to potem i tak cięto koszty, zwalniano ludzi, a kogo zostawiano? Tych najlepszych, nie tych najuczciwszych, czy tych, co chcieli jak najwięcej dobra zrobić - zawsze pozostawali tylko ci, co mieli na tyle sprytu, by wszystkich innych psychicznie wymordować i wygryźć, pragnąc zostawić wszystkie profity tylko dla siebie. Dochodził tutaj jeszcze inny aspekt - aspekt szefostwa. Fakt, pracownicy mogli kąsać siebie nawzajem, mogli nawet próbować kąsać swego szefa, w końcu też o to w tym chodziło, każdy nie tylko próbował utrzymać się na stanowisku, ale i awansować. I teraz wiadomo, że żaden rozsądny nie chce czekać, aż mu sztylet w plecy wbiją, kiedy już najwyższe stanowisko z możliwych osiągnął, dlatego dobierał pod siebie takich ludzi, którym, przysłowiowo, "mógł zaufać". Którzy nie sprzeciwiali się temu, co powie i wykonywali rozkazy bez szemrania.
Niewymowni pod tym względem byli dziwni, zawsze byli "tymi innymi", poza systemem, wydawałoby się, bo tylko oni wiedzieli, co robili, nie musząc interesować czymkolwiek innym, a pospolici zaś nawet nie mogli się nimi interesować - wszystkie sekrety musiały pozostać sekretami, w pewnym sensie dzierżyli w dłoniach ogromną władzę, o czym lepiej, żeby świat nie wiedział i dlatego bardzo wygodnie było, kiedy nikt nadgorliwie nie próbował wtykać tam swojego nosa. Wszystkich pracowników tego działy wiązała przysięga milczenia na temat rzeczy, które odbywały się w pracy, zresztą tak jak samego Ministra, który jako jedyny miał pojęcie, co się tam wyprawia.
- To przecież logiczne, każda ustawa wymaga omówienia i dopracowania, nic nie rodzi się z dnia na dzień. - Odpowiedział wprost, ani trochę nie zakłopotany tym pytaniem, które teoretycznie mogłoby być zagrażającym - on nawet nie mrugnął, zupełnie, jakby właśnie siedział z kimś, kto zaprosił go na herbatkę, kogo znał od lat, z kim mógł porozmawiać o wszystkim. Prawda była taka, że nie istniała osoba, z którą mógłby o wszystkim porozmawiać, w jego życiu. Przecież żyjemy w czasach, w jakich żyjemy - tutaj z góry się patrzy, że każdy jest potencjalnym wrogiem i to ich staramy się trzymać jak najbliżej, pojęcie przyjaźni staje się abstrakcyjnym mitem, którego nawet nie dopuszczamy do możliwości stworzenia takowej więzi, co najwyżej przeradzamy ją w żart i patrzymy z niedowierzaniem, kiedy ktokolwiek pyta nas o przyjaciół. To tak wewnętrznie. Zewnętrznie zaś mamy ich pełno - otaczają nas co dnia, chylą głowy, uśmiechają się, wymieniają uprzejmości i tytuły - a wszystko pod publikę, dla gry pozorów. W swych chorych miłościach i namiętnościach uwielbiałeś to. Żyłeś paranoją, w której spodziewałeś się noża w każdych dłoniach - noża, który mógłby zostać wbity w twe plecy, tak jak już było mówione - nikomu nie ufałeś, tylko sobie i swemu ptakowi, który teraz zapewne latał nad lasami, wierne zwierze, które zawsze wróci i które nie ma nawet jak cię zdradzić.
- Szkoda, że to nie jest takie proste, prawda..? Wpadasz na genialny pomysł, a po minucie jest już ustawą. Byłoby to niezmiernie wygodne... i niestety wprowadzało ogromny chaos. - Dopiłeś szklankę do końca, biorąc głębszy oddech. Pora się stąd powoli zbierać. Lepiej nie wdawać się w dyskusje z pracownikami.
Wszystko, co powiesz, może zostać obrócone przeciwko tobie.
Avenity M. Underhill
Oczekujący
Avenity M. Underhill

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Czw Lis 13, 2014 7:41 pm
Cóż, faktycznie, jego odpowiedź była dość oczywista - każda ustawa, zanim weszła w życie, potrzebowała najpierw przedostać się przez ogrom innych przeszkód, niedopowiedzeń i głosów różnych ludzi. Wszyscy - nawet ten najmniej istotny urzędas, który zwykle traktowany był jak zwyczajne popychadło do parzenia kawy, jak nic nie warty pies, sługus - musieli maczać swe palce w życiu politycznym świata czarodziejów. Ba, to nawet nie tak, że musieli - oni chcieli to robić. I to z jaką chęcią! Przecież dzięki temu wszyscy nagle zaczynali być ważniejsi, wszyscy nagle zyskiwali ogromne możliwości i predyspozycje do rządzenia kimś innym, niższym - czy to rangą, czy wzrostem, nieistotne, ważne tylko, że możesz rządzić! To dopiero jest luksus! Wspaniałe uczucie... oh, spójrzcie tylko, wystarczy dać ludziom władzę, a już będą chciwie wyciągać po nią swe ręce, łapać w garści cokolwiek, nawet najmniejszy zalążek, przepychać się, uczestniczyć w tym jednym, wielkim, wyścigu szczurów... bo taka też była ta praca. Jak myślicie, co tak naprawdę liczyło się w Ministerstwie? Umiejętności? Zalety? Predyspozycje? A skąd! Wystarczyło tylko mieć znajomości, a każdemu wnet znalazło się cieplutkie stanowisko przy biurku w stosie licznych dokumentów, które - wciąż przechodząc z rąk do rąk - umożliwiały rozpoznanie kolejnej ustawy niemal każdemu urzędnikowi. Dlatego też, właśnie ze względu na fakt, że każdy z nich znajdował się w jednym, tym samym mrowisku, rzadko który z pracowników nie wiedział, co właśnie kroiło się w stosach papierów, z którymi tak często nakazywano im biegać po salach skomplikowanego budynku. Wieści, jak wiadomo, szybko się rozchodzą - wystarczyło być tylko odrobinę bardziej zorientowanym i zainteresowanym w całym tym szkielecie fałszu i kłamstwa.
Zdziwienie Avenity wynikało jednakże nie z faktu dość nagłego podjęcia decyzji przez ministra, a z samego sensu tego rozporządzenia. Underhill znała ludzi, znała ich wrodzoną niepewność, lęk przed wypróbowaniem czegoś nowego czy też fakt, że mieli nad wyraz dużą tendencję do poddawania się licznym wątpliwościom na te tematy, których nie zdołali wcześniej jeszcze dobrze sprawdzić. Toteż to, że zmiana ta spotkała się z aż tak dużą aprobatą wśród reszty urzędników, wydawała jej się być dość nieprawdopodobna i jednocześnie podejrzana. Z drugiej jednak strony i to dało się wytłumaczyć - niestety, jako gatunek ludzki zwykle pod naciskiem autorytetu uginaliśmy się niczym drobna, mała, łamliwa trzcina na wietrze.
Poza tym, no proszę Was... przecież pracowało się w samym Ministerstwie Magii..! A skoro miało się TAK ważną posadę, skoro dostąpiło się TAK wielkiego zaszczytu, to trzeba było starać się jak najsprawniej uczestniczyć w w jego życiu! Oh, w takim przypadku wszyscy nagle stawali się nad wyraz pracowici i ambitni. Każdy chciał pomóc, każdy miał nad wyraz szlachetne i prawe zamiary... szkoda tylko, że generalnie to na nich się kończyło.
Oddaliła się od niego nieco, oglądając jego sylwetkę z daleka. Spoglądała jak opróżnia szklankę do końca, jak jego jabłko Adama lekko drga pod wpływem kolejnych łyków... pił tak pewnie, mimo, że jej nie ufał, że jego dobry, wyćwiczony instynkt łotra postawionego na wysokim stanowisku zdawał się wręcz krzyczeć na jej widok. Przywołała na twarz delikatny uśmiech, zawierający w sobie lekki, choć nieszkodliwy rodzaj drwiny, w sumie nawet ciężki do rozpoznania. Zbliżyła się, stukot obcasów ponownie wypełnił niemalże pustą salę, zupełnie tak, jakby ich echo odzwierciedlało z wolna nacierający na mężczyznę cień, coś nieuniknionego, rodzaj drobnej wątpliwości.
- Nie boi się pan, panie ministrze, że pański napój został zatruty..? Musi być pan niezwykle pewnym swego stanowiska, skoro wychodzi pan z założenia, że nikt nie zdołałby go panu odebrać. Chciałabym posiadać równie silną umiejętność zaufania. To nadzwyczaj godne podziwu.
Uśmiech ponownie rozjaśnił jej twarz. Lekko przechyliła głowę, a kasztanowe kosmyki opadły na jej ramiona swobodnie.
Laum Rökkur
Minister
Laum Rökkur

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Pią Sty 02, 2015 8:13 pm
Lekki uśmiech i spojrzenie w oczy swojej rozmówczyni, by oderwać je od zakrytego płaszczem tajemnic, migocącego lustra - tajemnic i tego fizycznego, zasłony zdejmowanej tylko podczas wydawania wyroku, który ta oto niewiasta doprowadzała do końca, wprawiając słowo wypowiedziane w akt cielesny - to dopiero moc..! Albo właśnie niemoc..? Jedynie posłuszeństwo grało muzykę w twych uszach - posłuszeństwo i twoje własne plany, które snułeś w umyśle i nie wypowiadałeś ich na głos - czy ona je znała? Pajęczyna snuta przez tą Czarną Wdowę zaczynała się rozkładać wokół Ciebie i zapraszać, aż w nią wejdziesz, a kroki następnie stawiane, choć podległe twej woli, zaczną wymykać się poza okowy bezpardonowego trwania z butami przyklejonymi do ziemi. Zaczniesz się zaplątywać, czy sam staniesz się pająkiem tak doskonałym, jakim była Ona? Kobieta, ach! - diabeł wcielony, ucieleśnienie żądz, którym banalnie jest ulec, zaś jak im uciec? Powstrzymywanie samego siebie to tylko narzucona banalnie świadomość norm społecznych i wszystkich reguł, czego wypada a czego nie wypada robić - rzucić się na nią, pożreć ją - ach! Tak, proszę, zezwól na to dobry Boże, wepchnij tą diablicę w objęcia samego Szatana, zezwól, by dokonał się tutaj akt nie cielesny, a zbereźnie myślowy, czuły i zmysłowy, lecz zarazem brutalny i pierwotny. Ty - woda, Ona - woda, Oboje żeście jeziorami przedzielonymi pasmem zieleni - zieleni uschłej, z której wyssaliście ostatnie soki, tak jak bezpardonowo sięgaliście po każdego, kto dotknie waszych wód i naruszy mętne oblicze tafli - Jej oczy i te twoje? - jakąż niby różnicę w nich dostrzegacie, gdy one wszak takie same - barwa powiecie? Ach, nie żartujcie - kolor to nic...
Czy nie widzicie, że te mętne dusze same w sobie jestestwo posiadają równie splecione i zamordowane od wewnątrz?
- Skądże... Gdy widzę takich pracowników, jak Pani, w dodatku troszczących się o moje zdrowie, tylko upewniam się w przekonaniu, jak wspaniale są zagospodarowane miejsca zasobami ludzkimi za mojej kadencji... - Uśmiechnął się, a uśmiech ten można było uznać za naprawdę miły - czy był nieszczery? Sam chciałbym wiedzieć... Nie potrafię dojrzeć kłamstwa, jak i nie potrafię dojrzeć ciepła w jego przenikliwych, stalowych oczach, zatrzymującym czas na moment zetknięcia kontaktu wzrokowego, nikomu krzywdy nie czynił, nieokiełznany, grzeczny Minister, mający wiele na głowie i robiący, co w jego mocy, aby naprawić ten świat i uwolnić od wszelakiego plugastwa...
Czy nie widzicie?
Ona robiła to samo.
Te piękne uśmiechy, ta cudowna maskarada, pełna fałszu i obłudy, od której robiło się niedobrze we wnętrzu i flaki się przewracały razem z bebechami.
To wszystko to jedno wielkie kłamstwo.
- Przepraszam, obowiązki wzywają. - Uśmiechnąłby się, gdyby miał w zwyczaju się uśmiechać... więc wziął swoją butelkę, szklanicę i opuścił departament.

[z/t]
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Pią Kwi 03, 2015 8:12 pm
[z/t dla Avenity]
Sponsored content

Sala Śmierci Empty Re: Sala Śmierci

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach