Go down
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Sro Cze 24, 2015 3:12 pm
Chyba powinnaś, albo, skoro już mówimy o tym, co zrobić powinnaś, to powinniśmy powiedzieć, że powinnaś zabronić się temu przeznaczeniu zbliżać..? Uciekać przed nieuniknionym, odpychać od siebie oczywiste - to dopiero jest sztuka, którą posiedli tylko nieliczni, tylko wybrani - ale też ponoć nie ma człowieka bardziej denerwującego od tego, który rzeczy oczywiste zauważa - więc koniec końców... ta wasza bańka musiała pęknąć - byłoby zbyt pięknie, gdybyście mogli po niej błądzić i więcej nie spotykać się ze światem, który podświadomie prowadziliście do ruiny - tak, tak, ty też - osóbka, którą nazwał przemykającą w cieniach ścian, którą oskarżył o strach - och, ten strach w niej ciągle był, ale zabarwił się czerwienią tego ognia, który to słabł, to wzmagał na sile, w zależności od tego, w którym punkcie swego świata płonęło - a jeszcze przy poprzednim spotkaniu mówiliście o tym, jak piękny jest świat słońca i światła, który należał do tego dziewczęcia - tak się jakoś paradoksalnie kolibały wasze losy pełne zgrzytów, kiedy tylko, nie daj Bóg, postawiliście nogi na tej samej drodze - kiedy, nie daj Bóg, wasze drogi się krzyżowały i nagle stawaliście ze sobą twarzą w twarz - może po tym spotkaniu będziecie mieli siebie dość. Może. A może po gniewie, który przyjdzie i kompletnym braku zrozumienia, czemu nie możecie rozmawiać ze sobą jakoś normalnie, zgodnie z jakimś scenariuszem, który nie byłby drastycznym wstrząsaniem wszystkich ziem, co zaczynały niszczyć nawet tą wąską krawędź, na której stali, wąski grunt pod stopami - i może nie będzie może mnie jeszcze odwiedzi..?
Palce wampira zsunęły się po ciepłym materiale rękawa dziewczyny, kiedy ta się cofnęła, zabierając ten przedziwny łącznik ze światem realnym - nie unosiłeś spojrzenia, wciąż wbitego w buty Liv, ale to nie tak, że zachowywałeś bezruch - oddychałeś głęboko, wodziłeś językiem po wargach, czując delikatne prądy od tych paru kropel, które ściągnąłeś językiem z jej dłoni, jakie przebiegały po twym ciele. Unosisz dłoń i zaczesujesz jednym ruchem krucze kosmyki do tyłu, które i tak rozpadają się we wszystkie strony świata tak, jak tego chcą, niepomne całkowicie na to, czego chciał ich właściciel - w końcu zrobiłeś też odpowiedni krok - a nawet parę kroków w bo, w kierunku drzwi zastawionych przeróżnymi gratami, żeby oprzeć oplecioną bandażem dłoń na płaskiej nawierzchni, spoglądając na biel materiału - Stróż Nocy i Strażniczka Dnia - chyba pechowym było, że w końcu zdecydowaliście się ze sobą zetknąć, skoro wyczuwaliście pod skórą tyle ostrzeżeń przed klęską, gdy do tego już dojdzie - Marna Myszka, co..? Nie była taką marną myszką - była silna na swój sposób - siłę tą musiała poświęcać do walki wewnętrznej - ile się przy tym wycierpiała, jak wielki ból, przed którym próbowała uciec, pożerał ją od środka..? To wiedziała tylko ona sama - i ta jedna łza, i tych parę łez, które w końcu nie wydostały się spod jej powiek, nie będą dla ciebie wystarczającym obrazem wszystkiego, co się w niej kłębiło, a co tak wyraźnie przecież widziałeś w tej Gorącej, ale jakże biednej, Czekoladzie... Współczucie? Współczucie nie było jej potrzebne i ty go w sobie, zdaje się, nie miałeś - nie potrafiłeś nazywać dokładnie wszystkich uczuć, które się w tobie rodziły, ale ja je nazwać po części potrafię - i nie, nie było to współczucie, nawet nie było tam chęci powiedzenia "wszystko będzie dobrze" - co za pełne żalu słowa... Odrywasz dłoń od drewnianej ścianki i zaczynasz odwiązywać biały bandaż - całkowicie czysty - odwracasz się i podchodzisz znów do Liv, by złapać ją brutalnie za nadgarstek rannej ręki i pociągasz do siebie - och, ugryziesz ją, naprawdę? Zrobisz to..?
Nie, nie zrobił tego.
Przyłożyłeś bandaż do rany, spoglądając, jak od razu nabiega czerwienią - była naprawdę głęboka... kiedy ona sobie to zdążyła zrobić..? Sporo było tu ostrych kantów, a ty byłeś zbyt skupiony na swojej irytacji w tym, że tak bardzo przypomina ci pewną osobę, zarazem jednak będąc całkiem od niej inną - nie chodziło o podopieństwo całokształtu - chodziło o podobieństwo tego drobnego szczegółu, że obojętne, czego byś nie zrobił, ona nadal obnosiła się ze swoim charakterkiem i nie widziała w tobie potwora - chyba musiałbyś ją poddać bardziej wymyślnym torturom niż tym psychicznym, a tego byś nie zrobił, chyba... chyba byś nie potrafił. Chyba.
- Daj mi swoją różdżkę. - Wyciągnąłeś dłoń w jej kierunku - tą, którą jeszcze przed chwilą zaciskałeś na jej nadgarstku - ciągle delikatnie przytrzymywałeś bandaż przy wewnętrznej stronie, by zatamować krwawienie i woń już nie rozprzestrzeniała się po pomieszczeniu - przecież nie będzie lecieć do Skrzydła Szpitalnego z czymś takim, prawda? Jej słowa były delikatne, tak i spokojny, cichy był głos Sahira - może wreszcie, po kolejnych potyczkach i wbijaniu sobie obcasów w piszczele, znaleźli ponownie wspólny rytm..? Ciekawe tylko, jak długo potrwa, zanim któreś z nich wyskoczy z jakimś dziwactwem - doprawdy, wszystkiego się po nich spodziewam.
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Czw Cze 25, 2015 2:25 pm
Czy w ogóle da się uciekać przed przeznaczeniem? Wydaje mi się, że jest to bardzo trudne. Można próbować je oszukać, ale i tak nas kiedyś dopadnie. Czy tego chcemy czy nie, więc chyba nie ma sensu tracić sił na bezsensowne próby ucieczki przed nieuniknionym. Ile jeszcze razy wasze ścieżki się przetną..? Czy może przez pewien czas będziecie iść obok siebie, ramie w ramie, w tym samym kierunku… Ty po stronie swojej Ciemności, ona w pobliżu swojej Jasności. Któż wie co przyniesie jutro. Nie zastanawiajmy się nad tym. Już i tak wiele mamy na głowie. Skupmy się na tym co tu i teraz. Na waszych światach, które stworzyliście w podświadomości, które skrywają wasze sekrety, które właśnie płoną. Wasze spotkania nigdy nie będą normalne, chyba oboje macie o tym świadomość, mimo iż wciąż próbujecie się oszukiwać. Ona próbuje. Wy i normalność nie idą w parzę. Nie pasują do siebie. Nie przy tym jak daleko sięga wasza świadomość, nie przy tym jak patrzycie i widzicie. Wielu ludzi patrzy, ale nie dostrzega. Wy to potraficie. A bańka pękła i powróciliście na ziemie. Pustka, w której bezwiednie się unosiliście zniknęła, jak gdyby nigdy przedtem jej nie było. Wszystko stało się takie wyraźne. Byliście w Sali. Słońce chyliło się ku zachodowi. Och… Chyba spędziliście tutaj trochę czasu, ale czy kogoś to obchodziło… Raczej nie.
W szybkim tempie próbowała pozbierać porozrzucane karty swojego życia. Próbowała bo nawet teatr płoną. Ogniste języki, chciwie lizały każdą deskę. Ostatnim razem wszystko zostało zniszczone. Wasz stoliczek, wasz parkiet, tak i dzisiaj wszystko ostanie się jedynie w ruinach, ale taki był plan. Prawda? Dziewczyno zostaw to wszystko. Los podsunie Ci kolejną talię, przecież i tak zaczynasz wszystko od początku. Każdego dnia, każdego poranka, widząc wschodzące słońce, mając nadzieje, że tym razem odnajdziesz ten złoty środek, tą recepturę na życie. Właśnie… Tylko jakie to życie ma być? Wiesz…? Kręcisz przecząco głową. Hm… Jeszcze długa drogą przed Toba. Bardzo długa i wyboista, ale gdzieś tam po drodze odnajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania. Na pewno. Tylko trzeba być cierpliwym i nie poddawać się przy pierwszej lepszej przeszkodzie, która wydaje się zbyt trudna do pokonania.
Wciąż przyglądała się Twojej osobie, zaskoczona Twoją reakcją. Chyba jeszcze wiele razy uda Ci się ją zaskoczyć. W sumie prawie w ogóle Cię nie zna. Większość to domysły i przypuszczenia. Skierowałeś się w stronę drzwi. Wychodzisz? Może to najlepsze wyjście dla was dwojga, skoro ona jest na tyle głupia, by nie bronić się sama. A jednak nie… Jednak zostajesz i wracasz. Rozmyśliłeś się? No bo niby i czemu masz nie skorzystać z takiej okazji. Chyba nikt nie przepuścił by możliwości nabrania dodatkowych sił. Wstrzymała oddech, gdy sięgnąłeś kolejny raz po jej dłoń. Zachwiała się przez to szarpnięcie. Jednak jej nogi nie zostały przytwierdzone na wieczność do tej podłogi. Jednak była w stanie się poruszyć. Nastąpił jakiś opór. Chciała wyszarpnąć dłoń, ale byłeś zbyt silny. Zaprzestała swych starań oswobodzenia się z Twojego uścisku, gdy zobaczyła biały bandaż, trzymany w Twoje drugiej dłoni. Zacisnęła powieki, gdy przycisnąłeś materiał do rany, jednak nie wydała żadnego dźwięku. Liv… Ty z tym Twoim szczęściem. Normalny człowiek, miałby zaledwie zadrapanie albo nawet nie skaleczyłby się. No właśnie normalny. Ty musiałaś rozharatać sobie całą dłoń. Jak dobrze, że była to słabsza ręka, będzie mogła spokojnie używać pióra czy różdżki, bez sprawiania sobie większego bólu.
- Dlaczego…- początek pytania zawisł między wami, ale jego końcówka gdzieś się zagubiła. Co chciała powiedzieć..? Chyba się domyślasz. Jednak z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nie wolno rozjuszać Bestii, skoro dopiero co się uspokoiła. Pamiętała bardzo dobrze, jak to się skończyło jeszcze kilka dni temu. Dzisiaj jest inaczej… Mimo iż nie zmieniliście się od poprzedniego spotkania, to dowiedzieliście się czegoś o sobie. Wciąż się dowiadujecie.
- Nie masz swojej? – zapytała mimowolnie. Nie lubiła jak ktoś korzystał z jej różdżki. Do tego, nie była do końca pewna, w jakim celu chcesz jej użyjesz. Tak szybko zmieniasz swój nastrój, swoje nastawienie, że ciężko się w nim połapać. Widząc Twoje spojrzenie, wyjęła wolną ręką magiczny patyczek z kieszeni i podała Ci go. Och… Na pewno nie udałaby się do Skrzydła Szpitalnego. Omijała je dalekim łukiem. Tak długo zwlekała z udaniem się w to miejsce, po wydarzeniach w tajemniczym pomieszczeniu. Co było dosyć głupie, bo noga stale dawała o sobie znać. Mimo iż rana się zagoiła i pozostała jedynie blizna, czasami w nocy przeszywał ją okropnym ból, który paraliżował jej ciało. Usilnie próbowała złapać kontakt wzrokowy, ale Ty wciąż go unikałeś. Jak znosisz ten palący ogień od środka, Upadły Aniele? Jak udało ujarzmić Ci tą Bestię?
Jak?
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Czw Cze 25, 2015 3:19 pm
Skoro zastanawiamy się nad tym, czy da się uciekać przed przeznaczeniem, to równie dobrze możemy przysiąść nad tym tematem, tutaj, na zniszczonej scenie, na której chciałaś dziś spokojnie prowadzić swoje przygotowania, szukając samej siebie (czy może nowych masek na twarzy, które mogłabyś przyodziać? Nowych, pięknych stroi, których teraz na sobie nie miałaś i nie sypałaś za sobą baśniowym brokatem obietnic ziemi nieskalanych przez zło?) - możemy zastanowić się, czy tak naprawdę przeznaczenie istnieje na pewno, czy wszystko jest zbiorem przypadkowych spotkań..? To się kłóci z istnieniem wizji, przepowiedni i szklanych kul, o które tak bardzo dbano w Departamencie Tajemnic, prawda? Sahir niewiele o tym wiedział - o świecie duchów, wizjonerów i ustawianego tarota - nawet nie chciał wsuwać w to swoich bladych palców, wiedząc, że nic dobrego by z tego nie wynikło - znał tylko jedną jasnowidzę, Neve Collins, która powiedziała pokrótce, że wizje nie są przeznaczone dla tych, którzy nie mają jasnego umysłu - więcej wiedzieć nie potrzebował. To był jak czerwony znak stop, by nie iść dalej... Więc wierzył - wierzył w to, że wszystko nie jest tylko przypadkowym wypadkiem, ale to miało swoją cenę i ciężar konsekwencji niesionych przez taką wyznawaną filozofię - w końcu, przyjmując istnienie przeznaczenia, zgadzamy się również (czasami nieświadomie), że tak naprawdę nie mamy większego wpływu na swoje życie, a wszystko, co robimy, zostało dawno ustalone - jesteśmy tylko zwykłymi pionkami, których ruchy zostały zaplanowane i raczej nikt nie spodziewa się tutaj, że pojawi się jakiś wypadek, który zmusi Wielkiego Gracza do wprowadzania zmian, dziwienia się i wybałuszania oczu na takich szaleńców, co zmieniają przeznaczenie. Więc może opuśćmy ten temat? Może przestańmy się zastanawiać nad tym, jak wiele razy przetnie się droga Zmęczonej Jasności z Ciemnością i ile razy przyjdzie im stoczyć ze sobą boje - to nam nie potrzebne, skupmy się na tu i teraz - na tym momencie odsapnięcia, kiedy, choć cali brudni i poznaczeni ranami po potyczce, mogli przysiąść naprzeciwko siebie i podzielić się swoimi wrażeniami - jeno nic nie mówili - wystarczył fakt samego odpoczynku po napinaniu nerwów - terapia wręcz wstrząsowa dla obu ze stron, które przecież wyczerpywały siebie wzajem nie na poziomie cielesnym, a psychicznym, pozostawiając znużenie, przy poziomie którego marzyło się już tylko o tym, żeby wrócić do ciepłego łóżka w bezpiecznym dormitorium, lub, w przypadku tego Kota, zaszyć się na jakiejś gałęzi drzewa i wsłuchiwać się w szum kwitnących, wczesno-wiosennych liści. Na razie jednak wciąż tu jesteście - cholera, chyba po prostu nie wyzbędę się tego wybiegania w przyszłość i snucia swoich hipotez - jesteście na swój normalnie-nienormalny sposób - powiedz mi, czym jest właściwie normalność? Normalność to przeciętność, normalność to coś ustalonego odgórnie - olej to, nie zważaj - jesteś normalna na swój własny sposób, jesteś po prostu sobą. Jesteś. Czy to cię nie zadowala? Ciągnie cię wciąż do wciskania się w swoje miejsce w społeczeństwie, a przecież dawno je utraciłaś - wypnij się na to, przestań trzymać się ram - jesteś wolna, możesz być wolna - patrz, znowu niczego wokół ciebie nie ma, runęły ściany teatru, znowu jest tylko pusta przestrzeń, tylko ten czarnowłosy wampir przed tobą i aż świeży, orzeźwiający podmuch Wiosny, który muska twe lica i zabawia się włosami, który jak na zawołanie wślizgnął się do pomieszczenia, niosąc ze sobą pełną obietnic woń zieleni, co rozkwita i budzi się do życia pod promieniami ciepłego słońca, którego tak było brak po ostatnich burzach i deszczach. Tutaj nawet nie wkracza pojęcie wiary - tutaj pojawia się pojęcie rzeczywistości i wyłapywania wszystkiego zmysłami - ponoć to, co możesz potwierdzić właśnie nimi, jest realne - więc jaka jest teraz ta twoja wolność i jak się teraz oddycha?
Zapytałaś "dlaczego", a on nie odpowiedział, przypatrując się bandażowi nabiegającemu krwią, wciąż mimowolnie przesuwając rąbkiem języka po dolnej wardze, wciąż czując smak tej krwi i swoistą niecierpliwości, by znowu się do niej dobrać - ale niecierpliwość w tym dobrym sensie, w ujęciu przyjemnego oczekiwania na to, co w końcu nastąpi - ale nie miało się zdarzyć - Bestia nie musiała o tym wiedzieć - mogła dalej rozsyłać impulsy w postaci dreszczy po twoim kręgosłupie i wodzić na pokuszenie, któremu byłeś w stanie się oprzeć, mogę tylko zgadywać, jak ci się to udawało i dlaczego tak się działo - może to jednak kwestia tego, że już niemal trzy lata byłeś wampirem..? Wciąż sie rozwijającym, ale bez szansy na to, żeby rozwinąć jeszcze bardziej - prawdopodobnie zostaniesz w ciele siedemnastolatka, nawet gdy twoja psychika osiągnie milenia... i myślałbyś o tym, gdyby nie to, że każda godzina, każda minuta, była jak zaproszenie Śmierci do użyczenia łodzi Charona i przepłynięcie na drugą stronę Styksu - jeśli boisz się umrzeć, Liv, to może spróbujesz spojrzeć na nią z innej perspektywy? I może w końcu to naprawdę się uda, jeśli poznacie własne światy w obydwie strony, stwierdzając, że wcale nie są takie złe, nawet jeśli żadne z was nie zmieni strony zamieszkiwania... a przynajmniej on nie zmieni swojej. Bo o wiele łatwiej jest upaść i pogrążyć się w ciemności, niż podnieść i wyjść na światło dnia - problem też polegał na tym, że w przypadku tego pierwszego, rzecz działa się mimowolnie, bez naszego "chcę czy nie chcę", a w tym drugim - trzeba było naprawdę tego chcieć i włożyć w swój powrót do świata żywych naprawdę sporo pracy. Więc - nie, nie odpowiedział, przyciwając ostrożnie materiał do rany i nawet nie mrugnął, kiedy zapytałaś, czy swojej nie posiada - znowu brak odpowiedzi - czekał... Już drugi raz nie poprosił, czekając na twoją reakcję, chociaż nie powiem, żeby rozdrażnienie nie powitało na jego twarzy, odbijając się na niej niczym rysy twarzy w miękkiej, skorej do poddawania się kreatorowi, glinie - wyciągnął rękę po różdżkę, ważąc ją w palcach, badając, wyczuwając w niej wibracje i widząc wyraźnie parę iskier, które przesunęły się i wniknęły w twoje palce, rezonując w kościach przedramienia - różdżka chciała wrócić do swojej właścicielki, ale... ale to nie była różdżka kogoś, kogo nazwałbyś Kwintesencją Światła. To była różdżka, która zareagowała na ciebie nawet dość aprobacyjne, wyczuwając krew na twoich dłoniach, której istota ludzka nie była w stanie zauważyć - w świecie magii istniało pełno niesamowitych zjawisk, którym warto było poświęcić dłuższą chwilę... To dobrze, bo gdyby cię pierdolnęła, to wiele byś nią nie zdziałał. Wymierzyłeś ją w ranę, odciągając od niej bandaż, który rzuciłeś na stolik, delikatnie łapiąc krańcami swoich palców, równie chłodne palce Liv, by rzucić niewerbalne Tergeo, które zabiło jasnym światłem nad raną, oczyszczając ją z brudu i kurzu, a następnie Episkey, spoglądając, jak na rozerwanej skórze powstaje strupek, jak komórki się delikatnie ściągają się, po czym strupek odpada, a na skórze nie pozostaje nawet drobny ślad. Wampir cofnął swoją dłoń i wręczył dziewczynie spowrotem jej nieodłączną partnerkę w postaci tego magicznego patyka, by cofnąć o krok, odwrócić się i skierować do okna, nie obdarzając cię spojrzeniem, zetknięciem waszych Zwierciadeł Duszy, którego poszukiwałaś - nie chciał tego spojrzenia nawiązywać, chociaż dlaczego..? Może dlatego, że od razu zmieniłby nastrój? On jest chory, wiesz, Liv? Bardzo, bardzo chory - chory na głowę, w której ma prawdziwy burdel - na wszystko to istnieją nawet fachowe nazwy w dziedzinie psychologii, których nie będę teraz wyszukiwał w odmętach internetu.
- Nie rozrabiaj za bardzo, Aniołku i nie niszcz więcej sal.
Nailah nie zatrzymał się, nie odwrócił - podejrzanie szybko wskoczył z gracją kota na okno i wyślizgnął się przez nie, lądując na ugiętych nogach na dziedzińcu, by wsunąć dłonie do kieszeni płaszcza i oddalić się w kierunku jeziora, obierając sobie tylko znany cel za końcowy.
[z/t]

Tergeo: 3,6 [+2 oczka z PD]
Episkey: 5,5 [+2 oczka z PD]


Ostatnio zmieniony przez Sahir Nailah dnia Czw Cze 25, 2015 3:26 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Czw Cze 25, 2015 3:19 pm
The member 'Sahir Nailah' has done the following action : Rzuć kością

#1 'Pojedynek' :
Znikająca Sala - Page 4 Dice-icon
#1 Result : 1, 4

--------------------------------

#2 'Pojedynek' :
Znikająca Sala - Page 4 Dice-icon
#2 Result : 3, 3
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Czw Cze 25, 2015 6:39 pm
Żadne z was nie wygrało dzisiejszej walki. Oboje zmęczeni leżycie pośród zgliszczy jej świata, oboje czekając aż zmęczenie ogarnie doszczętnie wasze ciała, oboje próbując złapać oddech, który pozwoliłby uspokoić rytm serca. Spogląda na Ciebie, ale znajdujesz się tak daleko, tak nieuchwytnie. Może i dobrze, nikomu nie stanie się krzywda. Za dużo już dzisiaj wycierpieliście. Czas powrócić na własne terytorium, Czarny Kocie. Widzi jak się podnosisz, jak szybko znikasz w ciemności i zostaje sama. Sama wśród tego burdelu. Wiem, w Twojej głowie dzieje się podobnie. Mętlik pozostał, ale świat już nie wiruje. Wszystko powoli opada i przykrywa ziemię. Eh… Będzie miała dużo roboty, aczkolwiek teraz czuła się o dziwo dobrze. Czuła się troszeczkę lżejsza.
Cisza.
Nic nie słuchać, nawet tego jak oddycha. Wciąż żyje? Tak. Zmęczenie bardzo dobrze jej o tym przypomina. Zmęczenie psychiczne. Jak dużo bitw przed wami? Która będzie finalna? Przepraszam, mieliśmy porzucić już ten temat, a więc i tak robię. Czas przekręcić stronice księgi jej życia i ujrzeć białą przejrzystą kartkę, gotową do zapisanie. A nie… Jednak nie jest biała. W rogu widnieje zielony ślad. Mówiłeś, że własnym dotykiem przesycisz te kartki zgnilizną, bólem i cierpieniem. Nie może mieć pretensji, przecież sama wyraziła na to zgodę. Sama dała Ci przyzwolenie.
Nie spuszczała wzroku z różdżki. Nie usłyszała żadnego zaklęcia wypowiedzianego z Twoich ust, a jednak już po chwili rana znikła. Namacalny dowód waszego dzisiejszego spotkania poszedł w zapomnienie. Nie chcesz spojrzeć… Dobrze. Kąciku jej ust delikatnie zadrgały, gdy usłyszała Twoje słowa. Jeszcze chwila, jeszcze sekunda i już Cię nie było. Zniknąłeś tak szybko jak i się pojawiłeś. Chyba będzie musiała się do tego przyzwyczaić.
- Dziękuję – powiedziała w stronę okna. Być może usłyszałeś, być może nie… To nie miało znaczenia. W tym słowie zawierało się tak dużo. Chciała podziękować za pomoc z ręką. W podświadomości chciała podziękować mu za zerwanie masek, za zburzenie murów, za podpalenie świata, za zachowanie Ogrodu, za… Mimo iż wszystko wiązało się z bólem, przynosiło dobre skutki. Rozejrzała się po Sali. Chyba wystarczy tych przeżyć na jeden dzień. Zobaczyła zastawione drzwi. Nie miała ochoty kolejny raz przesuwać mebli. Chciała udać się do swojego dormitorium i zaszyć się. Zamknąć oczy i spróbować zasnąć. Wyciągnęła różdżkę i powiedziała głośno i wyraźne:
- Ventus
Nic się nie stało. Chyba była za bardzo rozkojarzona. Westchnęła. To jeszcze nie koniec. Podeszła do drzwi i zaczęła na nowo przesuwać przeszkody, które sama ustawiła w tym miejscu. Nie jest jak Czarny Kot, nie wyskoczy z okna. Znając jej szczęście, pewnie by się przy okazji zabiła. Lepiej nie dawać ku sposobności. Po kilku minutach mozolnej pracy, w końcu mogła opuścić salę. Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Gdyby wiedziała... Już niedługo ta sala zniknie na pewien czas i znów się pojawi, przed kimś zupełnie innym i jej wnętrze będzie zupełnie inne. Nie będzie żadnych śladów jej fizycznej pracy niszczenia. Nie będzie śladów waszego spotkania. Nikt ich nie ujrzy. Tylko wy, gdyż jedyne dowody bitwy, która nie dawno rozegrała się za tymi drzwiami znajdowały w waszych sercach, w waszych duszach.


Ostatnio zmieniony przez Liv Mendez dnia Czw Cze 25, 2015 6:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Czw Cze 25, 2015 6:39 pm
The member 'Liv Mendez' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Znikająca Sala - Page 4 Dice-icon
Result : 1, 1
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Pią Wrz 04, 2015 6:56 pm
[z/t dla Liv]
Mercedes Bélanger
Gryffindor
Mercedes Bélanger

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Nie Paź 04, 2015 4:50 pm
Deszczowa niedziela nie popsuła jej nastroju. Skakała, brykała, hałasowała na szkolnym dziedzińcu, skacząc do kałuż i wypatrując na niebie tęczy. Niestety ta nie chciała się pokazać (być może przez te ciemne chmury, które zasłaniały słońce?!), więc Mercedes była zmuszona aby wrócić do środka. Za zimno na hasanie po dworze. W budynku jakoś nie mogła znaleźć sobie miejsca. Tuptała przez szkolne korytarze całkowicie przemoczona, zostawiając za sobą wodny szlak, prowadzący wprost do znikającej sali.
Mercedes nie widziała jej nigdy wcześniej. Być może sala nigdy nie uznała, że to odpowiedni moment, aby się pokazać? W każdym razie rudzielec mógł sobie teraz stać w jej wnętrzu i z zamyśloną miną wpatrywać się w jakiś wyjątkowo stary i paskudny gobelin. Wywierała wrażenie śniącej lub rozmarzonej, bo powieki miała prawie przymknięte. Wpatrywała się w materiał swoimi błękitnymi oczyma od niechcenia, a jednak z takim wyrazem, jakby uczyła się go na pamięć. Nie znała stworzenia, które przedstawiał - była koszmarem dla każdego nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami, którego spotkała w swoim życiu. Miała do nich rękę jak nikt inny, ale gdyby ktokolwiek zapytał ją co dokładnie drapie za uszkiem, to prawdopodobnie zarumieniła by się tylko i zaśmiała, wymijająco odpowiadając, że nowego, najlepszego przyjaciela. Cóż więc to mogło być? Brwi zmarszczyły się lekko, nozdrza rozszerzyły się i Mercedes kichnęła od nadmiaru kurzu, który spoczywał na starociu. Że też tylko ona przyciągała takie dziwy.
Stała tak więc, nie spodziewając się przybycia kogokolwiek, ale czy nie w takich sytuacjach właśnie pojawiają się inni? Lubiła rozmawiać. Opowiadać. Słuchać. Żal jej tylko było, że nie miała z kim. Irytek przestał pojawiać się na korytarzach, Kaylin wiecznie się uczyła, a inni... inni nie chcieli mieć z nią nic do czynienia. No, może od czasu do czasu jakiś ślizgon pociągnął za włosy, ukradł piórniczek, wyzwał od nic nie wartej szlamy... To chyba też liczyło się jako jakaś forma kontaktu międzyludzkiego. Chyba.
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Czw Paź 08, 2015 9:01 pm
Cisza, spokój… Ostatnimi czasy Rabastan coraz bardziej odczuwał brak tych dwóch, jakże ważnych rzeczy. Do tej pory był panem swego losu, to on decydował o swoim życiu. Oczywiście oficjalnie to jego rodzice o wszystkim decydowali, ale ich młodszy syn zawsze mógł wyrazić swoje zdanie. Ten luksus został mu niestety odebrany. Odebrano mu dosłownie wszystko. Wolność, swobodę oraz szansę na normalną przyszłość. Mowa oczywiście o połączenia dwóch czystokrwistych rodów. Caroline... Kilka miesięcy temu była dla niego nikim. Co prawda był nią zainteresowany, ale w żadnym razie nie chodziło o podtekst erotyczny. Lestrange doskonale pamiętał ją sprzed kilku lat, z czasów, gdy była jeszcze normalna. Niezwykle mocno nurtowała to ta tajemnica. Cóż musiało się stać, aby tak bardzo spaczyć czyjąś psychikę. Nie mógł niestety spytać jej wprost, a więc pozostawało mu mozolne analizowanie jej zachowania i liczyć, ze coś z tego wywnioskuje.
Jego ciekawość została niestety ukarana, w najgorszy z możliwych sposobów.
Doskonale pamiętał list od matki, w którym oznajmiała mu swoje plany. Początkowo nie mógł uwierzyć w jego treść i musiał kilka razy przeanalizować treść, aby mieć pewność, że nie ma omamów. Zaręczyny z Rockers zdecydowanie nie znajdowały się wysoko na jego liście marzeń. Niestety pomimo usilnych starań nie udało mu się zniweczyć planów rodziców. Ich decyzja okazała się niezmienna. Rabastan nie miał wyboru, został narzeczonym najgorszego demona jakiego znał. Jego marzenia o kochającej żonie (które skrzętnie ukrywał) odeszły w zapomnienie. Dostał bowiem istotę, która nie dość, że nie potrafiła obdarzyć go jakimikolwiek ciepłymi uczuciami to jeszcze postanowiła zamienić jego życie w piekło.
Oczywiście nie dawał tego po sobie poznać, ale zaczynał mieć dość całej tej sytuacji. Udało mu się co prawda zejść z pozycji przegranego, ale Caroline nadal pozostawała jego zmorą, z którą codziennie musiał obcować.
Mówiąc szczerze czuł się już zmęczony. Maski przestawały dawać mu ochronę przed zdradzeniem jego prawdziwych myśli. Jego ukochana była zbyt sprytna na półśrodki, musiał wkładać niezwykle dużo skupienia w odgrywani swoich rólek. Musiał odpocząć.
Właśnie z tego powodu każdą wolną chwilę spędzał poza dormitorium, gdzie groziła mu jej obecność. Dzisiejszego dnia jego wybór padł "Znikającą salę". Na początku planował zaszyć się gdzieś na błoniach, ale mocny deszcz skutecznie uniemożliwił mu ten plan. Druga, naprędce wymyślona opcja, nie wydała się jednak taka zła. Jako, że nikt nie wiedział kiedy ponownie się pojawi istniała spora szansa, że w porze obiadu, zwłaszcza w niedzielę, nikt nie będzie się wałęsał po szkole. Starsze roczniki przygotowywały się do egzaminów, a dzieciaki... ich spokojnie mógłby wyrzucić.
Nie myśląc już o tym wiele więcej, stawiając wszystko na jedną kartę, wszedł do środka z paczką mugolskich papierosów w ręce (kolejny prezent od Rudolfa). Już miał wsunąć jednego do ust i odpalić, gdy nagle spostrzegł, że nie jest sam. Momentalnie wrzucił swój mały skarb do kieszeni po czym całą swa uwagę skupił na intruzie.
Okazało się, że była to rudowłosa Gryfonka. Znał ją z widzenia i ze słyszenia. Ekscentryczna, pochodząca z mugolskiej rodziny, całkiem ładna...
Mercedes Bélanger
Gryffindor
Mercedes Bélanger

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Czw Paź 08, 2015 10:08 pm
Mercedes wciąż wpatrywała się w zakurzony gobelin, myśląc i myśląc (!) o rzeczach mniej i bardziej ważnych. O zadaniu z numerologii, które skopała. O ślicznym widoku z balkonu. O kaczce. O nowych, lepszych mieszankach wybuchowych, które mogłaby stworzyć. Wreszcie dotarło do niej, że nie jest to zbyt produktywne spędzanie czasu i wyciągnęła z kieszeni swój maleńki szkicowniczek, po czym wprawioną ręką przekopiowała stary wzór, żeby później poszukać go w bibliotece.
Ha, poszukać w bibliotece. Kogo ona próbowała oszukać? Siebie? Książki nie były czymś, co kiedykolwiek zaprzątało je głowę. No, chyba że była do tego ostatecznie zmuszona. Czasami czytywała wiersze. Szczególnie te ikonograficzne. Przekazywanie treści w taki sposób trafiało do jej duszy o wiele łatwiej, niż suche formułki z podręczników i grubych tomisk dla ludzi, którzy nie mieli co robić z wolnym czasem. Nie to, żeby od dobrych kilku minut wpatrywała się z fascynacją w kawałek wiszącego na ścianie materiału.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i do pomieszczenia wszedł ślizgon, którego Mercedes nie kojarzyła zbyt dobrze. Odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła delikatnie, chociaż z pewną dozą niepewności. Ostatnio gnębiły ją czarne myśli, więc zdarzało się, że z góry zakładała najgorsze. Zwykle w takich sytuacjach płoszyła się i uciekała, bo za przystojnymi chłopcami z klas starszych czasami skradały się urokliwe dziewczęta, mające zamiar spędzić z nimi czas sam na sam w zamkniętych pomieszczeniach. Rabastan jednak był sam. I wpatrywał się w nią dość nachalnie.
- Cześć. - powiedziała spokojnie, w głębi duszy zastanawiając się, czy chłopak liczy na to, że wyjdzie. Była gotowa stoczyć o to pomieszczenie walkę na niemruganie. Ewentualnie zagrać w kamień, papier, nożyce. Zawsze wybierała kamień. Kamień był twardy, powinien zawsze wygrywać.
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Pon Paź 12, 2015 5:36 pm
Początkowo Rabastana zalała fala irytacji. Na szczęście jednak udało mu się powstrzymać grymas niezadowolenia, ukryć pod maską obojętności. Jego misterne plany zrelaksowania się z pomocą papierosa zostały obrócone w niwecz przez jedną dziewczynę, która akurat teraz musiała znaleźć się w tym pomieszczeniu. W Hogwarcie było tyle różnych sal, a ona musiał wybrać właśnie to?
Jednakże kto wie. Może to spotkanie będzie ciekawsze od samotnego przesiedzenia w tych zimnych murach kilku kolejnych godzin? W końcu była to żywa istota, całkiem ładna dziewczyna, o której co prawda nie słyszał za wiele, ale mógł mieć pewność, że nie jest drugą Caroline. Samo to było ogromnym argumentem działającym na rzecz Gryfonki. Przemyślenia Lestrange'a co do dalszego działania przerwał głos, niezwykle miły dla ucha. Właśnie ten fakt ostatecznie podjął decyzję za chłopaka. Na papierosy przyjdzie czas później. W końcu kto wie, może także ta dziewczyna lubuje się w wyrobach tytoniowych.
-Witaj, jestem Rabastan. - po tych słowach delikatnie się do niej uśmiechnął jednym ze swoich czarujących uśmiechów, które miały na celu zmiękczyć serce kobiety. Jego następnym krokiem bło oparcie się plecami o jedną z ławek nieopodal Mercedes. Gdy wykonał także tę czynność wsadził ręce do kieszeni jednocześnie skupiając swój wzrok na oczach dziewczyny. Wcześniej dyskretnie zlustrował jej figurę i właśnie oczy najbardziej przykuły jego uwagę. Oczywiście ogólnie także niczego jej nie brakowało, ale nie miał zamiaru szufladkować jej tylko przez wygląd. Słyszał o niej kilka rzeczy, ale poznanie na żywo było czymś zupełnie innym. Mógł samemu analizować jej zachowanie oraz ruchy, sprawdzić czy przyklejono jej właściwą łatkę.
-Co robisz w takim miejscu zupełnie sama? Nie powinnaś być na obiedzie?
Gra się rozpoczęła. Ciekawiło go jakim "przeciwnikiem" okaże się rudowłosa. Jak szybko zdoła ją rozgryźć i złapać w swoje sidła. Wiedział jedno, czekała go interesująca zabawa.

wybacz mi zwłokę :/
Mercedes Bélanger
Gryffindor
Mercedes Bélanger

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Sro Paź 14, 2015 1:19 pm
To była jedna z tych sytuacji, w których Mercedes nie była do końca pewna jak zareagować. Rzadko się zdarzało, by osoby ze starszych roczników pałały do niej jakąkolwiek sympatią, więc podchodziła do nich z pewną dozą niepewności. Ale kim by była, gdyby chociaż nie spróbowała? Przecież była typem marzyciela. Głupka. A może bardziej szaleńca? Wydawało jej się, że podejmuje ryzyko bycia odmienną, podczas gdy na zewnątrz wciąż nie wybija się z tłumu. Z tym, czy tak faktycznie było można by się kłócić.
Przygryzła górną wargę i uważnie zbadała jego twarz. Pasowała do zielonych szat Slytherinu. Bacznie obserwujące świat, ciemne oczy, pełne usta i długie, zadbane, brązowe włosy powodowały, że wyjątkowo pasował jej do roli typowego, wężowego arystokraty. Dodatkowo zdawał się być okryty tą mgiełką tajemniczości, która sprawiała, że wyobraźnia Mercedes szalała. To nie musiał być dobry człowiek. Nie zakładała jednak z góry, że takim nie będzie.
- Mercedes. - przedstawiła się głosem ciepłym i melodyjnym, delikatnie bujając się przy tym na boki, co wprawiło hogwarcką szatę w ruch. - Oh. Ostatnio nie jestem tam zbyt mile widziana. Ale to długa, niezbyt przyjemna i dość frustrująca historia. - miała tutaj na myśli zarówno wstyd towarzyszący siedzenia blisko przyjaciela, jak i listy z pogróżkami, które ostatnimi czasy zalegały w jej skrzynce. Dość śmierdzące listy z pogróżkami. Był to prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy padła ofiarą gnębienia przez osoby z tego samego domu. W dodatku przez osoby młodsze od niej o dobre kilka lat. Dawno nie czuła się tak przybita. Zwłaszcza, że w tych sytuacjach była podwójną ofiarą.
- A ty? - ale po co właściwie była jej ta informacja?
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Sob Paź 17, 2015 4:13 pm
Rabastan był doprawdy zaciekawiony tą dziewczyną. Fakt, że w końcu mógł poznać osobę, o której słyszał tyle różnych opinii był doprawdy intrygujący. Co prawda plotki nie były szczególnie chwalebne, ale Lestrange przeważnie je ignorował. Większość z nich bowiem krążyła w okół prymitywnego faktu, a mianowicie, że Mercedes jest z pochodzenia szlamą. Młodzieńca nieszczególnie obchodziło jej rodowód, nie po tym oceniał kobiety. Liczyło się ich wnętrze, gdyż każda była inna, każda wnosiła coś innego do jego życia. Nurtowało go następujące pytanie. Co ofiaruje mu rudowłosa gryfonka.
Gdy zaczęła przyglądać się jego twarzy uśmiechnął się do niej raz jeszcze po czym uprzejmie i bez słowa sprzeciwu pozwolił jej kontynuować ową czynność. Nie mógł zabronić jej podziwiania jego urody, która z pewnością mogła ją zainteresować.
Mercedes... piękne imię. - pomyślał po czym, niewiele myśląc, otworzył usta i z delikatnym półuśmiechem wyrzekł swe myśli na głos. Nie była to jednak pusta pochwała, która miała na celu zmiękczenie nieufności dziewczyny. Mówił szczerą prawdę, jej imię naprawdę mu się spodobało. Tak samo zresztą jak jej uroda, tak bardzo różna od chłodu, który bił od jego "ukochanej".
-Rozumiem, doprawdy przykro mi to słyszeć. Ktoś taki jak Ty nie powinien być traktowany w taki sposób... Jeśli mógłbym jakoś pomóc nie krępuj się i mów. Być może wspólnie uda nam się zaradzić tej sytuacji. - rzekł po czym przymknął na chwilę oczy. Krótka przerwa, chwila zadumania przed następnym krokiem. Nie chciał się pomylić, gdyż Belanger okazała się dość ciekawą partnerką rozmowy. Zajmowała jego umysł na tyle, aby chociaż na chwilę zapomniał o Caroline. To było już nadto.
-Ja? Cóż, to dość proste. Mam dość tego tłumu, tych nędznych ludzi, którzy przesiadują w Wielkiej Sali. Każdy uważa się za lepszego od pozostałych, ale tak naprawdę wszyscy są siebie warci. Każdy jest zakłamanym i zakompleksionym dzieciakiem, który rozpaczliwie stara się zdobyć akceptację innych ludzi. Nikt z nich nie może równać się chociażby z Tobą moja droga. Jesteś warta więcej niż każdy uczeń siedzący obecnie przy obiedzie Mercedes. - po tych słowach przybrał łagodny wyraz twarzy i posłał jej najcieplejszy jak do tej pory uśmiech. Prawdę mówiąc obawiał się, że przesadził ze swym wywodem, ale pozostawała nadzieja, szansa na to, że rudowłosa się nie zorientuje. W zasadzie nie powinna, Lestrange był doskonałym aktorem. Mówił z pełnym przekonaniem, jak gdyby święcie wierzył w swoje słowa. Jednakże... czy on naprawdę kłamał? Belanger okazała się miła i całkowicie naturalna. Naprawdę daleko jej było do fałszywych szczurów, które znajdowały się 2 piętra pod nimi. Była doprawdy ujmującą osóbką, zdołała zaskarbić sobie ciekawość ślizgona w zaledwie kilka minut.
Mercedes Bélanger
Gryffindor
Mercedes Bélanger

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Sob Paź 17, 2015 6:15 pm
Mercedes zamrugała, wsłuchała się w jego słowa z uwagą, po czym zalało ją przeogromne poczucie winy. Była niewinna jak nieobsrana łąka. Szczególnie, gdy szło o takie sprawy jak romanse i flirty, więc zrozumienie ukrytego przekazu znacznie przerastało jej dość okrojone możliwości w tymże zakresie.
Oh, zdawało się, że Rabastan miał ją teraz za kogoś obarczanego winą bez wyraźnego powodu, a w rzeczywistości... no cóż, może faktycznie to nie ona narozrabiała w Wielkiej Sali, ale przecież dobrze wiedziała w co się miesza, kiedy pierwszy raz zagadała na korytarzu poltergeista. Irytek nie słynął z uprzejmości i wyrozumiałości. Nawet ona była w stanie to pojąć. Tylko, że... chciała widzieć w nim coś więcej. Coś, czego on nie chciał dostrzec. W ten sposób doszło do tej totalnej katastrofy zwieńczonej wysyłaniem do rudzielca pogróżek sowią pocztą.
- To naprawdę uprzejme z twojej strony, ale wydaje mi się, że muszę rozprawić się z tym sama. Sama to zaczęłam i sama to zakończę. Tego wymaga ode mnie sytuacja... a może to ja tego od siebie wymagam? Nieistotne. - westchnęła lekko. - Od dawna nie spotkałam Ślizgona, który skierowałby w moją stronę tak miłe słowa. Gdzieś się ukrywał przez ostatnie pięć lat? - zapytała dość zadziornie, rozpogadzając się lekko, chociaż wciąż widać było, że ostatnie wydarzenia nie odbiły się zbyt pozytywnie ani na jej nastroju, ani na wizji postrzeganiu świata. Wciąż była tą samą, ciepłą kluchą, ale teraz zaczęła nabierać do niektórych lekkiego dystansu. W większości przypadków uzasadnionego.
- To straszne. To co mówisz... - powiedziała zaskoczona jego przesączoną negatywnymi emocjami wypowiedzią. - Wiesz, wszyscy jesteśmy jeszcze bardzo młodzi, tak młodzi... a młodzi ludzie lubią robić głupie rzeczy. - urwała na moment - Młodzi ludzie potrafią być okrutni, naprawdę okrutni. Takich ludzi właśnie powinniśmy wspierać i kochać. Ci, którzy tego nie potrafią -  najbardziej tego potrzebują.
Czy nie zboczyła troszeczkę z tematu?
Być może. Trochę bardzo.
Nic nie szkodzi.
Potrzebowała to sobie powiedzieć. Potrzebowała to sobie wyjaśnić. Dlaczego robiła tak głupie rzeczy... i dlaczego ciągle o tym myślała.
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Pon Paź 19, 2015 11:52 pm
Zewnętrzny spokój, jaki Rabastan ukazywał Mercedes z pomocą jednej ze swych masek nie był do końca szczery. Tak naprawdę z początku był całkowicie fałszywy. W chwili wejścia do sali, w której ktoś już przebywał opanowała go wściekłość. W pierwszej chwili miał ochotę rzucić w nieznajomą jakimś zaklęciem, obrazić ją... cokolwiek, byle tylko wyrzucić ją i zostać tutaj samemu. Chciał zapalić, pragnął chociaż chwili samotności, czasu tylko dla siebie. Nie było to możliwe przy Caroline, gdyż przy niej jego umysł musiał działać na pełnych obrotach jeśli chciał wyjść z ich rozmów bez szwanku. Rockers może i była jego małą laleczką, ale nie można było stwierdzić, że była niegroźna. Właśnie te muchy, które są uwięzione w pajęczej sieci wierzgają najmocniej, rozpaczliwie próbując uratować życie. Tak samo było w przypadku jego narzeczonej.
Teraz jednak, przynajmniej na chwilę, zdołał zapomnieć o swoim utrapieniu. Okazało się bowiem, że ta niepozorna osóbka, której tyle zarzucano okazała się naprawdę interesująca i... uspokajająca. Poczuł się przy niej niczym za dawnych lat, gdy bawił się kobiecymi uczuciami. To był stary Lestrange, ten, który zawsze miał w szachach przewidziane dwadzieścia ruchów do przodu.
-Rozumiem... jeśli tak właśnie chcesz to uszanuję swoje słowa. Pamiętaj jednak, że w razie potrzeby służę Ci mym ramieniem. Czasem druga osoba jest doprawdy niezbędna, aby przetrwać burzliwe chwile naszego życia... - po tych słowach zamilkł zaskoczony tym co właśnie usłyszał. Chyba przez naprawdę długi okres czasu nie miał kontaktu z normalną kobietą, która nie czyha na jego życie, gdyż momentalnie się uśmiechnął słysząc dalszą część zdania. To było naprawdę... miłe.
-Cały czas nieopodal Ciebie moja droga, ale niestety dopiero teraz skrzyżowały się nasze drogi. Teraz jednak dostaliśmy okazję zapoznania się z czego jestem bardzo rad. Jesteś naprawdę interesującą osobą i z chęcią poznałbym Cię bliżej... o ile oczywiście mi na to pozwolisz. - przesada... Chłopak po raz drugi przyłapał się już na otwartości i wylewności. Nie mógł sobie pozwolić na zaprzestania masek, nie chciał. Wszelakie oznaki słabości mogłyby zostać wykorzystane przeciw niemu, a do tego nie miał najmniejszego zamiaru dopuścić.
-Okrutni ludzie zasługują na karę moja droga. Nie powinnaś pobłażać każdemu, kto Ci ubliża, nawet jeśli jest młody. Nie powinnaś się korzyć przed nikim, gdyż nie jesteś od nikogo gorsza. Pochodzenie nie przekreśla Cię w żadnej sprawie moja droga. Jak już mówiłem jesteś niezwykła i nie powinnaś o tym zapominać.
Ponownie przesadził. Czy to źle?
Tak. Ale cóż poradzić? To, co powiedział nie mogło już zostać wycofane.
Sponsored content

Znikająca Sala - Page 4 Empty Re: Znikająca Sala

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach