Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Biuro Rejestracji Magicznych Empty Biuro Rejestracji Magicznych

Sro Lis 22, 2017 5:37 pm

Biuro Rejestracji Magicznych Latest?cb=20150816123250
*opis pojawi się później*
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Biuro Rejestracji Magicznych Empty Re: Biuro Rejestracji Magicznych

Sro Lis 22, 2017 5:52 pm
|bezpośrednio po sypialni

Jej zdenerwowanie z minuty na minutę stawało się bliższe osiągnięciu zenitu, a ona nie mogła na to zupełnie nic poradzić. Nie chodziło o to, że nie próbowała. Naprawdę szczerze wolałaby czuć wyłącznie przyjemne podekscytowanie, jakie niechybnie powinno towarzyszyć jej podczas wykonywania tak dużego życiowego kroku. Niestety, o ile wcześniej – jeszcze w mieszkaniu czy na ulicy – czuła się wyłącznie pozytywnie rozemocjonowana… O ile wcześniej była całkowicie szczęśliwa, nie rozmyślając o niczym zbytecznym, tylko czerpiąc satysfakcję z myśli, że już niedługo mieli mieć to już wszystko za sobą… O tyle już na samym progu Ministerstwa zaczęła odczuwać narastające wątpliwości.
Nie chodziło o to, że nie chciała brać ślubu czy dostatecznie nie kochała Aleca. Nie, była psychicznie przygotowana na ten krok, choć decyzja o nim padła zaledwie kilka dni wcześniej. Problem stanowiło zaś zupełnie co innego. O ile bowiem Alyssa przekazała radosne wieści Pandorze, o tyle nadal nie powiedziała o tym ojcu. Pojawienie się w budynku, w którym na co dzień pracował, wiązało się z niezbyt uspokajającą wizją wpadnięcia na niego. To zaś niechybnie skończyłoby się najprawdziwszą katastrofą, ponieważ Thomas w żadnym wypadku nie dopuściłby do zawarcia tego związku małżeńskiego.
O ironio, doskonale zdając sobie z tego sprawę – zaledwie chwilę po znalezieniu się w Ministerstwie, odnalezieniu odpowiedniego biura i dotarciu do jednego z urzędników – była zmuszona bezczelnie się na niego powołać, być może nie do końca grożąc pracownikowi interwencją ojca, ale z pewnością delikatnie sugerując jego niezadowolenie z powodu stwarzanych problemów. Te bowiem pojawiły się praktycznie już na samym początku – podczas wstępnego dialogu dotyczącego sprawy. I choć Meadowes nie denerwowała się raczej zbyt szybko, grymas na twarzy urzędnika w nią ugodził.
Mimo to, w tamtej chwili, nie zaczęła jeszcze wyciągać artylerii, mając szczerą nadzieję, że uda im się jakoś to wszystko załatwić, nawet mimo min prezentowanych przez obsługującego ich człowieka. Wszystko miało jednak swoje granice. Z chwilą, w której podstarzały mężczyzna zaczął czynić bardzo personalne uwagi, dyskretnie sugerując rezygnację z podjętej decyzji i dostatecznie dosadnie starając się wpłynąć na to, by jak najszybciej opuścili pomieszczenie – bez ślubu, oczywiście – bo najwyraźniej zatruwali mu powietrze… Blondynka przestała być już tak przyjemna.
Czym innym było zachowywanie uwag i niezadowolenia dla siebie, czym innym zaś tak otwarte eksponowanie odczuwanych emocji i… Przyznając szczerze, całkowity brak kultury czy jakiegokolwiek taktu. Aly potrafiła przełknąć naprawdę wiele rzeczy, jednakże to zdecydowanie nie była jedna z nich, dlatego – mocno ściskając rękę Aleca, jakby tym samym starała się powstrzymać go przed potencjalnym wybuchem złości czy wdaniem się w pyskówkę – zrobiła to, czego w życiu nie zamierzała zrobić. Powołała się na ojca, który przecież w rzeczywistości – tuż po zrobieniu im piekła – zdecydowanie poparłby urzędnika. Całe szczęście, nie było go nigdzie w pobliżu, zaś starzec nie wpadł na pomysł posyłania po niego… Mamrocząc coś tam jeszcze pod nosem, jednak ostatecznie machając ręką w kierunku młodszego mężczyzny i przyzywając go do siebie.
Później? Później może nadal nie szło zbyt łatwo, ponieważ starszy urzędnik – pomimo oddania sprawy swojemu koledze – jeszcze przez chwilę próbował wtrącić swoje trzy knuty, jednakże jego zastępca w miarę szybko skompletował zestaw dokumentów, bez słowa wskazując drogę do jednego z mniejszych pomieszczeń wchodzących w skład Biura Rejestracji Magicznych. Idąc za nim, Alyssa ukradkiem rozglądała się wokół, stwierdzając przy tym, iż to miejsce nie różniło się praktycznie niczym od innych widywanych przez nią części Ministerstwa. Prawdę mówiąc, panował tu tylko chyba jeszcze większy chaos, poza tym wszystko wyglądało naprawdę podobnie.
Tuż przed samym wejściem do pomieszczenia, starając się nie stresować jeszcze bardziej, wygładziła prostą białą sukienkę na ramiączkach, poprawiając koronkowe bolerko z krótkim rękawkiem i rzucając spojrzenie na wąski skórzany pasek umiejscowiony nieco powyżej talii. Przełknęła ślinę, mocniej ściskając rękę Aleca i robiąc krok przed siebie. A gdy drzwi do pomieszczenia zamknęły się za nimi z cichym trzaskiem… Cóż, ulżyło jej na tyle, iż była w stanie posłać Greybackowi dosyć blady uśmiech, przystając na sekundę na czubkach palców, by dyskretnie poprawić mu kołnierzyk koszuli.
Poza pierścionkiem zaręczynowym na palcu oraz kremowym goździkiem w ostatniej chwili uciętym z doniczki na balkonie i wsuniętym w rozpuszczone, mocno pokręcone i roztrzepane włosy za uchem, nie miała praktycznie żadnych dodatkowych ozdób. Nie miała nawet szpilek czy chociażby innych eleganckich butów na obcasach, jeszcze w mieszkaniu zastanawiając się nad wyborem obuwia i ostatecznie decydując się na… Trampki. Niskie kremowe trampki, które tylko raz miała wcześniej na nogach. Rozchodzone, jednak wyglądające na prawie nowe, a przede wszystkim – wygodne, całkowicie w alyssowym stylu.
Być może brzmiało to dosyć śmiesznie, jednak takie a nie inne pomagały jej zachowywać względny spokój, kojarząc się Aly z czymś domowym, pozytywnym. Tak samo działał zresztą także fakt, iż cała otoczka, jaka towarzyszyła temu ślubowi, zdecydowanie nie była zbyt ślubna. Gdyby tylko nie ojciec, cóż, prawdopodobnie byłaby nawet w stanie poczuć się całkowicie szczęśliwa. W końcu wychodziła za mąż, czyż nie? A to był olbrzymi krok.
Alec Greyback
Przestępczość
Alec Greyback

Biuro Rejestracji Magicznych Empty Re: Biuro Rejestracji Magicznych

Sro Lis 22, 2017 7:18 pm
Ubrany w ciemne, codzienne dżinsy i równie prostą, gładką czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, stał tuż przy Alyssie, próbując zachować jakiekolwiek pozory spokoju i opanowania. W ciszy przyglądał się staraniom na ugodowe załatwienie sprawy, jednak nieprzychylne spojrzenia starego urzędnika sprawiały, że wyraz twarzy Greybacka był wyraźnie posępny. Z fałszywą równowagą, nie odzywał się ani jednym słowem, przynajmniej do czasu, gdy mężczyzna wyraźnie nawiązywał w swoich obawach i przestrogach względem Alyssy do alecowej sytuacji i rodziny. Nawet jeśli uścisk drobnej Alyssy miał powstrzymać go przed rękoczynami, tak z jego ust wydobyło się warknięcie: – Naprawdę nie rozumiesz tak prostych słów, czy mam ci to przełożyć na bardziej ludzki język?
Pobicie urzędnika nie miało być czymś, czego nigdy w życiu nie robił. Szczerze mówiąc to w pewnym momencie stracił nawet rachubę z kim wdawał się w bijatyki, a już tym bardziej za co. Czasem wystarczyło krzywe spojrzenie, a już zupełnie innym razem jedno słowo, które niezbyt podobało się młodemu Greybackowi. I w przeciwieństwie do Alyssy – nie czuł żadnego strachu, jedynie co jakiś czas obracając głowę przez ramię, by z zainteresowaniem przyjrzeć się młodszemu asystentowi tego otyłego skurwiela. Wystarczyło sekundowe skrzyżowanie wzroku, by Alec najzwyczajniej w świecie olśniło, kim był owy młodzieniec. Nie miał też żadnych wątpliwości, że niejaki Pollux Diggry, który nienaturalnie pobladł – poznał i jego. Alec zmrużył bystro swoje czarne jak węgiel oczy, by posłać znajomkowi znaczące spojrzenie, które jakby przyspieszyło jego wszystkie ruchy.
Odrywając się ruchem dłoni od Alyssy, położył na biurku urzędnika kilka monet, których wartość na oko szacowało się na 10 galeonów, po czym za pomocą wzroku wskazał na stos papierów, trzymanych przez swojego zadłużonego klienta – Diggory’ego. Atmosfera, jak i sam nastrój panujący w pomieszczeniu był wręcz przekomiczny. Zamiast jakieś radosnej otoczki zdenerwowanie Alyssy, zirytowanie starego urzędnika i skrępowanie Diggory’ego było tak wyraźnie odczuwalne, że Alec niemal przesiąknął tymi emocjami. Ostatecznie jednak podano mu te cholerne papiery i pióro, więc obrócił głowę przez ramię , by zachęcić Alyssę do podejścia bliżej. Chciał mieć to jak najszybciej z głowy, zwłaszcza, że przerażająca cisza nie miała zamiaru opuścić tego pomieszczenia, do czasu aż oni nie przekroczą progu gabinetu. Alec wziął pióro do ręki, by wypełnić formularz, wpisując podstawowe informacje na swój temat. Między innymi imię i nazwisko, status krwi i nazwiska rodziców, by następnie przejść do drugiej części związanej z jakimiś niezwykle długimi formułkami i regułkami, których nie do końca chciało mu się czytać. Ostatecznie przeszedł więc do części, gdzie potwierdził fakt chęci poślubienia przeklętej Meadowes i przypieczętował cały dokument odciskiem kciuka, którego wcześniej zamoczył w czerwonej mazi. Kątem oka jedynie zerkał co chwilę na prawo, by ocenić poziom zdenerwowania Alyssy po jej trzęsącej się dłoni. Odłożył jednak pióro, samym wzrokiem dając znać Polluxowi, że wykonał swoje zadanie, po czym wyciągnął z kurtki różdżkę, by przygotować się do drugiej części tej porywającej ceremonii.
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Biuro Rejestracji Magicznych Empty Re: Biuro Rejestracji Magicznych

Sro Lis 22, 2017 8:42 pm
Nigdy nie sądziła, że pozornie tak... Nieszkodliwa sprawa może powodować u niej aż takie zdenerwowanie, za które - cóż, nie mogła się okłamywać - winiła właśnie Thomasa. O ile łatwiej byłoby, gdyby po prostu wspierał ją w dokonywanych wyborach, nie usiłując sabotować jej relacji uczuciowych i wpływać na to, co chciała zrobić. O ile prościej byłoby nawet wtedy, gdyby nadal ją ignorował - tak samo jak to robił praktycznie przez większość życia Aly - ponieważ wtedy nie musiałaby się obawiać awantury na całe Ministerstwo. Była dorosła, bardziej lub mniej samodzielna, już od dawna nie była u niego na garnuszku, więc - na gacie Merlina - powinien pozwolić jej zachowywać się jak człowiek mający wolny wybór. Tymczasem on raz po raz próbował zrobić z niej kogoś, kto wymagał wiecznego nadzoru i wydawania poleceń.
Naprawdę chciała cieszyć się z tej chwili. Nawet jeśli to wszystko wyglądało niezupełnie tak jak sobie zamarzyła, ostatecznie zaczynało jej się jako-tako układać. Nie była już sama, miała kogoś jeszcze i to nie pierwszą z brzegu osobę. Po tylu latach problemów, dziwnych zdarzeń losowych, komplikacji oraz innych niecodziennych przypadków, ostatecznie była o krok od poślubienia osoby, za którą - o ironio, przynajmniej to zgadzało się z bardzo pierwotnymi planami Meadowes - chciała wyjść już wiele lat temu. Mając coś koło sześciu czy siedmiu lat, jeśli miała być całkowicie dokładna.
To powinno ją uszczęśliwiać i poniekąd także niezmiernie bawić. W końcu takie rzeczy nie działy się na co dzień, z pewnością nie wszystkim małym dziewczynkom, które we wczesnym dzieciństwie nie do końca wiedziały nawet, z czym tak właściwie wiązało się prawdziwe małżeństwo. I choć od tamtego czasu zweryfikowała swoje poglądy, dowiadując się o tych wszystkich komplikacjach związanych z nieczystością krwi, przez co będąc gotową choćby do życia bez jakiegokolwiek związku na papierze...
Oto stała w Ministerstwie Magii zamiast w ślubnej sali czy namiocie. W białej codziennej sukience zamiast eleganckiej sukni. Z pojedynczym kwiatkiem we włosach... I starała się powstrzymać dygotanie nóg, które miała niczym z przemieszania galarety z miękką watą cukrową i betonem. Z jednej strony bowiem miała wrażenie, że zaraz zacznie telepać się niczym pudding, z drugiej - że już za moment padnie na podłogę i że nie zrobi ani jednego kroku, bo tak bardzo wmurowało ją w posadzkę. A jednak nie mogła przecież wiecznie stać przed główną ladą, zwłaszcza że urzędnicy najwyraźniej wreszcie poszli po rozum do głowy.
Obyło się bez cyrków, przynajmniej w tej jednej chwili, choć Meadowes wiedziała, że było blisko. Nie skarciła jednak Aleca za dosadny komentarz, doskonale rozumiejąc, co musiał w tym momencie czuć. Sama czuła się niezmiernie urażona wszelkimi uwagami starszego mężczyzny, choć przecież teoretycznie to nie ją w tej chwili obrażał. Miała jednak wrażenie, że sama była naprawdę blisko wygarnięcia staruszkowi wszystkich swoich pretensji związanych z tym, jak bardzo był nieprofesjonalny i zarazem podły. Jeśli zaś ona prawie to zrobiła, fakt, że nie dostał już kilka razy w twarz od Greybacka, mówił dostatecznie wiele o tym, jak bardzo Alec musiał starać się nad sobą zapanować. Dla niej i dla tego ślubu. To zaś doceniała.
Kiedy jednak w osobnym pokoju puścił jej rękę, miała ochotę ponownie do niego przylgnąć, czując się po prostu... Źle. Okoliczności nie pozwalały jej zapomnieć o tym, że w każdej chwili stary urzędnik mógł przecież posłać pytanie jej ojcu. W końcu nie miał pewności, co do tego, że legalnie powołała się na Thomasa. Gdyby zaś ten się dowiedział... Sama myśl napawała ją paniką. Nieistotne, że była dorosłą kobietą i mogła robić to, co chciała. Wiedziała, do czego potrafił się posunąć jej rodziciel.
Dopiero myśl o tym, że przecież mieli mieć to już za sobą, a takich rzeczy nie dało się odkręcić - nawet będąc kimś tak wysoko postawionym - w żaden łatwy sposób, zmobilizowała ją do tego, by podejść bliżej, napotykając ponaglające spojrzenie Aleca. I chociaż nogi przestały trząść jej się z chwilą, kiedy automatycznie opadła na jedno z oblekanych materiałem fotelo-krzeseł przed biurkiem, dla odmiany zaczęły drżeć jej ręce. Potrzebowała dłuższej chwili, by nieco pewniej złapać pióro, zaczynając wypełniać dokumenty we wskazanych miejscach.
Teoretycznie nie było to nic trudnego - rozpoczynając od pełnych imion i nazwiska, gdzie wpisała znienawidzoną Marjorie, dopiero po tym mogąc dodać Alyssa i pozostawiając puste pole na nazwisko, przeszła dalej... Wprost do imion i nazwisk rodziców, przy których momentalnie się zatrzymała. O ile bowiem dane matki nie stanowiły problemu, o tyle przy ojcu dosyć poważnie się zawahała. Wiedziała, kim był, powołała się na niego, a jednak czuła wewnętrzny przykaz zastanowienia się nad tym, co powinna zrobić. Czystość jej krwi miała stanowić problem, stanowiła problem, a podawanie mugolskiego ojca... Mimo wszystko, kochała Thomasa. Bezpieczeństwo ich wszystkich - dziecka, Aleca, jej, a nawet Thomasa - było ważniejsze. Dlatego właśnie nie uzupełniła personaliów ojca, stawiając w tym miejscu kreskę i dopisując swoje nazwisko... Sayre.
Reszta nie stanowiła już większego problemu. Podpisy pod formułkami i regułkami nie były ciężkie do wykonania, tak samo uzupełnienie deklaracji chęci zawarcia małżeństwa, a także przyjęcia nazwiska Aleca. Po tym zaś także przycisnęła kciuk do papieru, robiąc odcisk czerwonym tuszem i zaczerpnęła głęboki wdech. Większość mieli już za sobą, pozostała tylko jedna drobnostka.
Alec Greyback
Przestępczość
Alec Greyback

Biuro Rejestracji Magicznych Empty Re: Biuro Rejestracji Magicznych

Sro Lis 22, 2017 9:15 pm
Ciężko było stwierdzić fakt, że Alec czuł się zaniepokojony faktem powołania się na Thomasa Meadowesa, bo szczerze mówiąc nie wiedział nawet, jakie mogły być konsekwencje jego czynów. Wiedział natomiast, że wyrok, który miał przeprowadzić nie mógł zostać odroczony, nawet w sytuacji, gdy skazanym był ojciec jego przyszłej żony. Nie mógł się sprzeciwić Lordowi Voldemortowi, nawet w obliczu potężnej awantury ze swoją wybranką. Właściwie to liczył, że cała sprawa nigdy nie wyjdzie na jaw, a Alyssa z czasem po prostu przeboleje śmierć swojego ojca… Pytanie pozostawało jedno – kiedy. Za długo było już to odkładane, a sam moment zbliżał się nieubłagalnie. Zwłaszcza, że przyszłe pojawienie się na świat jego dziecka wszystko komplikowało. W tym momencie – Greyback nie mógł sobie pozwolić, by coś poszło nie po jego myśli. W tym momencie wciąż najważniejsze było jak najszybsze zmienienie adresu zamieszkania i zapewnienie Alyssie i dziecku, jako takiego bytu. Ale czy było to wciąż możliwe? Zwłaszcza, gdy jego praca polegała na podsycanie nałogów takich osób, jak stojący naprzeciwko Diggory? Ten sam który wyrwał go z zamyślenia drżącym tonem głosu, oznajmiając, by wyciągnęli przed siebie różdżki?
Alec koniuszkiem języka przesunął po swojej dolnej wardze, po chwili zawahania wykonując polecenie starego urzędnika. Stanął naprzeciwko Alyssy, wyciągając rękę z różdżką przed siebie, tak by po chwili zostały one skrzyżowane, a potem… po prostu słuchał słów Diggory’ego i starego złamasa o Merlinie, o tym jak nadał im prawa do zawierania takich aktów, o obowiązkach związanych z małżeństwem… Sam nie wiedział, w którym właściwie momencie się wyłączył. Jedynie przez cały ten czas, gdy do jego uszu dobiegał drażniący głos Diggory’ego, Alec miał wlepione spojrzenie w jasne, lśniące oczy Alyssy. Być może powinien mieć jakieś wątpliwości, być może to nie było w jego stylu, być może rozsądniej byłoby opuścić pomieszczenie, przed tym jak ich różdżki zostały związane magicznym czarem, ale… zamiast tego stał spokojnie, nie mogąc się nadziwić, jak bardzo ta dziewczyna postanowiła go zmienić. Nie czuł strachu, nie chciał też uciekać. Wiedział, że był na właściwym miejscu i to z właściwą osobą. Nie poczuł nawet czegoś na kształt guli w gardle, gdy z różdżki Diggory’ego wystrzeliła czerwona wstęga, która związała różdżkę jego i Alyssy. Momentalnie spuścił wzrokiem, autentycznie czując jak coś krępuje mu dłonie, a potem zgodnie z instrukcjami wypowiedział krótką formułkę:
– W obliczu Merlina, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Alyssą i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby więzy, które splątały nasze różdżki, nigdy nie zostały zerwane – być może był to dobry moment na wyłapanie, że imię jego wybranki to wcale nie było Alyssa, ale Marjorie. Wystarczyło tylko uważnie słuchać. No właśnie wystarczyło. Zamiast tego posłał Alyssie nikły uśmiech, czując jak po wypowiedzeniu swojej przysięgi wstęga powoli przestaje krępować jego dłoń i zanika.



Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Biuro Rejestracji Magicznych Empty Re: Biuro Rejestracji Magicznych

Sro Lis 22, 2017 10:06 pm
Nawet w momencie, w którym kończyła podpisywanie dokumentów i deklaracji, kątem oka spoglądała na Aleca. Nie chodziło o to, że obawiała się, iż miał nagle zniknąć jej z pola widzenia, wyparować, przepaść, uciec czy coś w tym rodzaju, ale... Zwyczajnie czuła się lepiej, gdy wiedziała, że był tak blisko niej. Dzięki temu była w stanie uspokoić nerwy na tyle, by machnąć kilka podpisów drżącą ręką i docisnąć kciuk do kartki, nie opóźniając specjalnie całej papierologii, ponieważ nie czuła się tu najlepiej. Zdecydowanie wolałaby czym prędzej zniknąć z Ministerstwa, gdyż atmosfera panująca w pomieszczeniu bez wątpienia nikomu nie sprzyjała. Ona zaś pragnęła wreszcie zacząć ponownie cieszyć się z podjętego kroku.
Gdy zatem urzędnik wyraźnie dał im do zrozumienia, iż nadeszła chwila na drugą - mniej oficjalną, a bardziej tradycyjną i symboliczną - część zawarcia związku małżeńskiego, Meadowes podniosła się z zajmowanego wcześniej miejsca, o dziwo, nie musząc przy tym niczego się łapać, choć była wręcz przekonana, że nogi miały odmówić jej posłuszeństwa. Tak się jednak nie stało i zaledwie po chwili stała już przodem do Aleca, wyciągając ku niemu rękę, by skrzyżować ich różdżki.
I chociaż starała się słuchać wypowiedzi nawiązujących do Merlina, praw przyznanych mistrzowi ceremonii oraz innych podobnych ceremoniałów, tak naprawdę ona też wcale się na nich nie skupiała. Patrzyła wprost na Aleca, unosząc kąciki ust i uśmiechając się do niego. Zaczarował ją, oczarował ją, wiedziała to, czule spoglądając na niego niezwykle błyszczącymi oczami. W tym jednym momencie praktycznie całkowicie przestała się bać, czując się jak oderwana od własnego ciała i dopiero czerwona wstążka - wystrzelona przez pracownika Ministerstwa - krępująca jej ręce zmusiła Alyssę do odruchowego spojrzenia w dół. Tylko po to, by dziewczyna już chwilę później patrzyła ponownie na Greybacka, słuchając jego głosu i czując jak włosy na karku stają jej dęba.
- Marjorie... - Szepnęła wyjątkowo cicho do Aleca, praktycznie nie poruszając przy tym ustami, choć nie sądziła, by zamiana pierwszego imienia na Alyssę miała dla urzędników jakieś niezmiernie wielkie znaczenie. Prawdę mówiąc, gdy tak kątem oka spoglądała na młodszego z pracowników Ministerstwa, miała wrażenie, że był znacznie bardziej zestresowany i zdenerwowany nawet od niej samej. I coś jej się zdawało, iż Greyback miał w tym swój udział. Nie była tego może aż tak pewna, jednak sposób, w jaki Diggory - bo takie właśnie nazwisko widniało na plakietce na jego piersi - patrzył na jej narzeczonego... Był, cóż, dosyć jednoznaczny. Najwyraźniej bał się go jak mało kto, co z kolei nagle zaczęło bawić Alyssę.
Z każdą kolejną chwilą spędzoną w pomieszczeniu, z każdym następnym krokiem powiązanym z ceremonią, czuła jak stres coraz bardziej jej odpuszcza. Nie było tak źle, jak się tego obawiała. Ojciec się nie pojawił, starszy urzędnik dołączył do nich sama nie wiedziała, w której chwili... A procedury przebiegały zadziwiająco szybko i płynnie. Nim się obejrzała, nadeszła jej kolej wypowiedzenia słów przysięgi, które jakimś cudem bez większych problemów opuściły usta blondynki. Mimo że Alyssie zaschło trochę w gardle i pierwsze kilka wyrazów zabrzmiało dosyć... Charcząco, każdy kolejny był już znacznie pewniejszy.
- W obliczu Merlina, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Allectusem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby więzy, które splątały nasze różdżki, nigdy nie zostały zerwane. - Mówiąc to, także nie odrywała wzroku z mężczyzny, nie spoglądając już na nikogo innego. Patrząc prosto w jego oczy, spuściła spojrzenie wyłącznie na kilka sekund, by spojrzeć na migoczącą, czerwoną wstęgę, która nie oplatała już tak mocno jej dłoni i powoli zaczęła znikać, jakby rozpływając się w powietrzu. A gdy do końca zanikła... Było po wszystkim.
Zadziwiająco prosto, być może nie tak łatwo, lecz bez większych komplikacji. Była mężatką, prawdę mówiąc, ani trochę tego nie odczuwając. To nie była jeszcze ta pora. Uświadomienie sobie tego wszystkiego z pewnością miało przyjść z czasem, zwłaszcza że atmosfera, jaka nadal panowała w tym pomieszczeniu, nie sprzyjała okazywaniu radości. Mimo to... Meadowes poczuła się szczęśliwa. Autentycznie radosna, jakby jakiś ciężar nagle opuścił jej ciało, a kamień spadł z serca. I chociaż nie wiedziała, czy powinna pokusić się na publiczne pocałunki - chowając różdżkę do kieszeni - odruchowo wysunęła się o krok do przodu, stając na czubkach palców i przelotnie całując Aleca w usta. To nie był gorący, namiętny pocałunek, lecz zapowiedź, delikatne muśnięcie...
Po którym - upewniając się, iż wszystko zostało już ostatecznie załatwione - mogli opuścić Ministerstwo Magii, żegnając się z Diggorym, starszym urzędnikiem i... Nieznajomą kobietą - prawdopodobnie także urzędniczką lub sekretarką, patrząc po jej wyglądzie - która dotychczas stała z boku, prawie niezauważalna, a już po samym powiązaniu złożyła podpis pod dokumentem, najwyraźniej będąc drugim - prócz starca - świadkiem zawarcia związku małżeńskiego. Wszystko trwało znacznie krócej niż Aly mogłaby się tego spodziewać, jednakże wcale nie czuła się z tego powodu smutna. Prawdę mówiąc, z ulgą opuściła budynek, ponownie mocno ściskając rękę Aleca, ale ponownie odzywając się do niego dopiero na ulicy. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co powinna powiedzieć...

[z/t] dla obojga
Sponsored content

Biuro Rejestracji Magicznych Empty Re: Biuro Rejestracji Magicznych

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach