Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Rezerwat smoków w Gwynedd

Sob Wrz 01, 2018 10:41 pm

Rezerwat smoków w Gwynedd Cadair_Idris_wiki-300x203
Rezerwat smoków w Gwynedd, znajdujący się u podnóża góry Cadair Idris to królestwo walijskiego zielonego. Bezpieczeństwo, które zapewnia pasmo gór obejmujące jezioro z krystalicznie czystą wodą i mnogość zwierzyny, na którą smoki mogą polować nie narażając się na niebezpieczne spotkanie z mugolami sprawiają, że jest to prawdziwy raj dla tych niezwykłych, choć zagrożonych wyginięciem zwierząt. Cadair Idris jest najstarszym rezerwatem na terenie Wielkiej Brytanii, a pieczę nad nim od wieków sprawuje rodzina Yaxleyów, słynąca z hodowli tego gatunku.
Massimo Rockers
Ministerstwo Magii
Massimo Rockers

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Nie Wrz 02, 2018 3:00 am
Po powrocie z Grecji Walia przyjęła go szarością, chłodem i słotą. Powroty zawsze wydawały się dziwnie odrealnione, szorstkie, nierzeczywiste. Tutaj nawet czas zdawał się płynąć szybciej, ziemia pachnieć inaczej. Zwykle potrzebował kilku dni na przystosowanie, zmianę rytmu dnia, przyzwyczajenie się na nowo do innego trybu życia. Zaczynał dzień od kubka mocnej kawy i papierosa, tak jak robił to w Grecji, by zachować jakąkolwiek ciągłość między tymi dwoma światami. Był człowiekiem rozmiłowanym w takich drobnych codziennych rytuałach, które przez swoją powtarzalność pomagały mu zachować jakieś stałe punkty, kiedy świat dookoła zdawał się wirować coraz bardziej. Spiralnie w kierunku dna. Tym jednak, co wytrąciło go z równowagi najmocniej, była poranna rozmowa z panią matką. I to nie tak, że zszokowała go jej treść; znał swoje obowiązki wobec rodu, wiedział, że kiedyś ewentualnie będzie musiał ożenić się z jakąś panienką, której nazwisko wryło się na stałe w historię czarodziejskiego świata, spłodzić z nią dzieci i udawać szczęśliwy dom. Odwlekał to co prawda w czasie, wykorzystując słabość matki wobec siebie, ale wiedział, że tego nie uniknie. To transakcja biznesowa, nic ponadto. A w interesach rzadko kiedy chodziło o czyjeś uczucia.
Kiedy przekraczał tereny rezerwatu, był lekko spięty, choć uwidaczniało się to wyłącznie w mocniejszym zaciśnięciu szczęk. Nie był w tym, ba, w żadnym rezerwacie smoków od czasów pewnego nieszczęśliwego incydentu z jego udziałem, którego omal nie przypłacił wówczas życiem. Najchętniej nie byłby tu i dziś, gdyby nie fakt, że istotniejsze kwestie wymusiły na nim tę małą krajoznawczą wycieczkę. Jakkolwiek odczuwał pewien dyskomfort, nie dawał tego po sobie poznać, spychając go na dalszy plan, odcinając, podobnie jak wszelkie inne odczucia, jakie mógł wiązać z tą wyprawą; a dominował wśród nich gniew, jak zwykle zresztą na wierzchu. Powietrze miało tu zapach siarki, a wilgotna gleba wydawała z siebie mokry, mlaszczący odgłos przy każdym kolejnym kroku. Okazawszy przepustkę odwiedzającego jednemu z pracowników, zapytał go o dokładniejsze wskazówki dotyczące drogi, po czym skierował się we wskazanym kierunku z kołnierzem postawionym na sztorc dla lepszej osłony przed wiatrem. A ten potrafił zrywać z głów kapelusze, szczególnie kiedy napędzały go ogromne skrzydła mieszkańców rezerwatu.
We wschodniej części ogromnych terenów przeznaczonych na rezerwat znajdowały się zagrody z osobnikami chorymi, młodymi bądź rannymi. Pracujący tu smokolodzy przekrzykiwali się ponad odgłosami stworzeń, metalicznym zgrzytem ich łusek i rozdzierającym rykiem co bardziej krzykliwych osobników. Dostrzegł ją już z daleka, co było najpewniej zasługą płomiennorudych włosów, odcinających się na tle szaroburych odcieni brytyjskiej jesieni. Nie spodziewał się, że rozpozna ją tak łatwo, a jednak wystarczyła zaledwie chwila i już wiedział, że to na pewno ona, że nie ma tu miejsca na pomyłkę, choć ona nie widziała jeszcze jego. Zajmowała się jakimś młodym okazem, najwyraźniej rannym, a przez to niespokojnym i pobudzonym. Massimo przystanął w pewnej odległości od zagrody, wsunąwszy dłonie do kieszeni płaszcza, a jego wzrok przez chwilę śledził sylwetkę Yaxley uwijającej się przy pracy. W pewnym momencie skaleczyła palec o jedną z ostrych jak brzytwa łusek i zaklęła pod nosem.
─ Tyle lat, a matka dalej nie dała rady wtłuc ci do głowy, że panience nie wypada.
Nie. Nie to wyprowadziło go z równowagi, że miał kogoś poślubić, lecz to kogo.
Nemesis Yaxley
Ministerstwo Magii
Nemesis Yaxley

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Nie Wrz 02, 2018 9:48 am
Jesień w Walii zawsze wzbudzała w niej pewną nostalgię. Podczas gdy reszta Wielkiej Brytanii szarzała po lecie, miasta zamieniały się w ponure blokowiska, a ulice tonęły w deszczu, Gwynedd wyzłacało się, czerwieniło, wyglądało jak kraina z bajki. Korony drzew gęsto porastających strome zbocza Cadair Idris mieniły się jak płynne złoto, a walijskie zielone szybujące po błękitnym niebie prezentowały się jeszcze bardziej majestatycznie. Niestety, nie w tym roku.
W tym roku było wilgotno, buro i nieprzyjemnie. Wilgotne powietrze osiadało na jej włosach i skórze, sprawiało, że ubrania przesiąkały i kleiły się do skóry. Zupełnie jakby Matka Natura próbowała dopasować się do jej nastroju, który był - delikatnie rzecz ujmując - podły.  
Gdy Nemesis wróciła z Norwegii po trzymiesięcznym stażu w tamtejszym rezerwacie norweskich kolczastych, w rodowej posiadłości czekał na nią list opatrzony oficjalną pieczęcią ojca. Żadnej rozmowy, żadnych negocjacji. Sucha, rzeczowa informacja, która sprawiła, że jej świat zadrżał w posadach, a w sercu rozgorzał dawno zakrzepnięty gniew. Nie słuchała wyjaśnień matki, nie nagrodziła uśmiechem brata, który żartami usiłował rozładować napiętą atmosferę. Odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami, deportując się tuż po opuszczeniu terenu rezydencji.  
Jesień w Walii zawsze wzbudzała w niej pewną nostalgię. Podczas gdy reszta Wielkiej Brytanii szarzała po lecie, miasta zamieniały się w ponure blokowiska, a ulice tonęły w deszczu, Gwynedd wyzłacało się, czerwieniło, wyglądało jak kraina z bajki. Jezioro, otoczone pasmem gór, zamieniało się w zaczarowane lustro; odbijające się w tafli drzewa i mgliste sylwetki smoków przelatujących nad krystalicznie czystą wodą hipnotyzowały swoim pięknem. Niestety, nie w tym roku.
W tym roku było wilgotno, buro i nieprzyjemnie, a płomiennowłosa panna Yaxley mieliła w ustach przekleństwa, szybkim krokiem przemierzając teren rezerwatu. W klatkach zgromadzonych w jego wschodniej części znajdowały się osobniki młode, chore lub ranne. Metaliczny szczęk ich łusek, zapach siarki i ryki, raz po raz rozdzierające ciszę, zwykle ją uspokajały - dziś tylko potęgowały gniew.  
I wcale nie chodziło o to, że została zaręczona wbrew własnej woli. Była arystokratką. Pochodziła z rodziny o starożytnych tradycjach, o ustalonej przed wiekami hierarchii wartości. Cieszyła się bogactwem, nazwiskiem, na dźwięk którego ludzie schodzili jej z drogi i szacunkiem, ale żaden przywilej nie przychodził bez adekwatnej do jego wagi ceny. Świadomość, że pewnego dnia zostanie wydana za mąż, wplątana w polityczną i biznesową relację z kimś, kogo nie będzie kochała, towarzyszyła jej od dziecka. Godziła się z tym, jak długo mogła robić co jej się żywnie podobało, jak długo nie była krępowana, odizolowana od tego, co sprawiało jej największą radość. W ramach niepisanej, nigdy niewypowiedzianej umowy, którą zawarła z ojcem, mogła się realizować i rozwijać. Gdy jednak przychodziła potrzeba zjawienia się na salonach, była chlubą i dumą domu, oczkiem w głowie rodziny i obiektem zazdrości innych kobiet. Zamieniała skórzane spodnie na drogie koronki i brylowała na salonach, wizję małżeństwa spychając daleko w kąt. Zamierzała potraktować je jak kolejną transakcję, zadanie do wykonania, przedstawienie do odegrania. Nie wiedziała jednak, że aktor, grający w niej drugą główną rolę, okaże się być nim.
Wiedziała, że kłótnia z ojcem nie miała sensu, była zresztą poniżej jej godności. Nie oznaczało to jednak, że nie miała zamiaru zaprezentować mu swojego niezadowolenia – to właśnie dlatego zaszyła się w rezerwacie. Unikała nieuniknionego mając nadzieję, że wszyscy zostawią ją w spokoju. Niestety, złośliwość losu nie zna żadnych granic.
Smoczątko, które wyciągnęła kilka dni wcześniej z na wpół zawalonej jamy, wydawało z siebie rozpaczliwe dźwięki i uderzało o stalowe pręty klatki wątłym ciałem, próbując się wydostać. Gdy próbowała je pochwycić, osadzić w miejscu, nastroszyło łuski boleśnie kalecząc ją w palec. Zaklęła, ale prawdziwy powód do posyłania świata do diabła dostała dopiero kilka sekund później.  
Znajomy głos przeciął powietrze, wibrował w jej głowie, sprawił, że mięśnie jej karku i ramion napięły się bezwiednie. Wyprostowała się, niedbałym ruchem dłoni odgarniając z twarzy burzę rudych włosów i uniosła głowę, odnajdując zielone ślepia człowieka, z którym, wedle wszystkich znaków na niebie i ziemi, miała spędzić resztę życia. Człowieka, którego w zaistniałych okolicznościach, najchętniej rzuciłaby smokom na pożarcie.
Tyle lat, a matka dalej nie uświadomiła ci, że z tym wąsem wyglądasz jak zboczeniec? ─  odparła spokojnie, wsuwając dłonie do kieszeni skórzanych spodni. Obrzuciła go taksującym spojrzeniem, nieświadomie doceniając szerokie barki i potężną sylwetkę, której musiał nabrać w ciągu ostatnich lat.  
Szukasz guza, Rockers? To nie miejsce dla salonowych gogusiów ─  zadrwiła jeszcze, sięgając po rzucony na klatkę sweter. Wciągnęła go przez głowę, wyswobodziła włosy i potrząsnęła nimi energicznie, nim kilkoma wprawnymi ruchami palców uwięziła je w niedbałym warkoczu. Wiedziała, po co tu przyjechał. Domyślała się. Znała go i wiedziała, że nie lubił komplikacji. Był tu, by ją ostrzec, utemperować, podporządkować swojej woli.
Problem polegał na tym, że nie miała już piętnastu lat i nie była w nim zakochana.


Ostatnio zmieniony przez Nemesis Yaxley dnia Nie Wrz 02, 2018 9:48 pm, w całości zmieniany 1 raz
Massimo Rockers
Ministerstwo Magii
Massimo Rockers

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Nie Wrz 02, 2018 6:19 pm
Jako człowiek, który lubił mieć sytuację w garści i pod ścisłą kontrolą, Massimo nie potrzebował niepotrzebnych komplikacji. Nie potrzebował przeszkód, rzucania kłód pod nogi ani mącenia, a przede wszystkim nie potrzebował skandalu. I na tyle, na ile znał Nemesis, a znał ją swego czasu bardzo dobrze, wiedział, że właśnie tego może i powinien się po niej spodziewać. Szczególnie po wszystkich tych wydarzeniach, które sprawiły, że ich drogi lata temu rozeszły się w przeciwne strony. Kiedy więc tylko otrzymał wiadomość o planach pani matki, wiedział, co musi zrobić, jeszcze zanim podjęte zostaną bardziej stanowcze kroki w celu oficjalnego ogłoszenia ich zaręczyn. I choć był stały w gniewie i urazie, choć dumny i uparty w sposób, który sprawiał, że kiedy raz odciął od siebie kogoś, nie podałby dłoni umierającemu, to specyficzna sytuacja wymusiła na nim rozważenie priorytetów, a kwestie rodowe zawsze były jednym z nich. Nie, nie zapomniał o gniewie, w końcu to gniew napędzał go zwykle do życia, lecz nie zapomniał też o tym, co zrobić należy. Nie potrzebował komplikacji, a zdążył przecież nauczyć się, że nie ma na świecie istoty bardziej mściwej niż wzgardzona kobieta.
Daruj sobie, Yaxley. I hamuj język ─ mruknął, nieszczególnie poruszony złośliwościami kierowanymi w jego stronę. Goguś? Zboczeniec? Stać ją było na znacznie większą kreatywność. Westchnąwszy pod nosem, uniósł lekko brwi. Merlinie, to będzie ciężka i męcząca przeprawa. ─ Powiedziałbym, że gdybym chciał, by ktoś zrzędził mi nad głową, znalazłbym sobie żonę. ─ Uśmiechnął się cynicznie. ─ Jednak w obecnej sytuacji… sama rozumiesz.
A więc wiedziała. Kilka złośliwości to znacznie mniej niż się po niej spodziewał po tylu latach milczenia i hodowania w sercu urazy, a to oznacza, że spodziewała się go. Znała go na tyle, by domyślać się, że prędzej czy później tu przyjdzie. Być może to i lepiej, zdążyła przygotować się do tej rozmowy, a to, przynajmniej w teorii, oznaczało mniej komplikacji. Mniej scen. Jego wzrok spotkał się z jej spojrzeniem, które wciąż pałało gorącą, nieprzemijającą urazą. Wciąż tak samo zaciętym, jak sześć lat temu.
Czego tu szukam? Przyszedłem poszerzyć swoją wiedzę o zwyczajach godowych norweskich kolczastych. Nie zadawaj durnych pytań. ─ Wyjął z kieszeni zmiętą paczkę i wytrząsnął z niej papierosa. Łaskawie zaoferował jednego również jej. Zniecierpliwiony przeciągającymi się przekomarzankami, omiótł spojrzeniem otaczających ich pracowników, zagrody i smoki, które fascynowały go, ale i napawały pewną niechęcią. Jak na nowo zaufać kundlowi, który kiedyś prawie odgryzł ci rękę? Doszedłszy do wniosku, że nie jest to najlepsze miejsce do tego typu dyskusji, Massimo cofnął się o krok i potoczył lekko ręką, wskazując jej drogę w nieco bardziej odosobnione miejsce. ─ Masz chwilę?
Jego ton wskazywał jednak, że tak, ma chwilę i poświęci ją właśnie jemu.


Ostatnio zmieniony przez Massimo Rockers dnia Nie Wrz 02, 2018 11:57 pm, w całości zmieniany 1 raz
Nemesis Yaxley
Ministerstwo Magii
Nemesis Yaxley

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Nie Wrz 02, 2018 9:45 pm
Kontrolowanie sytuacji, naginanie woli innych do swojej własnej; znała go od dziecka, jakże więc mogła nie przewidzieć, że zechce panować również nad nią? Nie była naiwna. Czas potrafił zmienić wiele, ale nawet on nie mógł wpłynąć na naturę człowieka, na subtelne nici splatające się w gobelin reprezentujący jego tożsamość, demony czające się w tyle głowy. Kontrolowanie sytuacji, naginanie woli innych do swojej własnej; Massimo był w tym mistrzem nawet w szczenięcych latach, a pobłażliwość matki i bezwarunkowa miłość żywiona do pierworodnego syna sprawiły, że z kapryśnego podlotka zmienił się w pewnego siebie mężczyznę. Nie była naiwna. Czas potrafił zmienić wiele, ale nawet on nie mógł wyplenić z Rockersa nieprzebłaganej potrzeby trzymania ręki na pulsie, zmuszania ludzi do tego, by tańczyli, jak im zagrał. Kiedyś i ona poddawała się jego urokowi, uśmiechowi skrywającemu cichą groźbę, ostrzeżenie przed konsekwencjami niesubordynacji. Zapominał jednak, w pewności siebie i wspólnie przeżytych latach dopatrując się przewagi, że Nemesis nigdy nie lubiła, gdy mówiono jej co ma robić. Nie lubiła przyjmować rozkazów, nie podporządkowywała się im, o ile nie było jej to na rękę. Nie była również tą samą, piętnastoletnią dziewczyną, której serce złamał sześć lat temu. Karmiła się tamtym bólem i urazą, poczuciem niesprawiedliwości, złością, którą zasiał w jej sercu. A nie było nic bardziej niebezpiecznego i zwodniczego niż wzgardzona kobieta.
Odpowiedziała na jego spojrzenie, unosząc podbródek w górę; pionowa zmarszczka pomiędzy brwiami nadała jej twarzy niezadowolony wyraz, usta wykrzywiły się pogardliwie, dłonie znów znalazły drogę do kieszeni obcisłych spodni.
Gdybym potrzebowała kuli u nogi, znalazłabym sobie męża ─ odparła twardo, a jej ramiona spięły się, gdy wyprostowała sylwetkę ─ Jednak w obecnej sytuacji...  
Jeśli wydawało mu się, że po wydarzeniach, które sprawiły, że ich drogi rozeszły się w dwie różne strony dawno temu, będzie ulegała jego chłopięcemu urokowi i aroganckiej pewności siebie, był w błędzie. Zostawił ją samą sobie, gdy była dziewczynką. Wrócił, gdy zamieniła się w kobietę, która przywykła do stawiania na swoim. A małżeństwo z Rockersem nie było w żadnym wypadku czymś, na co zamierzała się zgodzić bez walki.
Parsknęła krótkim suchym śmiechem, słysząc jego odpowiedź. Spojrzała na smoka, kręcącego się niespokojnie w klatce i uniosła brew, ponownie wracając spojrzeniem do spiętej w wyrazie zniecierpliwienia twarzy swojego rozmówcy.
Zawsze wiedziałam, że jesteś ignorantem. To Walia, nie Norwegia. A to walijski zielony, nie norweski kolczasty. Następnym razem, gdy spróbujesz udzielić błyskotliwej odpowiedzi, Rockers, zajrzyj do książki. Na naukę podobno nigdy nie jest zbyt późno ─ wykrzywiła malinowe wargi w zimnym, nieprzyjemnym uśmiechu i zerwała z drewnianego słupka skórzaną kurtkę, narzucając ją na powyciągany sweter. Gdyby matka zobaczyła, jak jej córka traktuje najlepszy dostępny na rynku kaszmir, prawdopodobnie dostałaby zawału.
Nie mam chwili. Wiem, że to dla ciebie nowość, ale tu się pracuje. Jeśli chcesz psuć mi dalej dzień, będziesz musiał pobrudzić ręce. Mam coś do zrobienia na zachodnim stoku─ odparła, wkładając w ton głosu tyle zniecierpliwienia, ile tylko mogła. Nie czekając na jego odpowiedź, podniosłaa z ziemi pokaźnych rozmiarów torbę i zarzuciwszy ją na ramię, ruszyła w stronę bramy. W jamie, w której znalazła poturbowanego malucha, były jeszcze jaja. Należało je odzyskać, nim nadejdzie noc, a niska temperatura sprawi, że miot nie będzie miał szansy się wykluć. Urażona duma Massimo nie zamierzała jej przed tym powstrzymać.
Massimo Rockers
Ministerstwo Magii
Massimo Rockers

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Pon Wrz 03, 2018 12:48 am
Z każdą minutą miał dla niej coraz mniej cierpliwości, a jej ograniczone rezerwy opróżniały się o kolejną odrobinę za każdym razem, kiedy decydowała się ponownie otworzyć usta. Zapomniał już niemalże, jak drażliwe struny w jego umyśle potrafiła poruszać, kiedy tylko chciała; z jaką łatwością wprowadzała go w rozdrażnienie. Niecierpliwił się tą bezsensowną przepychanką, jej dziecinnym oporem, motywowanym samą tylko chęcią zrobienia mu na złość, zagrania na nosie. Chciała się w to bawić? Chciała targać smoka za ucho? Niech jej będzie. Ona również zapomniała chyba jednak, że nie był już tą samą osobą, co kiedyś. Nie miał siedemnastu lat i nie żywił do niej tej samej bezsensownej słabości, dzięki której niegdyś mogła pozwolić sobie wobec niego na więcej. Te czasy dawno minęły, a ochronna tarcza protekcji, którą ją wówczas otaczał, dłużej nie obowiązywała. Jeśli więc nie będzie skłonna do posłuszeństwa, zmuszony będzie wyegzekwować je sam. Liczył na mniej skomplikowany, łatwiejszy i przyjemniejszy scenariusz, na którym skorzystaliby oboje, jednak istniała szansa, najwyraźniej całkiem znaczna, że panienka Yaxley nie pozostawi mu innego wyboru.
W którym dokładnie momencie powiedziałem, że to norweski kolczasty? Jeśli ja potrzebuję odświeżenia podręczników, to tobie nie zaszkodzi lekcja słuchania ze zrozumieniem. Niestety, niezmiernie żałuję, ale jak już wspomniałem, nie przyszedłem tu dla wykładu ze smokologii zaawansowanej ─ mruknął ironicznie, wiodąc spojrzeniem za jej dłońmi, kiedy sięgała po przewieszoną przez drewniany kołek skórzaną kurtkę.
Wyglądał na spokojnego, wyważonego, chłodnego, momentami wręcz obojętnego, tymczasem jednak gniew delikatnie buzował mu pod skórą. Czuł jego znajome ciepło, czuł jego maleńki zalążek, tak drobny, że go niepodobna dostrzec, lecz tak gorzki, że cały świat można by nim zatruć. I było dobrze, dopóki trzymał go w sobie, dopóki nie dopuszczał do głosu, lecz wystarczył nieraz fałszywy krok, nieopatrzne słowo, by przeobraził się w agresję. Ktokolwiek znał Rockersa bliżej, wiedział, że zaślepiony zimną wściekłością, bywał bezlitosny i okrutny.
Masz. W zasadzie już rozmawiałem z twoim pracodawcą. Nie ma nic przeciwko, byś zrobiła sobie chwilę przerwy. Tylko następnym razem, gdy go spotkasz, pamiętaj, że twoja ciotka jest ciężko chora i właśnie się o tym dowiedziałaś ─ odparł, wlepiając w nią chłodne spojrzenie. Naprawdę sądziła, że nie zadbał, by im nie przeszkadzano? Doskonale wiedział, że może spróbować wykręcić się obowiązkami, więc ściągnął z jej barków tę ciężką powinność, przynajmniej chwilowo, dopóki się nie rozmówią. Nie miał w planach na dziś poskramiania żadnych smoków, może oprócz jednego. Grzebanie w smoczym łajnie również nie sprzyjało specjalnie rzeczowym dyskusjom. To nie tak, że był fircykowatym paniczykiem i bał się pobrudzić sobie ręce pracą, zwyczajnie nie po to tu dziś przyszedł, by przycinać pazury skrzydlatym gadom, bez względu na to, czy były to norweskie kolczaste, czy zielone walijskie. ─ Im dłużej będziesz bawić się ze mną w te przepychanki, tym dłużej to potrwa. O ile nie czerpiesz szalonej przyjemności z mojego towarzystwa, nie widzę powodu, dla którego miałabyś to utrudniać.
Ruszyła w kierunku bramy, niepomna niczego. Zacisnąwszy szczęki, podążył za nią, jak cień, z papierosem wetkniętym między wargi i dłońmi wciśniętymi w kieszenie płaszcza; w jednej z nich asekuracyjnie ściskał różdżkę. Kiedy zabrnęli w bardziej dzikie, nieprzystępne i wyludnione tereny rezerwatu, gdzie pracownicy nie kręcili się tak tłumnie jak w części dostępnej dla gości, chwycił ją pewnie za łokieć i zatrzymał. Spotkał się z jej oburzonym spojrzeniem, jednak nie ustąpił, wręcz przeciwnie, wzmocnił uścisk.
Starczy tego, Yaxley. Nie mam czasu na te głupoty ─ wtrącił, nim zdążyła coś powiedzieć. ─ Od zaręczyn do ślubu minie wiele czasu, więc pozostaje liczyć, że jakiś szczęśliwy wypadek uwolni nas od tej powinności. Na przykład śmierć. ─ Uśmiechnął się cierpko, z nutą złośliwości. ─ Nim to jednak nastanie, ustalmy sobie kilka spraw, które ułatwią nam tę radosną koegzystencję. Pierwsza polega na tym, że nie odwracasz się ode mnie i nie odchodzisz, kiedy do ciebie mówię. Wiem, że to trudne, biorąc pod uwagę twoją gówniarską potrzebę okazania mi swojego niezadowolenia, ale będziesz musiała jakoś oprzeć się pokusie.
Nemesis Yaxley
Ministerstwo Magii
Nemesis Yaxley

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Pon Wrz 03, 2018 8:48 pm
Z każdą minutą miała dla niego coraz mniej cierpliwości, a jej ograniczone rezerwy opróżniały się o kolejną odrobinę za każdym razem, kiedy decydował się ponownie otworzyć usta. Zapomniała już niemalże, jak drażliwe struny w jej sercu potrafił poruszać, kiedy tylko chciał; z jaką łatwością sprawiał, że jej gardło ściskało się boleśnie, a umysł oblekał się ślepą furią. Niecierpliwiła się tą bezsensowną przepychanką, jego despotyzmem, motywowanym samą tylko chęcią zrobienia jej na złość, zagrania na nosie. Chciał się w to bawić? Chciał ciągnąć smoczycę za ucho? Niech mu będzie.
Jako nastolatka była w niego ślepo zapatrzona. Imponował jej swoimi umiejętnościami, pociągał wyspiarskim chłodem i południowym temperamentem, dzielił z nią poglądy i nić porozumienia, która przez lata zmieniła się w mocną, wielokrotnie wypróbowaną przyjaźń. Rozumieli się bez słów, nikt inny nie czuł się przy nim tak swobodnie i beztrosko jak ona. Nie bała się go, nigdy, choć uczniowie na korytarzu rozstępowali się w obawie przed jego gniewem i rosłą sylwetką. Czasy, kiedy mogła schronić się za nim przed całym światem dawno już minęły. Postawiona przed ultimatum, przed koniecznością wyboru, którego nie potrafiła podjąć patrzyła, jak odchodzi zostawiając za sobą okruchy szklanej kuli, w której wnętrzu skrywali się przez tyle lat. Czasy, kiedy mogła schronić się za nim przed całym światem dawno minęły. Czasy, gdy podporządkowywała się jego woli bez zająknięcia również.
─ W takim razie w ogóle nie powinieneś był tu przychodzić. Nie jesteś mile widziany ─ odparła twardo.
Była wściekła, ale dawno już nauczyła się ukrywać swoje prawdziwe uczucia, chować je głęboko pod warstwą chłodu i opanowania. Potrafiła oszukać wszystkich, tylko nie jego. W jego obecności zawsze trudniej było jej się skoncentrować, trzymać gwałtowne dziewczęce serce na wodzy. Często powtarzał, że niepotrzebne emocje, te wszystkie drobne impulsy, które nią targały, są jedynie przeszkodą. I choć nienawidziła, gdy drwił z jej słabości, świetnie wiedziała, że ma rację.
Dopiero gdy napomknął o jej pracodawcy, parsknęła śmiechem i posłała mu spojrzenie zwykle zarezerwowane dla szkolnego idioty.
Czy ty wiesz, do kogo mówisz, Rockers? Zapomniałeś kim jestem? Wszystko, co cię tu otacza, należy do mojej rodziny. Nie potrzebuję pozwolenia, by pracować i nie potrzebuję pozwolenia, by zrobić sobie przerwę. Jestem tu prywatnie. A ty nie masz tu czego szukać ─ rzuciła przez ramię, raźnym krokiem podejmując wędrówkę w głąb lasu.
Podłoże było śliskie i niestabilne; nawet ciężkie wojskowe buty nie zapewniały jej stuprocentowej stabilności i zmuszały do balansowania ciałem na ogromnych głazach, porozrzucanych niczym małe góry pomiędzy drzewami. Zmurszałe gałęzie pokrywające ściółkę pękały z trzaskiem pod jej ciężarem, powietrze pachniało deszczem i mokrą trawą; słyszała jego kroki, stawiane z najwyższą ostrożnością. Nie znał terenu, nic więc dziwnego, że szedł jak cień w jej ślady. Wiedziała, że przeciąga nieuniknione, ale dostanie się do zniszczonego gniazda było dla niej ważniejsze niż jego przerośnięte ego. Teren robił się coraz mniej przystępny, podłoże coraz bardziej strome. Poślizgnęła się niespodziewanie, a on chwycił ją za łokieć, szarpnął, osadził w miejscu. I kiedy miała już wycedzić przez zaciśnięte zęby burkliwe dziękuję, postanowił odezwać się pierwszy. Jego słowa sprawili, że zalała ją kolejna fala złości.
─ Za kogo ty się masz?! ─ syknęła, z siłą, o którą nikt by jej nie podejrzewał, strząsając z siebie jego dłoń ─ Po pierwsze, nie jestem twoją własnością. Nie jestem psem, któremu możesz narzucić posłuszeństwo. Po drugie, nigdy nie powiedziałam, że za ciebie wyjdę, że do zaręczyn w ogóle dojdzie! ─ cofnęła się, patrząc na niego z furią w stalowoszarych oczach. Jej blade policzki poczerwieniały, brwi zmarszczyły się delikatnie, usta zacisnęły w wąską kreskę, a napięte ciało sugerowało, że jeśli zrobi krok w jej stronę, srogo tego pożałuje.
Nie chcę być twoją żoną, mierzi mnie na samą myśl, że miałabym rodzić twoje dzieci. Zrujnuj życie komuś innemu ─ warknęła, a po jej twarzy przemknął nieodgadniony grymas, jakby wypowiadanie tych słów sprawiało jej ból. Były dni, gdy oddałaby za to wszystko, ale naiwne uczucia, którymi kiedyś wzgardził, dawno zniknęły w najgłębszych zakamarkach jej umysłu.
Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, idę dalej. Zabierasz mi tylko cenny czas.
Massimo Rockers
Ministerstwo Magii
Massimo Rockers

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Wto Wrz 04, 2018 8:25 pm
Grunt był śliski i niepewny, nisko nad ziemią unosiła się ciężka, nieprzejrzysta mgła. Od czasu do czasu w oddali można było usłyszeć huk skrzydeł wzbijającego się do lotu smoka bądź smukłą sylwetkę krążącej nad szczytami bestii. Massimo nie odwiedzał rezerwatu od wielu lat i miał do tego zdecydowane powody, niekoniecznie powiązane z osobą panienki Yaxley. Wspomnienia ognia i bólu wciąż były świeże w jego pamięci, pomimo upływu czasu, a pewna niechęć do tych gadów na stałe już wryła się w jego osobę, nawet jeśli gdzieś w głębi potrafił dostrzec cały ich majestat, imponującą wielkość i potęgę, niezwykłe magiczne właściwości ich łusek, pazurów czy krwi. Ba, jego własna różdżka wyposażona została w rdzeń z włókna smoczego serca, a przecież nigdy nie odmówiła mu posłuszeństwa. Dziś jednak zamierzał spędzić tu tak niewiele czasu, jak to możliwe, ograniczając się do szczątkowego kontaktu z tymi stworzeniami.
Skoro tu jestem, najwyraźniej mam tu czego szukać ─ odparł lakonicznie, ucinając dyskusję na temat tego, czy powinien tu dziś być, czy nie.
Wyrwała rękę z jego uścisku, jednak nie czekał długo z odpowiedzią; chwycił ją znów, tym razem mocniej. Była drobniejsza, słabsza, mniejsza, nie miała dość siły, żeby z nim walczyć. Kiedy wybuchnęła, rzucając mu w twarz garść pretensji, popartych szczerym przekonaniem, że może mu odmówić, zaśmiał się tylko krótko, szczerze rozbawiony. Nie spodziewał się po niej takiej naiwności.
Naprawdę myślisz, że masz tu coś do powiedzenia? ─ Słowa zabrzmiały szorstko, sucho, nieprzyjemnie. ─ Naprawdę myślisz, że jestem tu, bo po latach zrozumiałem swój błąd i postanowiłem poprosić cię o rękę? W jakim ty świecie żyjesz, Yaxley? To nie jest twoja decyzja do podjęcia, nie jest też moja. Jak bardzo odrealniona jesteś, że wydaje ci się, że ktoś będzie cię kiedykolwiek pytał w tej kwestii o zdanie? Liczyłaś na miłość jak ze starych baśni? W tym świecie będziesz szczęśliwa, jeśli trafisz na kogoś, kto nie będzie dzień w dzień wtłukiwał w ciebie posłuszeństwa siłą. ─ Zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. ─ Wszystko ma swoją cenę. Ten rezerwat, twój status i szerokie wykształcenie, nawet drogi kaszmirowy sweter, który masz teraz na sobie. Gdyby nie twoje nazwisko, nie miałabyś teraz żadnej z tych rzeczy, ale nikt nigdy nie mówił, że dostajesz to zupełnie za darmo. Więc weź się w garść i przestań biadolić.
Puścił ją, niedelikatnie, gwałtownie, wyraźnie zniesmaczony. Ich światem rządziły określone zasady, można było się z nimi nie zgadzać, można było się z nimi spierać, jednak nie można było przed nimi uciec, myśląc naiwnie, że uniknie się konsekwencji. W tym świecie małżeństwo było polityczną rozgrywką, sposobem na zyskanie większych wpływów, rozszerzenie swojego terytorium, a nie uświęconym związkiem dwojga zakochanych w sobie ludzi. Uczucia być może pomagały, choć w jego oczach tylko bardziej wszystko komplikowały. Znał w historii długą listę przypadków ogłupionych emocjami nieszczęśników, którzy postanowili sprzeciwić się woli swojego rodu w imię, jak im się wydawało, wyższych uczuć. Większość z nich była dziś tylko wspomnieniem, wypalonym z kart drzewa genealogicznego, zapomnianym imieniem, zakałą i hańbą, której nie wolno było dłużej nosić nazwiska z dumą. Massimo nie planował zostać zatarty w pamięci i wykreślony z historii, miał co do siebie znaczne większe ambicje.
Myślisz, że ja ciebie chcę? ─ prychnął, nie przejmując się tym, jak okrutne, bezlitosne słowa to były. Zupełnie jakby znowu mieli po kilkanaście lat i przechodzili na nowo przez tę samą bezsensowną kłótnię. Wyrzucił na ziemię niedopałek papierosa, który zgasł podczas tej drobnej szarpaniny. ─ Możesz oczywiście stawiać bezmyślny opór, ale chyba nie muszę wyjaśniać, jaki wpływ będzie to prawdopodobnie miało na twoją przyszłość. Nawet jeśli rodzina się ciebie nie wyrzeknie, dostaniesz przyklejoną łatkę kapryśnej i niesfornej, a twój ojciec miano człowieka niesłownego. Nikt nie chce robić interesów z takimi ludźmi. ─ W jego oczach błysnęła chłodna złośliwość. Wiedziała, że mówił prawdę. ─ Przykro mi, że ktoś pozwolił ci uwierzyć w bajki o prawdziwej miłości, która przezwycięża wszystko, ale nie jest to też moim problemem. Prawda jest taka, że będziesz moją żoną i radzę ci się z tym pogodzić, zanim przyniesiesz wstyd sobie, mnie lub swojemu nazwisku.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Wto Gru 11, 2018 3:32 pm
Zakończenie sesji z powodu zbyt długiego zwlekania z postami.
[z/t x2]
Sponsored content

Rezerwat smoków w Gwynedd Empty Re: Rezerwat smoków w Gwynedd

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach