Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Opuszczony dom rodziny Meadowes Empty Opuszczony dom rodziny Meadowes

Pią Gru 12, 2014 1:15 pm
Malutki domek gdzieś w Kornwalii. Skryty w cieniu klifu i w czasie największych sztormów, nieomal oblewany przez fale, które rozbijają się na pobliskiej plaży. Od najbliższej mugolskiej wioski dzieli go półgodziny marszu. Za życia pana Meadowes, dom i najbliższą okolicę otaczały silne zaklęcia ochronne, po których teraz pewnie niewiele zostało. Dom stoi odpuszczony od niemal pół roku. Wszystkie meble skryły się pod prześcieradłami, ogród zmarniał, a drzwi pozostają zamknięte i zabezpieczone hasłem. Jedyne osoby, które mogą się dostać do środka to Dorcas i bracia Prewett, którzy pomagali jej rzucić zabezpieczenia na dom.

Miasto i kraj: około 150 km od Truro, Kornwalia
Ulica, numer domu i mieszkania: -
Zaklęcia ochronne: dziurawa bariera teleportacyjna w granicy 50 metrów od budynku (czasem udaje się ją ominąć, czasem można się o nią rozbić); podstawowe zaklęcie antywłamaniowe.
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Opuszczony dom rodziny Meadowes Empty Re: Opuszczony dom rodziny Meadowes

Czw Maj 28, 2015 1:49 pm
/kontynuacja sesji z Browarów. Noc z 31 marca na 1 kwietnia/

Zabrała ich w pierwsze miejsce jakie przyszło jej do głowy. Nie miała czasu na zastanowienie, po prostu chciała ukryć się gdzieś bez obaw, że zaraz będzie znów uciekać przez okno. Kornwalia wydawała się idealna. Zacisnęła więc palce na jego dłoni i pociągnęła go za sobą, teleportując ich na stromy klif, gdzie jak pamiętała przebiegała granica bariery deportacyjnej, niegdyś otaczającej jej dom. Przywitała ich ciemność, którą rozświetlał jedynie blady księżyc i odległe gwiazdy. Morze szumiało kojąco, wyjątkowo spokojne jak na przełom marca i kwietnia. Było chłodno, ale klimat wybrzeża był łagodniejszy niż chociażby ten szkocki, który zapewne wciąż trzymał Hogwart w objęciach nocnych przymrozków. Wiatr wiejący od strony lądu był łagodny, a powietrze smakowało solą. Dorcas zadrżała lekko, boleśnie odczuwając niezapięty płaszcz. Nie puściła dłoni swojego towarzysza, bo bez jej przewodnictwa jak nic połamie sobie nogi na stromej ścieżce. Ona nawet w niezawiązanych butach i całkowitej ciemności, mogłaby biegać po tych klifach - znała je lepiej niż własną kieszeń.
- Chodź. Tylko ostrożnie. - rzuciła przez ramię i pociągnęła go za sobą w dół, ku niewyraźnie malującej się w ciemności sylwetce domu. Całkiem szybko dotarli do furtki i dało się wyczuć jak zaklęcie otaczające dom naciska na nich nieprzyjemnie, jakby zmieniło się ciśnienie i powietrze nagle zaczęło mocniej na nich napierać. Dorcas wyciągnęła różdżkę i wymruczała pod nosem kilka słów, a zaklęcie przepuściło ich dalej. Dziewczyna nie chowała jednak różdżki; machnęła nią lekko zapalając świecę w lampionie przy drzwiach. Kiedy drżący płomyk rzucił na otoczenie nieco światła, zerknęła na Mundungusa z trudną do odczytania miną.
- Jeśli chcesz, możesz wracać do Londynu. - powiedziała, nagle uświadamiając sobie, że może on wcale nie miał ochoty włóczyć się z nią po dzikich rubieżach Kornawalii. Nie czekała jednak na odpowiedź. Ruszyła dalej, otwierając drzwi i zapalając świece w korytarzu. Dom pachniał kurzem i na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że od dłuższego czasu stoi pusty. Dorcas znów zerknęła przez ramię na Fletchera. Nadal tu był, więc chyba nigdzie się nie wybierał. Otwarła stojącą w korytarzu szafę i wyjęła z niej dwa grube koce, które szybko mu wcisnęła. Zrzuciła z ramion swój nowiutki płaszcz i upchnęła go na miejscu koców. Zamiast tego otuliła się starą, ale ciepłą kurtką, która wciąż wisiała w szafie i pachniała lekko jej ulubionymi perfumami. Nie mówiąc nic, opuściła go znikając za progiem pokoju dziennego. Meble były przykryte prześcieradłami, ale bez zastanowienie zdjęła to, które kryło barek ojca. Od kurzu, aż zakręciło ją w nosie. Otwarła drzwiczki i po chwili wahania wyłuskała z wnętrza nieotwartą jeszcze butelkę Ognistej. W środku była wprawdzie jedna otwarta, ale była tą którą otworzył jeszcze za swojego życia jej ojciec. Zabranie jej wydawało się dziewczynie niemal świętokradztwem. Zatrzasnęła drzwiczki i wróciła do rozświetlonego blaskiem świec przedpokoju. Na włosach osiadł jej kurz, a na ustach majaczył się nieco niepewny uśmiech.
- Chcę zobaczyć wschód słońca na plaży. - oznajmiła, bo wiedziała, że w domu nie wytrzyma zbyt długo bez popadania w ponury nastrój. - Ale na trzeźwo może być słabo. - dodała marszcząc zabawnie piegowaty nos. - Piszesz się, Fletcher? Czy masz mnie już dość? - przekrzywiła lekko głowę i czekała na jego odpowiedź.
avatar
Przestępczość
Mundungus Fletcher

Opuszczony dom rodziny Meadowes Empty Re: Opuszczony dom rodziny Meadowes

Pią Maj 29, 2015 1:20 am
Bardziej poczuł niż zobaczył w oślepiającej ciemności, palce, którymi Dorcas objęła jego dłoń. Nie zdążył jednak się nad tym zbyt długo rozwodzić, ponieważ z tego co zdołał zarejestrować, właśnie wylądowali na stromym klifie. Światła latarni ulicznych pozostały kilkaset kilometrów za nimi, a oczy bardzo powoli przyzwyczajały się do ciemności. Muzykę nocnego życia Londynu teraz zastąpił chlupot odbijających się o skały klifu leniwych fal. Jedynym źródłem światła w tej ciemności był księżyc, który co jakiś czas skrywał się za nisko sunącymi obłokami, jakby chciał dać im odrobinę więcej prywatności niż wścibski recepcjonista, który postanowił wyruszyć na wieczorny obchód po korytarzach, bardzo dobrze zdając sobie sprawę z tego, że na dobrą sprawę żadne z nich nie wynajęło u niego pokoju o numerze 206. Znajdowali się teraz na tyle daleko od feralnego pokoju, że macki rozwścieczonego recepcjonisty nie były w stanie ich dosięgnąć. W miejscu, w którym się znaleźli było o wiele chłodniej niż w centrum miasta, jednak nie na tyle zimno, by trząść się jak osika. Tym bardziej Mundungus był od tego bardzo daleki. Wciąż trzymali się za ręce, zupełnie jak Jaś i Małgosia, którzy zboczyli ze ścieżki. Mundungus niezbyt dobrze orientował się, gdzie mogli się właśnie znajdować, ale przeczuwał, że musi być to dalece wysunięta na południe kraina geograficzna Wielkiej Brytanii. Poczuł dreszcze, jednak one wcale nie były jego własnością. Rozeszły się echem po ciele dziewczyny, docierając również do ich splecionych dłoni. Fletcher bardzo sprawnie radził sobie ze schodzeniem z pogrążonej w nocnej toni drogi. Oczy przyzwyczaiły mu się już do ciemności, jednakże trzymał się i to dość kurczowo dłoni Dorcas, żeby ta miała przeczucie, że panuje nad zaistniałą sytuacją.
Milczał. Pozwalał się prowadzić, w końcu to były jej tereny. Nie miał ochoty stanąć na jakiś niepożądany stopień skalny i sturlać się wprost do zatoki. Trasa jednak przebiegła szybko i całkiem sprawnie. Obserwował jak Dorcas neutralizowała działania zaklęć ochronnych, które rozpoznawał zwłaszcza podczas swoich licznych włamywań do magicznych domów. Stał tuż za nią, milczący i rzucający cień na poświatę księżyca oświetlającą pogrążony w mroku budynek. Parsknął słysząc jej infantylną propozycję. Chyba nie spodziewała się, że tak szybko się go pozbędzie.
- Już biegnę. – Mruknął z kpiarskim uśmiechem na ustach, którego nie mogła dostrzec, ponieważ jego twarz pogrążona była w cieniu. Jedynie jego oczy błyskały bielą białek w ciemności, kiedy Fletcher obrzucał spojrzeniem znajdujący się przed nim dom. Bez słowa wszedł za nią do środka. Trzymając względnie dłonie przy sobie. Widać było, że budynek był opuszczony i nadgryziony zębem czasu, który wdarł się tutaj pod nieobecność jego mieszkańców. Odwrócił wzrok w kierunku dziewczyny w tym samym momencie, kiedy się na niego spojrzała, jakby sprawdzając czy niczego jeszcze nie zniszczył, albo czy w ogóle jeszcze tam był. Korciło go, by rozejrzeć się po innych pomieszczeniach, jakie skrywały się w głębi, nie mógł jednak tego zrobić. W jednej chwili prawie ugiął się pod ciężarem dwóch, pokaźnej wielkości i przede wszystkich grubych koców, które wylądowały na jego ramionach. Dorcas przebrała kurtkę i zniknęła, a Mundungus jak milczał, tak milczał. Po chwili wróciła, zaopatrzona w kurz osiadający na ciemnych włosach, który odbijał się aureolą w świetle przygaszonych świec, ale też coś jeszcze. Nieotwartą Ognistą Whisky. Mundungus przebył trasę spojrzeniem od butelki do jej niepewnego uśmiechu. Uniósł brew z wysoce powątpiewającą miną.
- Nie mogę już z Tobą wytrzymać, ale Twoja towarzyszka… – Wskazał na butelkę. – Bardziej przykuła moją uwagę. – Odparł z drwiącym uśmiechem. Podrzucił koce wyżej, by wygodniej mu się je niosło i skierował się do drzwi wyjściowych. – Chcesz uchodzić za zbuntowanego anioła, ale jak na mój gust stanowczo za dużo klepiesz jęzorem. – Odparł z przerysowanym niesmakiem, wychodząc przed dom. Odwrócił się dopiero, gdy znaleźli się oboje na plaży i wybrali odpowiednio suche miejsce, na którym można było usiąść. Rzucił Dorcas koc, żeby sama się mogła nakryć. Przewiesił sobie drugi przez ramiona, bo rzeczywiście, na plaży wiało chłodem i to bardzo mocno. Przysiedli na ziemi, rozprostowując nogi, a Mundungus wziął od panny Meadowes Ognistą, by ją odkorkować. Kiedy wręczał otwartą butelkę dziewczynie, oparł dłoń za jej plecami tak, że ich twarze ponownie znalazły się bardzo blisko siebie. Otoczył ramieniem jej plecy, dłonią delikatnie chwytając jej żuchwy, w sposób, który spowodował, że była zupełnie unieruchomiona. Rozchylił delikatną pieszczotą palców jej wargi, przykładając butelkę do jej ust. Przechylił lekko, by z wnętrza potoczył się rozpalający wnętrzności alkohol wprost do jej gardła.
- Do wschodu słońca jeszcze daleko, a ognista sama się nie wyzeruje. – Mrunął, oparł czoło o jej skroń i policzek, nie mogąc powstrzymać złośliwego uśmiechu wpływającego mu na usta.
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Opuszczony dom rodziny Meadowes Empty Re: Opuszczony dom rodziny Meadowes

Sob Cze 06, 2015 9:17 pm
Była bardzo daleka od czucia się tą osobą, która ma tutaj kontrolę. Prawdę powiedziawszy dużo pewniej czuła się właśnie w Londynie, bo tam zawsze mogła odejść. Odwrócić się na pięcie i pójść w swoją stronę niczym niezobowiązana. Ale jak zwykle pod wpływem chwili podjęła nieprzemyślaną decyzję i oto byli teraz tutaj. Zabrała go w miejsce niezwykle bliskie swojemu sercu i czuła się z tym nieswojo. Dopuściła go do czegoś niezwykle intymnego. To była jej samotnia. Jej przeszłość, jej azyl, jej kryjówka. Miejsce, które z upływem kolejnych miesięcy zdawało się w coraz większym stopniu składać się ze wspomnień niż fizycznych przedmiotów i tworzyw. Czuła niepokój. Bo co jeśli jego pojawienie się zniszczy w jakiś sposób delikatną równowagę tego miejsca? Razem z Fletcherem byli jak dwa nacierające na siebie fronty, które spotykając się dawały początek huraganowi. Wystarczyło jej kilka godzin w jego towarzystwie, by przeżyć więcej przygód niż w przeciągu ostatniego miesiąca. Był pierwiastkiem chaosu, który wpuściła do jedynego miejsca, w którym szukała spokoju. Nie bała się, że mógłby coś stąd ukraść, bo od dawna nie było tu nic cennego. Wszystko co miało jakąkolwiek wartość zabrała ze sobą do Londynu albo powierzyła swojej skrytce bankowej. Tutaj czekał na nich tylko kurz i przedmioty codziennego użytku takie jak te nieszczęsne koce, które mu rzuciła. I cała masa jej wspomnień. O te ostatnie bała się najbardziej.
Przewróciła teatralnie oczami na jego słowa i prychnęła pod nosem, ale jej wargi wykrzywił lekki uśmieszek. Niezbyt delikatnie szturchnęła go w ramię - trochę poganiając do wyjścia, a trochę odpowiadając w ten sposób na jego przytyki. Pozwoliła mu iść przodem w kierunku plaży, a sama wygasiła większość świec w lampach i wetknęła różdżkę do rękawa. Zamknęła za sobą drzwi, przytuliła do piersi butelkę i niosąc w drugiej dłoni lampion podążyła za Mundungusem. Szybko dotarli nad brzeg morza, bo dom umiejscowiony był niemal na samym jego skraju. Gdy wybrali miejsce odpowiednie do siedzenia, przygasiła światło świecy uznając, że do niczego im się tutaj nie przyda. Owinęła się grubym kocem, który był dość obszerny by okryć dokładnie całe jej smukłe ciało i wygodnie usadowiła się na piasku, opierając się o niego ramieniem i w milczeniu obserwując jego poczynania. Oczy szybko przyzwyczajały się do ciemności, więc w srebrnym świetle księżyca widziała go zaskakująco wyraźnie. Ale i tak była zaskoczona jego dotykiem i tym co z nią robił. Nie opierała się jednak. Przełknęła dwa solidne łyki, czując jak ognisty alkohol parzy gardło i szybko rozlewa się rozkosznym ciepłem po całym ciele. Nie parzył jednak nawet w połowie tak mocno i rozkosznie jak jego ciepły oddech muskający jej skórę. Szybko zrozumiała, że ta dziwna gra, którą toczyli od pierwszej minuty swego spotkania, bynajmniej nie dobiegła końca w tym nieszczęsnym hotelowym pokoju. Wręcz przeciwnie, najwyraźniej wchodziła na nowy poziom trudności! Usta byłej gryfonki wykrzywiły się w równie złośliwym uśmieszku, gdy obróciła głowę w jego stronę. Ten lekki ruch wystarczył, by mogła przycisnąć swoje usta do jego. Szybki, intensywny pocałunek smakujący ognistą zakończył się zaczepnym przygryzieniem jego dolnej wargi. Dziewczyna zaśmiała się cicho w jego usta i wcisnęła mu butelkę.
- No to nie zostawaj w tyle. - mruknęła drwiąco, a potem odsunęła się od niego, wracając do poprzedniej pozycji, gdy stykali się wyłącznie ramionami. Obserwowała go czujnym wzrokiem, ciekawa co wydarzy się dalej. Jednocześnie gdzieś z tyłu jej głowy kołatała się myśl, że picie takich ilości alkoholu na pusty żołądek i po całym dniu pracy może jednak nie być najlepszym pomysłem. Ale jak już wiadomo - rozsądek nigdy nie determinował jej działań. Mógł co najwyżej smutno wróżyć nieszczęścia, którym ona tak ochoczo wychodziła naprzeciw.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Opuszczony dom rodziny Meadowes Empty Re: Opuszczony dom rodziny Meadowes

Pią Lip 10, 2015 1:34 pm
[z/t dla Dorcas i Mundungusa]
Sponsored content

Opuszczony dom rodziny Meadowes Empty Re: Opuszczony dom rodziny Meadowes

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach