Go down
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Nie Paź 04, 2015 8:11 pm
Była wykończona im bliżej były OWUTemy, tym nauczyciele robili się bardziej wymagający – na tyle, by nieźle się męczyć z posiadaniem podwójnego życia. Dlatego Gwendoline chciała mieć tę przysługę jak najszybciej za sobą i jej również zależało na czasie.
- Tak wiem. Poczytaj sobie... sądziłam, że tym zaklęciem czyści się całą różdżkę, ale to zmywa jedynie kilka zaklęć, dziesięć z tego, co pamiętam, dlatego różdżkarz siedział nad moją tak długo. No i oczywiście pozostawia po sobie widmo, ale to wolałam założyć z góry, w końcu nie może być za łatwo. - ciągnęła rozglądając się ciekawsko po zapomnianej komnacie. W odróżnieniu od reszty obrastających kurzem klas, w których uczennice i nauczyciele, oraz czasem choć rzadziej, uczennice i uczniowie ucinali sobie pogawędki, ta była jakby inna - zadbana zupełnie tak, jakby nawet woźny wystrzegał się pakowania w to miejsce. Aura przypominała nieco blondynce tę, która panowała w Memento, jaki przygnieciony był w pełni ziemią przesyconą niewinną krwią i czarną magią – idealnie pod okrytym złą sławą Starym dębem. Gwendoline nie należała do ludzi, których specjalnie ciągnęło do tego typu miejsc, ale dawały one całkiem ciekawe perspektywy i jawiły się jako kolejny Hogwarcki kąt, który można ciekawie wykorzystać. Nie przyszło jej w tej chwili do głowy, że to miejsce pracy i przy okazji ostatnich chwil życia nauczyciela, który nie tak dawno wyzionął w tej szkole ducha. Ponoć był seryjnym mordercą i wszystkim tak jakby bardzo z tego powodu ulżyło. Z powodu jego śmierci, nie bycia mordercą. A tym bardziej nie przeczuwała, że atmosfera śmierci unosi się najmocniej właśnie tutaj.
Błyskawicznie wróciła uwagą na Caroline, kiedy ta wreszcie okazała jakiś większy procent zainteresowania pergaminem i odebrała różdżkę. Gwendoline od ostatnich dwudziestu-czterech godzin przeczytała formułkę już tyle razy, na ile było to niezbędne by mogła tu przyjść nawet bez pergaminu. Nauczyła się być zawsze przygotowana na ewentualność potrzeby nawet połknięcia dowodu. Teraz za to mogła się przyglądać zagłębionej w lekturze Ślizgonce i czekać na jej komentarz. Choć ten, który usłyszała wychodził poza paletę jej oczekiwań.
- Jesteś pewna, że chcesz pozwolić mi eksperymentować na swojej różdżce? - zagaiła i jeden z kącików pełnych warg widocznie jej zadrżał. Mogła zabrzmieć jak delikatny rodzaj hipokrytki, ale różdżce, którą czarowano działo się mniej niż różdżce... czarowanej. - A już sądziłam, że w chwili eksplozji przynajmniej będę mogła zrzucić odpowiedzialność na ciebie. Dobrze, skoro chcesz. - zsunęła się łagodnie z ławki i odebrała swoją własność, wygładzając ją w palcach, jakby chciała zsunąć z niej wszelkie oznaki obcego dotyku. Spieranie się o tak małą materię było niepotrzebne, zawsze mogą koniec końców próbować obie. Wiedziała, że sama z tego typu magią może mieć problemy i początki będą trudne, ale najwidoczniej obie były na taką ewentualność przygotowane.
Nie było na co czekać, musiała podjąć pierwsza próbę.
- Venfiero. - wymówiła formułkę dokładnie i obserwowała jak biały strumień światła, do złudzenia podobny do Priori Incantatem leniwie zbliża się do różdżki – był całkiem silny i widoczny, ale nawet nie musną magicznego drewna, kiedy zniknął.
Dziewczyna syknęła i cofnęła różdżkę, dając jej chwile czasu przed następną próbą.
- Tak Przy okazji... Profesor Hucksberry, jaki on jest? Ponoć przepytuje po kolei wszystkich uczniów i nie wiem czy szarpnie się i na mnie, choć osobiście mam lepsze alibi nawet od samego dyrektora tej szkoły. - spytała, ta sprawa zaczynała ją nieco męczyć i nastręczać jeszcze więcej problemów.


Ostatnio zmieniony przez Gwendoline Tichý dnia Nie Paź 04, 2015 8:14 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Nie Paź 04, 2015 8:11 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Dice-icon
Result : 2, 3
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Czw Paź 08, 2015 8:49 pm
Sposób w jaki się przedstawiało reszcie świata swój styl życia był bardzo ważny. I kosztowny. Dlatego na przykład ona nie bawiła się w przywdziewanie nowej skóry na czas trwania kłamliwej pokazówki dla ludzi. Była zwyczajnie... obojętna. Przynajmniej taką udawała, zwłaszcza przy nauczycielach by nie ściągnąć na siebie niechcianej uwagi i dlatego właśnie było jej łatwiej utrzymać się w ryzach. I nie dać się zaskoczyć samej sobie. Oczywiście to było jak najbardziej realne zagrożenie - w końcu coraz częściej traciła nad sobą panowanie, zatracając się w niszczycielskiej otchłani ukojenia. Wystarczył moment. Krótka chwila. Pstryknięcie palców. Szaleńczy śmiech. I... już!
Prawda, że było to wspaniałe?
I przerażające.
Egzaminy pobrzmiewały gdzieś w oddali, tak jak listy matki, która coraz intensywnej na nią naciskała względem naglących spraw, nie wspominając nawet słowem o ojcu. Wciąż zręcznie wykręcała się tą samą śpiewką: "Twój pan ojciec jest zajęty, powinnaś to uszanować, Caroline". I tylko narzeczeństwo, tylko jak najlepsze napisanie OWUTEMÓW, tylko niesprawianie problemów, tylko... jad.
Przyspieszmy więc całą machinę zanim obie padniemy na ziemię z powodu tych powolnych ruchów zegara.
- Czytam. Kilka zaklęć wystarczy - czyszczenie całej różdżki jest mniej opłacalne. Może i być to widmo, byleby absolutnie nikt się nie dowiedział o ostatnich zaklęciach. A skoro należało to uwzględnić w taki sposób... Cholera.
Brawa dla Ciebie, Czarny Łabędziu! Odkryłaś to, prawda? Teraz spróbuj się wzbić w powietrze.
No dalej.
Zaryzykuj.
Zacisnęła dłoń w pięść, zatrzymując się na fragmencie tekstu, który jasno mówił o usunięciu maksimum 10 zaklęciu naraz. I to jeśli zaklęcie będzie wykonane idealnie. Nie unikną więc powtórek. Wzięła głębszy wdech i sama rzuciła szybkie spojrzenie po starej komnacie Władcy Nocy, starając się mimo wszystko rozluźnić i nie zareagować agresywnie, zwłaszcza, że Tichy była jej jeszcze potrzebna.
Kreew... Czuję kreeeew...
Zabawmy się.
Nie możemy.
Zabawmy sięęę.
Nie.
Oto właśnie była ona. Walczyła ze swoimi myślami, byleby tylko jak najszybciej zakończyć tę niekomfortowe dla niej spotkanie. Strzeliła głową najpierw w prawo potem w lewo. Coraz częściej oddawała się takim idiotycznym wewnętrznym spekulacjom w imię swojego własnego szczęścia. Po śmierci Wojny musiała się przecież starać bardziej niż zazwyczaj.
Podoba Ci się, Landrynko?
Jak chcesz to możesz zostać tutaj na zawsze. Wystarczy, że szepczesz mi do ucha odpowiednie słówko.
Najwyraźniej nie był wystarczająco silny by zrobić to co chciał. A poza tym... był odmieńcem, który liczył na zmianę świata. Bezsensowne. Jedynie, co mogłoby uratować tę planetę to całkowita destrukcja. I utworzenie się go na nowo w oczyszczającej bieli pomieszanej z burzą.  
Meble, wszystkie te drobiazgi, materialne pozostałości, które nie miały żadnej wartości. Mogły oczywiście kusić, ale nie były niczym szczególnym - jedynie zresztą przypominały o nauczycielu, a co za tym idzie, o jego kolosalnej porażce. W końcu całkowicie skoncentrowała się na blondynce, czując jak głowa coraz bardziej zaczyna jej pulsować, jakby w każdej chwili mogła dostać ataku migreny. Należało to przyspieszyć. Nawet jeśli tym łamała zasadę odnośnie bezgranicznej ochrony swojej różdżki, choćby jakby spojrzeć na to z jej strony to... no cóż, właściwie można by było stwierdzić, że działała dość rozsądnie. Przynajmniej w tej jakże nieoczywistej sytuacji.
- Nie eksperymentować, masz sprawić - i nie obchodzi mi jak to zrobisz - że zaklęcie zadziała. Najlepiej... dwukrotnie. I to na najwyższym poziomie by razem zniknęło 20 uroków. Coś się stanie z moją różdżką? Wezmę Twoją i umilę sobie dzień. - Odpowiedziała niemalże znudzona, spoglądając pozornie spokojnie w jej oczy. Na jej kolejne słowa, jedynie pokręciła głową  i uśmiechnęła się tak sztucznie, że aż miało się ochotę wyrwać ten uśmiech i zdeptać. Po chwili jednak spoważniała, przyglądając się ruchom Gwendoline, która spróbowała rzucić Venfiero. Zaczęło się obiecująco a skończyło... żałośnie. C. nie powiedziała nic, jedynie zamlaskała z niezadowoleniem.
Jeszcze trochę...
Miała wręcz ochotę sięgnąć po jedną z książek Nightray'a, które znajdowały się w tym gabinecie i uderzyć nią tę blond główkę by przyspieszyć cały proces. Zapewne w taki sposób osiągnęłaby całkiem odwrotny efekt, ale jakoś nie widziała w tym żadnych problemów.
Podczas jej wypowiedzi zajęła miejsce na wolnym fragmencie biurka i skrzyżowała nogi na wysokości kostek.
- Jaki jest Hucksberry? Ciężko stwierdzić. Uczy Nas od tego roku, jest dość tajemniczy, ma specyficzny sposób oceniania i zajmuje się śledztwem odnośnie morderstw w szkole. Nic nadzwyczajnego... - mruknęła po chwili, mrużąc delikatnie chmurne oczy. - A co? Boisz się? Czy masz alibi czy też nie, jak wszyscy to wszyscy. Zawsze mogłaś pojawić się o wiele wcześniej w zamku.
Usta bladej Ślizgonki wykrzywiły się w geście karykatualnego uśmiechu.

~
Rozpiska mniej więcej zaklęć (klub pojedynków się nie wlicza, bo był po tej sesji) do usunięcia z pamięci różdżki:
1. Reparo.
2. Zaklęcie Niewidzialności.
3. Orbis.
4. Qorfotia.
5. Protego.
6. Conjunctivitis.
7. Protego.
8. Imperio.
9. Slugus Eructo.
10. Protego.
11. Protego.
12. Magicus extremos.
13. Drętwota.
14. Pelburstio.
15. Protego.
+5 niezidentyfikowanych o których np. nie pamiętam, etc.
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Pią Paź 09, 2015 2:01 pm
Zaklęcie do najłatwiejszych nie należało, ale to nie sprawiało, że Landrynka zamierzała się poddawać. Choć owszem od ostatniej czystki na jej własnej różdżce, ta zachowywała się bardzo chimerycznie, zupełnie jakby była obrażona za co, co jej zrobiono – że pozbawiono jej charakteru i historii. Oręż poskładany z Grabu i smoczego serca wymagał od swojego właściciela bardzo dużego zdecydowania w rzucaniu zaklęć i z wielką wylewnością witał adrenalinę buzującą w jego żyłach – zaklęciami rzucanymi w ciszy i spokoju szybko się nudził. Dlatego pewnie na podeście w Wielkiej Sali pierwsze zaklęcie minęło Pana Zabiniego, a w podziemiach szkoły, kiedy stanęła do walki z prawdziwym przeciwnikiem różdżka ani razu jej nie zawiodła. Dlatego z opanowaniem przyjęła ją z powrotem w dłonie i zastanowiła się jak przekupić to humorzaste drewno, by zadziałało po jej myśli.
- Umilisz sobie dzień? Zabrzmiało wyjątkowo dwuznacznie i niekorzystnie. - skwitowała z leciutkim uśmiechem, niezrażona kiedy jasny bicz, jaki wymsknął się z końca jej różdżki ostatecznie chybił celu. Uwielbiała tego typu zabawki. Dlatego jej ulubionym zaklęciem było Carpe Retractum – niedoceniane i niesamowicie wielofunkcyjne. Wzięła głębszy oddech i wyobraziła sobie rozciągniętego na tej ławce Nailah'a, któremu złotawy bicz miał zostawiać wyraźne ślady na ciele i przyspieszyć rytuał obdzierania go z krwi, za którą naprawdę słono płacili. Na ten widok zamruczała pod nosem, na dłuższą chwilę tracąc zainteresowanie nudząca się koleżanką i tym razem z większym zdecydowaniem wycelowała magiczną bronią w czekającą na kaźnie ofiarę.
- Venfiero. - każda litera w słowie była wypowiadana jasno i wyraźnie i tym razem bicz pojawił się o wiele szybciej, był niespokojny i zachowywał się jak szukający mięsa ślepy i wściekły wąż. Już nieomal był przy różdżce, ale mijał ją więc blondynka szarpnęła zdecydowanie dłonią i coś, co do złudzenia przypominało gruby piorun, wreszcie złapało za rękojeść różdżki Panny Rockers. Wydawało jedynie lekkie, pykające odgłosy, kiedy wreszcie doszły do nich atrakcje wizualne: bicz wyglądał tak, jakby co chwila uderzał mocno w bezbronny kawałek drewna i różdżka wypluwała z siebie snopy iskier kolorem przypominające atakujące ich zaklęcie albo całkowicie czarne. I mimo, iż wszystko wyglądało dość brutalnie, to przy długim przyglądaniu się można było stwierdzić, że bicz uderza jakby w osłonę naokoło artefaktu, a nie w sam artefakt, dlatego drewno ani się nie przypalało ani nie pękało. Świetlista smuga sunęła sukcesywnie w górę i zanim spełzła z różdżki Gwendoline przerwała połączenie i aż cofnęło ją o krok w tył. Oparła się o ławkę dłonią i przyjrzała własnej różdżce. Z nią też wydawało się być w porządku.
Dziewczyna odchrząknęła i odrzuciła cynamonowe pukle z ramienia na plecy.
- Czy się boje? ...nie, to za dużo powiedziane. Martwię. W końcu na czyszczącej różdżce również może pozostawać widmo tego zaklęcia, a wolę uniknąć niewygodnych pytań na temat tego co mnie łączy z Panną Rockers i długiego przekonywania Monsieur Hucksberryego, że absolutnie nic. Na razie. - dopowiedziała i wróciła z powrotem na miejsce. Byle jak najszybciej to załatwić.
Poprzednim razem poszło wyśmienicie, ale mieli za sobą dopiero połowę zaklęć. Musiała się skupić jeszcze raz, ale tym razem dochodziło bijące wolno i niezwykle mocno serce i już doganiające ją męczące następstwa takich szaleństw. Jeszcze raz mnie posłuchaj, patyku i do końca dnia będziesz miał wolne albo spalę cię w kominku zaraz po powrocie. – zacisnęła pełne wargi w poziomą kreskę i strzeliła zaklęciem jeszcze raz.
- Venfiero!
Bicz nie wglądał tak solidnie jak jego poprzednik, ale nie wił się jak smuga, która pojawiła się podczas pierwszego podejścia. Był czymś idealnie pomiędzy, ale nadal jego struktura była dostatecznie mocna, by można było odpowiednio wymanewrować ruchliwą końcówką tak, by wreszcie dopadła się z powrotem do różdżki. Tym razem jednak zaklęcie musiało ukąsić drewno dwa a czasem nawet i trzy razy zanim różdżka nie wypluła z końca bukietu iskier, które sypały się jak perły na kamienną podłogę, by tam zgasnąć. Przez to wszystko cały zabieg trwał o wiele dłużej, choć przynajmniej nie raził już tak ostentacyjnie po oczach.
Kiedy po kilku minutach koniec wreszcie sięgnął czubka czyszczonej różdżki blondynka z ulgą urwała połączenie, które ciągnęło się jeszcze za jej różdżką jak rozgrzany ser i sama nie wiele myśląc przysiadła na ławce, którą zlokalizowała cofając się o krok. Odsapnęła prostując plecy i zatrzymała broń przed twarzą, spoglądając na nią ukontentowana.
- Proszę, jeśli chcesz to potrafisz.

_______________________________
Venfiero - 4,6
Venfiero - 4,4


Gwendoline Tichy: - 10% PŻ


Ostatnio zmieniony przez Gwendoline Tichý dnia Pią Paź 09, 2015 2:42 pm, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Pią Paź 09, 2015 2:01 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Dice-icon
Result : 4, 6
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Pią Paź 09, 2015 2:03 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Dice-icon
Result : 4, 4
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Czw Paź 15, 2015 11:39 pm
Rób więc dalej swoje, tańcz w swoim pokracznym tańcu, balerino a może nie wywrócisz się na tej scenie, nabijając sobie wielkiego guza.
Jej różdżka była pierwszy raz czyszczona, wcześniej bowiem C. nie widziała przyczyny by to robić a zazwyczaj wszelkie nielegalne rzeczy były czynione "drugą" różdżką, która znajdowała się obecnie w domu Rockers'ów. Zresztą i tak dużą część rzeczy robiła nieprzewidywanie, pod wpływem chwili i emocji, które targały nią w skrajnych sytuacjach tak bardzo, że mimowolnie atakowała "magią z samej siebie" niczym małe dziecko u którego dopiero objawiały się nietypowe i niepojęte dla mugoli zdolności. Była jednym wielkim eksperymentem i w pewnym momencie przestało zależeć na odczuwaniu świata w odpowiedni sposób. Skrzywienie, które skrywało się w wielkim chaosie jej głowy dało jej siłę do tego by przetrwać i zacząć układać nowe zasady, nowe prawa wszelkiego istnienia.
A właściwie... jego braku.
Skrupulatnie dążyła do oczyszczenia i zniszczenia świata, nie patrząc na ponoszone ceny. Przykład? Jej magia bezróżdżkowa była mocno upośledzona i nawet bez próbowania wiedziała, że nie będzie w stanie tego naprawić - była więc uzależniona od magicznego drzewca do którego sięgała w momencie, kiedy już widziała mnogość pęknięć na masce i zgliszcza własnego ja w oczach ofiary. Nie przeszkadzał jej taki słaby punkt. I tak używanie magii bez różdżki było bardziej wyczerpujące i mniej efektowne; przedstawienia w książkach z poprzednich wieków dawały to jasno do zrozumienia.
Zaciskała dłonie w pięści i puszczała, przyglądając się temu z pozornym zainteresowaniem, mając jednak na uwadze z kim przebywa w tym pomieszczeniu i jak wielkie ryzyko się z tym wiązało. Bała się? Nie... to nie było to. Zdawała sobie jednak sprawę, że takie słodkie dziewczynki należało najpierw odbezpieczyć, poznając ich zawartość i użyteczność, zanim zadawało się ostateczne ciosy. Było w tym też coś znajomego, bo chociaż róż był daleko od czerni to jednak blisko krwistej czerwieni z której również słynęła.
W końcu była Królową Śniegu odzianą w szkarłatne szaty zrobione z krwi swoich wrogów. Nosiła tak wiele nazw, potrzebowała jeszcze tyle czasu, pozbywała się dobrych i racjonalniejszych rozwiązań...
Woda nosi mnie jednak dalej a jej szum uderza niezdrowo do głowy.
Jak krew.
- Naprawdę musisz się strasznie nudzić Tichy, skoro postanowiłaś łapać mnie za słowa i otwierać je jak wachlarze wedle własnego uznania - odpowiedziała lekko, przyglądając się poczynaniom blondynki. Zakrzywione, nierówno przycięte paznokcie wbijały się w mleczną skórę Ślizgonki a niebo w jej oczach coraz bardziej ciemniało. Niecierpliwiła się a ślina w ustach zrobiła się strasznie cierpka.
Powiem Ci coś. Tak w ramach podziękowań.
Nailah jest mój. Nie pod względem miłosnym i cielesnym. Nie do interesów.
To moja zabawka. Mój cel. Mój wróg. I moja nienawiść.
To ja go zabiję w odpowiednim czasie, kiedy cały świat wokół Nas będzie płonął.
Kiedy Apokalipsa się skończy.
Dlatego taka rada ode mnie, cukiereczku - zrób swoje i spierdalaj.
Najlepiej w swoim różowym kubraczku.
Lodowe tęczówki wbiły się w swoją różdżkę, oczekując w końcu konkretnych efektów. Los Gwendoline był nieważny, równie dobrze dziewczyna mogłaby przewrócić się, uderzyć głową w jakiś mebel i paść a jej życiodajna substancja stworzyłaby wokół jej blond włosów kałużę poświęcenia. Różdżka i pozbycie się dowodów grały pierwsze skrzypce w tym spotkaniu. Magiczna machina ruszyła a ślady po poprzednich czarach opuszczały różdżkę ciemnowłosej, przyjmując różnorakie formy. Przy Qorfotii cała komnata wręcz wypełniła się ciemnym, nieprzyjemnym dymem, który wkradał się zdradziecko do nozdrzy i podrażniał je w nieprzyjemny sposób.
- Skłam, zgub różdżkę, cokolwiek - mruknęła lekceważąco, nie skupiając się na tym by jej pomóc. Podniosła się z miejsca i zaczęła krążyć po gabinecie Władcy Nocy, chłonąc wzrokiem intrygujące tytuły widniejące na zakurzonych księgach. Niczego niemniej nie dotykała, stawiając tym razem na rozwagę.
Za jej plecami Gwendoline po raz drugi wymówiła zaklęcie. C. zatrzymała się i wyprostowała a następnie powoli odwróciła się w tamtą stronę. Kolejne widma uniosły się w powietrze - przed jej oczami stanęły nawet niewidzialne sznurki Imperiusa, którego użyła na Balu Bożonarodzeniowym. Wykonała najpierw jeden krok do przodu - Tichy zdążyła już zakończyć całą procedurę - a następnie doszedł do tego drugi, trzeci, czwarty...
Kiedy w końcu pochwyciła w dłonie swoją różdżkę, drewno wydawało się chłodniejsze niż przedtem. Palce śmigały po powierzchni, sprawdzając dokładnie stan swojej własności. Ciemny kosmyk musnął kąciki warg, które na krótką chwilę uniosły się do góry w geście triumfu, który rozpłynął się szybko, kiedy rzeczywistość przypomniała C. o sobie.
- Mów, czego chcesz i miejmy to za sobą - powiedziała chłodno i machnęła różdżką a z jej końca uciekł strumień światła na kilka sekund sprawiając, że jasność zaatakowała oczy obu Ślizgonek.




Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Pią Paź 16, 2015 1:01 pm
Potarła się palcami po czole i odetchnęła głębiej. Nawet jeśli było to męczące, to nadal była to nauka, nabycie zupełnie nowego, całkiem potężnego zaklęcie – pomoc okazała się bardziej opłacalna niż sądziła, nawet jeśli musiała znosić takie towarzystwo. Była z siebie bardzo zadowolona i z ukontentowaniem zerkała na swoją różdżkę, na której również nie zauważyła żadnych zniszczeń, choć jeszcze przez kilka przedłużających się sekund patrzyła jak coś pokroju aury albo bardzo eterycznej powłoki naokoło niej, powoli wchłania się w drewno. Wszystko to miało barwę bardzo jasnego błękitu, nieomal zakrawającego o biel – niechybnie było to widmo zaklęcia, które powoli nikło – mocniejsze miało pozostać na różdżce drugiej Ślizgonki. A skoro już o niej mowa...
Tichy podniosła wzrok na brunetkę, która sprawdzała najpewniej stan swojej katowanej przed chwilą zguby. Tematu Monsieur Hucksberry'ego i „gubienia” różdżki nijak już nie skomentowała, zdaje się, że całe to zajście zrodziło całkowicie nowy i inny pomysł na poradzenie sobie z ewentualnością przesłuchania. Blondynka odlepiła się od zakurzonej ławki i wsunęła nagrzaną przez zaklęcie różdżkę za pasek przy udzie, po czym zabrała się za strzepywanie kurzu z tylnych areałów spódnicy.
- Nie teraz, Caroline. Nadmiar twojej wiedzy przed wzmożonym prawdopodobieństwem podania ci Veritaserum mógłby podziałać bardzo mocno na moją niekorzyść. - uśmiechnęła się rozbrajająco i zakryła pierś mocniej cieplejszą szatą. - Nie bój się, nie zapomnę o tobie i kiedy uznam, że mi się przydasz to się z tobą skontaktuję. A teraz to niewidzenia, Rockers. - uprzejmie skłoniła głowę i bez dalszej gierki wyszła pierwsza z klasy. Czuła się na tyle wyczerpana, że musiała się położyć najszybciej jak to będzie możliwe, by nie odbierać sobie kolejnych cennych godzin snu, w końcu trochę w tej upiornej komnacie przesiedziała, a rano miały się dobyć jej drugie, tym razem łączone zajęcia z Opieki Nad Magicznym i Stworzeniami.

Z/t
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Nie Paź 25, 2015 1:47 am
Nauka nauką, zbytnio ją to nie interesowało jaki miała interes blondynka w tym, że jej pomagała. Przynajmniej na razie, póki nie będzie oczekiwała od niej zapłaty. C. nie przepadała za tego typu transakcjami - należy zacząć, że w ogóle za nimi nie przepadała, nie lubiła bowiem czuć się cokolwiek winna jakiejkolwiek osobie. Gwendoline była kimś zupełnie z innego świata, kimś z kim Rockers wolałaby się nie trzymać. Czekała więc na szybki koniec tego pokazu, zwłaszcza, że może i nikt nie zaglądał od dawna do gabinetu Nightray'a, ale wystarczył choć jeden dziwny odgłos wydobywający się z tej komnaty podczas obchodu prefektów i nauczycieli, by przyciągnąć niepotrzebną uwagę. Ślizgonce wystarczało już to, co obecnie znajdowało się na jej głowie, nie potrzebowała dodatkowych atrakcji. Z małą fascynacją, która miała odzwierciedlenie w jej lodowych oczach, przyglądała się jak błękitna poświata wsiąka zarówno w różdżkę Tichy jak i w jej własną. Zadanie zostało więc wykonane. Można było odznaczyć i zapomnieć do czasu przesłuchania. Zacisnęła wargi i przyjrzała się magicznemu patykowi w jej dłoniach, który był źródłem zarówno jej szczęścia jak i zmartwień. Bez którego przecież nie była w stanie funkcjonować. Szybko schowała różdżkę do swojej kieszeni, chłonąc z przyjemnością panujący w gabinecie półmrok.
- Jak chcesz, nie zwlekaj jednak za długo, bo takie przysługi szybko tracą wartość - odpowiedziała jeszcze z przekąsem, nie komentując uśmiechu, który wypłynął na usta podstępnej landryny. Nie wróżyło to niczego, czego Rockers wyczekiwałaby z zapartym tchem. Kiedy ta opuściła pomieszczenie, dziewczyna wypuściła całe powietrze sfrustrowana i uderzyła pięścią w ścianę, czując niezwykłą przyjemność z krótkiego bólu, który pozwolił jej się uspokoić i skupić na uldze, jaką przyniosło wyczyszczenie pamięci jej różdżki. Przynajmniej częściowe.
Królowa Śniegu mogła więc opuścić miejsce skazane na zapomnienie i powędrować dalej, by sprawdzić czy z zawiązanymi tak ciasno rękoma nadal jest w stanie coś zdziałać.
I doprowadzić jakąś duszę do upadku.
[z/t]

Sponsored content

Gabinet Profesora Vincenta - Page 4 Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach