Go down
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Pon Gru 25, 2017 5:47 pm
|Z mojej strony, chciałabym powiedzieć, że nie skłaniam się raczej ku pełnej samowolce przy pisaniu na eventach. Co innego byłoby, gdyby MG określił, jakie mamy pole manewru, ewentualne granice ruchów, ilość możliwych wyprzedzających akcji, coś takiego, ale tego nie zrobił. Nie dostaliśmy informacji, na ile możemy sobie pozwolić. Równie dobrze, mogę nieświadomie napisać coś zupełnie głupiego, co nijak nie zgadza się z rzeczywistością, jaką planuje wykreować Mistrz i... Co wtedy? Dostanę nagły przykaz skasowania połowy postu albo MG w swoim całkowicie zaprzeczy mojej wizji? Myślę, że wszyscy uczestnicy w pierwszej kolejności potrzebują konkretów, istotnych informacji, ale nie takich spoilerujących akcję, broń Merlinie. Wtedy akcja będzie posuwać się lepiej. mam coś!


Nadal będąc w niemałym szoku z powodu tak bezczelnej kradzieży buta, a także oplucia ich przez żabiomałpiopodobne stwory, była w stanie przyglądać się tylko działaniom towarzysza, który najwyraźniej postanowił podjąć się walki o jej własność, swój honor, sprawiedliwość czy coś z tych rzeczy. Nieistotny był zresztą powód rzucenia kilku czarów w kierunku istot, ponieważ to efekty miały znaczenie i... Cóż, aurora by raczej naprawdę z niej nie było, ponieważ nie miała okazji rzucić ani jednego zaklęcia, chwilę później znowu trzymając element garderoby, z którym prawie już się pożegnała.
- Wielkie dzięki. - Uśmiechając się przelotnie do chłopaka, postanowiła założyć odzyskane obuwie, poprawiając je jednocześnie także na drugiej stopie. W końcu nie chciała znowu go stracić. - Zastanawia mnie, czy wszystkie magiczne lasy są takie... Ciekawe. - Dopowiedziała cicho, nie chcąc znowu nakierować na nich żadnego stwora. Mimo że małpożaboloty poszybowały w niebo, istniało dosyć duże prawdopodobieństwo, iż miały powrócić lub - co gorsza - mogło na nich czyhać coś innego. Otwierała przy tym już nawet usta, by spytać, dlaczego ich odnosiło się zaledwie do niej i Jamesa, skoro dobrze widziała, że z kimś wędrował, jednakże chłopak ubiegł ją w swoim wyjaśnieniu.
- Wszystko z nią w porządku? - Spytała, interesując się wpierw wspomnianą przyjaciółką, dopiero później spoglądając zaś na niezbyt zachęcająco wyglądającą miotłę. Nim jednak odniosła się do propozycji lotu, dodała jeszcze. - Ja też przyszłam tutaj w towarzystwie, ale się rozdzieliliśmy. Sama nie do końca wiem, jak dawno temu. Czas tutaj płynie tak... Powoli. - Niezależnie od tego, jak ufna była zazwyczaj, nie wiedziała, czy powinna wspominać o powodzie swojego pobytu w tym miejscu. Zdecydowanie nie chciała jednak dłużej przebywać samotnie w tym miejscu, więc - z pewną wątpliwością wyczuwalną w głosie - zgodziła się na podróż na miotle nad polem. Z dwojga złego, było to lepsze od spędzenia wieczności na próbach wykonania faktycznego ruchu. Wsiadła więc na miotłę za chłopakiem, łapiąc się go i zdając się na jego umiejętności lotnicze.
Mimo że jeszcze w szkole przez dłuższy czas grała na pozycji ścigającej, nie do końca pamiętała, kiedy ostatnio siedziała na miotle i było to dosyć dziwne uczucie. Naprawdę lubiła odbijać się od ziemi, fruwając w powietrzu, jednakże jakoś nie miała ku temu okazji. Być może teraz miało się to zmienić, ponieważ na co dzień miała do czynienia z prawdziwym fanem Quidditcha - jakim bez wątpienia dało się nazwać energicznego, entuzjastycznego Ezrę - z którym naprawdę lubiła się bawić. Obecny lot z pewnością nie był jednak zbytnio zabawny, choć w normalnych okolicznościach może roześmiałaby się z poziomu absurdu, jaki osiągnęli.
Wiatr rozwiewający jej włosy, prąd powietrza odczuwalny na twarzy, bardzo znajome wrażenie lekkości i szybkości... Gdyby nie to, iż ich lot wyraźnie coraz bardziej się obniżał, pewnie nawet czerpałaby z tego satysfakcję. W tej sytuacji przytrzymała się jednak Jamesa mocniej, nie mogąc powstrzymać się przed spojrzeniem w dół. Z początku wcale nie było aż tak kiepsko, lecz już zaledwie kilka chwil później poczuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Nieco absurdalne, czyż nie? Tyle godzin spędziła wcześniej w powietrzu, ale dopiero w tym momencie poczuła prawdziwy lęk przed wylądowaniem na samym dole wspomnianej przez chłopaka przepaści.
Dopiero jego słowa - tak nieoczekiwane i odbiegające od tematu ich aktualnego położenia - sprawiły, że odwróciła wzrok od swoich butów, mrugając kilka razy, by stwierdzić, iż faktycznie, to było prawdopodobne. Mogła podejrzewać, że się znali, bo wyglądali na osoby w podobnym wieku. Pomyślała o tym jednak dopiero wtedy, kiedy sam wspomniał o dziewczynie mającej na tyle charakterystyczne imię i nazwisko, że prawdopodobieństwo pomylenia osób było raczej nikłe. Podjęła więc temat, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co było słychać u Dorcas. Nie widziały się przecież od dłuższego czasu.
- Mam młodszą kuzynkę o imieniu Dorcas. - Stwierdziła, przygryzając usta i myśląc o tym, co mogło być dostatecznie charakterystyczne dla Dory, aby dało się stwierdzić, że chodziło o tę samą osobę. - Pracuje w Dziurawym Kotle. - Zastanawiając się przez moment nad tym, co praktycznie odruchowo przyszło jej na myśl, nie dopowiedziała jednak ostatecznie o nie tak bardzo dawnym porzuceniu szkoły przez dziewczynę, gdyż... Cóż, nie zamierzała oceniać młodszej Meadowes i to nie tylko ze względu na własną przeszłość - sama przecież nie ukończyła Hogwartu, odchodząc ze szkoły przed końcem ostatniego roku nauki - lecz także pewnego rodzaju dyskrecję tudzież szacunek.
Nie dopowiedziała zresztą nic więcej, zwyczajnie nie mając na to okazji, bo opadająca miotła zaczęła jeszcze bardziej się schodzić w dół, a wstrząsy sprawiły, iż Meadowes musiała skupić się na tym, by zostać na miejscu. Spadnięcie w przepaść jakoś dalej jej się nie widziało. Z dwojga złego, wolała już nagle ogarniającą ich ciemność i odczuwalną prędkość, która nawet dla totalnego laika w lataniu zdawałaby się raczej zbyt duża, by mogli bezpiecznie wylądować. Nie wspominała jednak o tym, nie chcąc rozpraszać Jamesa i... Nie mając na to zbytnio czasu, ponieważ byli już zdecydowanie zbyt blisko... Drzew... Ziemi... Cóż, kraksy. Moment później dosyć pokracznie lądując w - całe szczęście - miękkim mchu niedaleko dziewczyny, która najpewniej była towarzyszką chłopaka.
- Wszystko w porządku? - Jęknęła, zwracając wzrok na Pottera, gdy podnosiła się na nogi. Tym razem to ona wyciągnęła rękę w jego kierunku, mimo poobijania, nie mogąc powstrzymać się przed uśmiechem. - To dopiero był lot, co? - Mrugając do niego okiem, spojrzała na uśpioną blondynkę, zastanawiając się, jakim cudem ta nie obudziła się przez hałas i łomot miotły, która... Odleciała, zostawiając ich - dosłownie - w lesie. Aly ponownie zamrugała, tym razem jednak w zdezorientowaniu, po czym znowu przeniosła wzrok na śpiącą królewnę... Nieoczekiwanie zaczynając chichotać.
To wszystko było po prostu tak absurdalne, że aż w pewnym sensie śmieszne. Oczywiście, głośne zachowanie raczej nie było wskazane, ale cichy śmiech mimo wszystko wydostał się spomiędzy warg Alyssy, która w takim stanie podeszła do blondynki, chcąc sprawdzić, czy wszystko było z nią w porządku. Nie chciała tak po prostu jej budzić, jednakże musieli ruszyć się z miejsca, więc delikatnie potrząsnęła dziewczynę za ramię. Kiedy ta zaś wstała i jasne stało się, że powinni wybrać kierunek dalszej drogi, tajemnicza przepaść zdawała się być najbardziej przyciągająca.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Wto Gru 26, 2017 8:41 pm
Czy wszystko z Nath w porządku? Cóż, to było dobre pytanie…
- Mam taką nadzieję – odparł pocierając się po skroniach, również był niemało skołowany całą tą sytuacją – Też mieliśmy małą przygodę… - streścił, nie chciał jej zdradzaj szczegółów, bo wtedy to już za żadne skarby nie wsiadłaby na tę miotłę, a gdyby jednak się zdecydowała to tylko przysporzyłoby jej to dodatkowych obaw, kikut po miotle wyglądał już wystarczająco niezachęcająco.
Kiwnął jedynie głową na wieść, że również nie przybyła tu sama i już po chwili lecieli nad falującym urwiskiem.
- Jaki ten świat… MAŁY!!! – skwitował przeciągając ostatni wyraz tak długo, że zdążyli w tym czasie dosłownie wyrwać się z objęć przepaści, ze świstem wlecieć pomiędzy drzewa, przeprawić się pomiędzy nimi szalonym slalomem i wylądować tyłkami na miękkim mchu. Na szczęście Nathalie dalej była w miejscu w którym ją zostawił, w dodatku drzemała sobie w najlepsze, więc niemały kamień spadł z serca Jamesowi, gdyż miał wrażenie, że dziś był zdolny do podejmowania niesamowicie pochopnych i głupich decyzji.
- W najlepszym, a u ciebie? – odparł, lubił takie ekstremalne loty, ale w zaistniałej sytuacji głupio byłoby się do tego przyznać. Pożegnał odlatującą, sfochaną miotłę, trochę głupkowatym, ale już nie zdziwionym spojrzeniem i przeniósł wzrok na wyciągniętą w jego stronę dłoń, a chwytając ją, na właścicielkę tej dłoni – Niesamowity! – dodał uradowany, a w jego oczy wstąpiły radosne ogniki. Coraz bardziej lubił tę pannę Meadowes! Reakcja na ten szalony lot dała jej co najmniej plus dwadzieścia do fajności i zaufania, więc gdy Nath wstała i nagłe zawroty głowy połączone z mdłościami wykluczyły ją z możliwości uczestnictwa w dalszej wyprawie, James nawet nie zawahał się na propozycję Alyssy. Okazało się, że była uzdrowicielką i mogła pomóc Powell. Zaproponowała by się teleportowali z tego przedziwnego miejsca, ale James, który na teleportacje miał niemała alergię i… jakby to powiedzieć… honor po prostu nie pozwalał mu się poddać, postanowił że zostanie. Bez oporów oddał Nathalie pod opiekę Alyssy i pozwolił rzucić na siebie zaklęcie uzdrawiające, bo chociaż udawał bohatera jak mało kto, z pewnością nie wyglądał najlepiej i wcale też nie czuł się dobrze po tym wszystkim co przeszli do tej pory. Przed pożegnaniem wymienili się jeszcze namiarami, by po wszystkim móc się ze sobą skontaktować i po chwili James został już całkowicie sam. Tak, całkowicie, gdyż nawet wszystkie postaci znad rzeczki gdzieś się wyniosły, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo miał słaby wzrok, a brudne okulary wcale nie pomagały.
Obmył się pobieżnie w rzeczce i miętosząc w dłoni sznurek który wyciągnął z kieszeni zaczął zastanawiać się co powinien właściwie teraz zrobić. Ciągnęło go w stronę przepaści, ale właśnie… przepaść. Nie miał już miotły, więc jak miałby sprawdzić co znajduje się na jej dnie? Zacisnął na palcu pętelkę i… wtedy go olśniło. Przecież miał sznurek! Nagły przypływ energii i adrenaliny sprawił, że różdżka sama wskoczyła mu w dłoń, a zaklęcie przerwało ciszę:
- Engorgio – utrzymywał je tak długo, aż sznurek… a właściwie już lina, wydawała mu się wystarczająco długa i gruba. Przywiązał ją do jednej z solidniej wyglądających sosen na skraju lasu, a drugi jej koniec spuścił w przepaść. Nim zaczął schodził w dół, przez dłuższą chwilę przyzwyczajał wzrok do ciemności jaka tam panowała. Zastanawiał się nad użyciem zaklęcia, dzięki któremu ciemność ta nie stanowiłaby już dla niego przeszkody, ale zaklęcie to nawet w normalnych warunkach kosztowało go sporo energii, a zdążył się już przekonać, że tu magia kosztowała dużo więcej.
- Lily mnie nie chce… Co mam niby do stracenia? – rzucił jeszcze sam do siebie na zachętę i po kilku szarpnięciach liny, zaczął schodzić w dół.
Miał wrażenie, że postarzał się tu o jakieś pięćdziesiąt lat, a podróż w dół trwa wieki. Poranił sobie całe dłonie, a napocił się przy tym jakby co najmniej uprawiał jakieś sumo. W marnym świetle widział swój powrót tą samą drogą, ale co poradzić, w końcu nigdy nie zaprzeczał, był jeleniem, jak widać w każdym tego słowa znaczeniu.
Dno przepaści przywitał wręcz histerycznym śmiechem i znowu kilka minut poświęcił na odpoczynek. Zaklęciem Lumos rozświetlił trochę swoje otoczenie, którym okazała się sucha, wypłowiała ziemia, z gdzieniegdzie wystającymi kępami cierni. Mało to zachęcające, ale gdzieś w oddali dostrzegł światło, a przynajmniej tak mu się wydawało, więc nie wiele myśląc, postąpił tak jak właśnie nie powinno się robić i poszedł w jego stronę.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Wto Sty 02, 2018 5:37 pm
Stworzenie nawet nie poczuło jak próbujesz stawiać opór, Erin.  Kiedy znaleźliście się 'po drugiej stronie', jego ciemne oczy zdawały ci się zlewać z tłem.
- Miejsce. Prawda. Mieszkać - odpowiedział ci cicho, dość spokojnie, zupełnie jakby ten widok go odprężał. - Tu. Prawdadziwe.
W tych ciemnościach ciężko było ci cokolwiek dostrzec. Znowu na ciebie spojrzał i zamachał tak owłosionymi rękami jakby chciał ci powiedzieć byś tam nie szła, aż w końcu zrezygnował.
- Skrót. Z tamtej. Dobrze. Będzie dłużej - przemówił ponownie i pociągnął nosem. - Ogrzać?
W tym samym czasie  upewniłaś się, Marjorie, że z Nathalie jest wszystko w porządku. Może spojrzała na was trochę zdezorientowanym, nawet lekko przestraszonym spojrzeniem, ale na całe szczęście wydawała się być całkiem zdrowa; no może oprócz nagłych zawrotów głowy i mdłości, gdy tylko się podniosła.
Twoje zaklęcie zadziałało, James i sznurek zamienił się w całkiem niczego sobie linę. Sosna trzymała się całkiem dzielnie, być może była nawet mocniejsza niż jej odpowiedniczka stamtąd skąd przybyli. Zejście w dół trochę trwało, lina czasem drgała, ale jako że szedłeś całkiem spokojnie i ostrożnie, wytrzymała.  Kiedy znalazłeś się na dole, mogłeś odkryć, że miałeś szczęście, bo powiększony, a właściwie wydłużony sznurek w kilku miejscach zaczynał pękać. Dzięki Lumos dostrzegłeś mnóstwo kamieni na tej suchej, nieprzyjaznej ziemi, a także drugą część rzeki, która właściwie opadała do niewielkiego jeziora - na twe bystre oko, dość głębokiego. Robiło to wrażenie. Wokół znajdowało się kilka całkiem sporych głazów, które zdawały się oddzielać jezioro od reszty terenu. Było tutaj całkiem sporo przestrzeni, z twojej lewej i za tobą znajdowały się kamienne ściany. To co znajdowało się przed tobą nie było jeszcze widoczne - teren najwyraźniej się ciągnął dalej, tak samo z prawej strony.  Lumos okazał się być bardzo pomocny, dzięki temu uniknąłeś przeszkód, które czaiły się na ziemi.  Zanim znalazłeś się tam, gdzie było światło, szedłeś przynajmniej dziesięć minut, po drodze nie widząc niczego nadzwyczajnego. W końcu odkryłeś, że to co świeciło w ciemnościach to była ledwo trzymająca się w swym żelaznym, zardzewiałym uchwycie pochodnia. Pochodnia, która oświetlała potężne, ciemne drzwi na którym czas odbił swe oblicze.  Jeśli dobrze się przyjrzałeś, mogłeś zauważyć że są podzielone na trzy części. Przy pierwszej z nich, czaił się napis runy, przy drugiej cyfry a przy trzeciej niedokończony napis - zwier. Jeśli nie zgasiłeś zaklęcia Lumos, gdy spojrzałeś na trzecią część to coś na ciebie ryknęło, jeśli zgasiłeś to panowała kompletna cisza.
W drzwiach brakowało klamki, nie było nawet zamka, ale podświadomie czułeś, że to są właśnie drzwi, a nie coś innego.


James Potter: -8 PŻ

~
Erin - spokojnie w tej turze dotrzesz do innych, jeśli taka będzie twoja wola.
Marjorie, James - nie wiem w końcu jak jest, czy przeszłyście z Nathalie na drugą stronę czy też nie, bo końcówka posta Marjorie mnie myli, tak samo jak to, co w swoim poście zawarł James. Dlatego prosiłabym by w kolejnym było to jakoś lepiej zaznaczone, gdzie Marjorie i Nathalie w końcu są i czy w ogóle przeszły i potem sobie wróciły, czy w ogóle nie przeszły i teraz są po tej stronie, gdzie widać pole a nie przepaść.
James - jeśli będzie potrzebował mapy, daj znać to zrobię. Ogólnie jeśli zamierzasz przyglądać się choćby ziemi wokół drzwi to znajdziesz pęknięte na pół tabliczki z runami. Jest ich pięć, choć na oko w tej pierwszej części drzwi miejsca jest na cztery - to łatwo wychwycić. Druga część, wydaje się być czysta. Trzecia jest dziwna, jeśli poruszysz czarującą ręką w jej okolicy to poczujesz wibracje.

Podaję rzeczy by nie przedłużać.

Jeszcze odpowiem na komentarz Marjorie.
Rozumiem, przy czym ten event poniekąd na tej samowolce miał polegać, przynajmniej takie było moje założenie po eventach, gdzie zdarzyło mi się "popychać" czyjeś postacie by coś zrobiły, wykorzystały sytuację, etc.  Pola manewru jako takie nie było, zwłaszcza że zgłosiło się 10 postaci, o ile dobrze pamiętam i pod te 10 postaci tworzyłam tak... rozległe miejsce? Pole manewru to była, dla mnie, każda lokalizacja, którą każdy mógł potraktować po swojemu, a ja ewentualnie chciałam coś dodać by urozmaicić te wasze wizje, sprawdzić jak wam to pójdzie. Nigdy nie określam granicy ruchów i nigdy się z czymś takim nie spotkałam, przynajmniej jeśli chodzi o eventy z MG, bo w pojedynkach to już się zdarzyło. Nawet podczas grania w papierowe RPG-i; jedyne ograniczenie to był albo czas albo nie wiem specyfikacja danego pomieszczenia. Ale czas to raczej norma jak się gra na żywo, przy stole.  Jak dla mnie mogliście zrobić nawet 5 akcji podczas posta, nie krzyczałabym, nie karała za to, zwłaszcza jak byłoby to dobrze rozegnane, a potem inni mogliby się do tego jakoś odnieść. Jeśli coś by zgrzytało, naprostowałabym to swoim postem bez potrzeby usuwania, zmieniania. Pytanie co rozumiesz przez głupie. Rozwalenie jakiejś ściany, której nie było w "scenariuszu"? Nie widzę problemu, przecież taka ściana mogła być, co innego jakbyś próbowała wysmarować się przyprawami i odpalić cygaro, którego nie masz - to inna kwestia. Przyjmujesz że w lesie odkryłaś jaskinię smoka? Śmiało, ale może  być  tak, że to halucynacje wywołane przez dziko rosnący kwiat i żadnego smoka nie ma, a ty atakujesz drzewo i dopiero później to odkrywasz. Może jest w tym coś, tylko ja czasami nie wiem, co gracze rozumieją przez istotne informacje czy też konkrety, bo np. dla mnie może wydawać się to oczywiste, ale dla kogoś innego nie. Znowu podam przykład papierowego RPG-a. Moja drużyna zrobiła coś kompletnie innego niż przyjął sobie MG. Co zrobił MG? Albo uznał, że coś tam było, ale nic istotnego, albo zrobił jakiś zaułek, cokolwiek.  A to że gracze mają swoje wizje to rzecz, przynajmniej dla mnie, normalna, tak jak i to, że wizje te mogą zostać podważone, jakoś zmienione podczas trwania eventu.
No i Mistrz Gry nie czyta graczom w głowach by wiedzieć jak oni tam swoje postacie widzą, z czego są dobre, jakie obszary obejmuje ich wiedza - czy wiedzą wszystko o roślinach leczniczych czy może wiedzą wszystko o zielarstwie, jako takim, ogólnym. Zawsze jak się wyłapie takie błędy w postach Mistrza, można do niego zagadać, powiedzieć co i jak, coś zaproponować ;)
I żeby nie było, nikogo nie atakuję, zdaję sobie sprawę, że też moje prowadzenie eventu może nie być dla Was satysfakcjonujące ^^' Wybaczcie za tak długą wiadomość, ale chciałam to pokazać też ze swojej perspektywy.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Sob Sty 13, 2018 10:26 pm
Alyssa z Nathalie teleportowały się nim James przeszedł na drugą stronę. Wcześniej Aly przekazała Jamesowi odrysowane runy i potraktowała go jednym z zaklęć dodających żywotności.
__________

Chwilę przyglądał się ogromnej tafli jeziora do której wodospadem wpadała znana mu rzeczka. Robiło wrażenie, szczególnie w tej mrocznej scenerii. Prawie czuł jego bezkresną głębię, ale za żadne skarby nie chciał sprawdzać czy oby się przypadkiem nie myli. Już na górze strumyk odwalał jakieś farmazony, aż strach pomyśleć co zaczęłoby dziać się tutaj.
Tak więc, oświetlając sobie drogę zaklęciem Lumos, ruszył przed siebie wymijając uprzednio ogromne głazy leżące na brzegu jeziora. Postanowił zbadać źródło światła, trochę powęszyć i jak nic konkretnego nie znajdzie, wrócić. Czasami przez głowę przelatywała mu nieznośna myśl, że zachowuje się w sprzeczności z jakimkolwiek rozsądkiem, ale odczuwał przy tym również dziwny spokój, coś na wzór będzie co ma być i obojętność, na to czy wyjdzie stąd cało czy nie, jakby nie miał niczego do stracenia.
Światłem w mroku okazała się wysłużona pochodnia, a towarzyszyły jej równie wysłużone drzwi. Tak, drzwi. Tylko drzwi. W powietrzu. Bez ścian. Bez klamki. Ale zdecydowanie były to drzwi.
- Och… - mruknął, znowu poświęcając chwilę na przetrawienie obrazu malującego się przed jego oczyma. Na dziewięćdziesiąt procent był pewny, że śni. Często zdarzały mu się świadome sny, a to co się właśnie działo… wydawało mu się coraz mniej prawdopodobne by mogło wydarzyć się w rzeczywistości. Może powinien odstawić trawę od hipisa?
Obszedł je dookoła, bacznie się im przyglądając. Składały się z trzech części, a gdy się już z nimi zaprzyjaźnił i stanął przed ich frontem, dostrzegł, że każda z nich ma wyryty napis.
Runy. Runy… Coś już dziś z tymi runami było… Ach, tak! Złapał się za kieszeń w której znajdowały się odrysowane przez Alyssę znaki. Czy mogło chodzić właśnie o nie? Pochylił się nad szkicami panny Meadowes, przyświecając sobie do tego różdżką i nagle coś przykuło jego uwagę na ziemi. Znajdowały się tam popękane tabliczki, a gdy trącił je butem, dostrzegł, że wyryte są na nich runy podobne do tych od Alyssy.
Przystąpił więc do akcji, zaczynając od słowiańskiego przykucu, a kończąc, na ułożeniu z popękanych tabliczek wzoru jak na rycinie. Serce biło mu szybciej, gdy po chwili umieścił całość na drzwiach, w wyżłobionym miejscu zaraz pod napisem. Przeczekał dokładnie długość jednego pełnego oddechu sprawdzając, czy nic się nie stanie, ale coś mu podpowiadało, że klucz do tych drzwi stanowią uzupełnione wszystkie części, przeszedł więc do kolejnej, przyświecając sobie napis zaklęciem.
Cyfry. Jęknął. Czy może tu chodzić o cyfry z kamieni w rzece? Przyjrzał się dokładnie tej części, dotykając jej powierzchni opuszkami palców. Delikatne zagłębienia nie były tak wyraźne jak w przypadku pierwszego fragmentu, gdzie tabliczki wręcz prosiły się o ich umieszczenie wewnątrz. Odetchnął. Te ogromne głazy w życiu by się tu nie zmieściły. Nie przyszło mu do głowy, by je zbierać, więc gdyby teraz się okazało, że musi po nie wrócić… Ni cholery! Pewnie mógłby przypomnieć sobie ich kolejność w rzece, ale sam powrót wydawał mu się niemożliwy.
- 5,10,2,4,7,9,3,6,8,1 – wymienił sobie szeptem, sprawdzając, czy rzeczywiście był w stanie to zrobić – Hm - pokiwał sobie głową z uznaniem i przeszedł do kolejnej części.
Zwier. Zwier… Zwieracz? Zwierzać? A może zwierzę?
- Zwier… - przeczytał na głos mając nadzieję, że może z czymś mu się to skojarzy. Bezskutecznie jednak. Przysunął różdżkę chcąc przyjrzeć się uważniej powierzchni tej części skrzydła i poczuł dziwne wibracje w powietrzu, ale nim nawet zdążył się zastanowić o co tu chodzi, nagle coś ryknęło z drzwi w jego kierunku, a on automatycznie odskoczył do tyłu, przy okazji potykając się o pozostałe połamane tabliczki z runami i lądując na zeschniętej ziemi z sercem w gardle.
__________
58PŻ + 10 (zaklęcie Alyssy) = 68 PŻ
Erin Malfoy
Slytherin
Erin Malfoy

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Sty 21, 2018 10:41 pm
Szła dość spokojnie, ale nie wolno. Cóż, może lepsze określenie to, na tyle szybko na ile pozwalały jej buty. Jak ona bardzo chciałaby teraz jakieś płaskie obuwie. Kto to wymyślił wybierać się do lasu w obcasach?
Cały czas stworzenie szło obok. Póki co nie widziała jakichś konkretnych reakcji z jego strony. Dopiero po dłuższej chwili marszu, jego wzrok na czymś mocno się skupił. Spojrzała w tamtym kierunku i aż się zatrzymała. Gruba lina, spuszczona w dół. Podeszła do krawędzi i spojrzała, choć nie liczyła na nic konkretnego, w końcu nie widziała z a dobrze nawet metr przed sobą. Dziwne, że ten włochaty tak dobrze się tu czuł. Wcześniej wokół nich było dużo przyjemniej.
- Co tam jest? - Rozważała nawet zejście na dół. W końcu droga przed nimi wciąż się ciągnęła, dziewczyna nie wiedziała jak długo jeszcze będą tak iść bez sensu.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Sob Lut 03, 2018 3:25 pm
Zmienię trochę to z tym 'teleportowaniem', żeby po prostu nie było już dla dziewczyn żadnych skutków.
~
Marjorie pomogła Nathalie, po czym obie ruszyły na poszukiwanie ścieżki. Na szczęście nie było to takie trudne, różdżka też im sporo pomogła. Po drodze spotkały Petera z nieprzytomną Ismael. Pokierowały Petera, który postanowił ruszyć dalej i odnaleźć Jamesa. Marjorie próbowała jakoś 'obudzić' Blake, ale niestety żadne zaklęcie lecznicze, które znała nie zadziałało. Po dłuższej wędrówce, natrafiły na przerażoną, poranioną Julie i Marlene, która miała dziwne, błyszczące ślady na ciele, które zdawały się ruszać. Żadne z was jeszcze nigdy nie miało z czymś takim do czynienia. Enzo siedział gdzieś nieopodal, kiwając się na boki, z jego głowy sączyła się krew, ale z tym szybko sobie poradziła Meadowes. Po zebraniu wszystkich i włączeniu w pomoc najbardziej potrzebującym, większość grupy opuściła Zaczarowany Las.
W tym czasie, James, byłeś świadkiem niesamowitych widoków. Magia wciąż była niepoznana, nie dająca się łatwo umieścić w znanych ci schematach.  Twoich oczom doprawdy ukazały się przedziwne drzwi, łamiące wszelaką logikę, ale cóż, w tym lesie nie było to raczej niczym dziwnym, czyż nie? Niby sen, ale przecież nawet do nich można się przyzwyczaić.  Marjorie na szczęście, jeszcze przed pójściem, zdołała ci wcisnąć zapisaną korę runami.  Symbole zostały ułożone w ten właśnie sposób: Rzeka Łez - Page 5 UlKJTuK Rzeka Łez - Page 5 O0JwN1D Rzeka Łez - Page 5 ZTTAKMY Rzeka Łez - Page 5 E9TA7XZ. Przez chwilę nie mogłeś uwierzyć, co się właśnie stało, ale runy jakby wtopiły się w drewno i błysnęły krótko, ładnym, ciepłym światłem. Przy drugiej części odkryłeś, że łatwo jest ci myśleć, że twoja pamięć jakby sama podsuwa ci odpowiednie fragmenty wspomnień z dzisiejszego dnia. W momencie, kiedy zacząłeś je wymieniać, cyfry zaczęły pojawiać się w odpowiednim miejscu, w podanej kolejności. Błysnęły i pojawiło się niebieskie światło. Przy trzeciej części zupełnie nie wiedziałeś, co masz robić, ale nic dziwnego, w końcu nie kojarzyło ci się to z niczym szczególnym... prawda? Siedziałeś na ziemi, myśląc co z tym zrobić.
Erin, w końcu zachęcona przez twojego mocno owłosionego kompana, zeszłaś po tej linie tuż za nim. Udało wam się jakoś dostać, choć lina pękła, gdy już byłaś prawie na dole; i tak dziw, że tyle wytrzymała. Na szczęście stworzenie cię złapało, a potem postanowiło. Ruszyliście więc przed siebie i w końcu znaleźliście się przy drzwiach, przy których siedział jakiś chłopak. Stworzenie zaharczało przestraszone, ale w końcu odetchnęło, gdy położyłaś swoją rękę na jego ramieniu, choć musiałaś przy tym stanąć na palcach. Poznałaś chłopaka, w sumie trudno było go nie kojarzyć.
Po odbytej przez was rozmowie, pojawił się również zdyszany i brudny Peter, który ucieszył się na twój widok, James. Wszyscy stanęliście przed drzwiami, jak na razie nikt się nie odzywał, myśląc nad rozwiązaniem tej trzeciej 'zagadki' tajemniczych drzwi. W końcu Peterowi się przypomniało z czym się mu to kojarzy, powiedział wam o tym, co widział z dziupli z Ismael, ale że niestety nie wie, o co dokładnie chodzi i niewiele pamięta. Podał pegaza-jednorożca, węża, orła i rysia, czyli to, co mu powiedziała Ismael, gdy byli w tej przeklętej dziupli. Włochate stworzenie mruknęło kilka razy, poruszyło stopą, zanim się nie odezwało.
- Ja wiedzieć... - wyrzucił nagle z siebie i zaczął chodzić wte i wewte, zanim nie znalazł jakiegoś ładnego kamienia, nie kucnął i nie zaczął rysować.
Po chwili na ziemi pojawił się pegaz, wąż, orzeł, ryś, skorpion, kołkogonek, ognisty krab, ciurek, hipogryf, psidwak.


~
Erin Malfoy: -5 PŻ
Peter Pettigrew: -8 PŻ

Osoby, które już opuściły las, otrzymają podsumowanie w ostatnim poście. Każdego postaram się sprawiedliwie ocenić.

James i Erin: jak w końcu uda wam się rozwiązać sprawę trzeciej części i drzwi się otworzą, wejdziecie do mocno zarośniętej części lasu; trochę jakby las w lesie. Od razu zobaczycie zaniedbaną chatkę, pokrytą mchem. Możecie do niej od razu wejść.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Sob Lut 03, 2018 10:00 pm
Siedział na szarej ziemi i gapił się na drzwi. Powoli zaczynał się irytować i serio mało brakowało by nie zostawił tego wszystkiego i nie wrócił do miasta. Jedyne co go powstrzymywało to fakt, że jakimś cudem udało mu się odblokować dwie trzecie drzwi i wydawało się, że jest o krok od ich otworzenia.
Zwier jednak nie dawało za wygraną. Zdążył zauważyć, że wrota krzyczą na niego tylko wtedy gdy zbliża się do nich z zaklęciem Lumos. Gdy wstał po pierwszym upadku bez różdżki, drzwi pozostały ciche i niewzruszone, nawet dziwne drżenie powietrza przy nich ustało. Przetestował to zjawisko kilkukrotnie by bezapelacyjnie potwierdzić swoją teorię i nawet powrzeszczał sobie na drzwi, ale ciągle coś je blokowało.
Musiał coś przegapić, jakąś wskazówkę w lesie… Pewnie dalej tam się znajdowała, w końcu niekoniecznie musiał na nią trafić. Gdyby nie spotkał panienki Meadowes, lata zajęłoby mu układanie tych tabliczek…
- Och, zwier, czym ty jesteś? – wyszeptał sam do siebie czując, że zaraz wyjdzie z siebie. Ryk podpowiadał mu, że chodziło o jakieś zwierzę, ale na tym jego skojarzenia się kończyły. Co dalej?
Wstał i otrzepał spodnie. Będzie musiał wrócić, przeszukać las i znaleźć odpowiedź, tak, inaczej nie da sobie spokoju. Odwrócił się więc w stronę z której przybył i… zamarł. Kilka metrów przed nim stała blada dziewczyna w towarzystwie… wielkiego kudłatego stwora, który zaharczał jakby wystraszył się na widok Jamesa. No rzeczywiście miał się tu kto kogo bać… James ścisnął mocniej różdżkę w dłoni, ale był bardziej zdziwiony niż zaniepokojony, chociaż… nie, nie był już zdziwiony, dziś już nic nie było w stanie go zdziwić.
- E… Witam? – rzucił, a twarz blondynki wydawała mu się dziwnie znajoma więc dodał – Czy… ja przypadkiem nie widziałem cię w Hogwarcie? Ciebie, znaczy… panienki, bo… chociaż… nie, nie… Hagrid jest mniej kudłaty – podszedł dwa kroki bliżej by lepiej się przyjrzeć jej towarzyszowi, ale ciągle zachowywał bezpieczną odległość – Jednak pokrewieństwa bym nie wykluczył – dodał już bardziej do siebie.
- Jestem James i próbuję otworzyć te oto… Peter? – brudna uhahana mordka jego przyjaciela pojawiła się w mroku. Przywitał się z nim klepiąc go radośnie po plecach i po krótkich wyjaśnieniach wszyscy stanęli przed drzwiami próbując rozwikłać ostatnią zagadkę.
- … dlatego myślę, że chodzi tu o jakieś zwierzę – zakończył swe dotychczasowe spostrzeżenia i niemalże znacząco spojrzał w stronę kudłatego stwora. Nie był pewny jak go ugatunkować, ale tliła się w nim nadzieja, że może on jest w stanie im pomóc. Wtedy jednak odezwał się Peter i opowiedział im o świetlistych gwiazdozbiorach, które dostrzegł w dziupli – Światło! Zwierzęta! Zwier i Lumos… To musi być to!– James przygryzł wargę wytężając swój umysł, a Kudłacz, jak zdążył w myślach nazwać towarzysza Erin Potter, zaczął coś mruczeć i… rzekł, co wykluczyło go z bycia zwierzęciem, że wie o co chodzi, co za ironia.
Rogacz z niecierpliwością czekał aż Kudłacz znajdzie to czego szuka, co okazało się kamieniem, i ukończy rysować na ziemi gwiazdozbiory. Okazał się całkiem dobrym rysownikiem, James natychmiast poznał wzory które tyle razy obserwował na niebie, ale… co dalej?
Stanął naprzeciwko drzwi i wyciągnął różdżkę z Lumosem. Wrota natychmiast zaczęły wrzeszczeć w jego stronę, ale nie zwrócił na to uwagi tylko zaczął kreślić różdżką wzór pegaza. Linie zaczęły błyszczeć, a serce Pottera podskoczyło uradowane. To działa! Następnie przystąpił do węża, jednak gdy tylko postawił pierwszą kreskę, cały wzór znikł, a drzwi zaczęły wrzeszczeć jeszcze bardziej.
Wzór nie był pełny… Czegoś brakowało, tylko czego? Może kolejność była zła?
- Ryk!? – dosłyszał głos z tyłu. No tak… Ryk!
Jeszcze raz narysował pegaza. Linie błyszczały jak za pierwszym razem, a by wypełnić całość, zaryzykował, a co tam, przecież to wszystko mu się śni, co nie?
- IHAHA!!! – zapegaził, a przynajmniej miał nadzieję, że właśnie tak robią pegazy i przystąpił do kolejnego wzoru.
Pomysł okazał się skuteczny, linie nie zniknęły, a nawet wrzask samych drzwi lekko ucichł. Brnął więc w tym dość wstydliwym przedsięwzięciu dalej, wąż – SSSSS! – orzeł – IIIOOO! – o dziwo, zadziałało, ryś – MRAUU! – skorpion, cholera, jak robią skorpiony?! – KRHE! KHRE! – spróbował udawać stukanie ich szczypców, a drzwi najwyraźniej nagradzały dobre chęci, gdyż znaki nie zniknęły gdy zaczął rysować kolejny, kołkoogonek, Merlinie, podobne do świni więc może – CHRUM! CHRUM! – raz się żyje, ognisty krab – KRHE? KHRE? – ciurek – CIURURU! – hipogryf – IIIAAA! – psidwak – HAU! HAU!
A drzwi się otworzyły.
James stał przez chwilę w bezruchu, a w jego głowie dalej dźwięczało wycie drzwi i… jego samego.
- Ekhem… Zapraszam do środka… - przekroczył próg, nie odwracając się do towarzyszy. Ich oczom ukazał się las, a w nim chatka obficie porośnięta mchem. Potter bez zawahania skierował się w stronę drzwi i nie pukając, wszedł do środka z różdżką wyciągniętą przed siebie. Nie był zbyt ostrożny, ale ten cały pokaz totalnie go wykończył i chciał czym prędzej obudzić się z tego dziwnego snu.
Erin Malfoy
Slytherin
Erin Malfoy

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Lut 04, 2018 3:46 pm
Mogła się tego spodziewać. Nie mogła normalnie zejść, oczywiście musiała upaść. Całe szczęście, że ten stworek ją złapał. Pewnie by sobie nogi w tych butach połamała.
- Dziękuję. - Wyplątała się jakoś z jego łap i poprawiła sukienkę. Chyba zacznie częściej chodzić w spodniach, a nuż znów trafi jej się jakąś głupia okazja, a ona będzie miała głupi pomysł by wybrać się w wyjściowym stroju do lasu i biegać z dziwnym kudłatym stworem.
Klęła na siebie w myślach, stawiając krok za krokiem. Przynajmniej do momentu, gdy zobaczyła przed sobą chłopaka. Kojarzyła go, z resztą trudno go nie kojarzyć. Serio to musiał być on, nie mogła spotkać kogoś... lepszego?
Unosiła brew słysząc jego słowa. Problemy z głową?
- Erin Malfoy, Potter... - Ona go poznawała. Kojarzyła też jego paskudnego kolegę, który właśnie przebiegł obok, ocierając się o jej ramię. Skrzywiła się i zrobiła krok w bok. Już nawet Kudłacz był jej zdaniem ładniejszy.
Wysłuchała wyjaśnień Pottera i uniosła brew. Nie ciężko był odojsc do wniosku, że chodzi o jakieś zwierzę, ale to co robił chłopak później spowodowało, że ledwo mogła powstrzymać śmiech. Zadziałało, ale nie sądziła by ona wymyśliła coś równie idiotycznego. Najwyraźniej jednak głupi ma szczęście, a najdurniejsze pomysłu okazują się trafione.
Przeszła do innej części lasu, a raczej drugiego lasu. Coś jak wyspana jeziorze, znajdującym się na wyśpie. Ale jak to miałoby funkcjonować z lasem wewnątrz lasu? Nie zastanawiała się nad tym długo. Jej wzrok powędrował ku chatce. Ruszyła zaraz za Potterem i weszła do środka, wyciągając przed drzwiami różdżkę.

Rzeka Łez - Page 5 Mpthzyi
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Lut 11, 2018 7:56 pm
Peter nieświadomie dał ci wskazówkę i gdy okazało się być to strzałem w dziesiątkę, uśmiechnął się nieznacznie, rumieniąc. Przy serii wydawanych przez ciebie dźwięków, nie mógł jednak opanować śmiechu, który z powodu całej tej sytuacji i jej absurdalności, opuścił jego ciało. Po wszystkim, gdy się uspokoił, a drzwi w końcu się otworzyły, ruszył za tobą dość niepewnie - w końcu kto wiedział, co tam na was czekało? Domek, który najpewniej należał do starej wiedźmy o której mówił wam mężczyzna, wyglądał nie najgorzej, nawet odrobinę przytulnie.  Stworzenie od razu się rozpromieniło i zaczęło chodzić wokół chatki, zbierać jakieś rośliny, odpoczywać. Obecność Jamesa i Petera najwyraźniej przestała mu przeszkadzać. Peter nie był przekonany do wchodzenia do środka, więc postanowił zostać na zewnątrz, na czatach.
Co jednak czekało na was w środku?
Od razu znaleźliście się w dużym pomieszczeniu, gdzie metalowe, dziwne narzędzia - kształtem mogły się wam kojarzyć z jakimiś maczugami, czasem i różdżkami - były częściowo pokryte rdzą. Drewniane skrzynie, stojące pod małym okienkiem były zakurzone, spoczywała na nich gruba warstwa kurzu. Oprócz tej sali, były jeszcze dwie inne. Jedna wypełniona jakimiś cuchnącymi maziami - w kącie stał również w połowie zniszczony ludzki szkielet z wielkimi, przerażającymi zębami. Druga prawie pusta, oprócz jednej małej skrzyneczki, dobrze zamkniętej, której nie mogliście otworzyć ani ręcznie ani żadnym znanym wam zaklęciem.  W skrzyniach oprócz zatęchłych, ale o dziwo zachowanych w nie najgorszym stanie sukien, znaleźliście książki, pergaminy, a także kilka drobiazgów; obwiązane sznurkiem łapy wilkołaków, złoty łańcuszek z bursztynem o nienaturalnym różowym kolorze, pędzel na który zostały naniesione runy, malutki zielony kielich z grawerowanym napisem: "Ad cārī".
Gdy wzięliście to, co chcieliście i opuściliście domek, okazało się, że na zewnątrz był tylko Peter. Kudłaty osobnik zniknął.  Zebraliście się jednak, chcąc opuścić to miejsce, po czym, dzięki połączonym siłom, ponownie znaleźliście na górze, skąd zabraliście Charlotte, która czuła się już lepiej, a rany na jej ręce zniknęły. Po odnalezieniu ścieżki, bez problemu trafiliście do wyjścia z lasu. Gdy wyszliście z niego, był już świt. Nastał nowy dzień.


[z/t dla wszystkich, ale jeśli ktoś czuje potrzebę, może jeszcze napisać krótkiego posta od siebie]

Zakończenie eventu


Podsumowanie:
Dziękuję wszystkim za cierpliwość, a szczególnie najbardziej wytrwałej dwójce, czyli Jamesowi i Erin. Poniżej znajduje się podsumowanie - starałam się to zrobić sprawiedliwie, brałam pod uwagę różne czynniki, w tym i to, że event bardzo się przeciągnął - w połowie z mojej winy, niestety. Było jednak sporo czasu i każdy mógł dodać jakiś element od siebie, tym razem event poprowadziłam nieco inaczej, nadal z tym eksperymentuję, więc jeśli wam się nie podobało to zrozumiem.  Jeśli macie chęć wypowiedzieć się o evencie, macie jakieś wskazówki, rady to śmiało! Moje PW, tematy, dział Mistrza Gry jest dla Was dostępny. Z mej strony to wszystko!  A i pamiętajcie, kiedy event miał miejsce, więc wystarczy się jakoś ładnie odnieść na fabule, albo zwyczajnie chociażby w rozwoju umieścić informację, że od tego do tego dnia postać była w lesie, a potem gdzieś tam.

Nie zgadzasz się z podsumowaniem? Napisz na PW! Odjęte poniżej PŻ to wszystkie odjęte PŻ podczas trwania eventu.

Marlene McKinnon:
-60 PŻ, -10 PD, przynajmniej tygodniowy pobyt w Świętym Mungu
Julie Blishwick: -50 PŻ,  -10 PD, kilka dni na obserwacji w wybranym przez ciebie szpitalu
Enzo Nero: -35 PŻ, -10 PD, kilka dni na obserwacji w wybranym przez ciebie szpitalu
Charlotte Macmillan:  -50 PŻ, -10 PD, przynajmniej tygodniowy pobyt w Świętym Mungu
Ismael Blake: -34 PŻ, +10 sykli, +5 PD, dwa dni w Świętym Mungu
Nathalie Powell: -11 PŻ, +1 galeon, +7 PD, krótka wizyta w wybranym przez ciebie szpitalu
Marjorie Meadowes: -15 PŻ, +10 galeonów, +20 PD, zaczarowany drewniany pierścionek z małym kawałkiem labradorytu, otrzymany od mężczyzny z muzeum; wpływa korzystnie na uczenie się zaklęć z jednej, wybranej kategorii - należy gdzieś zaznaczyć jaka kategoria została wybrana, zmniejszając ilość potrzebnych trafów o 1, raz na sesję.
Peter Pettigrew: -49 PŻ, +5 galeonów, +15 PD, zaczarowana figurka lwa, otrzymana od mężczyzny z muzeum; dzięki niej raz na sesję z Mistrzem Gry, nie musisz rzucać kością, kiedy on o to prosi. Wystarczy, że wspomnisz o tym, że używasz figurki w poście.
Erin Malfoy:  -10 PŻ, +15 galeonów, +30 PD, wybranie sobie czegoś z rzeczy, które zostały znalezione w chatce.
James Potter: -50 PŻ, +15 galeonów, +30 PD, wybranie sobie czegoś z rzeczy, które zostały znalezione w chatce.

Obwiązane sznurkiem łapy wilkołaków: wpływają korzystnie na ataki fizyczne, zwiększając raz na sesję ich siłę o 1 oczko.
Złoty łańcuszek z bursztynem o nienaturalnym różowym kolorze: działa niczym eliksir miłosny, sprawiając, że raz na sesję wybrana osoba, na której wzrok właściciela się zatrzyma, ma zrobić to, co właściciel chce.
Pędzel na który zostały naniesione runy: z jego pomocą można stworzyć zupełnie nowe, niewielkich rozmiarów przedmioty o właściwościach magicznych, lecz nie za silnych. Pędzel działa raz na miesiąc fabularny.
Malutki zielony kielich z grawerowanym napisem: "Ad cārī": w zależności od charakteru właściciela tworzy truciznę lub eliksir uzdrawiający.  Działa raz na tydzień fabularny i odejmuje 30 PŻ lub dodaje 40 PŻ. (Pottter wziął)
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Czw Mar 25, 2021 3:22 pm
Sponsored content

Rzeka Łez - Page 5 Empty Re: Rzeka Łez

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach