Go down
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Sob Maj 16, 2015 4:18 pm
Działo się coraz gorzej. Ona jednak czuła się lepiej. Ku jakiemuś choremu zaprzeczeniu była... spokojniejsza. Ciężko jej było nawet samej sobie to wytłumaczyć. Bała się tego, co ma nadejść. Wiedziała, że jej życie ułoży się nie tak, jak to kiedyś planowała i liczyła się ze wszystkim, co miało nadejść. Obawiała się o ludzi, których zna. Że umrą duszą bądź ciałem. O siebie samą również. Że długo nie wytrzyma. A mimo tego działo się z nią lepiej. Opanowała jakoś myśli i wróciła do życia. Najtrudniej jednak powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. Była znowu sobą tylko... inaczej. Każde doświadczenie zostawia po sobie ślad, jakby były bliznami duszy. Tak chyba właśnie się z nią stało. Utrzymała się jeszcze na nogach i miała zamiar iść dalej. Obawiała się dużych skupisk ludzi, ale i samotnego pałętania się po zamku. Postanowiła jednak tym razem dać sobie odpocząć. Podjęła decyzję zmierzenia się ze wszystkim małymi kroczkami. Obecnie wyjście poza zamek wydawało się przyprawiać ją o bezdech. Musiała więc zacząć się do tego przygotowywać. Może i krążenie samotnie po korytarzach to zły pomysł, ale... robienie tego z kimś tez nie było znowu wcale takie bezpieczne. To co wydarzyło się na błoniach to mogli być uczniowie, którzy chcą w przyszłości stać się Śmierciożercami. Takie głosy przynajmniej można było w ostatnim czasie usłyszeć. Biorąc pod uwagę, jakie okrucieństwa ludzkie udało się jej widzieć ta możliwość była... przeraźliwie prawdopodobna. Nie pokrzepiało to, ale uświadamiało jej, że za rogiem może mieć kogoś kto przy okazji zawsze będzie chciał wbić jej zaklęcie w plecy. Na jedno więc wychodziło. Mimo wszystko w tych murach jest jeszcze bezpieczniej, więc chciała z tego skorzystać i leczyć się ze swojej własnej paranoi. Zawsze może być tylko gorzej, więc... do stracenia nie było już tak wiele, jak niegdyś przypuszczała. Na niewiele ze spraw, które ją nękają ma wpływ, także pozostawało jej tylko czekać i liczyć na to, że otrzyma odpowiedzi na swoje pytania.
Krążyła więc na trzecim piętrze z myślą, że tutaj raczej nie powinno (jak zwykle...) wydarzyć się nic złego. Miejsce niezbyt uczęszczane, ciche i spokojne. Brak ludzi = brak problemów. Tylko gdyby ludzi zabrakło byłoby nudno. Idąc więc w lekkim roztrzepaniu, a raczej nieuwadze weszła w pierwszej lepsze miejsce i jej oczom ukazała się jakaś nieznana osoba. Typowo. Bo przecież gdyby gdzieś poszła i nic się nie stało to pewnie Los by sobie tego nie wybaczył. Nie, nie zakładała, że pewnie zaraz zginie. Po prostu była nieco zła na siebie, że zawsze, gdy próbuje coś robić w samotności to musi się coś wydarzyć. Stało się jednak. Została zaskoczona (a może zaskoczyła raczej?) i musiała z tym sobie poradzić.
- Cześć! Znaczy... przepraszam. Eee... no tak. Nie chciałam przeszkadzać - Naprawdę nie chciała! Choć można by powiedzieć, że czasami wydaje się iż specjalnie idzie z założeniem, że nie chce nikogo spotkać, bo ku jakiejś wielkiej ironii zawsze wtedy na kogoś wpada. I gdzie ona w ogóle wlazła? Raz człowiek na coś uwagi nie zwróci i już się ugotował.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Sob Maj 16, 2015 4:46 pm
Niekiedy udaje nam się osiągnąć taki stan spokoju, kiedy nasze myśli zostaną oczyszczone - swoiste katharsis przychodziło i obłaskawiało chłodem letniej wody, jaką obmywało wszystkie rany, by potem założyć na nie delikatne opatrunki - ta niewidzialna zjawa była doskonale wyczuwalna i kładła dobre dłonie na ramionach, by ściągać z nich większość trosk - to, ile czasu pozwolimy sobie razem z nią wędrować, nie zależy niestety tylko od nas - jesteśmy w końcu zabawkami Losu, który może nam pchnąć pod nogi kłodę, której wyminięcie będzie niemożliwe - więc dobrze, będziemy skakać - tak jak teraz skakać musiała Alex, mając tą nadzieję (och, wszak Nadzieją ona była), że nie potknie się i nic specjalnego się nie wydarzy - to była naprawdę... mała kłoda, jak na możliwości poziomu złośliwości przeznaczenia, które kochało igrać z żywymi, nawet tymi pobłogosławionymi katharsis. A może zwłaszcza nimi. Lecz spokojnie, naprawdę nie ma się o co martwić - Blaisowi bliżej było do małej, prostej deski, co nawet nie miała zbyt wielu gwoździ, niż do poważnego problemu, z którym trzeba się mierzyć, czy muru nie do pokonania - to, że miał swoje drzazgi, to swoją drogą - jak każde kiepsko uformowane drewno, które nie było przystosowane do siadania na nim, czy nawet brania go w dłonie, żeby się nim pobawić - co to za problem usunąć drzazgę?
Brunet podskoczył - tak, dosłownie podskoczył, a w tym podskoku obrócił się o paręnaście stopni, kierując przenikliwe, uważne spojrzenie skupionych oczu na osobie, która właśnie pojawiła się w drzwiach - napiął mięśnie - więc się nie mylił, to nie była jego chora wyobraźnia, która płatała mu figle - naprawdę tam ktoś był, naprawdę ktoś korytarzem szedł i teraz... teraz w progu ukazała mu się dziewczyna, której natura raczej nie poskąpiła kobiecych kształtów, o długich włosach okalających jej twarz o dziewczęcej urodzie z dużymi oczami, które nie wydawały się o wiele mniej zaskoczone, niż te twoje...
- O rety... - Odetchnąłeś głośno, zamykając powieki i opadając łopatkami o szorstką ścianę - chociaż okno, które się tutaj znajdowało, było fałszywe, to jednak dawało źródło światła - oprócz tego sala wydawała się zupełnie pusta, a jednocześnie zatrważająco... ciasna, chociaż nie można było powiedzieć, że przestrzeni samej w sobie w niej brakowało - suma sumarum była dość... przestronna - jednak zajęty na razie własnymi emocjami i myślami Blaise nie zanotował jeszcze nieprawidłowości otoczenia, które wcale nie sprzyjało próbom uspokojenia się, a tym bardziej jemu, kiedy zdecydowanie pewniej czuło się w grupie ludzi - jak to mówią - w kupie raźniej - i uważam, że jest w tym więcej prawdy, niż ktokolwiek chciałby przyznać. - Wystraszyłaś mnie na śmierć. - Przyznał, kładąc dłoń na klatce piersiowej, czując, jak serce mocno mu uderza, a wraz z tym przychodzi dziwne zmęczenie i jego ból - nie powinien być wystawiany na stres, co? Dobre sobie, nie da się kontrolować emocji, przynajmniej on nie uważał się za pierdoloną maszynę, która jest do tego zdolna, nawet jeśli walczył o spokój na swój własny sposób. Na chwilę przymknął powieki, normując oddech, by zaraz je rozchylić, przyglądając się dokładniej osóbce, która wtargnęła do jego samotni.
Czyli to jednak prawda, że brak ludzi równa się brakowi problemów..? Noo, w tym też było o wiele za dużo prawdy - tej dość niepokojącej, tak swoją drogą...
- Nie ma tu w czym przeszkadzać, chyba w kontemplowaniu czterech ścian... - Wsunąłeś jedną dłoń za potylicę, by lekko przejechać palcami po skórze i miękkich włosach w dziwnej blokadzie co do tego, co powiedzieć i czy mówić coś w ogóle, czy może dziewczyna tak sobie po prostu pójdzie... - Jeśli opracowujesz nowy sposób na zabijanie ludzi przez zawał, to całkiem nieźle ci idzie. - Odetchnął po raz drugi, tym razem już lżej, odnajdując z nią kontakt wzrokowy, by sugestywnie unieść jedną brew w górę.
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Sob Maj 16, 2015 5:24 pm
Oczywiście, że nie każdy człowiek to potencjalny kat. Nie oznacza to jednak, że się nie zdarzają tacy. A skąd niby ona miała wiedzieć, że na takiego nie trafiła? Dobra, nie wyglądał jakby tylko czekał na jakąś ofiarę, ale wiadomo - żaden człowiek, który ma zamiar kogoś zarżnąć (o ile nie jest głupcem lub osobą chorą psychicznie) nie wchodzi do byle jakie pomieszczenie i nie czeka z narzędziami tortur na potencjalnego przybysza. Z tego właśnie względu, że morderstwa nie są tak oczywiste, trzeba mieć nieco dystansu do każdego. Zamek zdążył przesiąknąć plotkami, historiami i niestety też faktami na temat różnych zdarzeń. Nie łatwo mierzyć się z nimi w obliczu tego wszystkiego. Świat oszalał, ale to tylko fakt. Teraz trzeba się z nim tylko zmierzyć. Zaufanie to duża rzecz, którą obecnie trzeba rozważać długo i z pomyślunkiem. Alexandra jednak założyła, że trzeba być świadomym przyszłości, ale żyć chwilą obecną. W końcu skoro już w oazie pokoju jakim była potencjalnie szkoła (tak sobie zakładali... taaa...) można zginąć to lepiej próbować wykorzystać co się ma. Czas ucieka. Tak więc w niemocy na to, co kolejny dzień, czy godzina ma przynieść mierzenie się z nieznanym polega zaledwie (a może aż?) na tym, by nie dać sobie utracić chęci do próbowania ułożenia swojego życia. Miała więc trochę wiary w przypadkowego ucznia, że raczej nie uniesie na nią różdżki. Nic złego się jeszcze nie stało, więc... MOŻE uda się przeżyć to spotkanie. Jedna wielka niewiadoma. Już więcej prawdopodobieństwa jest w wygraniu na loterii niż jeden zwykły dzień w Hogwarcie. A kiedyś sądziła, że życie w magicznym świecie będzie prostsze. Jak widać nie chodzi o to, gdzie się jest, tylko jak tam jest.
Zaskoczenie. Raczej objaw normalny i dobry, bo sama miała chwilową palpitację. Mieć takie szczęście - spotkać kogoś nawet tam, gdzie z zasady mało kto uczęszcza. Sama złapała się dłonią w okolicy serca widząc kogoś tutaj. Spodziewaj się niespodziewanego - niby prosta zasada, ale wciąż trudno ją w swoje życie wprowadzić. Przeczesała swoje włosy biorąc głęboki wdech i wypuściła powietrze w leniwy sposób. I tak, jak na to, że o kulturze zdarza się jej zapomnieć to zachowała się w miarę... przyzwoicie. Nie wyjęła od razu różdżki ani nic - to chyba oznaka zdrowienia. A przynajmniej jej dusza zaczynała wracać do normalnych, a nie zwierzęcych zachowań takich jak ciągłe myślenie o przetrwaniu.
- Mogę powiedzieć dokładnie to samo - Pewnie gdyby jeszcze wyglądał jakoś strasznie... dementor, czy coś innego to w ogóle mógłby zabiegać o nagrodę. Szansa na otworzenie przypadkowych drzwi w pustym korytarzu i spotkanie kogoś... kto, jak kto, ale czy serio można się tego spodziewać? Niby tak, ale... nie zmieniało to faktu, że napotykanie kogokolwiek nie było w jej głowie. Nie brała pod uwagę nawet takiej ewentualności, więc jej serce również nie przyjęło tego zbytnio spokojnie.
- Mury Hogwart'u wbrew pozorom są interesujące - stwierdziła i uśmiechnęła się do tego ktosia, który przyprawił ją (jak i ona jego) o mały zawał serca. A przynajmniej na tyle duży, by się na chwile zapowietrzyć i zastygnąć ze zdziwioną miną królika, który patrzy na lisa z odległości jednego metra.
- Jeśli kiedyś będę opracowywała sposoby mordowania ludzi napiszę, że ten nie zadziałał, spokojnie - Mrugnęła do niego, by jeszcze nie pomyślał, że naprawdę coś takiego robi. Nie wygląda na taką, ale... wiadomo - nie wyglądać, a nie być to dwie inne sprawy. Co więcej nie miała zamiaru w przyszłości planować, jak wybić ludzkość, więc lepiej żeby nikt nie dzielił się z nikim stwierdzeniem, ze ona coś takiego powiedziała. A w tym czasie to mogłoby się skończyć nawet poważną rozmową. Portki trzęsą się wszystkim i poruszenie jest spore, także uwagę zwrócą już na wszystko.
- Sama też prawie nie odskoczyłam widzę Ciebie - BO KTO U LICHA SIEDZI W TAKIM MIEJSCU OD TAK SOBIE? Tak, jej myśli właśnie tak wyglądały. Krzyczały wręcz "jakim prawem to się znowu dzieje?". Odpowiedź jednak jest chyba dosyć dziwna - przecież byłoby nudno, gdyby tak nie było. Mimo wszystko rzeczywiście "kupa ludzi" sprawia, że człowiek czuje się lepiej. O ile tego chłopaka można nazwać "kupą" skoro są tu sami.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Nie Maj 17, 2015 8:04 am
Ha! Nie wyglądać tak, jakby czekało się na potencjalną ofiarę, to dopiero dobre przyrównanie! Nie będę jednak oceniał i winił, ponieważ, jak wiadomo, nasze myśli są często rozbiegane i wędrują po różnych kierunkach- w końcu nawet Blaise wziął Alex za potencjalnego Bazyliszka, który otwiera klamkami drzwi - fuck this logic, zwłaszcza, że zamiast pozostać w miejscu i się nie oglądać, skoro mógł być to wąż (przypominam: wąż otwierający drzwi klamką), to pierwsze co zrobił to skierował na nią spojrzenie, by się upewnić, że jest człowiekiem z krwi i kości. Tak, człowiekiem, nie żadnym wampirem, nie żadnym wilkołakiem, o których było ostatnio definitywnie za głośno. I które za bardzo brudziły jak na opinię bruneta, a skoro tak, to chyba dowodziło, że nie powinny były przebywać wśród ludzi, a już na pewno nie w tej szkole - nie miejcie mu tego za złe, to była po prostu ludzka chęć chronienia choćby samego siebie, a nie bardzo potrafił czuć się bezpiecznym ze świadomością, że jednostki niebezpieczne ot tak sobie kicają po Hogwarcie i nikt z tym za bardzo niczego nie robi, pozwalając im kicać dalej, chociaż wiadomo, że taki wampir, żeby przeżyć, potrzebuje pić krew.
Tak - Alex nie wyciągnęła różdżki, a i Blaise'owi taki pomysł przez głowę nie przeleciał nawet - nie miał tak ekstremalnych przeżyć, jak Alex, jak na razie strach dotykał go tylko poprzez wiadomości, jakie do niego napływały, nic więcej - może to właśnie dlatego..? A może raczej dlatego, że nie znosił wyciągać tego patyka, ponieważ był jego słabością i niemal żadne zaklęcia mu nigdy nie wychodziły, nawet jeśli uparcie się starał? Mógłbym tak snuć domysły, a lepiej mi się było, tak jak i mojej postaci, skupić na tej dziewczynie, którą ja osobiście znam już długo i mógłbym ją obsypywać kwiatami, lecz dla oliwkowookiego była zupełnie obca. Nie z jego domu, nie z jego roku - pierwszy raz widział jej twarz na oczy, to był dobry moment na poznanie - jego względna pewność siebie dość szybko się odbudowywała, przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz, kiedy mierzył ją uważnym, badawczym spojrzeniem, odnajdując dopiero teraz, przykładowo, że jest Gryfonką - ci, co słyną z odwagi. Ci, których Dom Węża miał nie lubić, bo... tak.
- Mury może i owszem, pytanie, czy ludzie w nim też. - Uśmiechnął się lekko, ale nie był to uśmiech z rodzaju tych uprzejmych, bliżej mu było do aroganckiego - odzyskiwał swój rezon, a w tym rezonie trzeba było wyrobić normy swego domu - w nich zaś zawierało się dawanie we znaki, że jest się czystokrwistym czarodziejem, który nie lubi szlam i trzymając się ze swoim domem, nie przepada za innymi. - Lwica opracowująca metody zabijania. - Pokiwał głową w kilku szybkich ruchach. - Jasne, w tym popapranym miejscu nic mnie już nie zaskoczy. - Tak naprawdę w tej paranoi już wszystkich można było brać za odmieńców - za jakąś wilę, czy wilkołaka, czy też za potencjalnego psychopatę, który przy pierwszej lepszej okazji wypruje nam flaki. Świetnie po prostu. Nauczyciele zaś spodziewają się, że wszyscy będą w tych nastrojach nadal dobrze się uczyć. Jeszcze lepiej. - Pewnie... - Skomentował, kiedy powiedziała, że sama prawie podskoczyła - nie musiała tego mówić, doskonale to widział - nieplanowane spotkanie w dziwacznej komnacie, której dziwaczności nawet oboje jeszcze nie dostrzegali. - Jesteś tu umówiona ze swoimi nie-czystokrwistymi znajomymi z Domu Czerwonych?
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Nie Maj 17, 2015 11:40 am
W sumie... gdyby Bazyliszek był człowiekiem, w dodatku kobietą i to ciemnowłosą z równie ciemnymi oczami i mundurkiem z godłem Gryfonów to... tak, Alex zdecydowanie odpowiadałaby opisowi. Ale niestety tak nie jest, a do węża jej daleko, bo jakimś cudem ma jeszcze nawet kończyny. Serio, w tym budynku bycie żywym to już osiągnięcie, jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało. Zły czas, oj bardzo zły. Nic się jednak nie zrobi. Niby trzeba na siebie uważać, ale wtedy właśnie tak to wygląda - próbujesz patrzeć na potencjalnego Bazyliszka otwierającego drzwi, ktoś inny wchodzi do przypadkowych pomieszczeń, celujesz w ludzi różdżką, kiedy wcale nie są groźni, czy też umieć przywalić komuś, kto po prostu poklepie Cię niespodziewanie po ramieniu. Trochę paranoicznie, czy nie? Cóż, tak mniej więcej część zamku zaczynała się zachowywać. Starano się postępować jak najbardziej normalnie i wedle wszystkich zasad bezpieczeństwa, ale właśnie przez to zaczynało wszystko wychodzić na opak. Przesadna ostrożność niczemu nie służy. Ciężko to jednak zauważyć, kiedy zbiera się ciała uczniów i robi inne, straszne rzeczy. Jeden problem goni drugi, że aż nie wiadomo za co się zabrać. Alexandra na przykład po wszystkim, co miało miejsce domy i różnice pomiędzy nimi miała jeszcze bardziej gdzieś niż kiedykolwiek wcześniej.
- To zależy. Trzeba się trochę naszukać interesujących ludzi - Wszyscy tak zaczynają. Nie zależnie od domu każdy już ma nastawienie "nikogo i niczego nie potrzebuję, nie chcę i nie mam ochoty widzieć". A ona to ignoruje i dalej robi to, co zawsze. Domy nawet ze sobą nie trzymają jakoś mocno, więc... cóż, trzeba każdemu dać szansę poznania siebie. Nawet jeśli ten ktoś tylko czeka na nasze wyjście. Na jej czekają wszyscy z utęsknieniem na przykład. Bo ile można słuchać tego dziewczęcia i nie zwariować?
- Nie powiesz chyba, że Wężyki nie robią tego na co dzień jako wspólne hobby w swoim Pokoju Wspólnym, hmm? To też nikogo by nie zaskoczyło - Och, jaki stereotyp. Niestety bardzo popularny i w obliczu kogoś, kto widać, że ego jego domu w nim kwitnie, warto o tym napomknąć. Nie żeby była nie miła, ale wiedziała, że czasami trzeba pokazać ludziom, iż wszystko działa w obie strony. Odpowiedziała więc średnio poważnie, ale z nutką tej pustej przestrzeni na której każdy samodzielnie sobie odpowiada, co takiego kryje się pod tymi słowami. Sama nie miała nic przeciwko inności. Nie licząc mordowania bez powodu. Po za tym wierzyła w to, że można żyć obok siebie w pełnej normalności i spokoju.
- Podkreślanie a osobą jakiej czystości krwi lub jej braku się spotykam jest bezsensu. To tak, jakby określać, że spotykam się z osobą o takim, a nie innym koloru oczu. Zresztą jakie to by miało znaczenie, gdybym odpowiedziała Ci, że spotykam się z czystokrwistym Gryfonem, czy też Ślizgonem półkrwi? Odpowiadając jednak: Nie miałam się z nikim spotykać, ale jak widzę udało mi się jednak i jest to Ślizgon czystej krwi, a przynajmniej z paranoją na jej punkcie - Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Ta niezmienna zasada jest chyba również odwieczna. Grace bardzo łatwo odpowiadała na wszystko, co jej się nie widziało. To wyjątkowo irytujące, ale... normalne w jej wykonaniu.
- A ty? Miałeś umówioną randkę ze szlamą i boisz się, że zdradzę Twój sekret?
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Nie Maj 17, 2015 1:51 pm
GDYBY był... jak już jednak słusznie zostało zauważone - nie był. Niektóre osoby potrafiły być doskonałymi emancypacjami węży, to prawda - ich słowa były zabójcze, ich ruchy były zwodnicze, nigdy nie było wiadomo, kiedy skoczą do ataku, a od samego spoglądania w ich oczy można było czuć szereg ciarek spacerujących w nierównym szeregu, jak mrówki, które chcą jak najszybciej przebiec wskazaną ścieżkę, by prędko zniknąć z powierzchni ziemi i dać sobie spokój z dalszymi zbiorami - jednak na pewno Alex do nich nie należała, Blaise to po prostu... widział. Jak można tak oceniać powierzchownie człowieka, zapytacie, wszak to się nie godzi, tak się robić nie powinno...! Mamy do czynienia z osobnikiem, który chętnie wtapiał się w budowane wokół jego domu stereotypy, więc dlaczego miałby jeszcze nie oceniać ludzi zaraz po tym, jak ich zobaczy? Uważał, że ma ten dar, by widzieć, ale inni już nie musieli o tym wiedzieć. Alex z pewnością nie była zła. Jej spojrzenie budowało solidny mur, postawiony na porządnej zaprawie i stworzony z równych cegieł, które trudno by było rozbić, sama zaś była lwicą - to prowadzi do logicznego rozumowania, że musiała więc być drapieżnikiem, więc trzeba było na nią uważać, ale nawet na wielkie koty są sposoby, by je obłaskawić, a ta konkretna kocica nie należała do tych agresywnych - straszyła, stroszyła sierść, ale nie wyciągała pazurów i nie kłapała paszczą, chcąc ugryźć - było w niej więcej... samoobrony. Bardzo naturalnej zresztą samoobrony, wynikłej z gry słów, w którą już zresztą wpadła.
- Jeny, to brzmi strasznie poważnie... - Brew mu drgnęła, kiedy tak na nią spoglądał - ona chyba naprawdę mówiła poważnie, nie potrafiłeś wypatrzeć w jej twarzy jakiegoś sygnału, który by podpowiedział, że zaraz nadejdzie salwa śmiechu i na wszystko machnie się ręką, wychodząc z tej dziwnej mielizny słów mądrych i światłych - nie pasował ci taki tor rozmowy, no bo... serio? Dostatecznie wiele powagi wokół się zalęga i napełnia tym samym serca uczniów, żeby jeszcze w prywatnych rozmowach nią zaciągać. - Nie no, jasne, codziennie rano, przed śniadaniem, zwołujemy naradę, jak najlepiej dzisiaj wymordować uczniów - nasłać na nich wampiry, wile, czy wilkołaki, a może od razu Bazyliszka, który czasami wpada na herbatkę. - Zacisnął na sekundę usta w wąską kreskę i wzruszył ramionami, jakby tym samym gestem mówił: "no i co zrobisz, no nic pan nie zrobisz", posługując się samą mową ciała i spojrzeniem.
- ... I... ten wywód miał mnie przekonać do tego, że szlamy są na równi z czystokrwistymi, tak..? - Uśmiechnąłeś się z lekkim rozbawieniem, ale nadal nie potrafiłeś całkowicie odprężyć - może to dlatego, że w sumie w aktualnym nastroju takie przekomarzanki wcale nie były aż tak zabawne, jakimi być powinny i ciągłe napięcie dawało o sobie znać w umyśle, rozpełzać na wszystkie kończyny - aż zacząłeś się zastanawiać, jak odbiera to Alexandra, czy nie dostrzega tej sztuczności... ona przynajmniej jest bardzo naturalna, przynajmniej wyraża swoje zdanie, przynajmniej się nie boi... - Jest bez sensu chyba w twoim mniemaniu, niżu społeczny. - Kobiety... zdecydowanie powinno się traktować delikatniej od mężczyzn, co jednak nie znaczyło, że miały aż tak wiele taryfy ulgowej - w słownych utarczkach potrafiły być lepsze od mężczyzn - pewnie to dlatego, że faceci mieli tą fatalną manierę załatwiania wszystkiego pięściami, czego ty unikałeś wszystkimi siłami. - Ze szlamą?! - Uniosłeś wysoko brwi w niedowierzaniu i niemal się potknąłeś o własne, skrzyżowane nogi, kiedy poderwałeś do pionu z tego półpochylenia w tył, gdy powierzałeś ścianie większą część ciężaru swojego ciała - kolejny szok! - Na brodę Merlina, chyba upadłaś na głowę! - Zjechał ją z góry na dół spojrzeniem spod ściągniętych brwi. - W przeciwieństwie do Ciebie, ja mam chociaż porządne zadatki na związek.
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Nie Maj 17, 2015 7:01 pm
To proste - założyć kim ktoś jest i się tego trzymać. Zero zagadki, zero męczenia się z jej rozwiązaniem. Ludzie uwielbiają rzeczy, które podaje się im na tacy. Takie, które po prostu są niezmienne i trwają sobie. Łatwo żyć właśnie tym, że Gryfoni to nic niewarte szlamy, Ślizgoni to mordercy, Puchoni są fajtłapami, a Krukoni nie mają życia poza książkami. Do tego oczywiście uznawanie zależności Wężyki i Lwy się nienawidzą jest oczywistością to po prostu niczym mantra w szkolnych murach. I rzeczywiście większość się tego trzymała. Ale nie wszyscy. Ona oczywiście po raz kolejny wychodząca przed szereg jest wśród grupy przeciwnej temu. Opozycje swoją utrzymywała względem... prawie wszystkiego. Lwica walcząca z wiatrakami.
- Bo przecież to jest strasznie poważne stwierdzenie - odpowiedziała przeciągając słowo "strasznie" i przekręcając oczami tak, jakby nie mogła zrozumieć braku zrozumienia swojego przerysowania tego stereotypu. Bacznie obserwowała przy tym chłopaka. Nie, nie miała go już za potencjalnego mordercę. Nie według własnego rozsądku. Ale w główce, gdzieś z tyłu coś piszczało: "I tak uważaj!", więc słuchała tego czegoś. Przezorny bowiem zawsze ubezpieczony.
- Jaką pija? Zwykłą, czy woli owocową? - Odpowiedziała z tym typowym uśmiechem "zadaję poważnie niepoważne pytanie". Miała gdzieś większość spraw. Przynajmniej chwilowo. Nie miała zamiaru męczyć ludzi niczym w takim czasie. A przynajmniej nie tak... bardzo, jak wcześniej.
- Nie, nie miał. Mam gdzieś, że żyjesz jakąś żałosną filozofią, która nic nie wnosi do Twojego życia prócz tego, że stajesz się przyczyną konfliktu na takim właśnie tle. Moje słowa miały Ci tylko uzmysłowić, że Twoje przekonanie jest traktowane w moich oczach dokładnie tak samo, jak ty traktujesz moje. Czyli z największą możliwą pogardą - Była uparta. Tak strasznie, że nie umiała tego zignorować. Wiedziała, że to wiele nie zmieni. Ale wiedziała, że nie może im udowodnić, iż mogą ich tak po prostu wykluczyć.
- Dokładnie. W moim mniemaniu to jest bez sensu. Niżu społeczny? Spodziewałam się czegoś więcej. Jeśli to miało mnie zaboleć to wiedz, że nie działa. Możecie sobie tak gadać w kółko i w kółko. Wiem, że macie za nic brudnokrwistych. Tyle, że oni mają Was dokładnie za to samo - Wartość życia liczyła w dobroci, charakterze, sile. Nie w przekonaniach. Każdy, kto używa siły w sposób nieuzasadniony jest dla niej niżem społecznym tak samo, jak Ci którzy skreślają innych w tak durny sposób.
- Tak Cię to dziwi? - prychnęła i zaśmiała się, jakby oglądała najlepszą komedię swojego życia. Pioneczki wychowania - tak ich widziała. I to oburzenie za każdym razem. Mają chyba małą wyobraźnie, skoro nie widzą czegoś takiego. Szkoda.
- Oceniasz moją atrakcyjność na dziwnej podstawie. Szatę mogę zdjąć i nawet nie wiedziałbyś, że jestem Gryfonką. Powiedziałabym Ci, że nie jestem szlamą. I co wtedy? Wciąż widziałbyś tę samą osobę - Spojrzała na niego, jakby samym spojrzeniem chciała wydobyć coś z jego myśli. Groźnie, ugh. Cóż, Alex jest dziwna i nikt się z tym raczej nie kłóci. Ma swój świat, ale lubi poznawać cudze. Wiedzieć, co za czaszką kryje się.
- I nie mów mi, że się mylę. Wiem, jak wyglądam i wiem, że nie jest to najgorsza rzecz jaką w swoim życiu zobaczyłeś, czy też dopiero zobaczysz. Co więcej - kto powiedział, że ja chcę mieć jakiekolwiek zadatki na związek? Może jestem homoseksualistką albo jestem aseksualna? Szybko oceniasz, a przecież jest tyle opcji! - mówiąc to podeszła bliżej do niego, jakby chciała pokazać, że spojrzenie nie tylko Bazyliszka może zabić. Nic nie robiła sobie z teg, że zjechał ją wzrokiem i miał za jakiś wybryk natury. Jego karty były nudne. Aż zbyt nudne, jak na Ślizgona. Gdzie jest haczyk?
- Jesteście zabawni i nawet tego nie pojmujecie - stwierdziła patrząc mu prosto w oczy i śmiejąc się, pukając przy tym go palcem w klatkę piersiową i odchodząc krok w tył.
- No dalej, biegnij prać ubrania od szlamu Gryfonki - Naprawdę ją to bawiło. W jakiś chory sposób. Chyba bardziej zaczynała żałować ich niż nie lubić. Są tacy... ograniczeni. Nie mogę przystawać z kim chcą, bo pierw tłuką się o coś tak prostego, jak pochodzenie. Naprawdę godne pożałowania.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Nie Maj 17, 2015 10:29 pm
Haczyk był tutaj jeden, wielki, a obok niego jeśli tylko udało się komuś przedostać za zasłonę, czaiło się mnóstwo kolejnych, które podpierały główną konstrukcję - złożoność zapewniała brak możliwości szybkiego odsłonięcia zasłony jednym ruchem, ponieważ niemalże zmuszał ludzi do oceniania go jeszcze szybciej, niż on zdążył oceniać - tylko że on naprawdę bardzo wiele widział tymi przejrzystymi oczami, które nie miały mocy przeszywania na wskroś, przynajmniej mi się tak osobiście nie wydaje - były ideligentne, owszem, ale nie miały w sobie ofensywności - łatwiej byłoby go przyrównać do lisa, który nie rzuci się jak oszalały wilk naprzód, by kąsać, a ostrożnie krąży i nie jest nawet w jednym procencie gotów do ataku - swoimi pseudo-atakami tak naprawdę przyjmuje bardzo bierną stronę, pozwalając drugiej stronie prowadzić i rozstawiać plansze - on nie był stworzony do grania pierwszych skrzypiec - nie było to pole, na którym czułby się dobrze, tymczasem kobiety... chyba nawet nieświadomie lubiły, kiedy zwracało się na nie reflektory - spójrzcie, jak lśni futro tej lwicy, jak jej zmęczenie i przestrach znikają, kiedy staje na tym polu przed wiatrakami, na które groźnie ryczy - jest pięknym okazem, unikalnym, ponieważ każdy ma w sobie coś specyficznego, godnego uwagi, Blaise nie wierzył w uogólnianie, w którym istniał "szary tłum i tych parę interesujących jednostek", wbrew podchwytliwej wypowiedzi, którą wypowiedział i dalszym słowom, które lały się z jego ust. Wiecie, że mową można bardzo wiele osiągnąć? Bez zapędzania się jednak - nie manipulował, nie był typem manipulanta, on nawet nie potrafił planować, a każda chwila go zaskakiwała na swój sposób i zmuszała do myślenia, co teraz zrobić, żeby ochronić własną skórę - zupełnie jakby Lis wyczuwał już oddech psów gończych na karku i słyszał odgłos wystrzału pistoletu przy swym wrażliwym uchu. Chociaż Alexandra nie była myśliwym, czyż nie? Tylko skąd niby Blaise miał o tym wiedzieć? Nie dane mu było dzięki jednemu spojrzeniu ocenić jej aż tak dobrze, nie był jebaną wróżką, ani mistrzem ligilimencji...
- Jak się z nim spotkasz, to zaproponuj mu miętową - skarżył się na problemy żołądkowe. - Chłopak ujął swoją torbę, której ramie zsunęło mu się z barku, by zasłonić nią przestrzeń między sobą, a dziewczyną, chociaż nie był to do końca świadomy gest - była jakimś statycznym punktem, który gwarantował minimum przestrzeni, kiedy niewiasta się zbliżyła - ta lwica na miękkich opuszkach, widział, jak pod złotą sierścią prężą się mięśnie, widział palce, spomiędzy których mogły wysunąć się ostre pazury - mruczała, nie przylegała brzuchem do ziemi - nie będzie skakać... Jeszcze nie teraz. Jest więc jeszcze czas - ten lepiej wykorzystać teraz na minimalne udobruchanie, żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której musiałbyś wybitnie się prężyć, żeby uniknąć jawnego konfliktu, którego wcale nie chciałeś, w gruncie rzeczy, a do którego ona była chyba gotowa. - Uhuhuhuh... - Wzdrygnął się, chociaż w gruncie rzeczy żadne ciarki go nie przeszły - była to czysta pokazówka. - Świetnie, że doszliśmy do porozumienia, szlamo. - Ona naprawdę za nic miała czystość krwi... Dziwne. Kolejna osoba, którą spotkałeś (tylko że ostatnia była tak jakby... martwa), która czystokrwistymi gardziła - nie bardzo byłeś w stanie sobie to poukładać w głowie - to chyba była kwestia tego, że zachowywała dumę, bo... przecież i ta i tamta krew jest tak samo czerwona. Tak, w tym było sporo przerażającej prawdy, ale nigdy jej nie przyznasz. Nie tak otwarcie. Wzruszyłeś ramionami w geście obojętności na jej następne słowa, chociaż nie mógłbyś powiedzieć, że jako osobie wychowanej wśród Węży takie rozumowanie było bliskie. Wręcz przeciwnie. Czystokrwiści byli w końcu tymi na samej górze... samo obrażanie ich powinno zakończyć się rzuceniem rękawicą - od strony Blaise'a nic takiego jednak nie nadeszło. Pole lwice nadal należało do niej, a on wycofywał się powoli z podniesionymi rękoma, pokazując, że nie ma broni i nie ma nawet ochoty po nią sięgać. - Wiesz, to tak, jakbyś rasowego konia angielskiego zmieszała z mułem. Stawiając muła obok konia angielskiego, zawsze wybierzesz czystą krew. - To nie tak, że nie okazywał emocji, oj, no wręcz przeciwnie, ale wiedział, że denerwowanie się, czy mocniejsze unoszenie, nie ma żadnego sensu.
Wychylił ramiona do przodu, jakby chciał wbić się w ścianę, kiedy uniosła palca, wędrując za nim wzrokiem, kiedy tknęła go w tors, by zaraz podnieść na nią spojrzenie ze ściągniętymi brwiami.
- Ej, no serio? - Skrzywił się i pokręcił głową z niedowierzaniem, opuszczając torbę na ziemię, by złapać za kawałek materiału czarnego t-shirtu, na który miał narzuconą szatę z godłem Slytherinu, by go otrzepać w miejscu potencjalnego zakażenia. - Jak jesteś chora psychicznie, to powiedz od razu, pobiegnę się myć od razu. - Spojrzał na nią znacząco, z ciężkim westchnieniem, chyba okazując dezaprobatę z tego dziwacznego gestu, którym go potraktowała - w swojej wypowiedzi chodziło mu o homoseksualizm, do którego dziewczyna, której nawet nie znał imienia, nawiązała.
Wreszcie opuścił ręce, żeby skrzyżować z nią na nowo spojrzenia, ściągając t-shirt w dół, żeby się nadmiernie nie pogniótł i prezentował, jak przystało na czystokrwistego, analizując w swojej główce wszystkie informacje, które od niej wypływały i zastanawiając się cały czas, jak na nie odpowiedzieć - musiał poświęcić temu zdecydowanie sporo skupienia - to było trochę jak seria kodów, która stawała mu przed oczami i musiała wykonywać sporo skomplikowanych operacji na raz w tempie błyskawicznym - czekał, aż skończy się śmiać, chyba właśnie został wyśmiany i nie powiem, żeby czuł się z tym komfortowo - mógłbym to określić raczej jako naprawdę spory dyskomfort...
- Więc... co w tym takiego śmiesznego? - Dopytał cierpliwie, unosząc się na palcach, by zaraz opaść na pięty w płynnym ruchu.
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Pon Maj 18, 2015 9:30 pm
W jakiś sposób Alex kochała reflektory. Nie do końca jednak. Uwielbia mieć rację, wymuszać na ludzi odpowiedzi na pytania, których nigdy nie chcieliby usłyszeć, mówić im wszystko, co wprawia ich mózgi w pracę na pełnych obrotach. Lubiła dręczyć w imię czegoś, co uważała za dobre. Nie robić krzywdę, ale kazać im myśleć tak, by wciąż widzieli w tym tylko rozmowę. Lubiła, gdy pojedynczy ludzie patrzą na nią przy rozmowie. Więc tak, kocha reflektory, jak każda inna kobieta. Jest to podświadome. Z tym zastrzeżeniem, że to musiał być tylko jeden reflektor, a jej zadanie to zasłonić trochę jego światła. Mniej więcej tak to wygląda. Nie wychodzi praktycznie zawsze. Nikt jej nie słucha. Nikt nawet nie chce jej znać praktycznie. Ale o to chodzi. Nie mają lubić. Mają wiedzieć, że jest ktoś, kto będzie zawsze w opozycji. I to ktoś kto nie odpuści nawet jeśli ceną będą chociażby relację między ludzkie. Ciężko to zrozumieć. Tę nachalność. Jest to jednak bliskie lwicy, a dom lwa zobowiązuje do czegoś. Tak ja ona chroni swoje młode, tak Alexandra robi to ze swoimi przekonaniami. Spróbuje się je tknąć nie tak, jak się powinno i... hapst, nie ma się ręki, a przynajmniej nie w dobrym stanie.
- Będę pamiętać - I na tym temat herbatki został zakończony. Oczywiście z bardzo poważnym tonem o kompletnie irracjonalnej rzeczy. Bazyliszek z problemami... Świat wtedy okazałby się naprawdę najdziwniejszym miejsce we wszechświecie. Chociaż, czy już tak nie jest? Wielokrotnie przemierzając szkolne korytarze, chciałoby się stwierdzić, że Los chyba naprawdę rzuca losy o ludzkie życia, a wszystkie zdarzenia to efekt jakiegoś przegranego zakładu. Ale cóż, może tak właśnie jest. Los jest gotowy na to, by wybić wszystko, co żyje dla własnej radości, a panna Grace jest w stanie gotowości do toczenia boju z wiatrakami. Najbardziej nieproduktywnej nawet potyczki, byleby pokazać, że tak łatwo się nie podda.
- To nie jest porozumienie. Z dupkiem czystej krwi szybciej mogę mieć zawieszenie broni niż porozumienie - Jej opinie, jej zdanie... to wszystko jest tak typowo JEJ. To ten styl, który ciężko wyjaśnić. Dobór słów, przekaz. Wszystko to jest takie oczywiste jeśli chodzi o Alex, ze to aż razi. Zawsze powie wszystko nie tak, jak ktoś inny oczekuje. Po pewnym czasie przewidywanie tego, co ma zamiar powiedzieć jest zabiegiem bardzo prostym i zachodzącym w zawrotnym tempie. Nie trzeba się na nic nawet silić. On jednak tego wiedzieć nie mógł. Nie ma pojęcia o tym, że Grace jest po prostu... bardzo alexowa. Taka jaka zawsze była. Może nawet za bardzo. Dumna, pewna siebie, otwarta i gotowa do odbierania każdego ataku, jeśli chodzi o potyczki słowne oraz rozmowy na takie tematy. Czystokrwiści zakładają, że ludzie w jej typie są mniejszością. Liczba jednak wciąż rośnie i co raz częściej wszystkie te niechciane opinie wychodzą na wierzch.
- Wybrałabym konia, który jest najbardziej przyjazny. Który ma charakter i chęć do współpracy ze mną. Tylko pustaki wybierają cokolwiek na podstawie takich wytycznych, jakie podałeś za przykład. Ale wy wszyscy tacy dokładnie jesteście, więc cudów spodziewać się nie można - Ona wie, że denerwowanie się nie ma sensu. Nie powstrzymuje tego jednak. Woli to z siebie uwolnić. Wypuścić hen daleko i iść dalej. Nie ma udawania. Przynajmniej nie tym razem. Unosi się, bo to jej natura. Jest jak widać kompletnym przeciwieństwem napotkanego człowieka.
- Serio - bąknęła przedrzeźniając jego ton. Co za ludzie... skąd oni się biorą? Niektóre pytania powinny doczekać się jakiejś odpowiedzi. Szkoda tylko, że nie ma od kogo ich wyciągnąć. Mogłaby się śmiać bez końca z takich zachowań. Musiała się jednak powstrzymywać. Nie jest aż tak wredna, żeby wszystkim pokazywać, jak bardzo są dziwni w jej oczach.
- Psychiczne choroby nie są zaraźliwe, więc nawet jeśli jestem to prysznic niczego nie zmieni - Nie żeby popierała zdanie, że to choroba. Bardziej chodziło o sam pomysł niwelowania skutków jej dotyku i wpływów choroby psychicznej na innych. Co raz więcej irracjonalnych rzeczy. Co raz bardziej zagmatwanych. Ale nawet ona musi czasami skrócić to, co mówi. Tak dla zdrowia, żeby jej przypadkiem tlenu nie zabrakło przy mówieniu. Głos by traciła co chwilę, gdyby tak w kółko mówiła i mówiła.
- Nie co, a kto. WY jesteście śmieszni. Tak śmieszni, że aż mi was szkoda - Czuła się zbyt dobrze. W takim sensie, że pierwszy raz od dłuższego czasu nabrała wiatru w żagle i popłynęła. Nie przejmowała się zbytnio, nie uciekała od niczego. Tylko najzwyczajniej w świecie mogła powiedzieć komuś, że jej go żal. Bo tym to właśnie było. Żałowała wszystkich takich ludzi. Czystokrwistych.
- Jesteś ograniczony i nawet tego nie widzisz, bo nie masz prawda rozumieć tego, czego nie znasz. Wy nie wiecie co to wolność. Jesteście masą zasad, reguł, obowiązków. Niewolnicy własnych rodzin. Niewolnicy źle ukształtowanych toków myślowych. Można was tylko żałować. Ale to zabawne. Bawi mnie wasze każde zachowanie. Takie typowe, powtarzalne i nudne. Jakbyście byle nie wiadomo kim, a prawda jest taka, że jesteście zaledwie marionetkami, które tworzą sobie ewentualnie swoje lalki i nic więcej. Jesteś po prostu zabawny w swoim ograniczeniu - Nie zakładała, że on to zrozumie. Wolała nie przypuszczać niczego. Lepiej jej było po prostu pomyśleć, że to usłyszał i tyle. Będzie chciał zrozumieć o co jej chodzi to to rozwinie. Jeśli nie to po prostu jest tacy, jak wszyscy.
- Nawet teraz. Chodzę sobie dookoła Ciebie, a ty czujesz się źle z samym faktem, że jesteś obok kogoś, kto nie ma obu rodziców za czarodziejów. I to jedyna rzecz, która warunkuje Twoje relacje. Jedyny drogowskaz. Tylko dokąd od ma Cię powieźć? - Rzeczywiście, krążyła przy nim (bo nie dookoła niego). Raz bliżej, raz dalej. Patrząc tak, jakby przyglądała się biednemu, skrzywdzonemu dziecku z uśmiechem dziwnego zrozumienia.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Pon Maj 18, 2015 10:10 pm
Niech się w nich kąpie, może te reflektory, które same dla niej się naradzały z podświadomej uwagi Blaie'a, który ją jej poświęcał, które wysuwały się z ziemi tuż przed wiatrakami, pośród których Ślizgon stał, a które nie raziły ją ślepia - mogła wszystko widzieć dokładniej, ale mimo wszystko to On stał w cieniu - ona dawała się poznawać... ma coś do ukrycia, czy nie ma? Chyba każdy tak naprawdę ma, trudno by było uwierzyć chłopakowi, że czyjeś sumienie jest kompletnie czyste, chociaż sam nie uważał siebie za złego - ot, był jednym z wielu ludzi, nie uważał, żeby cokolwiek wielkiego go wyróżniało i to mu się podobało - wolał stać w tym półcieniu - wolał naturalnie nie obracać się do tyłu - ciemność potrafi mieć własne oczy i jeśli zbyt długo się jej przypatrujemy, potrafi wciągać w swoje ramiona i połykać tych mało ostrożnych, zaś on doskonale zdawał sobie sprawę z paru swoich słabości i wolał nie próbować "pozbywać się ich", czy też masochistycznie próbować z nimi walczyć - niech sobie będą, a on będzie unikać wszystkich sytuacji, w których mogły wypełznąć na światło dzienne - wolał umykać przed ewentualnym zwróceniem jednego reflektora w jego stronę. Mógł stanowić tło dla tej lwicy, na którym mogła sobie błyszczeć - nie przeszkadzało mu to, czułby się nawet komfortowo, gdyby nie to, że jednak była dzikim zwierzęciem, a on... tak jakby wkroczył na jej terytorium - dlatego się nie ruszał i trzymał dłonie uniesione, nie spuszczał drapieżnika z oczu, zachowując kontakt wzrokowy - słyszał kiedyś, a może gdzieś przeczytał..?, że w kontakcie z drapieżnikami ważne jest, by utrzymywać z nimi spojrzenie - nawiązywało się niejako wtedy kontakt, przez który płynęły informacje - dalej idąc: nie można się bać... łatwo powiedzieć, o wiele ciężej zrobić, jednak serce jak dotąd wciąż pompowało krew w takim samym tempie, niewiele się zmieniało. Potrafiłbyś nawet ją na pewien sposób podziwiać - oddawałeś jej w swoich myślach swoisty hołd, szacunek, bo wiadomo przecież, że świat należy do odważnych i nikt nie pamięta tchórzy - a mimo wszystko ty takim tchórzem byłeś, nawet jeśli starałeś się na tym polu zachowywać w miarę statycznie - twój instynkt przetrwania był dziwnie silny - pod pewnymi względami był to twój życiowy sarkazm, diabeł naprawdę musiał znać się na żartach...
- Zawieszenie broni też brzmi całkiem rozsądnie. - Zapewnił, kiwając parę razy głową na znak przytaknięcia, by wypuścić powietrze z płuc, wstrzymywane chyba zbyt długo w tej awkward sytuacji - troszeczkę zaczynałeś się obawiać, czy Alexandra nie jest czasem szalona - w jej oczach pojawiały się naprawdę dziwne i podejrzane błyski, zaczynałeś się czuć tak, jakbyś stąpał po wyjątkowo cienkim lodzie, a nie chciałeś utonąć, nie chciałeś czuć obrzydliwie lodowatych dłoni śmierci na swoim ciele, które ściągałyby cię w dół, na samo dno - naprawdę ci się tutaj podobało... Zacisnąłeś mocniej palce na torbie, którą po otrzepaniu się znowu ułożyłeś na poziomie swojego brzucha, przyciskają ją do siebie - mimo to w oliwkowych oczach nie można było się dopatrzeć strachu.
- Raczej ludzie o dobrym guście i potrafiący poradzić sobie w życiu... - Wzruszyłeś lekko ramionami, wykrzywiając przy tym na chwilę wargi w jakimś grymasie obojętności i widocznego braku przekonania do tego, co Gryfonka mu przedstawiała w słowach. - Nawet jeśli nie będzie się nadawać do ujeżdżania, można go wykorzystać do rozpłodu i zarobić na tym sporo pieniędzy... - Nie żebyś szczególnie się na tym znał jakoś szczególnie... - Może to po prostu ty nie potrafisz myśleć ekonomicznie? - To zabrzmiało dość mądro, w sumie to nawet lekko zdziwił tym samego siebie, zwłaszcza, że ta myśl wyszła z niego sama od siebie, nie musiał się nad nią zastanawiać, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa, albo się nie zająknąć, czy nie złapać zastoju w środku zdania.
- Strzeżonego Pan Bóg strzeże, nie słyszałaś o tym? - Spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, znów unosząc wysoko brwi, znów zjeżdżając ją spojrzeniem od góry do dołu, jakby nie bardzo dowierzał, że nie słyszała tego złotego porzekadła.
Jednak jej następne słowa już naprawdę wprawiły go w spory dyskomfort - przymrużył piorunujące jasne oczy i spiął mięśnie, badając jej twarz uważnie, bez słowa, nie przerywając jej - to prawda, że Ślizgoni potrafili być strasznie ograniczeni, zresztą, rety, ciągle o tym tutaj piszemy i tylko udowadniamy poparcie dla tej tezy, jak i dla tego, że sam Blaise nie bardzo starał się temu zaprzeczać i płynął razem z flow, jeśli tak wolno mi by było to określić, podczas gdy Alexandra stawała właśnie w silnej opozycji, starając się coś uświadomić... sama nie mając pojęcia, że teraz naprawdę wojowała z wiatrakami.
Blaise był takim wiatrakiem.
- Wiesz, to niemiłe... - Powiedział w końcu, opuszczając torbę i rozluźniając mięśnie, by także przestać się w nią wpatrywać, tylko powieść spojrzeniem za swoim bagażem. - Nie jestem szczytem kulturalnym, ale wyśmiewanie się z czyichś przekonań jest niemiłe. - Uniósł znowu na nią spojrzenie, ale nie od razu spojrzał w jej oczy, zatrzymując się na dłuższą czas na poziomie jej szyi i podbródka. - Sądzę... że gdybym był marionetką, nie miałbym duszy... A takie oskarżanie o skrajne poglądy i wrzucanie do jednego worka, podczas gdy sama się z tym obnosisz, tylko w opozycji, nazywa się hipokryzją. - Uniósł jeden kącik ust ku górze. - Do złotego koryta, oczywiście, gdzie indziej mogłoby mnie to powieźć?
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Wto Maj 19, 2015 8:37 pm
Zawieszenie broni... cóż, faktycznie nie brzmi tak źle. Nie licząc tego, że kiedyś będzie kontynuacja. Alexandra wolała wyznawać zasadę, że najlepszą obroną jest atak. Pewnie nie słusznie, ale jednak tak właśnie ma. Nikt przecież nie posądza jej o zbyt dużą rozwagę. Bądź, co bądź nie jest dorosła. Gorzej, jest zwyczajnym uczniakiem, który już przejawia zachowania niepokojące. Przynajmniej tak się ją odbiera. Gdy nie potrafi zamknąć gęby albo po prostu odpuszczać. Z jednej strony takie działanie jest dobre, w końcu pokazuje swój indywidualizm i siłę, ale z drugiej? Dostanie pracy z takim charakterkiem w przyszłości może graniczyć z cudem. Tylko kto by się tym przejmowałam skoro w ciągu niecałej nawet godziny można umrzeć, czy dnia, nie mówiąc już o jakimś dłuższym odcinku czasu w postaci lat. Jeśli chodzi o jej zwyczajne bycie to jak najbardziej jest szalona. Nie jednak w sposób o który się ją posądza. To po prostu każde zachowanie, które wzbudza właśnie takie emocje u innych. Bo ma własne zdanie? To takie dziwne? Niecodzienne jest to, że go broni? Co to za dziwny świat w którym nie zgadzanie się z czyjąś opinią jest od razu szaleństwem. Chociaż... tak to jest. Każdy, kto ma własną filozofię to świr. Bo jak można być tak głupim, żeby ryzykować swoje dobre imię i przyszłość w imię czegoś, co inni obśmiewają? Walka z wiatrakami... walka z pozornym obrazami tworzonymi z odbić światła reflektorów.
- Uważasz, że wybór czegokolwiek jest zależny od tego, jak się prezentuje? To płytkie. Jakbyś książkę wybierał po tym, czy okładka Ci pasuje. Tak samo nielogiczne - Wiedziała, że to nic nie zmieni. Że tacy, jak on zawsze wybiorą okładką ponad zawartością. Tylko... niby dlaczego miała im potakiwać? Mówić: tak, pewnie, oczywiście, że sobie tak rób, to normalne i dobre? Nie byłaby sobą postępując w ten sposób. Okłamywanie innych to jedno, ale głosząc takie rzeczy byłaby fałszywa względem samej siebie. Żyła jednym przekonaniem, a mówiła o innym? To byłoby dopiero bolesne rozłamanie własnego świata. Nie wiedzieć, co już jest fikcją dla ludzi, a co prawdą dla samego siebie...
- Czyli uważasz, że jeśli jakiś czystokrwisty nie jest utalentowany w jakiejś dziedzinie to zawsze można wykorzystać go chociaż do tego, żeby spłodził kogoś nieskażonego szlamem? W razie co będziesz koniem rozpłodowym, jeśli coś pójdzie nie tak? Rzeczywiście to z pewnością jest radzenie sobie w życiu - Konie były jej bliski tematem akurat. Jednakże to, co on mówił wydawało się naprawdę mieć przełożenie na ich życie. Dlatego właśnie użyła pod koniec nieco ironii. Widziała ich tak. Jako smutnych ludzi, których się po prostu ustawia w zależności od tego, co właśnie wypada.
- Nie, nie potrafię myśleć ekonomicznie. Przed takim sprawami są dla mnie kwestie moralne - Zabrzmiało, ale dla niej wiele nie zmieniało. Nie potrafiła tak myśleć i naprawdę nigdy by nie chciała. Akurat zwierzęta były jej przyjaciółmi. Ludzie zaś skoro zwierzęta nie zasługiwały według niej na takie traktowanie to też nie mogli być gorsi. Rozmowa z tym człowiekiem przypomina jej, o co tak naprawdę jej zawsze chodziło. Umacniała ją w przekonaniach.
- Jeśli nienawidzisz za nic to nawet jeśli strzec będziesz samego siebie to Bóg Ci nie pomoże. Do tego nie podejrzewałabym Cię o wiarę w niego - Bóg gdyby nienawidził i chciał zabijania niczym nie różniłby się od ludzi. Dlatego też Alexandra wierzyła w niego. Że mimo wszystko gdzieś tam jest i czuwa nad tym całym bałaganem. Jednakże miała też pewność, że jeśli on wyznaje politykę dobroci to nie popiera też zła. W końcu religie świata mówią o Bogu, który przychodzi do tych najbardziej uciśnionych, najsłabszych. W takiego Boga wierzyła, a ten chłopak kompletnie odbiega od kogoś, kto wierzy w.. cokolwiek prócz siebie.
- A uważasz, że nazywanie mnie szlamą jest miłe? Że świadomość, iż większość, nie wszyscy, zieloni chcą śmierci tego typu ludzi jest miłe? Ja nie wyśmiewam Twoich poglądów. Ja wyśmiewam Twoje zachowanie, a że powoduje to Twoje dziwne widzenie świata to nie mój problem. Wrzucam Cię do jednego worka z tymi, którzy gardzą ludźmi bez powodu, bo nie dałeś mi żadnej szansy do tego, bym nie musiała tego robić. Moje poglądy nikogo nie krzywdzą. Każdemu daje szanse, z każdym rozmawiam. Nie muszę myśleć, co ludzie pomyślą o tym. I wiem, że nie wszyscy tacy jesteście, bo w swoim życiu miałam nawet okazję tańczyć na imprezie ze Ślizgonem, który miał gdzieś cudzą opinię. I był zupełnie normalny. Ja byłam dla niego po prostu człowiekiem, jak on dla mnie. Ty też jesteś człowiekiem. I niczym się nie różnimy od siebie prócz tego, że ja nie życzę Ci źle, ale ty mi już tak. I tak, uważam, że jesteś marionetką, która kiedyś będzie bardzo nieszczęśliwa. Nie będziesz miał duszy, bo stworzysz sobie taką, jaką inni będą oczekiwać. I tego już nie wyśmiewam. To mnie tylko zasmuca. Wyśmiewam to, że nie jesteś w stanie traktować mnie jak człowieka i reagujesz tak, jakbym roznosiła dżumę. A rodziny sobie nie wybieramy, więc niczemu nie jestem winna. Winni są Ci, którzy uważają, że to złe, kiedy mam serce i rozum tak samo jak ty. Mam nadzieję, plany i marzenia. Tak samo, jak ty - Mówiła to spokojnie, co było dziwne, jeśli chodzi o nią. Uśmiechała się smutno patrząc mu prosto w oczy. Chciała, żeby to widział, nie zrozumiał. Niech widzi, że jest prosta. Niech nie ma tej świadomości wyrządzania komuś krzywdy, ale... wiedzę, że to się dzieje.
- Z koryta jedzą tylko świnie, a mamonę wielbią Ci, którzy innej wartości w swoim życiu nie zaznali
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Wto Maj 19, 2015 9:54 pm
Kurczę no, droga Alex, nie ma co wywijać szabelkami na prawo i lewo, my nie z Polski, my z dumnej Anglii, w której najpierw rozmawia się, bardzo dużo rozmawia (i rozmawia jeszcze więcej, jakbyś nie zauważyli słowa ROZMOWA), siadając przy herbatce i siorbiąc ją z dystyngowaniem, poruszając rączkami niczym pedały - zgoda, zgoda, to bardzo pasuje do panienek siedzących w kawiarniach z kapeluszami na głowach, by słońce nie muskało ich delikatnej skóry, ale jednak mężczyźnie lepiej było dać kawę do dłoni i gazetę, ewentualnie lampkę wina, żeby wyglądał jak dżentelmen - widział już nie jedną i nie dwie takie pary w Londynie - wyglądali doskonale, trochę jak wycięty z biało-czarnych gazet i wklejeni do rzeczywistości, tylko że w kolorach, albo jak z tych pięknych malunków, które można było podziwiać za witrażami sklepów ze sztuką, czy też w muzeach, jeśli posiadało się pieniądze i miało się odpowiedni wygląd, żeby do nich wejść - to nie był XXI wiek, gdzie wszystko starano się dawać dla wszystkich, a wszak nawet i w naszych, obecnych autorom czasach, jest o to nie tak łatwo - na wszystko trzeba mieć pieniądze... Pieniądz, pieniądz, pieniądz - piosenki powinny powstawać dla Mamony i ludzkość winna zmienić wiarę, bo zdaje się, że we wszystkim, o czym tak dumnie się wypowiadali, był jakiś straszny błąd, co zasłaniał ten idealny obrazek pary przed oczyma - tutaj się do siebie wzajem uśmiechają, tutaj piją herbatę, a co dzieje się za zamkniętymi drzwiami domu..? Czemu tamta niewiasta nieśmiało zwierza głowę, czemu kosmykami włosów zasłania bok twarzy - czy mąż ją bił..? Nigdy nie odkryjemy wszystkich sekretów tego świata - pewnym jest to, że śmierć i ból stąpają tuż obok nas, a potwory mają iście ludzką skórę - i to właśnie te, a nie Bazyliszek, są najgroźniejsze - ponieważ nie da się ich niczym odróżnić od tych dobrych jednostek - takich jak Alex. Bo Alexandra była przecież dobra, nawet jeśli Blaise tego nie wiedział i nie miał jak na razie żadnych podstaw, żeby jej zaufać, to ja wiem, że jest dobra i ma duże, ciepłe serce, nawet jeśli tak często zdarzało się jej podupadać ostatnimi czasy. I przede wszystkim, co już Ślizgon zdołał odnotować - była dzielna. Pomimo bycia niby tą "płcią słabszą" - miała w sobie siłę i odwagę... taaak, pasowała do domu Gryfonów, tak jak... ty pasowałeś do domu Węża... prawda?
Po raz kolejny wzruszył ramionami - to nie tak, że nie miał własnego zdania, och skądże znowu - właśnie je miał... i przecież je właśnie przedstawiał, czyż nie? Równie dobrze mogło to być w niego wpompowane przez otoczenie, albo może właśnie przez rodziców - wszak istnieje bardzo wiele słabych psychicznie osób, które są po prostu podatne na manipulacje i starają się przypodobać innym, dlatego bardzo szybko przychodzi im przyjmowanie innego punktu widzenia, nawet jeśli różnił się o 180 stopni od tego porzuconego. Głupota, no głupota, przyznaję, ale nie da się temu zaradzić - pozostaje chyba tylko się pogodzić i ewentualnie powiedzieć, że się próbowało takiej osóbce pomóc.
- Wybierając książkę najpierw przyciąga okładka... Jeśli zawartość się nie spodoba, zawsze można ją odłożyć, prawda? - O, z tego wywiązywała się znowu pseudo-mądra rozmowa, co nieco cię rozdrażniło, ale tylko w maleńkim stopniu - odnajdywałeś Alexandrę wystarczająco interesującą, żeby to prowadzić dalej i nie przerywać - mogła mówić, on uważnie jej słuchał, chociaż zaczynała się strasznie rozgadywać - i o ile dobrze się jej słuchało, to nie byłby sobą, gdyby za chwilę nie wyrzucił jej tego, nie sądząc, żeby się tym szczególnie przejęła - to też mu bardzo pasowało dlatego, że nie bardzo oczekiwała od niego zbyt wielkich, rozbudowanych wypowiedzi - on tylko dawał jej maleńkie pchnięcie, żeby dalej ciągnęła cały wóz - mógł już potem na nim spokojne siedzieć i tylko spoglądać na wyniki rozruszania tej maszyny - poza tym mówiła bardzo wiele o sobie i swoich przekonaniach, to też bardzo mu odpowiadało.
- To jest właśnie myślenie ekonomiczne. - Zapewnił ją - no cóż, ona to widziała tak, a on widział to tak - takie wersje siebie przed sobą właśnie budowali, ale mimo skrajnych poglądów, on osobiście nie wyczuwał w tym kłótni - bardzo często czarodzieje stawali się wręcz agresywni, kiedy przychodziło do bronienia ich własnego zdania, tymczasem ona rozkładała to wszystko na części pierwsze i cierpliwie tłumaczyła, jak małemu dziecku - kolejna rzecz, która bardzo mu się podobała. Lubił... wszystko dokładnie rozumieć, a ona z pewnością miała niebanalny temat do tłumaczenia wszystkiego od podstaw, nawet od tych najbardziej rzeczywistych rzeczy.
- Nienawidzenie to dość... mocne słowo... - Uśmiechnął się szerzej, czując w tym punkcie kolejny niestabilny grunt, przy którym musiał przystanąć, żeby załagodzić nieco sytuację. - Zdecydowanie za mocne. - Może on to wszystko robił i mówił... tak od niechcenia? Tak... nie nienawidząc..? Nie, że nienawidził, tylko tak po prostu..? Mógł przecież, no nie? Nie bardzo chciał być przyrównywany do tak intensywnego uczucia, które malowało mu się od razu czerwienią i ogniem przed oczami - bardzo groźne uczucie, wyniszczające, nie, nie chciałeś, żeby ktoś je łączył z twoją osobą. - No wiesz, Bóg jest w końcu jak... krzesło. Nikt nie oczekuje od krzesła pomocy. Ma nam tylko dać zapewnienie, że w ciężkich chwilach będziemy mogli się na nim oprzeć. - Tak właśnie widziałeś Boga. Wiedziałeś, że nie można go prosić, żeby wielce pomagał - on nie miał pomagać, nie miał mieszać się w życie tutaj, na Ziemi - dopiero poza nim, kiedy nadejdzie ostatnia chwila i Śmierć wybije na dzwonie naszą ostatnią godzinę, przyjdzie nam Go spotkać i wtedy dopiero poczujemy jego ciepłą dłoń na policzku, jeśli tylko wiedliśmy życie zgodne z jego przykazem niesienia pokoju i miłości. Do tego akurat było ci dość daleko... ale wiedziałeś, że Bóg będzie ci to w stanie wybaczyć. Brzmi strasznie snobowsko, tak sądzę.
Po raz kolejny nawet na sekundę nie przerwałeś jej wypowiedzi, po prostu słuchając, by koniec końców uśmiechnąć się kpiąco, z rozbawieniem, coraz pewniej czując się w jej towarzystwie - lecz bez przesady, żaden Lis nie podejdzie tak szybko do istoty ludzkiej - nawet poważyłbym się go oskarżyć o dozę nonszalancji, jaką się wykazał.
- Aleś ty rozgadana. - I stało się, palnął to, ku własnej uciesze, czając się z tym jak szpak na jebanie i dostał w końcu swoje cudowne wejście dla tego zdania - powaga, powagą, ale ile można ją zachowywać? Trochę luzu, dajcie oddychać, dlaczego niektórzy lubią tak gadać o rzeczach ważnych, kiedy można się zastanawiać nad tym, czy mucha chodziłaby normalnie po wyrwaniu jej palców?
- Nazywam osoby po imieniu, nie wiem, czemu to miałoby być niemiłe. - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej z nieznikającym uśmieszkiem. - To tak, jakbym ja miał uważać za niemiłe nazywanie mnie Czystokrwistym. Może to problem leży w twoim braku dumy z bycia mieszańcem, nie w moich poglądach? - Holender, nie było tutaj zegara, a przydałoby się wiedzieć, która jest godzina, nie wypadałoby się spóźnić na Wróżbiarstwo... Zagwizdał z uznaniem. - Ty tak... lubisz dramatyzować, tak? - Zapytał z rozbawieniem, po jej tekście, że traktuje ją tak, jakby miała dżumę. Rozplótł ramiona i podszedł do niej jednym, szybkim krokiem, by równie szybko dźgnąć ją palcem w ramię. - SZOK! PRZEŻYŁEM! - Cofnął swoją dłoń i wytrzeszczył na nią oczy. - Ale pewnie teraz umrę, nieeeee, jestem za młoody, żeby umierać..!
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Sro Maj 20, 2015 9:37 pm
Czy aby na pewno z dumnej Anglii? Alexandra jest z bardzo dumnej Szkocji, co za pech. Fakt, mało kto mówi czystym szkockim, ale ona należy do tej grupy. Oczywiście nie, kiedy jest w szkole. Ogólnie rzecz biorąc szkocki nienazywany jest nawet językiem, a rodzajem języka angielskiego, ponieważ ludzie zmieszali je ze sobą i nie jest to już ani do końca angielski ani szkocki. W jej jednak domu nie mogło być ustępstw. Świat mógł sobie mówić angielskim (bo i miasteczko, które zamieszkują jest w takiej, a nie innej części kraju, że ludzie po prostu mówią jak nie w 100% angielskim to po prostu angielskim szkockim), jednak rodzice kultywujący historię musieli włożyć swoje 3 pensy. By do historii nie musiał przejść ten język panna Grace zmagała się z nim codziennie od małego. W domu szkocki, wizyty gości i wychodzenie z domu - angielski. Tym samym, gdy wylądowała w murach zamku nie mówiła ani słowa w rodowitym języku. Nie zapominała mimo tego. Nauczyła się rozdzielać jedno od drugiego, a szczególnie przy korespondencjach z babcią pamiętała o tym, który język jest jej. Była w tej mniejszości, która w ogóle umie się nim posługiwać. Za zamkniętymi zaś drzwiami jednak daleko jej do Angielki siedzącej przy filiżance herbaty mimo, iż przecież język zna. Nie jest nią i nie będzie. Tak samo jak i mamona nie będzie wyznacznikiem jej myślenia. Fakt bez pieniędzy nie da się żyć, ale nie oznacza to, że uszczęśliwia.
- Tyle, że ludzi nie można po prostu odłożyć na półkę. A książki wybiera się po tematyce i interesującym początku - Mogłaby oczekiwać od niego przemów, ale po co? Nie uznawała jego świata. Nie chciała pozwolić by takie poglądy zżerały to, co jej bliskie. Więc jej na rękę było to, że ten nie próbował robić niczego ponad przeciętnego w tym temacie.
- To jest właśnie traktowanie ludzi jaki przedmiotów bez uczuć - Ha? Spodziewaliśmy się, że skończy? No co wy! Szybciej nadejdzie koniec świata niż ona nie skomentuje czegoś. Nie żeby dosłownie, ale rzadko zdarzało się, by próbowała chociaż zamknąć swoją jadaczkę. Mogłaby o tym opowiadać zawsze o każdej porze. I nie przestałaby. Chyba, że wreszcie jej gardło poddałoby się.
- Uważam, że to słowo idealne tyle, że nikt nie chce przyznać, że to właśnie robicie. Nienawidzicie za nic. Bo jak inaczej byś to nazwał? Była ekonomia to teraz... dyplomacja? - Jak tu nie łączyć czegoś, co wydaje się oczywiste?
- Bóg w którego Ty wierzysz jest taki - Widziała innego Boga od niego. Chyba cały świat widziała inny i inaczej przyjmowała wszystko. Żyła tam, gdzie był sens proszenia o coś. Wychowała się w przekonaniu, że nikt nie jest tylko obserwatorem nawet jeśli usilnie tego właśnie chce.
- Nazywanie Cię Czystokrwistym to fakt. A pojęcie szlama stosuje się w sposób obraźliwy nie od dziś. Zrobiono obrazę ze stwierdzenia, co zakorzeniło się wśród społeczeństwa. Ja mam powody do dumy, bo z jakiegoś powodu jestem wyjątkowa. Nigdy się tego nie wstydziłam i nie mam ku temu żadnego powodu, wierz mi - Męczyło ją już takie odbijanie pałeczki w jej stronę. Czy on sądził, że ona przestanie? Że stwierdzi - ok, koniec? Niedoczekanie. Ale pewnie działało to tak, jak ona to czuła. Żadne z nich nie oczekiwało, że druga strona potwierdzi ich przekonania.
- Ci którzy ostatnio zginęli jakoś okazali się dla Losu nie tacy młodzi, by umrzeć, więc lepiej uważaj i nie kuś świata - Jeśli chodziło o ten temat to było to drażliwe.
Śmierć.
Już nie potrafiła jej obśmiać.
- Mam zajęcia, więc niestety nie potowarzyszę Ci w czekaniu na zemstę Losu. Żegnaj - stwierdziła i po prostu wyszła jakby nic się nie wydarzyło. Cóż, naprawdę było jej śpieszno. Znając własne szczęście to i tak po drodze się coś wydarzy, ale może chociaż dowie się na jakie zajęcia powinna trafić.
Może tego dnia dotrze na nie bezproblemowo? Marzyć zawsze można...
/zt
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Czw Maj 21, 2015 4:15 pm
Nie? Nie można ludzi odkładać na półkę? Z tego, co widział Blaise dookoła siebie, to chyba jednak nie do końca tak było, a czystokrwiści właśnie to kochali robić - odkładać na półki i jeszcze oblepiać odpowiednimi naszywkami, żeby nie było wątpliwości, do czego ten a ten służył kiedyś i do czego ma służyć teraz - o ile w ogóle nie wyrzuci się go do kosza, uznając, że ta księga jest kompletnie bezwartościowa. Blaise tego nie robił. Każde ludzkie życie miało swoje znaczenie, sam nie uważał siebie za ponadprzeciętnie mądrego, zdolnego, czy coś w tym guście, ale nie mógłby myśleć, nie chciał myśleć, że jego istnienie, nawet jeśli pozbawione większych marzeń i wizji na przyszłość, nie ma żadnego znaczenia. Chciał... żyć. I nie rozumiał, dlaczego innym to prawo miałoby być odbierane ludzką inną, niż boską, z odgórnie postanowionego planu - co do tego, jak bardzo Blaise wierzył w Boga, Alex naprawdę się myliła - bo on w niego wierzył. To oczywiste, że nie mógł tutaj zejść, na Ziemię i wszystkim pomagać - on pomagał na inny sposób, na inny sposób leczył rany, dając nadzieję, dają to oparcie w postaci tego podsuwanego krzesła, poduszki, czy łóżka, na którym można było odpocząć i mocno się przytrzymać - tak i czasami ta wiara nawet sprawiała cuda, prawda? Lecz wierzenie w Boga dlatego, by otrzymać taki cud, kompletnie mijało się z celem.
Odprowadziłeś Alex spojrzeniem, by samemu zaraz podnieść swoją torbę i skierować się do wyjścia - również musiałeś iść na zajęcia.
[z/t]
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Pon Lis 23, 2015 12:47 am
Nacieszmy się cudownym smakiem dzisiejszego posiłku. Na obiad podano krwiste steki polane pieczeniowym sosem a wokół nich rezolutnie ktoś ułożył ziemniaczane połówki głów. Należało więc pozwolić sobie na zanurzenie się w tym posiłkowym tunelu, aby móc przejść na inny poziom. Nie rozumiesz? Podpowiem Ci - to metafora ofiar. C. brakowało tego, brakowało tej swobody w działaniu i chwytaniu mniejszych czy większych zakładników w swoje sidła, by móc je potem pozbawiać warstw; obdzierać ze skóry aż do ujrzenia czystego mięsa, które następnie mogłoby być zgniatane i doprowadzane do takiego momentu, aż byłyby widoczne kości i może wśród nich byłoby można zobaczyć prawdziwe wnętrze.
Kroczek po kroczku, aż do otrzymania oczekiwanego rezultatu.
Czy to nie działało właśnie w ten sposób?
Można byłoby po raz kolejny przytoczyć argumenty, dlaczego takie działanie było niewłaściwe i to właśnie w tym okresie, dlaczego powinna przestać tworzyć sobie wrogów i zamiast tego poszukać tych, którzy byliby w stanie zostać jej pionkami na szachownicy, ale... nie rozumiała tego. Nie potrafiła i chyba nawet nie chciała. Uzależnienie się od kogokolwiek, zaufanie i świadomość, że pewna część Twego życia znajduje się w rękach drugiej osoby było dla niej nie do przyjęcia. To kłóciło się z tym do czego zdołała przywyknąć, do jej codziennych rytuałów, które sprawiały, że była taką a nie inną osobą.
Ona, Ta która dzierżyła lodowatą koronę, która kroczyła w szkarłatnych szatach, sycząc i rzucając się na tych, którzy podeszli zbyt blisko... właśnie taka była. Pozwoliła sobie i tak na dużo, pozwoliła na malutkie słabości, które niosły ze sobą niszczenie i wątpliwości. Czasami nawet czuła jak obok niej, niczym cień, przemyka On. Porusza się cicho, jest przyczajonym lisem, którego jadowicie żółte tęczówki studiują uważnie jej kolejne ruchy. Nie mówi jednak ani słowa, nawet się już nie śmieje. Po prostu jest zawsze obok, albo przynajmniej za nią.
W końcu sama chciała by nie odchodził.
Na usta ciśnie jej się rozpaczliwy uśmiech, kiedy odgarnia ciemne kosmyki ze swojego czoła i wchodzi do małej sali na III piętrze. Otula się szczelniej szatą, chociaż nie jest jej zimno. Robi to instynktownie, wiedząc, ze ciarki przechodzące przez jej plecy są szczególnie wyczulone. Przez jedno - jeśli nie jedyne - okno wpada trochę światła, ale efekt ten psuje, czy też raczej poprawia, deszcz uderzający o szybę. Glany wydają głośne odgłosy, kiedy przemierza krótką drogę by znaleźć się pod ścianą. Chmurne tęczówki wpatrują się przed siebie, gdy sięga po kieszeni i wyciąga jednego papierosa, którego odpala za pomocą różdżki.
Minął już ponad miesiąc odkąd zaprowadziła go do Nieba.
Był właśnie 27 kwietnia 1978 roku a ona nadal nie zamierzała zapomnieć.
Sponsored content

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach