Go down
Shane Collins
Martwy †
Shane Collins

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Pon Paź 13, 2014 6:05 pm
Smakowała smutkiem, ekscytacją i pożądaniem. To była pierwsza myśl jaka do niego dotarła, gdy oszołomiony mózg postanowił na powrót przetwarzać informacje. Nim się spostrzegł odpowiadała na jego pocałunki, równie zapalczywie, o ile nie bardziej. Objęła jego kark smukłymi dłońmi, wczepiając ich palce w jego za długie włosy. Przyjemny dreszcz przebiegał jego ciało raz po raz, czuł jej bliskość i bijące ciepło. To niepowtarzalne uczucie, było pierwszym tak podobnym do bliskości a nie pożądania, jakie poczuł w życiu. Spływało z niego falami, wraz z narastającą euforią w płucach. Chciał się śmiać, chciał patrzeć w błękit jej oczu, chciał ją wziąć w posiadanie, jak nikogo przedtem. Zapach piżma ulatniał się, rozpuszczał w pulsującym aromacie bzu i jego własnego.
To prawda, każdy ma jakiś specyficzny zapach, ten jeden, sygnowany imieniem, nie do powielenia. Oczywiście, możemy podjąć się uproszczeń i całą gamę aromatów spłaszczyć do tego jednego, ogólnego zapachu. Wtedy otrzymamy jedynie posmak, pierwotnego odczucia, jakie towarzyszy nowo poznanej osobie - ona pachnie jak guma balonowa, a on pachnie jak czekolada. Ale czy oba, to nie wypadkowa wielu składników, mozolnie dobieranych, kształtowanych w procesie żmudnego tworzenia? Po wielu próbach i błędach, otrzymujemy coś, co i tak ludzie skojarzą tylko symbolicznie. Tak April Ryan pachniała bzem, wolnością, odpoczynkiem i beztroską. Tak Shane Collins pachniał cytrusami, lasem, strachem i śmiercią. Jedyną bazową jaką mieli wspólną to ciężki, piżmowy posmak na końcu języka.
Jego zęby przygryzły jej dolną wargę, gdy dosiadła go okrakiem. To mogło zmierzać tylko w jednym, wiadomym kierunku. Mogli pieprzyć się bez opamiętania na stole w pustej sali, bezpieczni od wścibskich spojrzeń. Mogli też się kochać, czule i delikatnie. Na stole w pustej sali. Romantycznie, nie powiem.
Zanurzył dłoń w jej czarnych włosach, wolną dłonią gładząc jej plecy. Pociągnął je u nasady, odchylając jej głowę do tyłu, pozwalając by jego usta całowały zagłębienie jej szyi. Język sunął po obojczykach, które zasypywane były pocałunkami. Nosem trącał jej ramię, czując tylko bliskość.
Pożądanie.
I bzy.
Jego oczy, to w nich kryła się zawsze przepowiednia wybuchu. To one mówiły postronnym obserwatorom, czy należy się schować, czy może jednak jest czas na rozmowę. Teraz jadowitą żółć zastąpiło ciekłe złoto, płynne i wibrujące w rytm ich bioder.
Bezpiecznik spłonął.
Jednak to był tym razem, niewypał.
April Ryan
Oczekujący
April Ryan

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Pon Paź 13, 2014 7:05 pm
Ona natomiast nie potrafiła w tej chwili myśleć - jej prawdziwe motywacje stały się jedną, wielką pustką, wyparowały, czyniąc ją kompletnie obcą sobie samej. Jak inaczej bowiem można było wytłumaczyć jej zachowanie? Kiedy ostatnio postąpiła w podobny sposób? Kiedy dała się ponieść emocjom ot tak, po prostu, nie zważając na wszelkie konsekwencje..?
Ah, no tak, przy próbie samobójczej.
Niesamowite porównanie, naprawdę. Najlepsze, jakie mogłoby się znaleźć w tej chwili.
Zdawała się być zwyczajnie złaknioną cielesności, ujawniła czyste pragnienie czyjejś bliskości - kiedy delikatnie przesuwała swymi chłodnymi dłońmi po jego skórze, zdawała się wyłapywać niemal każdy milimetr jego ciepła, zupełnie tak, jakby mogła je w ten sposób zatrzymać dla siebie na następne wieki. Nie chciała, aby ją opuścił, nie chciała, by nagle zniknął i odszedł, żeby następnie mijali się bez słowa na szkolnych korytarzach. Nie chciała, aby od niej uciekł i zaczął jej unikać; a już nade wszystko nie chciała, aby stał się dla niej taki, jak ci wszyscy inni. Jak ta masa, której tak bardzo nienawidziła, którą tak bardzo gardziła.
Nie rozumiała swoich pragnień. Nie wiedziała, dlaczego nagle tak bardzo zaczęło jej na nim zależeć, nie miała pojęcia, co skłoniło ją do tak drastycznej zmiany podejścia. Zawsze przecież unikała wszystkich jak ognia, nie chcąc babrać się w coś, co nazywało się - podobno - ludzkimi więziami. To tylko raniło, zadawało ból, pozbawiało wszelkiej nadziei...
Zauważyła, że jego oczy jakby zmieniły swą barwę, zalśniły czymś, co do tej pory skrzętnie w sobie skrywał. Nie umknął jej ten fakt - nie jej, drogi Collinsie, nie jej. Przed nią nie ukryjesz już nic.
Posłusznie odchyliła głowę, przymykając oczy, kiedy zaczął błądzić językiem po jej wystających obojczykach; spomiędzy jej warg wydobyło się ciche westchnienie, oznaka swego rodzaju uległości, okaz oddania. Tak Shane, widzisz, jestem tutaj, jestem Twoja, bądź mój, proszę.
Potrzebuję Cię.
Napierała na niego swym drobnym ciałem, jedną dłonią błądząc po jego karku i zaczynając powoli zniżać ją nieco w dół. Jej druga dłoń natomiast nakierowała się w stronę jego nóg, lekko masując jego wewnętrzną stronę uda. Igrała z jego emocjami, igrała z nim samym - masaż zręcznie omijał jego pewną część ciała, tworząc powolne, owalne ruchy. Bawiła się, bawiła się ot tak, po prostu, nagle lekko odsuwając od niego swą twarz i, posyłając mu zadziorny, lekki uśmieszek, przygryzła na moment swą dolną wargę.
Jej dłonie powędrowały do górnej części jej białej koszuli, odpinając pierwszy, czarny guzik, oznakę zachęty. Zaraz przysunęła się do niego jednak ponownie, dopuszczając się kradzieży kolejnych kilku pocałunków.
Shane Collins
Martwy †
Shane Collins

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Wto Paź 14, 2014 7:19 pm
Ciepło narastało w jego trzewiach, paliło swoim ogniem, gdy kolejne pocałunki lądowały na jej ustach. Była posłuszna, uległa, choć zadziorna. Podobała mu się ta gra. Zabawa jakich mało, gdy jedyne co się widzi to ciemnośc w tunelu. Pustka w jego umyśle, nie wynikala z wrodzonego defektu, pojawiła się, gdy tylko ich języki odnalazły wspólne porozumienie. Emocje dryfowały pod jego czaszką, zapętlając to czego nie odkrył, pozwalając mu poznawać to na każdej płaszczyźnie. Bliskość. Ciepło. Pożądanie. Akceptacja. Potrzeba akceptowania. Wszystkie te środki relacji międzyludzkich, na które nigdy nie miał czasu, ochoty lub cierpliwości. Każda, najdrobniejsza zmiana w ułożeniu jej dłoni oblewała go dreszczem, który topił go od stóp do głów. Czuł się euforycznie, jak po pierwszym meczu Quiddtcha, jak po pierwszym zaklęciu, po pierwszym uroku, po pierwszym trupie. To co było zakazane, to czego nikt inny przed nim nie próbował, to właśnie napędzało go euforią. Oczywiście, wielu innych przed nim osiągało to czego on nigdy nie miał. Ale on miał wrażenie, że to właśnie Shane Collins, ten wielki, zły wilk, bierze w posiadanie rzeczy na które nikt się nie zdobywał. Na jakiejś płaszczyźnie zapewne miał rację. Czuł jej dłoń na swoim udzie, drobną, natarczywą. Zdradzała więcej niż sama dziewczyna chciała zdradzić. A może własnie na tym polegała gra, którą podejmował? Ale czy na pewno miało to cokolwiek wspólnego z grą? Czy seks, miłość, uczucie, może mieć cokolwiek z tym wspólnego? Czy przypadkiem jego nabrane zwyczaje, podejrzliwość która zawsze narastała w nim gdy w grę wchodziła sfera metafizyczna, nie zmuszała go do podejmowania rękawicy? Może to tylko złudzenie, żadna gra, realne odczuwanie przerażało go w życiu najbardziej.
Rozpiął kolejny guzik jej bluzki, pozwalając, by zsunęła się z jej mlecznobiałych ramion. Wodził palcami po jej delikatnej skórze, badając, zwiedzając, zapamiętując milimetr po milimetrze wszystkie załamania i kształty jej ciała. Nie chciał przegapić niepowtarzalnej okazji, bo pierwszy raz zawsze jest niepowtarzalny. Pierwsza jazda na rowerze, miotle, pierwsza różdżka. Zawsze z pierwszym razem wiążą się najsilniejsze emocje, które później płowieją, gasną jak gwiazdy, przyćmiewane przez te większe i silniejsze. Gdy patrzysz na supernowe na niebie, reszta mniejszych ciał niebieskich przestaje być widoczna. A on naprawdę nie chciał by cokolwiek przesłoniło mu wspomnienie jej skóry.
Ostatni guzik puścił materiał jej bluzki, pozwalając by zsunął się z jej pleców i opadł miękko na podłogę. Papieros dogasł, żar tlił się jedynie spokojnym wspomnieniem chwil gdy nie byli przy sobie. Gdy ich umysły nie otwierały się na siebie nawzajem. Jego dłonie błądziły po linii jej żeber, muskając skórę jedynie przelotnie, prawie eterycznie, pozostawiając po sobie mglisty odcisk ciepła. Jedna z nich spoczęła na jej plecach, druga zaś na guziku jej spodni. Jak w naturalnej harmonii, idealnym zgraniu, sprawne palce odpięły haczyki jej stanika i guzik jej jeansów. Wpatrywał się w jej oczy, przerywając naglącego, żarliwe pocałunki. Spojrzenie jego tęczówek stopniało, było tylko niejasnym zapiskiem śmiertelnej żółci i niewyzwolonej agresji.
April Ryan
Oczekujący
April Ryan

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Wto Paź 14, 2014 8:21 pm
Nawet nie wiedziała kiedy biały materiał zsunął się z jej ramion, ukazując światu jej drobne, nagie ciało. Patrzyła bowiem na niego, na jego oczy i wyraz jego twarzy - a ten wciąż wydawał jej się pozostawać nieuchwytny i odległy, zakryty przed jej spojrzeniem, zagadkowy. Nie mogła go do końca rozgryźć, nie była z resztą nawet w stanie - jego delikatne ruchy pieściły jej skórę, nie pozwalając jej się skupić i sensownie pozbierać myśli; skórę, która nad wyraz odznaczała się na tle ciemności panującej w tym opuszczonym pomieszczeniu. Ryan była kontrastem, kontrastem utworzonym pomiędzy nią samą, a mroczną sylwetką Ślizgona - i mimo, że na co dzień stanowili dwa różne, oddzielne byty, aktualnie wraz ze sobą tworzyli jedną, zgraną całość.
Nigdy wcześniej nie posunęła się do aż tak dużego zbliżenia z kimkolwiek, nigdy wcześniej nie postępowała równie nierozsądnie, co teraz - a jednak ten Collins, ten konkretny osobnik z domu Węża, ten, którego praktycznie w ogóle nie znała, który wciąż krył przed nią swe prawdziwe oblicze stał się tym, któremu mimowolnie zaufała. Swoisty czarodziej, osoba, zdaje się - dotychczas skuta lodem i wywołująca ten lód też u innych - roztopiła ją samą. Czy to nie dziwne..?
Pod wpływem jego dotyku delikatnie przechyliła głowę i rozwarła swe jasne wargi, zaciskając palce na guziku jego spodni, który zaraz potem niemal natychmiast został odpięty. Wsunęła dłonie pod jego bluzkę, całą ich powierzchnią gładząc boki jego torsu, zaraz jednak pozbawiła go ubrania, sprawiając, że jej oczom ukazała się jego wspaniała, wyrzeźbiona sylwetka. Pochłonęła go wzrokiem, posyłając mu lekki, ledwo dostrzegalny uśmiech, po czym nachyliła się nad jego uchem, delikatnie łaskocząc jego szyję swymi roztarganymi włosami.
- Jak... się czujesz..? - wyszeptała cicho, przygryzając płatek jego ucha. Chciała, aby powiedział jej wszystko, chciała ponownie usłyszeć jego głos, chciała ponownie poczuć dreszcze pod wpływem dźwięku, jaki wydobywał się spomiędzy jego chłodnych warg, których smak wciąż na sobie odczuwała. Resztka jej realnej świadomości nie pozwoliła jej zastygnąć całkowicie - nadal odczuwała na sobie drażniące bodźce rzeczywistości.
Nagle jednak ześlizgnęła się z niego niespodziewanie, uciekła mu, postanawiając uwolnić go ze swych sideł. Odsunęła się nieco, kładąc się na chłodnym stole, podnosząc się lekko tylko za pomocą łokci i spojrzała na jego sylwetkę. Co zrobisz teraz, Shane? Czy rzeczywiście pójdziesz za mną wszędzie..?
Patrzyła na niego lekko mrużąc wzrok, spoglądając na jego reakcję. Oczekiwała w ciszy, z lekkim uśmiechem - przeczesała jedną dłonią swe włosy, nadając im jeszcze bardziej nieokreślony kształt.
Shane Collins
Martwy †
Shane Collins

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Wto Paź 14, 2014 8:53 pm
Czy mógł wymarzyć sobie bardziej dogodne miejsce i czas spotkania z śliczną Gryfonką? Jednego mógł byc pewny - potrzebowała go w tej chwili w równym stopniu, co on potrzebował jej. Czuł na sobie jej spojrzenie, świdrujące gdzieś niedostrzeżenie, próbujące rozgryźć jego mozolnie budowaną latami maskę. Chciała ją zerwać, a gdyby nie dała rady, to chociaż spojrzeć gdzieś pod szparą, jakie jest jego prawdziwe oblicze. Jak naprawdę wygląda Wąż ze Slytherinu. Sam nie byłby w stanie odpowiedzieć jasno na to pytanie. Po tak długim czasie, nie wielu rzeczy można być pewnym. Śmierć z pewnością jest jedną z nich. Smutek, rozpacz, to kolejne. To właśnie wtedy ludzie pokazują kim naprawdę są.
Został rozebrany. To w zasadzie śmieszne uczucie, czyjeś dłonie wodzące po Twoim ciele, zsuwające z Ciebie ubranie. Oczywiście, że mógłbyś to zrobić sam, ale po co? W tym chyba tkwiła najlepsza część zabawy. Rosnące pożądanie, które paliło Twoje lędźwie, pomruk rozkoszy, czający się gdzieś w gardle. Na tym opierało się piękno seksu. W grze wstępnej, która podsycała ogień. Delikatnych szturchnięciach, doprowadzających na skraj szaleństwa.
Jak się czujesz? Najpierw musiałby chyba sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Jak się czujesz Shane? Ja? Jak milion baksów, dzięki że pytasz.
- Lepiej niż dwadzieścia minut temu.
Uśmiechnął się, obnażając kły. Obserwował jak zsuwa się z jego kolan, pozostawiając go tak nagiego jak i ubranego. Guzik jego spodni, drugi z rzędu, trzasnął cicho, gdy materiał jeansów puścił. Był napalony. I to jak.
Leżała przed nim na stole. Podniósł się powoli z krzesła, nie spuszczając z niej bacznego spojrzenia. Nie chciał stracić ani sekundy z całego pokazu, który rozgrywał się na ich oczach, przez nich samych. To był moment w którym powinien był wyjść. Nawet nie podnosić koszulki i kurtki z podłogi. Tak byłoby bezpieczniej dla niej. Gdyby w tej chwili nie zrobił kolejnego kroku w jej kierunku i po prostu pozwolił jej żyć dalej jej życiem. Powinien był to zrobić, jeżeli chcial żeby była szczęśliwa. I pewnie by to zrobił, gdyby przestał na chwilę myśleć penisem, a zaczął głową. Pamiętaj na przyszłość Shane. Myśl głową, nie główką.
Objął ją w pasie, zsuwając z jej bioder jeansy. Nie pokwapił się nawet by zrobić to do końca, ich ciasny krój zatrzymał się w połowie jej ud. Nie marnował czasu, jego dłoń sunęła już pod materiał jej majtek, zwinne palce mijały jej podbrzusze. Jeżeli był dobry moment by wyjść z tej sali i nie pakować ją w nic* czego by później żałowała, to minął. Bezpowrotnie, wraz z palcami mijającymi jej mokre uda.

Spoiler:
April Ryan
Oczekujący
April Ryan

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Wto Paź 14, 2014 9:28 pm
Oh Shane, ależ ona nie chciała, abyś ją tu zostawiał... nie teraz, nie w takim momencie... to byłaby chyba najgorsza rzecz, jaką mógłbyś aktualnie zrobić. Spójrz tylko - poświęcała się, lądując na tym zimnym, niewygodnym blacie, leżała na nim, będąc w zupełności gotowa na to, by Cię przyjąć, a Ty zastanawiasz się nad tym, aby sobie po prostu stąd wyjść? O nie, mój drogi, tak nie będzie...
Jej pierś unosiła się raz za razem pod wpływem nieco uspokajającego się oddechu - teraz bowiem, kiedy z niego zeszła, przez chwilę nie odczuwała jego dotyku i bliskości, a więc zyskała na moment swoją jedną, jakże krótką chwilę na odetchnięcie od nadmiaru pożerających ją emocji. On jednak nie pozwolił nabrać jej wytchnienia - niemal natychmiast zbliżył się do niej, będąc prawie nagi - swoją drogą, miała przez moment naprawdę ciekawy widok na całość jego wspaniałej sylwetki - i pozbył się jej spodni, a przynajmniej w połowie. Zdawał się nie dbać o to, w sumie podobnie, jak i ona - co to za różnica, są czy nie są, to przecież nieistotne, ważne, że...
- Ohm...
Ciche mruknięcie wydobyło się z jej warg, kiedy jego dłoń wślizgnęła się w to miejsce, które już od dłuższej chwili pozostawało niezwykle pobudzone. Odchyliła głowę, przymykając oczy; jej oddech stał się nieco bardziej nierówny, łapała go szybko, zupełnie tak, jakby bała się, że lada moment nadejdzie chwila, kiedy jej go zupełnie zabranie.
Szczerze... poniekąd miała nadzieję, że tak się stanie.
Jej ciało znieruchomiało i zastygło - w końcu otrzymała zapowiedź tego, co miało się zdarzyć lada moment, w końcu odczuła coś, co wprawiło ją w stan niezwykłego pobudzenia. Nagle jednak wyciągnęła w kierunku chłopaka swą dłoń i, złapawszy za jego rękę, pociągnęła go do siebie mocno (skąd ona miała teraz taką siłę? Wprost zadziwiające) tak, aby na nią upadł. Zaraz dodatkowo wspomogła się swymi nogami i pozbawiła go spodni, sprawiając, że stali się sobie teraz zupełnie równi - oboje byli jedynie w bieliźnie, zdani na łaskę siebie samych. I co teraz, drogi Shane..?
Mając go tuż nad sobą, posłała mu pełen satysfakcji, zadziorny uśmieszek, po czym, przygryzając lekko dolną wargę, zaczęła powoli zsuwać swą dłoń ku jego dolnej części ciała. Cały czas jednak uważnie patrzyła w jego oczy, nie chcąc pozwolić na pominięcie jakiegokolwiek przełamania Ślizgona. Musiał kiedyś ukazać swą prawdziwą twarz. Kiedyś musiało to nastąpić... i miała tą cholerną nadzieję, że to właśnie ona będzie tego świadkiem.
Jej dłoń nagle znalazła się pod jego majtkami, delikatnie sunąc po jego skórze. Zręcznie omijała jedną z wyraźnie napiętych części jego ciała, zaledwie muskając ją od czasu do czasu swymi palcami, ot, niby przypadkiem... skupiła się na masażu podobnym do tego, który wcześniej odbyła na samych udach chłopaka - z tym, że teraz między jej dłonią, a jego skórą nie znalazł się już żaden materiał. Nic ich już nie dzieliło, nic nie uniemożliwiało dotarcie do ich najgłębszych sekretów. Chciała zobaczyć jego emocje, chciała usłyszeć jego cichy jęk, chciała poczuć na sobie jego przyspieszony oddech - i wraz ze wzmożeniem tych chęci, jej ruchy stawały się coraz to szybsze. W końcu dotknęła jego męskości, muskając ją swą dłonią i posyłając mu pełen satysfakcji uśmiech.

Spoiler:
Shane Collins
Martwy †
Shane Collins

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Czw Paź 16, 2014 8:52 pm
Uśmiechnął się do siebie, widząc jak odchyla głowę do tyłu, skupiona tylko na swojej własnej przyjemności. Jej przyjemność sprawiała jemu przyjemność, a chyba to było najważniejsze prawda? Robić sobie nawzajem dobrze. Nie ważne w jaki sposób, byleby osiągnąć satysfakcje. Byleby nie myśleć, byle zapomnieć, byle oderwać się od swojego codziennego życia i spróbować czegoś nieco innego. Czegoś choć trochę odmiennego od szarówki za oknem. Seks był wspaniałym lekarstwem na depresje.
Bardziej poczuł, niż usłyszał jej mruczenie. Jej ciało wiło się pod jego dotykiem, smagane kolejnymi uderzeniami żaru. Ona to jednak przerwała. Nie chciała grać w grę w którą każda rozsądna kobieta chce się pobawić. Nie chciała budować dłużej napięcia, które przytłaczało, rozrywało na drobne strzępy świadomość, pozostawiając z niej tylko resztki samokontroli i przyzwoitości. Chociaż o to też nie mógł się założyć.
Rozbierała go zachłannie, kiedy on składał kolejne żarliwe pocałunki na jej ciele. Na obojczykach rysujących się pod jej skórą. Na piersiach drżących w rytm łapczywych oddechów. Pociągnęła go na siebie, oboje prawie nadzy tak dosłownie jak i w przenośni. Mieli lada moment odkryć ostatnie karty, króle, asy, które mogły zmienić ich wzajemne postrzeganie. Ale czy na pewno powinien na to pozwolić? Czy powinien zagrać kartami którą wyciągnął z rękawa? Odsłonić wszystkie swoje długo skrywane uczucia, lęki i wspomnienia, przed osobą, którą zna tak słabo i dobrze jednocześnie? Mogłaby zrobić z nim wszystko, a on musiałby się temu podporządkować. W końcu się pieprzyli, miała prawo przynajmniej do tego. Jego spojrzenie skrzyżowało się z jej. Oczy gada błagały, by tego nie robili. Nie chciał narażać się na niepotrzebny ból, nawet jeżeli kosztem miałby być seks jego życia. Czuł wewnętrzny przymus by jednak podciągnąć spodnie i wyjść z sali w której mogło stać się tak wiele dobrego i złego. A może po prostu poćwiartować ją tuż po? Rozerwać ścięgna, oddzielić mięśnie od kości, zerwać te alabastrową skórę i zrobić z niej nowy płaszcz. To chyba dobry finał. Idealne podsumowanie tak krótkiej, acz burzliwej znajomości.
Coś w jego spojrzeniu się zmieniło, płynne złoto zastygło, a jego temperatura spadała na łeb na szyje. Moja mała, słodka April. Tak niewiele jeszcze wiesz o bohaterze tej historii. To, że kogoś poznasz z jednej strony, nie oznacza od razu, że druga jest taka sama. A to może Cię sporo kosztować.
April Ryan
Oczekujący
April Ryan

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Nie Paź 19, 2014 8:06 pm
Ten zabójczy koncert trwał. Trwał niezmiennie od dobrych kilku chwil, chwil, które już dawno przestały być określane rzeczywistą miarą czasu. Cały czas łapczywie chwytali je w swe dłonie, nie chcąc podzielić się nimi ze światem - zdawało się, że to przeznaczenie ich tu zesłało. To los sprawił, że znaleźli się obok siebie, w tej niezwykłej chwili wygłaszając światu coś, co nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego. Był pianistą - muzykiem o długich, smukłych palcach, którymi wygrywał na jej drżącej, rozgrzanej skórze niczym na klawiszach fortepianu. Za każdym razem kiedy opuszki jego palców muskały jej ciało, lekko drżała, przypominając ów potężny instrument, który po raz pierwszy znalazł się w prawdziwym użyciu. Znalazła się pod jego całkowitym władaniem, chcąc ofiarować mu od siebie to, co najcenniejsze - i do tej pory zdawał się czerpać z tego jak najwięcej, ale... no właśnie.
Do czasu.
Ostudzenie emocji, nagła cisza, zmiana w jego zachowaniu, to, że zamarł, a jego oddech oblewający jej skórę stał się nieco bardziej równomierny, spowodował, że otworzyła oczy i przyjrzała mu się uważnie. Zauważyła coś niepewnego w jego oczach, coś nad wyraz niepokojącego dla przeciętnego obserwatora - nie był już taki sam, jak poprzednio. Nie przejawiał w swym spojrzeniu dobra i gorącego uczucia, wręcz przeciwnie - zaczął bić od niego niewyobrażalny chłód, chłód, który kojarzyć mógł się z pewnym rodzajem drwiny, satysfakcji. Dałaś mu się wykorzystać, pozwoliłaś mu odsłonić swe sekrety, mimo, że z początku kompletnie się tego nie spodziewałaś... miałaś okazję to przerwać, lecz nie, Ty pewnie brnęłaś w to dalej. Czułaś potrzebę otwarcia się, pozostawienia za sobą tego, co było dla Ciebie najgorsze, do czego już dawno powinnaś przykleić etykietę przeszłości. On... on miał stać się Twoim wybawicielem, Twoim punktem wyjścia, Twoim kluczem... a tymczasem...
Co?
No właśnie, tymczasem co..?
Kim jednakże byś była, młoda Gryfonko, jeśli nie upartą sobą, osobą, która igrała z życiem, ba, igrała nawet ze Śmiercią? No, kim byś była, gdybyś nie odważyła się odsłonić w nim tego, co było najlepsze, czyli innym słowem - tego, co do tej pory krył przed całym światem?
Patrzył tak na nią z góry, oblewając ją tym niewyjaśnionym, chłodnym wzrokiem, a ona leżała, po prostu leżała, odwzajemniając te uporczywe spojrzenie zupełnie tak, jakby w ogóle jej nie dotykało. Nieważne, jak było naprawdę.
Wyciągnęła kierunku jego twarzy swe dłonie - ot tak, po prostu, zupełnie tak, jakby wcześniej nic nie zaszło - i delikatnie musnęła nimi jego policzki, przesuwając po nich swymi kciukami. Nadal utrzymywała z nim kontakt wzrokowy, nie chcąc stracić z pola widzenia jakiejkolwiek zmiany, która mogłaby w nim zajść.
Była spokojna, nad wyraz spokojna.
Widzisz, Shane, ona po prostu się Ciebie nie bała.
Shane Collins
Martwy †
Shane Collins

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Pon Paź 20, 2014 9:01 pm
https://i.imgur.com/Bxl3t1B.jpg

(...) jest jedna osoba mniej na tym świecie pełnym zła i niegodziwości. Z pewnością wiele by się nie pomylił.
Na jego ustach pojawił się zalążek uśmiechu, który jak rak pochałaniał kolejne porcje jego twarzy. Rozrastał się jak obca tkanka, obnażając jego perłowo białe zęby, ukazując skrywane dotychczas pod wargami, dziąsła.
Tylu rzeczy jeszcze nie wiesz, sprytna Gryfonko, a jednak już szufladkujesz. Nie groźny? Nie boisz się?
On nie sprawi, że zaczniesz. Ale z pewnością sprawi, że nigdy już nie przestaniesz.
April Ryan
Oczekujący
April Ryan

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Wto Paź 21, 2014 8:16 pm
Poczułaś jej smród.
Przecież odór zgnilizny był zbyt charakterystyczny, aby móc go nie poznać.
Stała nad Tobą, tuż obok, z boku. Uśmiechała się kpiąco. Uśmiechała się w identyczny sposób, w jaki poprzednio uczyniłaś to Ty sama, drwiąc z niej, będąc tak bardzo pewna sytuacji, którą, jak też Ci się zdawało, kurczowo trzymałaś w swych dłoniach. Od początku wiedziała, że miała rację, ciążąc na Tobie, chcąc w ten sposób wzbudzić w Tobie jakiekolwiek poczucie winy. Miałaś być odpowiedzialna, wiesz? Miałaś zagrać ważną rolę, owszem, ale... do czasu. A Twój czas minął już dawno. Praktycznie rzecz biorąc, od momentu kiedy zjawiłaś się tu parę chwil temu.
Wiesz, każdy w swoim życiu miał odegrać jakąś rolę. To był sens naszego stworzenia, sens dalece poszukiwanego jestestwa, w którym uczestniczyliśmy jako zwarta masa. I może nawet chciałaś dobrze, może przez pewien czas sądziłaś, że coś Ci się powiedzie, może nawet wydawało Ci się, że jesteś indywiduum... nie, moja droga.
Ty nigdy nim nie byłaś.
I nie próbuj jej teraz wmawiać, że nie miała racji.
Czemu gatunek ludzki był aż tak naiwny? Czemu praktycznie zawsze wydawało mu się, że dzięki swym dążeniom może do czegoś dojść i coś osiągnąć? No, powiedzcie mi teraz, głupcy - jaką wartość ma dla Was Wasze nędzne, puste życie, kiedy czujecie na sobie oddech Śmierci? Jaką rolę dla Was odgrywa, kiedy spostrzegacie się, że tak naprawdę wszystkie te lata, te miesiące i godziny spędzone na praktykowaniu wszystkiego, co było zwyczajnie niepotrzebne, było tylko i wyłącznie - co najwyżej - machnięciem motylich skrzydeł? Kim byliście wobec wieczności, wobec wszechświata, wobec całej tej potęgi, którą - jak Wam się wydawało - udało się Wam okiełznać..? No, kim? Ja Wam powiem.
Niczym.
Ile czasu potrzebowałaś, by to zrozumieć? Ile lat musiałaś spędzić na poszukiwaniu prawdy, żeby dojrzeć do tego, co zrozumiałaś teraz w zaledwie parę chwil? No, ile?
Odpowiedź kryła się w jego oczach. W jego pustych, mrocznych oczach, które pochłaniały jej spokój, chcąc zamienić go na całkowicie odmienną formę. Chciał, byś się bała. Chciał, byś była nikim. Chciał, byś dowiedziała się, jaką wartość naprawdę w sobie nosisz.
Dłoń ześlizgnęła się z jego policzka, oparła się o jego nagi tors i odepchnęła go od siebie. Czarnowłosa wstała, narzucając na siebie samą resztki ubrań i spojrzała na chłopaka wzrokiem, który nie wyrażał zupełnie nic.
Był pusty, równie pusty, jak i cała ta sytuacja, jak i całe te spotkanie, jak i cały sens ich życia.
Śmierć, do tej pory stojąca z boku, odsunęła się delikatnie, ustępując dziewczynie miejsce i zezwalając jej na opuszczenie pomieszczenia.

[z/t]

Spoiler:
Shane Collins
Martwy †
Shane Collins

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Wto Paź 21, 2014 8:42 pm
A jednak to nie strach ją przepędził, to było coś innego. Coś o wiele bardziej upragnionego, coś za czym goniła tak długo, choć zawsze była o krok. To Kostucha sama w sobie, czerń i nieskończoność, obleczona w podarte szaty. Choć goniła jej kosę tak długo, tak spragniona podkładała własną głowę pod jej ostrze, teraz naszły ją wątpliwości. Teraz stwierdziła, ze to jednak nie to. Czy jeżeli jest się nic nie wartym motylem, czy jeżeli cały swój żywot skróci się do tego jednego machnięcia, to nie warto umrzeć? Odejść cicho i spokojnie w półmroku pustej sali, zaraz po upragnionym spełnieniu? Widzisz moja sprytna Gryfonko, chaos jest nieprzewidywalny. Najdrobniejszy ruch metaforycznych skrzydeł, Twoje metaforycznego motyla, może spowodować mniej metaforyczną burzę piaskową kilka krain i dolin dalej. Chaos jest nieprzewidywalny, a ludzie to tylko nic nie znaczące z pozoru cząsteczki materii, wirujące po własnych nikłych orbitach w określonym czasie. Jednak, kiedy jedna cząsteczka zderzy się z inną, postępująca reakcja łańcuchowa może zmienić całą trajektorie wszystkich cząsteczek. Może nie w tej chwili. Może jeszcze nie dziś. Ale kto wie czy za kilka dni, miesięcy, lat, Twoja śmierć nie byłaby podwaliną dla kasacji ruchu magicznych morderców. W końcu Collins, mógłby być jednym z nich. Czy Twoja śmierć, nie przyczyniłaby się do jego późniejszego złapania, stracenia, zakończenia cierpień całej społeczności magicznej?
Życie jednego, jest nieistotne tylko z niewielkiej perspektywy.
Pozwolił Ci na to. Pozwolił się odepchnąć, gdy wreszcie zdałaś sobie sprawę w jakiej sytuacji przyszło Ci się znaleźć. Twoja upragniona Kostucha, nie była dłużej niematerialną Śmiercią w przebraniu. Teraz odziała szaty Ślizgona, który w kilka następnych, krótkich sekund, rozpłatał by Twoje trzewia, a z wnętrzności zawarłby kolejny pakt. Bliżej ku nieśmiertelności, bliżej ku Śmierci. Jego oczy, bez wyrazu, dwa sztuczne szkła osadzone głęboko w czaszce nie poruszyły się, gdy podniosłaś swoje rzeczy. Ślepe, poruszały się tylko z pomocą całej głowy, która na smukłej szyi obracał się za Twoją sylwetką. Uśmiech malał, marniał z chwili na chwilę, pozostawiając po sobie pustkę, zupełnie jak gdyby nigdy go tam nie było. Zebrałaś się, też byłaś martwa. To coś, ta wiotka nić porozumienia na polu niematerialnym, rozpadła się na tysiące małych włókien, wirujących teraz w coraz bardziej opuszczonej sali. Chłód, jak bariera, odgradzał Was od siebie, a jedynym jasnym punktem były żółte i niebieskie tęczówki, mierzące siebie nawzajem. Czemu uciekasz, sprytna Gryfonko? Jednak nie chcesz powiedzieć cześć, posłance śmierci? A może obawiasz się, że zamiast niej, zostanie tylko spokojny Ślizgon, który nie przywita i nie pocałuje czule na dzień dobry. Śmierć ma wiele oblicz.
Wyszłaś, a ja zostałem sam. Niezupełnie, w końcu miałem siebie i Śmierć.
Piżmowy dym uniósł się wraz z płomieniem, gdy tak stałem wpatrzony w zamykające się drzwi.

[z/t]

Spoiler:
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Sob Lis 29, 2014 10:47 pm
Kyo ostatnimi czasy potrzebował znacznie więcej samotności niż normalnie. Musiał tak naprawdę sam ze sobą dojść do jakiegoś porozumienia, bo jeżeli dalej będą w nim jakieś sprzeczności to prędzej skoczy z tyj wierzy. A tego jak by na to nie spojrzeć po prostu nie chciał. To nie był jeszcze jego czas aby odejść i on o tym doskonale wiedział. Chociaż nie raz nawiedzały go myśli, że może tylko mu się tak zdawało. I walczył dalej bez celowo. Czuł w końcu nie raz jego jego serce jest rozrywane na milion malutkich kawałków. Które zostały rozrzucone po całym świecie, przez co złożyć jego serce do jednej kupy było tak naprawdę w tej chwili niemożliwe.
Ostatnio pojawiały się w nim uczucia które próbował zamknąć w złotej szkatułce. Niestety... a może i stety znalazły się osoby które młotami zaczęły walić w ten zamek prowadząc do poważnego jego uszkodzenia. Przez co te wszystkie uczucia zaczęły uciekać przez niewielkie szpary które się potworzyły. A chłopak przylegał do tego całym swoim ciałem i próbował do tego nie dopuścić, ale kiedy tylko się zatrzymał na chwilę z boku nadchodziły bodźce które raniły jego psychikę i duszę. Doskonale wiedział, że musi wybrać. Czy pozwolić tym wszystkim emocjom wyjrzeć wreszcie światło dzienne, czy skazać siebie samego na bolesną i powolną "śmierć". Na dodatek pojawiły się dwie osoby do których zaczął się coraz bardziej przywiązywać. Przecież już dostał nauczkę. Przywiąże się do kogoś, polubi... być może pokocha, a potem to wszystko i tak szlag trafi.
Wszedł schodami na górę uchylają delikatnie drzwi do małej sali w której lubił przebywać. Jeszcze nie zdarzyło mu się aby kogo kolwiek tutaj spotkał, dlatego tak bardzo lubił to miejsce. Nie wiązało się z nim żadne złe wspomnienie, tak naprawdę nie było tutaj żadnych wspomnień dotyczących jego osoby. Chociaż tym razem kompletnie nie mógł zaznać tutaj spokoju. Jego myśli cały czas krażyły wokół tej niewinnej i nieśmiałej puchonki, oraz królowej śniegu która swoją mocą zamroziła jego serce i wyryła w tafli lodu swoje imię. Elizabeth za to próbowała za wszelką cenę stopić ten lód. To wszystko sprawiało, że Kyohei miał straszny mętlik w głowie. Nie wiedział czy może im zaufać, czy to przypadkiem nie jest tylko taka gra, na chwilę.
-SZLAG!- Krzyknął na cały głos i kopnął pobliskie krzesło które zatrzymało się dopiero na ścianie. Wiedział, że nikt go tutaj nie usłysz dlatego też mógł sobie pozwolić na tego typu wyrażenie swojego frustracji. Zaczął krążyć nerwowo po pomieszczeniu targając co chwila włosy z tyłu głowy i rozcierając delikatnie klatkę piersiową, w miejscu gdzie powinno znajdować się serce. Od pewnego czasu czuł tam całkiem nieprzyjemne kłucie, które doprowadzało go do białej gorączki. Myślał... nie on doskonale to wiedział, że to musiała być jakaś pomyłka... po prostu świat popełnił błąd. Dlatego też czekał, czekał ten cały czas aż los wymierzy mu kolejny cios w twarz, ale im dłużej to nie nadchodziło tym więcej wątpliwości pojawiało się w jego sercu.
W końcu zmęczony osunął się po ścianie na ziemię i wziął głęboki wdech aby trochę uspokoić swoje skołatane nerwy.
avatar
Slytherin
Regulus Black

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Sob Lis 29, 2014 11:36 pm
Spokojne mury Hogwartu wprawiały Regulusa w mocną nostalgię. Wszystko tutaj wydawało się tak oderwane od otaczającej ich rzeczywistości. Aż dziwne było, że ten budynek był szkołą, uczącą młodych czarodziejów jak mają żyć i jak używać swoich mocy w odpowiednim celu, który każdy wyznaczał sobie na swój własny sposób...
Black lubił obecność samego siebie. Wprawdzie był lubiany w swoim domu, w Slytherinie od początku, do tego ulubieńcem rodziców, ale nigdy nie miał osoby na której mógłby polegać bezgranicznie, dlatego większość swoich emocji trzymał w środku. Przychodził w takie puste, zupełnie wyobcowane miejsca, za każdym razem gdzie indziej, aby nie być kojarzonym z jednym miejscem lub może żeby nikt go ostatecznie nie mógł znaleźć, aby poukładać wszystkie swoje myśl. O życiu, o pragnieniach, myślał o wszystkim.
Szukał odpowiedniego widoku - ot jakiegoś przyjemnego okienka. Na pewno będzie tam chłodno, ale mógł zaryzykować. Wtedy też usłyszał jakiś trzask i nieprzyjemne słowa. Czyli nie był tutaj sam? Plan spokojnego myślenia spalił na panewce.
Uchylił drzwi i zajrzał do środka zaciekawiony któż to mógł się tak głośno zachowywać i zobaczył jakąś znajomą twarz. Znajomą jedynie z widzenia oczywiście, ale nic dziwnego, niewielu było Azjatów uczących się na jego roczniku.
- Powinieneś krzyczeć głośniej - zaczał uszczypliwie. - Bo nikt by nie odkrył, że tu jesteś.
Przez twarz bruneta przebiegł lekki uśmiech.
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Nie Lis 30, 2014 9:08 pm
Jeżeli to prawda, że inni nas określają to Kyo tak naprawdę chciał zostać już do końca życia sam. Wcześniej nie wiedział kim jest, ale teraz to już w ogóle. Zastanawiał się czy gdyby był zupełnie kimś innym. Gdyby urodziłby się w innym kraju, z rodziną to czy by był inny. Może żyło by mu się łatwiej. A tak w jego głowie co chwila pojawiały się tylko znaki zapytania stojące przed obrazami które stanowiły urywki jego przeszłości. Wsadził sobie ręce do kieszeni a jego klatka piersiowa unosiła się co chwila, a świadczyło to o tym, że chyba trochę się zdenerwował. Wbijał swoje brązowe tęczówki w szczątki krzesła. Gdyby to było możliwe rozniósł by całą tą szkołę a i tak pewnie by nie wysuszył tej rzeki rozgoryczenia, która zaczęła w nim płynąć.
Do uszu puchona doszedł czyiś głos. Odwrócił głowę w tamtym kierunku i aż się skrzywił lekko. Kogo jak kogo, ale ślizgonów to on kojarzył. W końcu nie było drugich tak bardzo upierdliwych i zarozumiałych ludzi.
-To jeżeli wykazałeś się takim sprytem to po kiego grzyba tutaj przylazłeś- Właśnie te wszystkie krzyki chłopaka były po to aby ktoś to w końcu usłyszał. Chociaż mówił zupełnie coś innego. Nie warto słuchać słów ludzkich bo one bardzo rzadko pokrywają się z pragnieniami duszy. Ludzie jednak wolą pójść na łatwiznę i udać, że nie widzą tej rozdartej duszy drugiego człowieka i kupują jego sztuczny uśmiech oraz zapewnienia, że wszystko jest w należytym porządku.
avatar
Slytherin
Regulus Black

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Nie Lis 30, 2014 9:55 pm
Słowa nigdy nie powinny określać człowieka, ale jego czyny. Kłamstwa są bardzo łatwe... Dużo łatwiej jest skłamać niż stanąć twarzą w twarz innym człowiekiem.
Regulus uśmiechnął się pod nosem. Od razu zapaliła mu się w głowie lampka... Mugolak, fuj. Znał niemal wszystkie twarze czarodziejów nieczystej krwi, gdyś trzeba było znać osoby, które chce się gnębić, prawda? Co nie zmieniało faktu, że nie po to tutaj przyszedł, chociaż miał ogromną ochotę wyzwać chłopaka od szlam, przybić do końca i może spowodować zrzucenie się z najbliższego okna. A może nie?
- Nie pochlebiaj sobie, nie przyszedłbym tutaj z Twojego powodu. Prawdopodobnie jest podobny do tego, z którym Ty się tutaj udałeś... Chciałem być sam. Szkoda, że nie wyszło.
Wszedł głębiej do sali, mimo że jego słowa wskazywały na to, że wolałby wyjść...
Czyny, nie słowa nas określają.
- Śmiem uważać, że maltretowanie krzesła nie jest zbyt... Normalnym zachowaniem. To wina Twojego beznadziejnego życia czy może z powodu szlamiastej krwi zaczynasz świrować?
Splótł ręce na piersi, wyraźnie pokazując, że oczekuje odpowiedzi, co mogło zaskoczyć chłopaka... Wyglądało nieco jakby... Się przejął zainteresował?
Sponsored content

Mała sala - Page 2 Empty Re: Mała sala

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach