Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Mieszkanie Rhea Collinsa

Czw Lut 07, 2019 8:54 pm
Opis będzie później.
Rhea Collins
Ministerstwo Magii
Rhea Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Czw Lut 07, 2019 9:53 pm
Musiał wstać.
Musisz wstać, za niedługo tu będzie. Nie może cię zobaczyć w takim stanie.
Podniósł się do pozycji siedzącej, chociaż miał wrażenie, że całej jego ciało jest z kamienia. Każdy mięsień, kość, każdy skrawek jego tkanki ciążył mu niemiłosiernie. Zagryzł wewnętrzną stronę dolnej wargi, wsuwając drżące palce pomiędzy czarne kosmyki. Odwrócił powoli głowę i spojrzał w stronę okna przysłoniętego ciężką kotarą, przepuszczającą ledwo widoczne dzienne światło.
Sobota. Ostatnia sobota każdego miesiąca należała do nich. Ostatnio mało się widywali, jednakże od dawna znajdowali czas, by spotkać się w ostatnią sobotę. Najczęściej wychodzili coś zjeść, czasami zostawali w domu i rozmawiali na różne tematy. On zgrywał przed nim dobrego brata, dumnego i zadowolonego z życia a Chey.... Chey był po prostu sobą. Geniuszem.
Poczuł nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, jednocześnie przesuwając opuszkami po bandażach zawiniętych dookoła lewego nadgarstka.
Tykanie zegara nie chciało ustać. Nie chciało zatrzymać czasu, dlatego też w końcu zwlókł się z łóżka. Prysznic, szybkie ogarnięcie mieszkania, ubranie odpowiednich ubrań z długim rękawem, by ukryć jego żałosne próby ucieczki z tego piekła, i był gotowy. Spojrzał ostatni raz w lustro, na swoje odbicie. Mizerniały wyraz twarzy z każdej sekundy przemienił się w uroczy i spokojny uśmiech, emanujący dobrym samopoczuciem oraz uprzejmością.
Codzienna maska założona.
Cheyenne Collins
Ministerstwo Magii
Cheyenne Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Sob Lut 09, 2019 1:29 am
Musiał się położyć.
 Życie bywało takie kurwa ironiczne. Niesprawiedliwe. Jakby na całym globie znajdowała się tylko określona ilość szczęścia i nieszczęścia, życia i śmierci. Jeżeli ktoś wybucha śmiechem, ktoś inny musi płakać. Jeżeli ktoś staje u kresu swoich dni, następna osoba dopiero zaczyna oddychać pełną piersią. Cheyenne zastanawiał się, kto właśnie wyleczył nowotwór, skoro on...
 Zęby zwarły się przy kolejnym mocnym dźgnięciu bólu.
 Nogi słabły mu w kolanach przy każdym kroku. Daleko jeszcze? Mrużąc oczy obejrzał okolicę. Nadstawił uszu. Cisza, tylko świst i szelest; wiatr szarpał za strony wczorajszej gazety. Tytuł na jednej z kartek: „Na obrzeżach Londynu wybuchł pożar. Rodzina...”. Papier wyfrunął w głąb ulicy, ciągnąc za sobą znużone spojrzenie mężczyzny. Bierz się w garść. Czas iść. Jest sobota.
 Pamiętasz o spotkaniu?
 Przymknął oczy, nabierając głębszego haustu. Mur, o który się oparł, był lodowaty, jakby dopiero strzepano z niego śnieg. Zaczynało już świtać. Promienie słońca niespiesznie przebijały się przez mrok, odpędzając go z brukowanych ścieżek Londynu. Miał coraz mniej czasu nie tylko dlatego, że w tym tempie spóźni się do brata. Przede wszystkim nie tracił wrażenia, że noc zaczyna odpuszczać.
 A on kochał noc.
 Tylko w jej trakcie potrafił się poruszać. Co najważniejsze — potrafił w niej znikać.
 Tymczasem jaśniało i lada chwila ktoś wyjdzie na ulicę. Mleczarz rozpocznie swój codzienny obchód, kładąc przed domostwami po dwie butelki gęstej, świeżej cieczy. Dzieciak na rowerze zacznie trasę, na ganku niemal każdego budynku zostawiając gazetę. Jakiś dziad wyprowadzi psa. Ktoś mógł go zauważyć. A w całej tej szarpaninie ostatnim, na co Collins mógł sobie pozwolić, to wszczęcie alarmu.
 Odsunął rękę od boku, kiedy tylko przekroczył próg. Lepka maź, która w ciemnościach klatki schodowej była czarna jak ebonit, w rzeczywistości okazała się krwią. Prawie się uśmiechnął patrząc na wnętrze dłoni. Kącik ust drgnął, a potem wrócił na swoje dawne miejsce, gdy Cheyenne przypomniał sobie, jak za dzieciaka święcie wierzył w błękitny płyn toczony przez żyły. Jego żyły. Wtedy wydawało mu się, że ma królewskie korzenie, iście arystokratyczny trzon. Nie dostrzegał pogardy na twarzy ojca, ani pobłażliwości służby, a kiedy zranił się pierwszy raz, bolesna prawda wydawała się nie do zniesienia. Zranił się? Co za gówno prawda. Padł na kolana jak pies króla, warga pękła od uderzenia. Wtedy nie potrafił skupić się na niczym. Wrzask uderzał o błonę, jaka wytworzyła się dookoła głowy, a on patrzył i patrzył na krople czerwone jak maki.
 Skrzypnięcie deski zwiastowało kolejny ciężki krok. Niemal cały dom spał; wszyscy prócz jednego mieszkańca. „Geniusz” nigdy nie śpi, co?
 Cheynne nie zorientował się nawet, w którym dokładnie momencie dotarł pod odpowiednie drzwi. Oparł czystą rękę o płaską, drewnianą powierzchnię przejścia. Wziął wdech. Wyprostował ramiona, ale zaraz ponownie się skulił, gdy zygzak bólu przebił jego wnętrzności. Rozszarpany bok nieźle dawał mu w kość.
 Pewnie i tak zostawił za sobą odpowiednio świeży szlak, ale...
 Zapukał.
Rhea Collins
Ministerstwo Magii
Rhea Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Pon Lut 11, 2019 1:54 am
Tik. Tak. Tik. Tak.
Jak zaczarowany wpatrywał się w sekundnik przesuwający się po tarczy zegara, odliczając ostatnie chwile samotności.
Prawie jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi. Już jest. Uśmiechnął się delikatnie, choć w jego kącikach pojawił się raczej smutek, niż radość. To nie tak, że go nienawidził. Kochał go. Był jego młodszym bratem. Osobą, za którą skoczyłby w ogień, co zresztą wielokrotnie pokazywał, gdy odnajdował w sobie na tyle odwagi, by stawać na przeciwko ojca i przyjmować na siebie ciosy wymierzane w Cheya.
Naprawdę go kochał.
Ale i nienawidził.
Za każdym razem gdy na niego spoglądał, widział swoje odbicie, jak w krzywym zwierciadle. Przeciwieństwo. Był czystej krwi, a jednak nigdy nie dorównał potędze, jaką dysponował jego młodszy brat. Te spojrzenia ojca, matki i wszystkich dookoła, którzy oczekiwali od niego wielkich rzeczy. Tonął. Znowu.
Wstał z krzesła pokonując dzielące go metry od drzwi. Poprawił ubranie na sobie, wygładzając wszelakie zagniecenia i wreszcie pociągnął za klamkę, uchylając drzwi przed bratem.
- Cheyenne. - przywitał go swobodnym tonem, cofając się nieco, aby wpuścić go do środka. Ale kiedy tylko światło dzienne wpadające przez uchylone kotary dotknęły twarzy chłopaka, kąciki ust Rhea opadły, a usta zacisnęły się w wąską linię.
Znowu. ZNOWU. Z N O W U.
Ileż to razy przychodziłeś do mnie w takim stanie? Ileż to razy lizałeś u mnie swoje rany? Z dala od świata, z dala od innych, z dala ode mnie.
Przymknął na moment powieki, niemalże bezgłośnie zamykając drzwi za nimi. Nie odsunął się jednak, zamiast tego wyciągnął dłoń i ujął delikatnie, acz stanowczo jego żuchwę, przyglądając mu się uważniej.
Kap, kap, kap.
Wzrok prześlizgnął się po jego szyi, torsie, ramieniu, zatrzymując na bladej skórze dłoni, teraz pokrytej grubą warstwą szkarłatu.
Kap, kap, kap
Ponownie uniósł wzrok, wreszcie wypuszczając go ze swoich objęć.
- Rozbierz się. - powiedział cicho, odwracając się na pięcie i znikając w głębi mieszkania. Wrócił po chwili, z drewnianą miską pełną letniej wody, gąbką oraz małym ręcznikiem, stawiając to na stole obok pustego krzesła. Pod pachą trzymał koszyk z potrzebnymi medykamentami. Odwrócił się, spoglądając na niego wyczekująco.
Cheyenne Collins
Ministerstwo Magii
Cheyenne Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Czw Lut 14, 2019 12:24 am
Do głowy dobijał się pierdolnik. Ten nieczuły głos, który starał się stworzyć piekło wewnątrz umysłu, spalić wszystkie nadzieje, obarczyć poczuciem winy tak silnym, że odczuwalnym niemal fizycznie. Starczyło tylko tyle, aby spojrzeć bratu prosto w oczy i zobaczyć w ich odbiciu swoją postać. Twarz ubrudzoną ciemną ziemią, włosy zmierzwione od wiatru, zakurzone jak u lalki zostawionej na wiele ciągnących się lat w samym kącie strychu. Zobaczył nawet czerwień tak intensywną i żywą, jak dach domku na dziecięcym obrazku.
 Rhea oczywiście nic nie powiedział. Za każdym razem tłamsił w sobie narzekanie i Cheyenne wielokrotnie szczerze się temu dziwił. Tym razem także uniósł lekko brew, ale tyle starczyło, aby nadwyrężyć jakiś mięsień twarzy, szyi, ramienia, boku... Skrzywił się, ściągając usta w wyrazie rozdrażnienia i bólu. Nim zdążył siąść na krześle, opadł plecami na ścianę i poczuł, jak w tym momencie nogi się pod nim załamują. Osunął się na ziemię, wypuszczając ciężki oddech.
 Rhei nie było wieczność.
 Kiedy wrócił, chlupiąc wodą, powieki Cheyenne'a zacisnęły się mocniej i w akompaniamencie szurnięcia, jakie towarzyszyło jego nodze rozciągającej się po podłodze, otworzył oczy i wbił je prosto w brata.
 — To nie była ona — przeszedł od razu do sedna sprawy, jednocześnie odklejając palce od lepkiej cieczy, wciąż gęsto lejącej się z rany. — Zły trop.
Ile razy powtarzali ten teatrzyk? Dziesięć? Pięćdziesiąt? Dobili już do pełnej setki? Za którym razem cierpliwość Rhei się złamie? To w ogóle możliwe, by pewnego razu spotkał się z odmową z jego strony? Przyglądając się twarzy brata doszedł do wniosku, że nie. Świat za bardzo na niego naciskał, co?
 — Bardzo zły — dodał od niechcenia, łapiąc płytkie wdechy. Musiał się naprężyć, aby odsunąć ciało od ściany i zrzucić z ramion poły ciężkiego płaszcza. Zaraz potem drżącymi, czerwonymi palcami zaczął rozpinać guziki koszuli, dawniej rażącej od bieli, obecnie brudnej jak ubranie rozwydrzonego małolata.
 — Co u ciebie?
 Jakby nigdy nic.
 Zawsze jakby nigdy nic się nie działo.
Rhea Collins
Ministerstwo Magii
Rhea Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Pią Lut 15, 2019 1:16 am
Blady. Chudy. Wręcz niezdrowo wyglądający. Tak się zawsze prezentował. Z taką różnicą, że przy każdym kolejnym spotkaniu jego skóra pokrywała kolejne, nowe blizny. Wsunął dłonie w chłodną wodę łapiąc za przygotowaną szmatkę, ale zamarł.
"To nie była ona"
No tak. To było takie oczywiste. Wręcz do obrzydzenia oczywiste.
- Rozumiem. - odparł nawet nie podnosząc spojrzenia. Wpatrywał się w swoje dłonie w wodzie, które wydawały się teraz nienaturalnie większe, interesujące.
Naprawdę? Naprawdę to rozumiał? Jego chory pościg za właściwie... czym? On już od dawna odpuścił. Przytakiwał, mówił, że rozumie, ale tak naprawdę nie rozumiał jego zaparcia. Czy nie warto....
-W porządku. Tak, jak zawsze, sporo pracy. Nic nowego w moim życiu się nie pojawiło. Ta sama rutyna. Dzień w dzień. - wreszcie uniósł wzrok, żeby skonfrontować się z jego spojrzeniem, delikatnie wzruszając ramionami. Jak tak dalej pójdzie, na jego ciele nie będzie już miejsca na nowe blizny. Możliwe, że któregoś dnia nie pojawi się przed jego drzwiami. Mało to czarodziejów ginęło w niewyjaśnionych okolicznościach? Zapadali się pod ziemię. Wyparowywali. I mimo wszystko, mimo jego stosunku do brata, nie chciał tego. Nie chciał, aby więcej się katował, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Chey był specjalny, pod wieloma względami. A on chciał chronić tę jego specjalność.
Przymknął na moment powieki, odliczając swoje oddechy, wyprostował się i wyciągnął dłonie z wody.
- Wyglądasz okropnie. Chodź. - mruknął, podnosząc się i jednocześnie wsuwając dłonie pod jego ramiona, aby pomóc mu dźwignąć się na nogi. Przytrzymując go, aby nie wyrżnął się po drodze, zaprowadził go do łazienki, gdzie posadził go na skraju wanny. Odkręcił kurek, zatkał, by woda powoli napełniała wannę.
- Najpierw się wykąpiesz. Pomogę ci. Potem cię posklejam. - poinformował go, wychodząc z pomieszczenia, na chwilę pozostawiając go samego mając nadzieję, że znajdzie w sobie na tyle siły, aby samemu się rozebrać i wejść do wanny. Złapał się za nadgarstek, zaciskając na nim mocniej palce, nadal czując pulsujący ból. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Nabrał powietrza w płuca, mając wrażenie, że ich ostatnie spotkania ociekały jakimś fałszem i sztucznością. Gdzie te czasy, kiedy beztrosko biegali po łące goniąc głupie motyle?
Nigdy nie wrócą, Rhea, nigdy.
Zabrał medykamenty, i wrócił do łazienki, odstawiając je obok. Spojrzał na brata, a jego oczy nieco pociemniały.
- Chey... czy nie warto już odpuścić? - zapytał cicho, choć znał odpowiedź.
Cheyenne Collins
Ministerstwo Magii
Cheyenne Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Pią Mar 01, 2019 9:39 pm
W porządku. Tak jak zawsze. Rutyna. Chyba tylko ta rutyna była Cheyennowi dobrze znana. Poza tym ich codzienności drastycznie się od siebie różniły i choć młodszy z Collinsów miał więcej czasu na „egzystencjalne przemyślenia”, dopiero teraz dotarło do niego, jak sprzeczne ze sobą wiedli życia. A przecież wychowywał ich ten sam ojciec, ta sama matka, ta sama służba, ten sam dom i las na tyłach rezydencji. Jakim więc cudem Rhea nie przychodził do niego o gołym świcie, plując krwią i zataczając się jak po libacji? Dlaczego ani razu nie zjawił się bez zapowiedzi i nie poprosił o przysługę?
 Dlaczego ani razu nie wyglądał okropnie?
 Słysząc słowa rodzeństwa Chey pokusił się nawet o krytycznie nikły uśmiech. Rhea bywał szczery, szczególnie wtedy, gdy znajdowali się sam na sam. Aisha rzadko kiedy traktował jego opinie jak siarczysty cios w policzek — zdecydowanie wolał uznawać, że brały się z troskliwości i zadziorności, jaką tłamsił w sobie, gdy musiał stawać przed podopiecznymi. Albo tłumami, jeszcze gorzej. Tym jednak razem Cheyenne poczuł mocne ukłucie w klatce piersiowej.
 Zrzucił to na fizyczny impuls bólu, bo pomysł, że uwaga Rhei go ubodła, wydawała się zbyt dziecinna. Jako szablonowy przykład rozwydrzonego małolata starał się przede wszystkim udowodnić, że małolatem nie jest. A na pewno nie rozwydrzonym. Kiedy więc brat pomógł mu wstać i zaprowadził go do łazienki, Chey dołożył wszelkich starań, aby nie marudzić i nie komentować jego wypucowanych podłóg, ani dostępu do mebli, które stanowiły czyjąś własność.
 Bądź co bądź domem Cheynne'a były mieszkania Rhei. On sam tułał się po świecie, sypiał w hotelach, motelach, w stodołach, pod gołym niebem. Czasami, choć coraz rzadziej, blisko Willowa lub u niego. Przy każdej okazji marudził więc na to, jak dobrze wiedzie się szefowi Departamentu. I choć robił to z rozbawieniem i beztroską, tak naprawdę zazdrościł luksusów bycia... tutaj. W miejscu. W stałym budynku, który dla zwykłej, psychicznej wygody nazywano „swoim”.
 Do licha, miał nawet własną wannę.
 Palce Cheyenne'a ślizgały się po guzikach koszuli, ale nie ona stanowiła prawdziwe wyzwanie. Patrzył z bólem na sznurowane do kostek buty i te kurewskie skarpetki, z którymi uporał się dosłownie sekundę przed tym nim wrócił starszy Collins. Chey uniósł na niego spojrzenie, powoli zanurzając się w ciepłej wodzie. W niczym się teraz nie różnił od zdjętych reumatyzmem staruszków, którzy wkładają całą swoją silną wolę w najmniej ważny ruch — byle się nie połamać.
 Kiedy siadł, część wody barwiła się już na róż, ale nie na to zwrócił uwagę Cheyenne. Wyraz jego twarzy gwałtownie stężał, a uśmiech, który czaił się w kącikach warg, zniknął jak ręką odjął. Przesłyszał się?
 — Żartujesz — wykrztusił, ściągając brwi w niedowierzaniu. Na czole można było dostrzec głęboką zmarszczkę, która pojawiała się zawsze, gdy coś wychodziło poza jego pole rozumowania. — Ona zabiła Sam. Zamordowała ją, rozumiesz? — przypomniał powolnie, siląc się na spokojny ton. Drżał mu jednak głos. Odstawał od tej naturalnej nuty, jaka zwykle wkradała się w jego wypowiedzi. — Zamordowała twoją siostrę, a ty chcesz odpuścić?
Rhea Collins
Ministerstwo Magii
Rhea Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Pon Mar 04, 2019 12:04 am
Mimochodem jego wzrok prześlizgnął się po bladych plecach, po wystających kościach, po bliznach, nowych ranach i różowej krwi, jaka otoczyła jego, w tym momencie tak bardzo drobnej, sylwetki. Oczywiście to nie tak, że zapomniał o tamtym dniu. Chcąc czy też nie, jego również to prześladowało, głównie nocą odwiedzało go we snach. Już na zawsze będzie wracał wspomnieniami do tamtego dnia, już na zawsze będzie mu to towarzyszyło, aż do ostatniej sekundy jego oddechu.
Ale Rhea w przeciwieństwie do Cheyenne, nie miał takiej swobody w życiu. Musiał trzymać się sztywno zasad, aby przetrwać. Nie mógł ciągle żyć i układać sobie życia pod przeszłość.
- To nie tak. - westchnął, podchodząc bliżej i siadając na skraju wanny. Sięgnął po drewnianą miskę i zanurzył ją w wodzie, nabierając jej nieco do naczynia.
- Rozumiem to, naprawdę. Ale... - przechylił miskę nad głową chłopaka i wylał wodę, mocząc hebanowe kosmyki. Czynność powtórzył jeszcze z dwa razy, kiedy na powrót odłożył ją, tym razem sięgając po szampon. Wycisnął go nieco na swoje dłonie i roztarł w nich, a potem zaczął nakładać go na brudne włosy brata.
- Ale ty też musisz zrozumieć. Straciłem już siostrę, nie chcę stracić też brata, Chey. Nie mogę na to pozwolić. Spójrz na siebie. Z każdym kolejnym razem, kiedy do mnie przychodzisz, wyglądasz coraz gorzej. Twoje ciało jest pokryte coraz to nowymi ranami. Ranami, których wyleczyć nie może nawet magia. Kiedy tylko wychodzisz ode mnie, zaczynam się zastanawiać, gdzie się podziewasz, czy nie cierpisz, czy wrócisz, czy jeszcze cie kiedyś ujrzę. - zabrał dłonie i przekręcił się tak, że siedział teraz bardziej przodem do Cheyenne, niż bokiem. Wyciągnął obie dłonie i złapał go za twarz, nakierowując ją na siebie, aby przypadkiem nie uciekł od niego wzrokiem.
- Jeżeli i ciebie stracę, to zwariuję, Chey. Zostałeś mi już tylko ty. - spoglądał jeszcze przez dłuższą chwilę w jego oczy, by wreszcie go puścić i wyprostować się, siedząc teraz tyłem do niego. Wzrok miał utkwiony w drzwiach, w jakimś nic nie znaczącym martwym punkcie.
- To nie była twoja wina, Chey. Nie była. - dodał cicho, niemalże szeptem. Miał wrażenie, że to poczucie pcha go do przodu, napędza, jest jego paliwem. Ale to paliwo w końcu może go pochłonąć i Chey sam spłonie. Każdy powinien wiedzieć, kiedy powiedzieć sobie stop. I ten moment był najlepszy, przynajmniej tak Rhea uważał.
Cheyenne Collins
Ministerstwo Magii
Cheyenne Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Pią Mar 08, 2019 2:18 am
Co za ironia losu. Jeszcze przed sekundą zastanawiał się, czy istnieją siły mogące zmusić kogoś do wypowiedzenia „tych” słów... a dosłownie chwilę później jedne wyrazy po drugich przeciskały się przez gardło Rhei i te wyrazy formowały się w noże, ostrza znajdowały babrzące się rany i zanurzały głęboko w nich, w tej ropie, w tej krwi, w tej żądzy, której Cheyenne nie potrafił w sobie stłamsić, i to wszystko, cała sytuacja, nie miała w sobie nic realnego.
 Jakby rzucono na niego urok, przerażające zaklęcie, od którego wariował — słyszał zdania ani razu niewypowiedziane, dostrzegał oczy w ogóle na niego niepatrzące. Cheyenne trwał w bezruchu, w głupim osłupieniu i przypatrywał się bratu, bez końca starając się odcedzić rzeczywistość od paskudnego snu.
 Nie, nie snu. Od koszmaru.
 — Żartujesz... — wymamrotał kolejny raz, najwidoczniej wierząc, że powtarzanie tego urealni opcję. To, co próbował przekazać mu Rhea, odbijało się od twardej skorupy, którą otoczył swoje słabe ja, wciąż i wciąż atakowane poczuciem winy za czyny, na które nie miał wpływu.
 To nie była twoja wina...
 Czuł letnią wodę ściekającą mu po skroniach, policzkach, brodzie, szyi i piersi. Czuł gorąco bijące od ciała. I zimno tych cholernych sztyletów wżynających się coraz głębiej.
 … nie była...
 — Ona może skrzywdzić jeszcze kogoś. — Ciało miał jak z marmuru. Sam nie wierzył, że zdoła unieść rękę, a kiedy to zrobił, z ledwością zakodował, że chwycił Rheę za nadgarstek, by wyswobodzić się z jego dłoni. — Może... wciąż może polować na innych. Mamić, była dobra w kłamaniu. Nie tego zawsze chciałeś? Sprawiedliwości?
 Woda chlusnęła, kiedy wyciągnął drugą rękę. Obiema odgarnął mokre włosy z twarzy, na moment zaciskając powieki. Spokojnie. To nie twoja wina... nie twoja wina, RHE, że nie potrafisz postawić na swoim... nie twoja wina, że kajdany są takie ciężkie, tak bardzo ciężkie, że nie możesz się uwolnić, że chcesz zadośćuczynienia, ale nie potrafisz po nie sięgnąć... to nie twoja wina, prawda?
 — Jeżeli zostawię to tak jak jest, wkrótce będą nowe ofiary. Zginą cudze siostry i córki. Kto ją powstrzyma, jeśli nie my, Rhe? Ta nieznośna bierność robi z nas tak samo winnych, bo możemy to zakończyć, a tego nie robimy. Do licha, patrz na mnie, jak do ciebie mówię! Tego chcesz? Zamieść pod dywan broń, którą mógłbyś ustrzelić bestię? Co się z tobą dzisiaj dzieje?
Rhea Collins
Ministerstwo Magii
Rhea Collins

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Pon Mar 18, 2019 1:20 am
Wątek tymczasowo zamrożony c:
Sponsored content

Mieszkanie Rhea Collinsa Empty Re: Mieszkanie Rhea Collinsa

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach