Go down
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Wto Gru 09, 2014 7:36 pm
-Też byłeś? - Spytała zaciekawia przyglądając mu się i dostrzegała niewielką bliznę po jego policzku. Wyciągnęła rękę i musnęła je palcami, lecz po chwili, kiedy zorientowała się co zrobiła cofnęła dłoń.
-Przepraszam. - Mruknęła cicho pod nosem zarumieniła się lekko pod nosem. Rozpięła swój płaszcz powoli i zdjęła go, następnie rozłożyła na ziemi i usiadła na nim podkulając nogi do siebie.
-Nie, mi to nie przeszkadza, takie miejsce. - Odpowiedziała ze spokojem uśmiechając się niepewnie pod nosem.
Tobias Peacock
Oczekujący
Tobias Peacock

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Wto Gru 09, 2014 9:05 pm
Skinął głową. Pewnie obyłoby się bez wizyty w szpitalu, gdyby się bardziej przykładał do eliksirów, ale przynajmniej dzięki pani Selwyn udało mu się zdobyć kilka ciekawych informacji. I był jej za to bardzo wdzięczny, bo jego ciekawość na krótki moment została zaspokojona. Jako typowy Krukon musiał wtryniać nos w swoje sprawy i zbierać fakty, które mógł w przyszłości wykorzystać do najróżniejszych celów.
- Nie najlepiej mi poszło z nieśmiałkami.
Gdy dotknęła jego policzka, spojrzał na nią pytająco. To było zupełnie inne od pielęgniarki badającej jego zadrapania i z pewnością niespodziewane. Ta dziewczyna z każdą chwilą zadziwiała go coraz bardziej.
- W porządku – odezwał się tylko cicho, słysząc nad sobą burknięcie portretu, że nadal tu siedzą, ale nie przejął się tym zbytnio. Jeśli miało to denerwować Tobiasa z obrazu, Krukon tym bardziej się z tego cieszył. Założył ręce za głowę i zamknął oczy, wygodniej opierając się o ścianę.
- Mógłbym tu siedzieć cały dzień – stwierdził, na co Misslethorpe przeklął.
I to nie tak, że ignorował Elizabeth. Po prostu był Tobiasem, który zamiast zrobić coś głupiego, albo – co gorsza – przypadkiem być wrednym i kogoś urazić, wolał po prostu nic nie robić.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Wto Gru 09, 2014 9:30 pm
Faktycznie ostatnio robi zbyt głupich rzeczy i w sumie nazbierało się ich sporo. Po którymś razie po prostu przestała liczyć.
-Nieśmiałki lubią kogoś atakować, kiedy atakuje się drzewo, zrobiłeś im coś? - W sumie wiedziała o tych zwierzętach jedynie tyle, że są nieśmiałe i jeżeli zostanie zaatakowane drzewo na któym żyją stają się agresywne i mogą komuś nawet wydłubać oczy. Więc w przypadku Tobiasa wszystko najwidoczniej całkiem dobrze się skończyło. Uniosła po chwili wzrok do obrazu, mężczyzna wrócił na miejsce, jednak miał skrzyżowane ręce jakby się obraził. Uśmiechnęła się niepewnie do mężczyzny w obrazie, a potem powróciła wzrokiem do chłopaka.
-No nie wiem czy siedzenie na zimnej podłodze może być aż tak fajne. - Mruknęła pod nosem, ale sama przecież wiedziała, że najlepiej się przesiaduje na takich miejscach. Ostatnio przesiedziała sporą ilość czasu na ziemi i jakoś nie żałuje. Jedynym minusem tego wszystkiego był fakt iż zachorowała i musiała pójść do skrzydła szpitalnego. Podsunęła bliżej nogi do ciała i oparła luźno brodę na kolanach. Przemknęła lekko oczy patrząc na jakiś punkt przed sobą. Lubiła czasami takie dni niby cisza i spokój, a mimo to może z kimś od tak porozmawiać. Jakieś niesforne kosmyki włosów założyła za ucho by jej nie przeszkadzały.
Tobias Peacock
Oczekujący
Tobias Peacock

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Wto Gru 09, 2014 9:48 pm
Zastanowił się przez moment. Zrobił coś, czym im podpadł? Nie wydawało mu się, ale zwierzęta bywały nieprzewidywalne i najwyraźniej źle odebrały jego zachowanie.
- Przyglądałem się tylko drzewom – stwierdził. Może nie do końca tak to wyglądało, bo jego „przyglądanie się” zazwyczaj przebiega w sposób, że tak to ujmę, badawczy. A że chciał zgarnąć trochę kory, by przyjrzeć się jej bliżej w dormitorium, to już większy problem. Nieśmiałki zrozumiały to jako atak i w ten sposób nieco poharatały mu twarz. A on tylko przygotowuje się do tego, aby pokazać się w przyszłej pracy z jak najlepszej strony!
- Jest fajne – stwierdził, uśmiechając się szeroko. I dopiero po chwili uświadomił sobie, że zaczął gadać jak jego matka, przez co nieco zrzedła mu mina. To ona zawsze była za skromnością, starymi kocami i czerpaniem radości z prostych rzeczy, a nie wygodnych kanap przed kominkiem. Tak jakby to było największym złem na świecie, pozwolić sobie na drzemkę w przyjemnym miejscu.
- Ale to siła przyzwyczajenia – dodał.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Wto Gru 09, 2014 9:59 pm
Oparła się prawym policzkiem o swoje kolana patrząc na chłopaka.
-Bo ja wiem za samo przyglądanie się by nie zrobiły komuś krzywdy, ale nie będę się wtrącać w to co się stało. - Wzruszyła lekko ramionami, ostatnio za bardzo pakuje się w kłopoty, a i tak ich miała za dużo. No przynajmniej po rozmowie z dyrektorem Dumbeldorem poczuła się spokojniejsza, że całą sprawą zajmą się dorośli. Już nie chciała w żadnej sposób pytać o szczegóły, bo wyszedł by z tego jeden duży klops.
-Nie narzekam. - Ostatnio polubiła miejsce wyciszone i mało uczęszczane przez uczniów, choć wiedziała, że po części to jej była wina, bo za wiele zabrała rzeczy na swoją głowę. Zamknęła oczy i westchnęła cicho pod nosem. Teraz czułą się o niebo lepiej, no i dodatkowo przesadziła trochę rozmawiając z Kyo, ale z nim to jakoś "normalnie" dogadać się nie mogą. Przynajmniej ona.
-To ja siłą przyzwyczajenia przychodzę do takich opustoszałych miejsc. - Powiedziała spokojnie, co prawda dostrzegła kilka pierwszaków i kilka osób z trzeciego rocznika, którzy im się przyglądali, ale nie podchodzili jakby się bali, że im coś zrobią. zignorowała tamtą grupkę ludzi, w końcu tutaj też niewiele osób przychodzi, chyba najwięcej widywała na dziecińcu szkoły, choć podczas śnieżnych dni bywało ich mniej, dlatego dużo częściej tam przychodziła niż w inne miejsca szkoły. Choć pusta sala też jest przez nią często odwiedzana, zwłaszcza od niedawna, chodziła albo do sali na I albo na V piętrze, by tylko pozostać w samotności. Polubiła samotność, ro jest jej drugie imię. Co prawda w cudzysłowie znaczenia tego słowa.
Tobias Peacock
Oczekujący
Tobias Peacock

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Wto Gru 09, 2014 11:29 pm
- Ponoć niektóre atakują nawet, jak się za blisko podejdzie – dodał jeszcze, tak jakby się jej z czegoś tłumaczył. Fakt, nie powinien łazić do Zakazanego Lasu. Ani niczego innego, co ma w nazwie „zakazany”, bo to samo z siebie powodowało kłopoty.
A kłopotów się nie szuka, zwykle one znajdują człowieka. Uczepiają się każdego jak rzep psiego ogona i nie chcą się odkleić, jeśli się ich siłą nie odklei. Taką siłą mógł być na przykład dyrektor, tak jak w przypadku Elizabeth. Aż można się uśmiechnąć na samo wyobrażenie profesora, który z uczuciem odkleja kłujące kulki ze szczenięcego tyłka.
Miejsca wyciszone to oaza dla kogoś, kto zazwyczaj ma do czynienia z tłumami ludzi. Czasem każdy potrzebuje samotności i tylko takie azyle są w stanie zaspokoić to uczucie. Szukać ich można ze świecą. A niekiedy może się okazać, że mijamy coś każdego dnia, ale zakochujemy się w tym miejscu dopiero wtedy, gdy inaczej na nie spojrzymy – sami lub poprzez inną osobę.
- Ja mam w domu niekończący się hałas, więc siłą rzeczy tutaj szukam ciszy – przyznał się jej. Ciągłe śmiechy i śpiewy bywają uciążliwe, jeśli trwają niemalże bez przerwy. I w ten sposób z dziecka wyrasta największa maruda, jaką widział świat i wyrzuca swoje frustracje zupełnie innemu środowisku, zamiast dostrzec, że przecież tutaj może się całkowicie odciąć od tego nęcącego.
W Hogwarcie nietrudno o samotność, jeśli się wie, gdzie szukać. Zamek był przecież ogromny i o ile unikało się głównych korytarzy, dziedzińców czy Wielkiej Sali, można było zostać niemalże pustelnikiem. Za dnia takim miejscem był też korytarz prowadzący do Wieży Astronomicznej. Można było sobie usiąść niedaleko schodów (oczywiście na nie nie wchodząc, bo Filch by się zdenerwował) i cieszyć chwilą.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sro Gru 10, 2014 12:55 pm
- No i bywają takie stworki, które nie lubią po prostu ludzi i je atakują. - Jeszcze nie miała okazji spotkać niesmialka, domyślam się iż takie stworzenia można spotkać gdzieś przy zakazanym lesie, sama nie lubiła chodzić w tamte strony, zbyt wiele się tam czailo niebezpiecznych zwierząt. Ogólnie to do nich nic nie miała, ale jakoś tak woli je unikać dla bezpieczeństwa.
- Ja w moim domu...Mam spokój przez większość czasu, ale to z innego powodu chodzę do takich pustych miejsc. - Uśmiechnęła lekko pod nosem. Miała smutne oczy, choć przez tylko krótką chwilę. Lubiła miejsce takie jak to puste w których można posiedzieć i pomyśleć. Po układać wszystko to co w głowie się znajduje, a ostatnio u Lizzy jest ostatnio dość spory bałagan, który powoli zaczęła ogarniać i sprzątać pojedyncze miejsce by z kolei zrobić miejsce na inne rzeczy.
Tobias Peacock
Oczekujący
Tobias Peacock

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sro Gru 10, 2014 7:59 pm
- Czyli pasuje idealnie – wywnioskował z jej wypowiedzi. Czemu ze wszystkich czarodziejskich stworzeń to akurat nieśmiałki były najwredniejsze? Już nawet bahanka miała w sobie dużo więcej uroku osobistego, o czym przekonał się podczas wakacji.
- Cisza przydaje się każdemu.
Zamyślił się przez moment, zastanawiając nad tym, czy gdyby mieszkał z ojcem, jego życie wyglądałoby teraz lepiej. Bo że inaczej, to od razu wiadomo, zważywszy na to, że podobno różnił się od matki Tobiasa o sto osiemdziesiąt stopni. Krukon miał czasem wrażenie, że widział go podczas spacerów po Londynie, ale czy to możliwe? Przecież rozpoznałby swojego ojca, prawda? Albo on jego. To nie mogło być tak, że przemknęliby obok siebie niezauważenie.
- Robi się późno – stwierdził, wyrywając się z zadumy. – Idziesz na kolację?
Podniósł się z miejsca i wyciągnął rękę w stronę Elizabeth, by pomóc jej wstać. Spędził z nią całkiem miłe popołudnie, ale mimo wszystko nie mogli przegapić posiłku. Nie wyobrażał sobie nocnego przemykania korytarzami w celu odnalezienia szkolnej kuchni. Jeszcze mu się to nie udało, ale któregoś razu pewnie na nią natrafi, prawda? Wypadało więc ruszyć się w kierunku parteru, by „zapolować” na coś smacznego.

z/t
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sro Gru 10, 2014 9:39 pm
-W sumie racja. - Uśmiechnęła się pod nosem. W sumie siedzenie tutaj było nawet przyjemne, ale oprócz tego, że było jej ciepło w pośladki to zimno jej było tak ogólnie. Kiedy chłopak jej zaproponował zamianę miejsca ucieszyła się niezmiernie. Wstała z jego pomocą, a następnie wzięła z ziemi swój płaszcz i lekko go otrzepała. Założyła na siebie ubranie ciesząc się, że jest jest cieplej.
-Idę, zgłodniałam od takiego siedzenia.. - Powiedziała zgodnie z prawdą. Po czym skierowała swoje nogi za Tobiasem w stronę kuchni.

z.t
Remus J. Lupin
Oczekujący
Remus J. Lupin

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sob Sty 03, 2015 6:33 pm
Obowiązki prefekta były dla Remusa rzeczą prawie że świętą, a ich wypełnianie często sprawiało mu zwyczajną radość. Przede wszystkim dlatego, że mógł wtedy w najbardziej oczywisty sposób pomagać innym, a czasem przymykać oko na drobniejsze wybryki młodszych uczniów, którzy dopiero poznawali granice odpowiedniego zachowywania się w zamku. Doceniał też fakt, że Dumbledore wręczył odznakę prefekta właśnie jemu, chociaż Remus był pewien, że nie do końca na nią zasługuje; w końcu brał udział w tych sławnych wybrykach grupy Huncwotów, z których nie zawsze był dumny i które niekoniecznie były wyłącznie czystą zabawą. Niekiedy wynikały ze zwykłej złośliwości czy idiotycznej chęci zaimponowania innym. Kiedy jednak został prefektem, od razu postanawiając sobie poprawę i mniejsze pobłażanie przyjaciołom, co i tak mu nie zawsze wychodziło, obiecał sobie również, że nie zawiedzie zaufania, jakim obdarzył do Dumbledore. Przyjąć do Hogwartu wilkołaka to jedno, ale dać mu stanowisko prefekta Gryffindoru? Jeśli dyrektor nie był szalony, to musiał miec w tym jakiś plan, a Lunatyk doskonale wiedział, że plany Dumbledore'a zawsze mają drugie dno i prowadzą do czegoś większego.
Miał też świadomość, że bycie prefektem zobowiązywało go nie tylko do właściwego zachowania (no dobrze, ograniczenia niewłaściwego zachowania do minimum), ale również do ciężkiej pracy jako ucznia. Chociaż do tej pory nie miał z nauką wielu problemów, wchłaniając wiedzę z ogromną radością i zainteresowaniem, to jednak błyszcząca na piersi odznaka jeszcze bardziej go napędzała. Po ukończeniu szkoły nie miał zbyt wielu opcji na karierę zawodową - kto w końcu chciałby przyjąć do pracy wilkołaka? Było to niezwykłe nawet w magicznym świecie. Musiał więc robić wszystko, aby uzyskać jak najlepsze oceny i doskonałymi wynikami utorować sobie ścieżkę w przyszłość.

Nie przeszkadzały mu w tym nawet obowiązki, jakie na siebie przyjął i doskonale radził sobie z godzeniem funkcji ucznia i prefekta. Zresztą podczas kontrolowania korytarzy zamkowych, gdzie najczęściej głównym zadaniem było pilnowanie, by w opuszczonych salach nie odbywały się nielegalne pojedynki, miał mnóstwo czasu na naukę i utrwalanie wiedzy. Gdy nikt nie patrzył, pozwalał sobie nawet na rzucanie zaklęć na zamkowe posągi i zbroje, ćwicząc na nich bardziej skomplikowane formuły. Tym razem jednak Remusową czuprynę nie zajmowała nauka, ani nawet świadomość nadchodzących egzaminów, o których nieustannie przypominał przyjaciołom. Nie, nie. Tym razem myśli prefekta Domu Lwa zajęte były próbą pozbycia się z obrazu pewnej osoby, na którą siłą rzeczy napotykał się nader często w pokoju wspólnym, przy stole w Wielkiej Sali i na lekcjach. I chociaż na tych ostatnich mógł się skupić na zajęciach, to pokój wspólny wydawał się nagle dziesięć razy mniejszy niż w rzeczywistości, gdy tylko ona się w nim pojawiała.
Powodowany jakąś dziwną złością na samego siebie, że nie potrafi sobie poradzić ze swoim rozkojarzeniem, w nieco ostrych słowach przegonił spod portretu Tobiasa Misslethorpe'a dwójkę Puchonów. Oddalili się, patrząc na niego z wyrzutem i szepcząc coś między sobą, a Remus od razu pożałował swojego zachowania i tego, że dał się ponieść emocjom. Miał z nimi ostatnio poważny problem, a najgorsze było to, że nie umiał go w żaden sposób rozwiązać, ani tym bardziej z nikim o nim porozmawiać. Zamknął na chwilę oczy, licząc na jakąś magiczną pomoc, ale gdy je otworzył, wpatrując się w olbrzymi obraz, wszystko było takie samo. Och, Remus Lupin mógłby w tym momencie oddać wszystkie odznaki prefekta za możliwość spędzenia chociażby jednego dnia bez uporczywego myślenia o tej, o której absolutnie nie powinien myśleć.
Erin Potter
Oczekujący
Erin Potter

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sob Sty 03, 2015 7:15 pm
Cieszyła się, że Gryffindor wygrał mecz, och, oczywiście, że się z tego cieszyła; ba, zdobyła nawet dla domu lwa kilka dość znaczących goli, czego gratulował jej nawet sam James (a jak on czegoś gratuluje, to już naprawdę trzeba się tym chwalić!). Jednak to wszystko brzmiałoby naprawdę miło i sympatycznie, gdyby nie fakt, że wszyscy uczniowie zaraz zbiegli się w jedną, zwartą grupkę, aby gratulować Rogaczowi, który w końcu ponownie okazał się być bohaterem poprzez złapanie znicza, oraz Blackowi, który również postrzegany był jako jedna z gwiazd Hogwartu. Potter jedynie wywróciła na ten widok oczami, uśmiechając się lekko. Zwykle sława jej brata znacząco przyćmiewała jej osobę. Czasem miała wrażenie, że równie dobrze mogłaby nie istnieć i nikt by tego nawet nie zauważył... No dobra, może poza Lilką. Choć ruda ostatnio również miała swoje zajęcia... cóż. Życie.
Kiedy jednak powoli zniżała się z miotłą w kierunku ziemi, jej umysł zakrzątał ktoś inny, ktoś, kogo mimo ogólnego skupienia wypatrywała nawet na meczu. Nie ujrzała jednak jego sylwetki w tłumie piszczących fanek i szczęśliwych Gryfonów. Jej serce ogarnął jakiś dziwny smutek pomieszany z pustką. Unikał jej, miała tego stuprocentową pewność. Kiedy siedziała w Pokoju Wspólnym, zapełniając kolejne strony dziennika swym nie do końca ładnym pismem, przyglądała mu się ukradkiem. Łapała jego drobne spojrzenia, jego uroczą zmarszczkę, która pojawiała się za każdym razem między jego brwiami, kiedy zastanawiał się nad kolejnym ultra-ważnym pojęciem z któregoś z podręczników, łapała jego zmęczony wyraz twarzy, jego dłoń wędrującą po kolejnych stronnicach wielkich, opasłych tomiszczy, które targał ze sobą wszędzie z podobną zawziętością, co Lily. Jej myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół niego i to już od tylu miesięcy...
Codziennie wspominała tamto wydarzenie, moment, kiedy zostawił ją w lesie tuż po tym, co dosłownie wyprowadziło ją z równowagi. Otworzyła się przed nim, a on tymczasem... potraktował ją jak... jak...
A mimo to nadal czuła dziwne ciepło, kiedy udawał, że jej nie widzi, kiedy uśmiechał się do Lily na przywitanie, a w jej kierunku tylko niemrawo kiwał głową. Zupełnie tak, jakby nie istniała.
Przeklęte ciepło.
Momentalnie utraciła jakiekolwiek chęci do dalszego świętowania wygranej. Zręcznie wyminęła tłum i prędko udała się w stronę Hogwartu, wiedząc, że na ten moment zamek jeszcze choć przez chwilę będzie prawie pusty. Nie odwiedziła nawet szatni aby zmienić swój sportowy strój. Idąc przez parter, uznała, że nie chce jej się walczyć z uporczywymi schodami i lepiej będzie, kiedy przejdzie przez skrót. Mało kto wiedział o jego istnieniu, ale ona - jako, iż była w końcu siostrą Huncwota - zdołała odnaleźć go już dobre parę lat temu.
Stanęła przed portretem Tobiasa Misslethorpe, po czym, jak gdyby nigdy nic, otworzyła go i pewnie ruszyła przez siebie.
Szczegół, że czołowo zderzając się z kimś, kogo chciała tu zobaczyć chyba jako ostatnią osobę na świecie.
Była od niego dużo, dużo niższa, sięgając mu niemalże do piersi, choć to nie zmieniało faktu, że te zderzenie musiało być dla nich obydwu strasznie bolesne. W pierwszym momencie straciła jakąkolwiek orientację i odsunęła się natychmiastowo, prawie przewracając się na plecy, szybko jednak odruchowo złapała za jego ręce, chcąc się w jakikolwiek sposób podtrzymać. Nie myślała wtedy, szczerze powiedziawszy to nawet nie jestem pewna czy do końca wiedziała na kogo wpadła, przynajmniej w tym pierwszym momencie, kiedy ból głowy był najintensywniejszy...
- Merlinie, przeprasz...
Gdy w końcu zorientowała się przed kim się znalazła, znieruchomiała, a torba, którą dotychczas trzymała w dłoni, wypadła jej z rąk.
I stała tak, zupełnie jak słup, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa.
W końcu Erin znała się na stawianiu.


Ostatnio zmieniony przez Erin Potter dnia Wto Sty 29, 2019 10:08 pm, w całości zmieniany 1 raz
Remus J. Lupin
Oczekujący
Remus J. Lupin

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sob Sty 03, 2015 8:50 pm
Czasami zazdrościł swoim przyjaciołom, że są normalni, że nie zostali naznaczeni piętnem wilkołaka i nie przemieniają się w potwora, którego jedynym pragnieniem jest niszczenie i rozrywanie na strzępy. Wilcza natura Remusa czasami dochodziła do głosu między pełniami, gdy czuł w sobie skondensowany niepokój i rozdrażnienie. Najlepszym lekarstwem była wtedy nauka, oddalająca myśli od nieprzyjemnych wyobrażeń. Ostatnio jednak nawet uciekanie w świat książek nie dawało mu już takiego spokoju. Nie, gdy zamierał za każdym razem, gdy w pokoju wspólnym padło głośne „Potter”. Jego oczy nieruchomiały wtedy na stronnicy książki, a on sam bał się zerknąć znad jej grubych kart, by przekonać się, kto był adresatem tego wołania. Odczuwał ulgę, gdy okazywał się nim James, a jednocześnie był zawiedziony, że to znów on.
Łapał się czasem na tym, że wysiaduje przed kominkiem długo po tym, jak już skończył wszystkie zadania domowe. Czytanie dziesiąty raz tej samej strony, powtarzanie setny raz tej samej formuły eliksiru wydawało mu się kiedy idiotyczne i świadczące o bezsensownym roztargnieniu. Teraz był to najskuteczniejszy i najbezpieczniejszy sposób na to, by przedłużyć jeszcze o chwilę, kilka minut, kilka wspaniałych momentów możliwość wpatrywania się w jej dłoń, którą tak niefrasobliwie wplątywała we włosy. Gdzieś w podświadomości pozwolił sobie raz czy dwa na nieskromne marzenie, w którym to jego dłoń powoli gładziłaby jej włosy, a palce owijały wokół siebie ich kosmyki. Marzenie, które nie miało prawa się ziścić i to on, Remus, był odpowiedzialny za to, by nigdy do niego nie doszło. Musiał znaleźć w sobie siłę, odpowiedzialność i stanowczość, by nie poddać się niebezpiecznemu pragnieniu. Wiedział, że ból po tym, gdy marzenie okaże się tylko ułudą, będzie stokroć silniejszy od tego, co odczuwał obecnie.
Nie chciał jej ignorować. Wiedział, że takie zachowanie byłoby poniżej jego godności, i tak już wystarczająco niskiej przez wilkołactwo. Dlatego gdy pytała, grzecznie odpowiadał; gdy przechodziła obok, nie uciekał; przesuwał się, ustępując jej miejsca przy stole Gryfonów. Ale zawsze te proste gesty miały w sobie podtekst, którego nie mogła nie dostrzegać. Robię to, bo tak powinienem, nic więcej. Lepiej uciąć marzenia w zarodku, zanim się wyklują i zaczną być mylone z rzeczywistością. Oboje musieli to zrozumieć jak najszybciej, zanim będzie za późno i zaczną się wzajemnie krzywdzić, wystawiając kolce i raniąc się nieświadomie. Tylko że podążanie za głosem rozsądku, gdy całym sobą pragnie się szaleństwa i zapomnienia o konsekwencjach, jest tak cholernie trudne.
Jeśli jednak Remus chciał teraz choć na chwilę zapomnieć o swoim emocjonalnym bałaganie, który dręczył go od środka, to wybrał jeden z najgorszych możliwych momentów. Nie zdążył zareagować inaczej, jak odruchowym złapaniem dłoni, które nagle wbiły mu się w klatkę piersiową, a których właścicielka niebezpiecznie się zachwiała tuż przed nim, odbijając się praktycznie od jego ciała. Gwałtowność uderzenia nie była duża, ale w połączeniu z zaskoczeniem sprawiła, że ledwo utrzymał się na nogach. Spojrzał w dół, szukając źródła całego zamieszania i ponownie się zachwiał, tym razem jednak już z zupełnie innego powodu. Poczuł to niespodziewane ciepło i szumienie w głowie, gdy wpatrywał się w lekko potarganą czuprynę stojącej naprzeciwko dziewczyny. Ułamek sekundy przed nią zorientował się, z kim ma do czynienia i gdy na niego już spojrzała, zamierając nagle w pół słowa, nie miał możliwości, by zatuszować rosnącą panikę w oczach. Automatycznie i kompletnie nieświadomie mocniej ścisnął jej ramię, nie reagując nawet wtedy, gdy torba zsunęła się na ziemię.
Sekundy płynęły, a cisza dookoła, nieprzerywana nawet odgłosami dobiegającymi z zamku, wydawała się równie absurdalna jak fakt, że natrafił na dziewczynę właśnie teraz, gdy wszystko wskazywało na to, że jeszcze długo powinna być poza zamkiem. Nagle stanęło mu przed oczami wspomnienie czarnego jak noc kruka, którego oczy były tak szalenie podobne do tych, jakie miała wpatrująca się w niego w milczeniu dziewczyna.
- Nic się nie stało – powiedział cicho, jakby bojąc się, że głośniejszy dźwięk mógłby spowodować jakąś straszliwą katastrofę. Puścił jej ramię, czując pod opuszkami palców dziwną pustkę. Narodziło się w nim pragnienie, by natychmiast ją zapełnić, by nie przerywać tego krótkiego i niespodziewanego dotyku, by sięgnąć ponownie do ramienia dziewczyny, przyciągnąć ją do siebie i poczuć choć na chwilę to samo, co działo się w lesie wtedy... gdy na moment stracił panowanie nad swoimi uczuciami.
Erin Potter
Oczekujący
Erin Potter

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sob Sty 03, 2015 9:30 pm
Och, Remusie, jakiej to normalności zazdrościsz przez cały ten czas, kiedy to Twoje wilkołactwo było tak bardzo podobne do tego, co przeżywała ona niemal każdej nocy..? Bo też czym tak właściwie się różniliście? Oboje co dzień odczuwaliście dziwne poczucie pustki, oboje nie mogliście poradzić sobie z bezsennością, oboje gromadziliście w swych głowach natłok myśli, ba!, nawet oboje równie silnie przeżywaliście nadejście pełni. Ty - z wiadomych przyczyn, ona natomiast - ze strachu. Z obawy przed tym, że tym razem coś się wydarzy, że stanie Ci się jakaś krzywda, że nie będzie zdolna Cię przed nią uchronić. I wiesz, co jeszcze? Oboje uwielbialiście uciekać od problemów. Tak, w tym byliście w zupełności najlepsi. Bo w końcu po co stawiać im czoła, skoro przez ten cały czas można było bawić się w kotka i myszkę?
To śmieszne - stoicie tak teraz, oboje, patrzycie na siebie beznamiętnie, udając, że wszystko jest w porządku, że tak naprawdę nic Was nie obchodzi, gracie w kolejną, sztuczną gierkę, myśląc, że unikniecie przez to odpowiedzialności. Patrzyła na Ciebie, Remusie, teraz, tuż po pierwszym szoku, błądząc po Twoim ciele chłodnym, nad wyraz opanowanym wzrokiem, zupełnie tak, jakby chciała odepchnąć od siebie wszystkie te ciepłe odczucia, które uderzały w nią, kiedy miała okazję spotkać Cię na swojej drodze. Twój dotyk wywołał na niej liczne dreszcze, był niczym zapalająca się lampka, jak coś, co miało pociągnąć tą historię nieco dalej, w kompletnie inne rejony niż dotychczas; w pewnym momencie z resztą chciała już rzucić się na Ciebie bez słowa, uderzyć Cię, a następnie pocałować, nie licząc się z całym światem, ale moment otrzeźwienia nastąpił zaraz potem, wraz ze słowami, które wydobyły się spomiędzy Twych chłodnych, miękkich warg, których smak wspominała dzień za dniem.
Odetchnęła cicho, jakby odczuwając ulgę, że jednak nie udało jej się dokonać tego, co dotychczas rozrywało ją od środka. Jej sumienie na ten moment odniosło sukces i uspokoiło się, w odróżnieniu od serca, które biło tak mocno i intensywnie, że miała wrażenie, że Lupin zaraz sam je usłyszy.
Nachyliła się i drżącymi dłońmi zaczęła niechlujnie wrzucać wszystkie przedmioty, które pod wpływem upadku rozsypały się naokoło ich stóp z powrotem do torby. Zagryzła dolną wargę i nerwowo zmierzwiła swoje rozczochrane podwójnie - w końcu dopiero co wróciła z meczu - włosy, pobladła i bąknęła cicho cokolwiek, aby tylko wypełnić pustą przestrzeń słowną, jaka nastała między nimi:
- Nie było Cię na meczu.


Ostatnio zmieniony przez Erin Potter dnia Wto Sty 29, 2019 10:13 pm, w całości zmieniany 1 raz
Remus J. Lupin
Oczekujący
Remus J. Lupin

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sob Sty 03, 2015 10:24 pm
Gdyby to było takie łatwe, zapomnieć na chwilę o sztucznych różnicach, odgradzających go murem od innych ludzi, od niej. Gdyby mógł zdusić w sobie, stłumić albo i podeptać pamięć o tym, kim naprawdę był. Ale nie mógł. Nie potrafił. A może nawet nie chciał, bo ta świadomość jego niedoskonałości, jego naznaczenia wilczym stygmatem była jednocześnie czymś, co dawało mu motywację do życia, do walczenia o więcej. I każda pustka, jaką odczuwał po pełni, gdy zatracał swoje człowieczeństwo, wypełniania była właśnie tą świadomością. Samotność, jaka towarzyszyła mu w pierwszych latach, powoli bladła, jednak wciąż dochodziła do głosu, czyniąc go słabym. Był niewolnikiem własnego pragnienia podzielenia się ze światem swoją tajemnicą, a jednocześnie chęcią ukrywania tego sekretu w najgłębszych czeluściach.
Marzył, och tak, wielokrotnie marzył, że pewnego dnia będzie mógł zasnąć spokojnie, nie martwiąc się o nadchodzącą pełnię. Że być może ktoś będzie zasypiał u jego boku, uspokajająco przyciągając go do siebie, otaczając bezpiecznymi ramionami. Ale te marzenia nigdy się nie spełnią i wiedza, ta brutalna świadomość była przytłaczająca bardziej, niż każde wybudzenie się z koszmaru i każda bezsenna noc. Nie chciał więcej marzyć, nie chciał się wybudzać z pięknego snu, wracając do bezlitosnej rzeczywistości.

Wzrok dziewczyny, ślizgający się po jego ciele, był prawie że namacalny. Ileż by dał, by spojrzała wyżej, by zauważała w jego oczach wszystko, co chciał jej powiedzieć, a co w sobie tłumił, bojąc się do tego przyznać sam przed sobą. Czyż nie byłoby łatwiej rozegrać to w szybkiej partii? Chłodnym, rzeczowym tonem, z którego nie przebija ani kropla emocji? Nie, zdecydowanie. Nie byłby w stanie podejść do niej tak praktycznie, tak po ludzku, bez angażowania uczuć, bo gdyby zaczął mówić, gdyby się przełamał, mógłby powiedzieć za dużo. A chwilowa ulga, jaką przyniosłoby jego wyznanie, zastąpiona zostałaby wyrzutami sumienia i złością na własną słabość. Nie mógł od niej niczego oczekiwać; sam niewiele miał jej do zaoferowania. Swój wilczy sekret, comiesięczny strach i życie w ciągłej niepewności.
I właśnie po wilczemu miał ochotę zawyć, gdy nachyliła się tuż przed nim, praktycznie klękając na posadzce i nerwowo zbierając porozrzucane przedmioty. Wiedział, że wypadało zrobić to samo, że powinien otrząsnąć się, pomóc jej, zrobić cokolwiek, ale panowanie nad własnym ciałem było o wiele trudniejsze niż panowanie nad głosem. Mógł się zmusić do mówienia, nawet jeśli ton był wtedy niepewny, głos drżący i cichy. Ale jego ciało opierało się o wiele mocniej i podświadomie był za to wdzięczny. Gdyby się ruszył – czy jego ręka nie powędrowałaby z powrotem na jej ramię? Nie powstrzymałby ogromną chęć przyciągnięcia jej do siebie i zatrzymania w mocnym uścisku? Może właśnie tak powinien zrobić. Może dotyk mógł powiedzieć więcej, niż nawet najpiękniejsze i najstaranniej dobrane słowa.

Otrząśnij się, Remusie! Spojrzał na nią, gdy podnosiła głowę, gdy rozchylała usta i gdy zaczęła mówić. Z wyrzutem? Zawiedzeniem? Czy te drżące drobinki w jej głosie mogły być cichą radością, że nie dostrzegła go na trybunach i że jego obecność jej nie rozpraszała? Och, Lunatyku, zapomnij o tym, nie jesteś aż tak ważny, by twoja nieobecność wpływała na kondycję psychiczną zawodników i finalnie na losy meczu.
- Chciałem przyjść i zobaczyć, jak dajecie im w kość – przyznał, wciąż nie podnosząc głosu, ale za to rozchylając lekko usta w ledwie dostrzegalnym uśmiechu. - Ale niestety, obowiązki prefekta – dodał z wyjaśnieniem i takim tonem, by wiedziała, jak bardzo żałował, że nie udało mu się zobaczyć meczu. - Wszystko jednak słyszałem, ten wybuch radości prawie pozbawił drugie piętro okien – teraz już uśmiechnął się bez żadnego skrępowania, odzyskując w pewnej części panowanie nad ciałem i usadzając w miejscu swoje odrętwienie. Zagubienie, jakie opanowało go przed chwilą, zaczęło stopniowo zanikać. Odetchnął głęboko i znów na nią spojrzał, błądząc wzrokiem po jej sportowej szacie.
- Nawet nie zdążyłaś się przebrać. Gdzie się tak śpieszysz?


Ostatnio zmieniony przez Remus J. Lupin dnia Sob Sty 03, 2015 11:50 pm, w całości zmieniany 1 raz
Erin Potter
Oczekujący
Erin Potter

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Sob Sty 03, 2015 11:02 pm
Jej ręce nadal drżały, zupełnie tak, jakby aktualnie doświadczała jakiejś niewyobrażalnej tragedii - a może i nawet była jej częścią, może uczestniczyła w swoim własnym, osobistym dramacie, który rozgrywał się w jej głowie, nie wiem.. wiem jednak, że jej blade, chude dłonie z trudnością wyłapywały wszystkie te rozsypane przybory szkolne, które aktualnie walały się po podłodze - kilka piór, pergamin z zaległą pracą domową, jakiś podręcznik, różdżka oraz jej prywatny, osobisty dziennik, który na szczęście zabezpieczyła zaklęciem na hasło, które miało utrudnić niepożądanym osobom poznanie jej najgłębszych sekretów, z którymi nie dzieliła się nawet z Evansówną. Merlinie, co by to było, gdyby Remus teraz przeczytał stamtąd choćby jedno słowo... zwłaszcza, że jej najczęstszym tematem rozmyślań był właśnie on.
Gdy w końcu uporała się z większością przedmiotów, nagle zauważyła, że oprócz tych, które zdołała już pozbierać, jedno z piór upadło tuż około stopy Remusa. Niepewnie zerknęła na Gryfona, lecz w końcu, nerwowo przełykając ślinę, uporała się z sięgnięciem po zawiniątko, zupełnie tak, jakby od tego ruchu zależało całe jej życie i jego następstwa.
- Twój nierozgarnięty przyjaciel złapał znicza. Aktualnie większość Gryfonów szaleje na boisku, nie mogąc wypuścić go ze swych objęć. Zapewne stąd ten krzyk - odrzekła lekko ironicznym tonem, jak to miała w zwyczaju; tym razem jednak usilnie starając się, aby jej głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie i swobodnie. To jednak tylko pogorszyło sprawę, bo nawet największy głupiec wyczułby jej zdenerwowanie. A Remus... cóż, Remus nie był głupi. Co więcej, był jedną z najinteligentniejszych osób, jakie znała.
Podniosła się w końcu, ponownie mierzwiąc włosy, które następnie luźno opadły na jej przedramiona. Ruch ten nieco wzniecił ich zapach - swoją drogą, wyjątkowo przyjemny, bowiem była to woń bzu. Kosmyki jej czarnych włosów były długie, choć niezwykle postrzępione i dość mocno rzucały się w oczy. Jej swego rodzaju znak rozpoznawczy, przez którego nie mogła ukryć się przed nikim.
Po dłuższym czasie odważyła się w końcu spojrzeć Remusowi w oczy, nie mogła jednak utrzymać między nimi tego kontaktu wzrokowego na długo - kiedy na niego patrzyła, coś niemalże rozrywało ją od środka i miażdżyło jej bijące, nad wyraz żywe serce. Bała się, że On to zauważy. Bała się jego reakcji, tego, że pomiędzy nimi znowu mogłoby coś wyniknąć.
Nie wytrzymałaby kolejnej dawki cierpienia po tej, którą wywołał u niej w Zakazanym Lesie.
Po usłyszeniu jego komentarza na temat jej stroju, dopiero zauważyła, że ma go na sobie - spojrzała na siebie, jakby chcąc nieco wydłużyć swój czas na odpowiedź, po czym bąknęła dość nerwowo:
- Emm... byłam zmęczona... to znaczy w sumie jestem zmęczona. Chciałam iść do dormitorium... No wiesz, wziąć jakiś prysznic i się położyć... czy coś.
Nabrała powietrza do ust, po czym drżącą dłonią poprawiła rąbek swojej sportowej szaty.
- W sumie to ja... ja już pójdę. Nie będę Ci przeszkadzać.
To mówiąc, spróbowała szybko go wyminąć, udając się w stronę schodów prowadzących do wieży Gryffindoru...

// jak chcesz, to dawaj teraz akcję ze schodkiem. D:
Sponsored content

Portret Tobiasa Misslethorpe - Page 2 Empty Re: Portret Tobiasa Misslethorpe

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach