Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Nie Sty 11, 2015 1:29 pm
Drzwi do tarasu zamknięte były ongiś czarem, ale szkolni wandale zdążyli się nim odpowiednio zająć bez wiedzy nauczycieli - na drzwiach widnieje tabliczka zabraniająca nań wchodzić i ostrzegająca przed możliwością zawalenia - ale kto by w to uwierzył w szkole magicznej? Na jego środku stoi posąg irlandzkiej driady z ptakiem na jej dłoni, który oplata ją wykutymi w kamieniu smugami, przypominającymi do złudzenia wodę, która gotowa jest się rozprysnąć na boki.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Sro Maj 13, 2015 10:30 pm
Oto Nasze Niebo, oto Nasza dola - być tutaj, na Ziemi, chociaż Wrota Niebiańskie lśniły jasnością i zapraszały w bezpieczne strugi światła - chodź i zakosztuj tego blasku, wszystko jest dla ludzi, wszystko jest przecież dla nas - możemy więcej, niżby nam się wydawało, nawet jeśli pewnego rodzaju ograniczenia podcinały nam lotki. Nie wierzysz? Nie musisz - chodź i zobacz sam, jak zachodzi słońce, trzęsące się w przerażeniu świadomości zostawiania świata na skazanie księżyca - zaraz te wrota się zatrą, pozostanie po nich wspomnienie, a wiesz, co przyjdzie na ich miejsce..?
Piekło.
Miejsce puste, w którym nikt nie ma, bo och, mój naiwny skarbie - demony i potwory są prawdziwe - a wszystkie wyglądają jak ludzie... Każdy z diabłów dawno już zrozumiał, że pośród płomieni, pod sztandarem Lucyfera, nie czeka ich nic dobrego - zaś jak wiele obietnic i ścieżek widzieli na tym trwałym lądzie, co gotowy był im się układać miękkimi ścieżkami pod nogami, żeby tylko nie zechcieli kopać w nich zbyt wielu dołów, do złudzenia przypominające groby..? Drżą już drzewa i kamienie, drży woda i powietrze - wszystko zastyga w oczekiwaniu na rozwarcie bram Czarnego Świata, do którego nikt trafić nie chciał, a ci co chcieli byli tylko pustymi arogantami... Czy może to twoja wyobraźnia zbyt bujnie działa, wampirze?
Sahir Nailah siedział na kamiennej ławeczce przy ścianie balkonu po lewej stronie, by piękna, choć podniszczona rzeźba nie przysłaniała mu widoku znad balustrady na zachód - jeszcze była do niego chwila, ale kiedy już się zacznie to ognista tarcza znikała szybciej, niż zdolnym się było załapać, co się właściwie dzieje - cud przemijania, z którym tak identyfikowali się ludzie... tylko że ludzie wcale nie uważali przemijania za cud. Przynajmniej nie ci, których ty znałeś... może oprócz profesora Dumbledora - osoby mądrej, która jak nikt inny potrafiła pojąć dar życia i zrozumieć, że nasze życie jest jedną, wielką pokutą, a śmierć to tylko największa z pokut, która musi się dopełnić - gdy widziało się jasno tą prawdę objawioną przed oczyma, szybko można było pojąć, że wampiry w takim razie nie mogą dążyć do zbawienia...
Chyba że mieli być perłami ludzkości, ich największym sprawdzianem, czy dadzą się zwieść na pokuszenie życiu wiecznemu, czy też pozostaną w skromności, oczekując sygnału na przejście na drugą stronę.
Twoja dłoń miała się już nieco lepiej - ta poharatana od gałęzi, na której teraz widniały strupy, była nieprzyjemnie sztywna, ale nadawała się do używania, kiedy przytrzymywałeś palcami resztkę skręta zrobionego z wymieszania tytoniu i marihuany, która wypełniała twoje ciało i umysł popierdolenie przyjemnym rozluźnieniem, pozwalając ci nie myśleć - mogłeś tak siedzieć i przyglądać się temu... przemijaniu.
Nie było fajerwerek, nie było ekipy powitalnej, kiedy wróciłeś do szkoły, bo i się takiej nie spodziewałeś - były tylko nieufne, niezadowolone spojrzenia uczniów, w większości jednak płochliwie przed tobą uciekające - ta bitwa miała coś zmienić, tymczasem? Zmieniał cokolwiek? Och tak, trochę tak - na gorsze - na szczęście jednak w tej chwili nie potrafiłeś się tym przejmować.
Czemu miałbyś.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Sro Maj 13, 2015 10:52 pm
Plotka o tym, że ten wampir wrócił do szkoły rozbiegła się lotem błyskawicy po całej szkole. Więc i do uszu romki doszły te szepty. A więc to prawda, jej narkotyk wrócił. Jej jedyny dowód na to, że żyje. Tak dawałeś jej te dowody. Krzywdząc ją na każdym kroku, te łzy które spływały po jej twarzy po każdym spotkaniu z tobą, były niepodważalnym dowodem na to, że serce w piersi tej dziewczyny jeszcze bije.
Esmeralda siedziała w pokoju wspólnym przed kominkiem, i kiedy tylko usłyszała tą plotkę nie myśląc wiele zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła przed siebie. Jej długa spódnica co chwila plątała się jej pod nogami, więc chciała czy nie musiała ją lekko podciągnąć, chusta z monetkami brzęczała głośno, ogłaszając wszystkim, że do zamku wrócił ktoś kto dla niej jednej był ważną osobą. Czarne włosy rozwiewały się pod wpływem pędu wiatru. Zielone oczy błyszczały bardziej niż żar w ognisku. A w głowie kłębiło się tyle myśli. Nie wiedziała co miała by mu powiedzieć, była jednocześnie na niego wściekła, z drugiej strony stęskniła się. Chciała tyle rzeczy zrobić kiedy go zobaczy, strzelić mu w twarz, przytulić, nakrzyczeć, błagać aby nie pakował się w żadne bagno... nie to odpadało, nie był w stanie tego zrobić. Kłopoty chodziły z nim jak by był jakąś przynętą.
Romka zatrzymała się gdzieś na korytarzu. Nie wiedziała gdzie szukać tego wampira, gdzie mógł się zapodziać. Zamek był wielki, chociaż jedno wiedziała... nie mogła go szukać w żadnym oczywistym miejscu. Lubił pomieszczenia gdzie nie było nikogo. A biorąc pod uwagę, że był wieczór... raczej nie było go w dormitorium. Tak też zwiedzała każde piętro, aż w końcu doszła na V, biegła... lekkie obcasiki jej baletek obijały się po kamiennej podłodze sygnalizując wszystkim jej obecność... i w końcu go znalazła. Ujrzała jego postać. Stał przy balustradzie, zupełnie tak jak by nic się nie stało. Zielone oczy dziewczyny zaszkliły się przez chwilę.
- Ty...- Wydyszała. Nogi drżały jej ze zmęczenia i ze zdenerwowania. Mimo wszystko zdobyła się na wykonanie parę kroków do przodu.
-Ty... s...skończony... cholerny, pierdolony... kretynie- W końcu dopadła do ciebie, i jej mała rączka, aktualnie lodowata ze zdenerwowania wylądowała na twoim policzku. Uderzyła ciebie po raz drugi, a i sam wiesz, że powinna była zrobić to więcej razy niż dwa.
-Coś ty sobie myślał... za kogo ty siebie masz... za wielkiego Pana Sahira. - Warczała na ciebie, ale nie krzyczała... to był jej plus, bardzo rzadko podnosiła głos.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Sro Maj 13, 2015 11:08 pm
Ach, gdyby tylko mógł zobaczyć ją biegnącą..! Jego wolnego ptaka - chciał ją taką widzieć, choć już teraz nie pamiętał nawet, o co poszło w tamtej dziwnej kłótni nad jeziorem - tyle razy mu mówiła, że on nie rozumie, że on nie widzi - a może wcale tego nie mówiła tak otwarcie, tylko ciągle wysyłała swoje sygnały, otaczając go pajęczą siecią oferującą bajki? Na początku się przed nimi bronił, na początku dał jej do zrozumienia, że może połamać jej, jako pajęczycy nogi i nie musi przy tym zbyt wiele rozumieć - czysto psychologiczna gra ciągnęła się nieprzerwania na poziomie łączącej ich więzi, która nie chciała się zerwać, ciągnąc ich do siebie - jego do niej na pewno. Lubił tą ptaszynę... Lubił jej muzykę... Lubił kiedy jej serce zwalniało i kiedy przyśpieszało zarazem, tylko jedna rzecz się nie zgadzała w tej znajomości, która często drążyła jego myśli i sprawiała, że sięgał po ołówek, czy pióro, by płynnymi ruchami zarysowywać Niebiańskie Ptaki z nogami oplecionymi złotymi bransoletami, zamknięte w klatkach lub na łańcuszku - właśnie tego mu brakowało... złotego łańcuszka... Łańcuszka i klatki, w której mógłby trzymać swoje ptaszęcie i od czasu do czasu je wypuszczać, by popodziwiać jej strojne w barwy pióra, którymi się okrywała, żeby zalśniły w pełnym blasku, rozłożone do lotu - przecież zawsze by wracała... Jakoś nigdy w to nie zwątpił.
To dziewczę nie było mu już nic dłużne... a to niedobrze. Odkrywał, że bardzo byłoby mu na rękę, gdyby coś mu zawdzięczała.
Przeznaczenie nie kazało mu długo czekać na zobaczenie tych dwóch rozżarzonych szmaragdów.
Usłyszałeś ją z daleka - jak miękko biegła po kamiennej posadzce, a wyprzedzał ją dźwięk dzwoneczków i uderzających o siebie monet na krańcu spódnicy, która przez nie wcale nie wydawała się cięższa - zawsze tak chodziła, kiedy tylko nie było zajęć, a jak się ubierała podczas nich..? Na pewno musiała zakładać mundurek, inaczej Hufflepuff łapałby co krok minusowe punkty, a nie zauważył w punktacji, żeby drastycznie Żółci odpadali od wszystkich domów - chyba więc była dość grzeczną dziewczynką, prawda..? Odwróciłeś się miękko, opierając łokciami na balustradzie i lekko unosząc podbródek, by wypuścić smugę szarego dymu w przestrzeń, spoglądając na nią obłędnym wzrokiem, kiedy pojawiła się w przejściu - zupełnie jakby wiedziała, gdzie go szukać... może ktoś cię widział, jak tutaj wchodzi, może cię szukała, a może trafiła na ciebie przez przypadek... ale nie wydawała się zaskoczona twoim widokiem. Jakoś... nie bardzo cię obchodziło aktualnie, jakie plotki po Hogwarcie krążyły.
Jakoś nie szczególnie obchodziło cię teraz cokolwiek.
Stałeś spokojnie, kiedy podeszła, kiedy uniosła rękę i cię uderzyła, na chwilę będąc zmuszonym do zerwania z nią kontaktu wzrokowego - uniosłeś dłoń ze skrętem i zaciągnąłeś się po raz kolejny z odwróconą, od siły uderzenia, twarzą, by w końcu zwrócić ją ku niej ponownie, nieszczególnie sobie robiąc coś z jej słabych pięści uderzających w ciebie raz po raz... Jednak ileż można?
Pstryknąłeś palcami, wyrzucając niedopałek poza barierkę i zaplotłeś palce na jednym z jej nadgarstków, by drugą ręką objąć ją w pasie i przyciągnąć do siebie, przytulając, by zostać otulonym jej zapachem, jej ciepłem... Oto i jest ta kruszona, znowu w twoich ramionach.
Bezpiecznie-niebezpieczna.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Sro Maj 13, 2015 11:23 pm
Naturalnie, że będzie do ciebie wracać niczym bumerang rzucony gdzieś w przestrzeń. Udało ci się ją oswoić, a to nie było łatwe. Nie musiałeś nawet trzymać jej w klatce by ten ptak zawsze siedział ci na ramieniu i w razie zagrożenia osłonił swoimi skrzydłami. Nie musiała być ci nic dłużna, po prostu się przywiązała... a może to jakaś siła która jest wam nieznana związała wasze ręce tą czerwoną wstęgą, i żadne z was nawet nie zaprotestowało. Pasował wam taki układ, z jednej strony bez zobowiązań, ale z drugiej pewne granice zachowań, jednak były.
Nie spodziewałaś się, że go to uderzenie zaboli, z resztą nigdy nie biłaś mocno... przynajmniej jego, nie potrafiłaś, a może nie chciałaś. Był to tylko wyraz jej żalu, i bólu jaki jej zadał tak nagle znikając, i nie zostawiając żadnego zapewnienia, że wróci.
Zielone oczy wpatrywały się intensywnie w twoją osobę, iskierki złościł skakały w nich niczym malutkie pchełki, i wtedy stało się coś czego dziewczyna kompletnie się nie spodziewała. Te silne ramiona, te dłonie które w przeciwieństwie do jej były tak bardzo zimne objęły ją mocno. Jej twarz przylegała teraz do klatki piersiowej chłopaka czując jego zapach.
-S...S..Sahir- Tylko tyle była w stanie wydusić z siebie, jej ręce zwisały bezwładnie wzdłuż jej ciała. Nie była w stanie zdobyć się na żaden ruch. Kompletnie ją sparaliżowało. Spodziewała się wszystkiego, pretensji, krzyków, kolejnej kłótni po której oczywiście popłyną łzy, ale ona i tak wróci. Cyganka już dawno porzuciła marzenie o miłości z jego strony, bo to nie ten typ człowieka. Ona sama nie była by w stanie kochać tak otwarcie, ale może to co ich w tej chwili łączyło to może było nawet mocniejsze niż jakiekolwiek uczucie.
-Jesteś idiotą...- Mruknęła i jej ręce powędrowały na twoje plecy, złote bransoletki zabrzęczały cicho, i mogłeś poczuć jak zaciska rączki w piąstki przez co ciągnęła lekko za twoje ubrania. Zielone oczy nadal się błyszczały od nadmiaru łez, ale mimo to nie uroniła żadnej kropli. Zmusić ją do otwartego płaczu było bardzo trudno, i sam się o tym przekonałeś. Płakała przy tobie tak naprawdę tylko raz. Spróbujesz powtórzyć ten wyczyn?
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Sro Maj 13, 2015 11:42 pm
Jak mieliby żałować, jak mieliby na to pomstować..? Oboje tak samo chorzy na punkcie swej granicy nieskończoności (miało nie być granic), oboje tak chorzy, gdy latać nie mogli i gdy zamiast lewitować to odsłaniali swe zepsuta wnętrza i przychodziło im spadać - widniała w tym kolejna z pokut życia - pamiętacie, że całe życie tą pokutą miało być? - mieli sobie pomagać, a w tym pomaganiu bardziej ciągnęli siebie na dno - tylko nie jestem pewien, czy na pewno ciągnęli siebie na to dno po równo... bo widzicie - kiedy już jest się tam, gdzie nie ma przepaści dalej, zwiedziło się wszystkie kręgi piekieł i tylko ten pierwszy, zarezerwowany dla królów i dla zasłużonych, pozostawał zamknięty - jak iść w dół? To tak, jak słusznym było powiedzenie, że topielca nie da się utopić. Dlatego ciągnęli za sobą czerwoną wstążkę - barwa idealna, bo oddająca doskonale ilość krwi, jaką nasiąknęła przez wszystkie te podróże po górach i dolinach, po których nogi były poharatane i rany opływały ropą.
Granice, próby, płacz, rozdarte serce, dziwota uczuć, które przewlekały się przez duszę, serce i umysł, z którym tak często kolidowały, nie mogąc znaleźć odpowiedzi na pytania z serii: "dlaczego?" i "jak?" - poza tym wiele, wiele innych. To nie była łatwa znajomość. Nigdy nie miała być łatwą - obydwoje o tym wiedzieli na jej samym początku, kiedy byli trochę inni, kiedy ich myślenie było... o niebo łatwiejsze, bo nieskalane sobą i całym pechem, który związał ich jeszcze mocniej, dzieląc czymś niezdrowym - ludzie zawsze mieli skłonności do autodestrukcji, tylko nie zawsze potrafią to przyznać, woląc udawać, że są wielkimi kreatorami - owszem, lecz przecież żeby coś się narodziło, musi też coś zginąć - natura tylko dzięki temu zachowywała swój balans.
- Ooo taaaak... - Wymruczał mocniej zachrypniętym głosem niż zazwyczaj, ale nadal wdrażającym się w te miękkie tony, gdy przejechał dłonią po jej plecach i pogładził ją po włosach parę razy, opierając się na wpół o kamienną barierkę za sobą z braku chęci wylecenia przez nią, jeśli się skruszy, nawet jeśli taka groźna w szkole magii wydawała się nieprawdopodobna. Przesunął krańcem nosa po jej skroni, nachylając ku niej głowę, zabijając tym samym smród tytoniu przemieszanego ze słodką wonią narkotyku, który krążył w jego nozdrzach. - Na szczęście minimalnie kompetentnym idiotą... - Który potrafi wywinąć się z większości chujowych sytuacji, w jakie najpierw sam się wpakuje bez głębszego myślenia o konsekwencjach.
Taka dola bycia Czarnym Kotem.
- Aż tak tęskniłaś? Mogłaś wysłać pocztę, zjawiłbym się w mgnieniu oka... - Leniwie uniósł jeden z kącika warg, odsuwając się, by spojrzeć na nią podkrążonymi z niebotycznego znużenia oczyma.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Sro Maj 13, 2015 11:58 pm
Skomplikowana była to gra, ale obydwoje zasady znali doskonale, i z powodzeniem odgrywali role pionków na tej planszy. Czyżby pierwszy raz grali zgodnie ze scenariuszem, aż tak dobrze już znali swoje role. Z początku ten taniec był bardzo niezgrabny, raz ona ustawała na jego stopy, raz on na jej. Aż pewnego dnia coś się zmieniło. Ten ich walc stał się płynny, ruch bardziej wyrafinowane, i chociaż tracił na chwilę swoją partnerkę bo ta uciekła mu z ramion, to i tak za chwilę rozpoczynali ponownie to samo... ale czy ten taniec kiedykolwiek dobiegnie końca? obawiam się, że nie.
Czuła jego dłoń na swoich włosach, jego skórę na swojej, i nie mogła powstrzymać fali dreszczy które przeszły po jej ciele, co na pewno było odczuwalne, bo zadrżała gwałtownie. Mimo wszystko nie wyrwała ci się, chociaż wiedziała, że w każdej chwili mogła to zrobić, ale nie chciała. Było jej po prostu dobrze. Ty miałeś swój narkotyk, a ona swój. Każdy posiada coś takiego, a odstawienie go wcale nie przynosi nic dobrego. Człowiek szuka tylko czegoś nowego od czego mógł by się uzależnić, ale mimo wszystko nie przynosiło to oczekiwanych efektów. Nadal człowiek pragnął tego wzlotu, ale przy nowym nałogu nie mógł go osiągnąć.
-Minimalnie- Powtórzyła cicho i uśmiechnęła się lekko. Znała go. Wiedziała, że ta chwila, że ta pozycja w której się znalazła nie prowadzi do niczego dobrego, ale mimo to się na to zgadzała. I chociaż wiedziała, że kawał drania z niego, to i tak poświęci dla niego każdy dzień i noc, każdą myśl.
-A co niby miałabym ci napisać... że jesteś mi potrzebny?- Wyszeptała odsuwając się od ciebie. Ponownie ci się na chwilkę wymknęła, nie miałeś jej teraz w swoich objęciach. Podeszła do barierki i oparła się o nią rękami, wpatrując się w słońce które już prawie zaszło. Za górami można było zobaczyć tylko kawałeczek jego tarczy.
-Wiesz co oznacza to słowo w ogóle?. Wiesz co to oznacza być komuś potrzebny?- Cóż ona w sumie tez nie wiedziała, nigdy nikomu nie była potrzebna, nikt jej nie chciał przy sobie. Zawsze była zdana na samą siebie. Nie musiała czuwać przy nikim dniem i nocą.
-Z resztą oboje wiemy, że tak by nie było. Żyjesz w swoim świecie, i tęsknoty innych nie wiele ciebie interesują- Czy to był fakt... nie... sama w to nie wierzyła. Gdyby tak było już dawno by ją zostawił, już dawno by się rozmył we mgle nie pozostawiając po sobie nic.
-Dlaczego wróciłeś... sam nie raz narzekałeś na tą szkołę... a jednak tu jesteś?- Zapytała się zaciekawiona. Ludzie go trzymali... nie to na pewno nie to. Nie po tym co się stało. Teraz mógł spotykać się tylko z zimnymi i nieprzyjaznymi spojrzeniami, oraz szeptami za jego plecami.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Czw Maj 14, 2015 12:21 am
Niech nie ma końca.
Zatrzymajmy czas i uwierzmy, ze da się to zrobić, że Ars Monumentum ma swój własny sens, który wypowiadany na głos wiatru pozwala mu na ciągnięcie się przez cały glob i otaczać wszystko - wszystko poza nimi, rzecz jasna, choć jest bardzo wiele osób, do których musiał jeszcze pójść, którym musiał spojrzeć w oczy - nie, nie musiał, bo tak naprawdę wszystkie ograniczenia były dobrą ściemą - sam sobie je wstawiał, by gra była ciekawsza, a jemu, jako wiatru na tej szachownicy, nigdy nie znudziło się przyjmowanie kształtu przeróżnych figur, od zwykłych pionków, aż do postaci samej królowej, przed którą drżą inne, kiedy tylko sunie do przodu otulona koroną samej Nocy, co wieńczy skronie łuną tysiąca gwiazd, by za plecami rozplatać płaszcz z Czerni, kryjąc pod nim wszystkie tajemnice, które tajemnicami powinny zostać i nigdy nie ujrzeć światła dnia. Dlaczego więc miałbym sądzić, że jednak wampiry tak wiele nie różnią się od ludzi? Ich namiętności są takie silne, takie pełne pasji, ich emocje są jak supernova, która przelatuje przez zachmurzone nieba i rozbłyska silnie, by zaraz gasnąć, lub by wzniecać płomienie i niszczyć na swej drodze wszystko jeszcze przez długie lata - czy jednak ludzie też nie potrafili tacy być? Często im brakowało tej pasji... Pasji przy spokoju, który potrafili okazywać i nigdy nie można było się spodziewać, która z tych twarzy, która z masek zostanie przywdziana - sądzę jednak, że Esmeralda i Sahir nauczyli się siebie wzajem na tyle, by przestać popełniać błędy w podstawowych krokach... przynajmniej dzisiaj wszystko miało prowadzić do doskonałości - zobaczymy zatem, czym ta doskonałość miała zostać zwieńczona w swej idyllicznej formie podobnej do spokojnego snu.
- Tak. - Bezczelnie potwierdził, pozwalając swoim dłoniom ześlizgnąć się z jej filigranowego ciała, którego nie otaczała żadna baśń, żadna ciężka aura, która kazałaby ze sobą walczyć - przyniosła ci dzisiaj siebie obnażoną, a w tym obnażeniu również bajały legendy i pieśni, którym się przysłuchiwałeś i którym chętnie poddawałeś, wiodąc za nią spojrzeniem, wsłuchując się w szybsze bicie jej serca połączoną z melodią jej zawieszek poruszanych przez wiatr. - Mogłaś napisać również, że mnie nie potrzebujesz. Zjawiłbym się jeszcze szybciej, by ci udowodnić, że to nieprawda. - Był typem osoby, do której lepiej się było nie przywiązywać, od której lepiej było się trzymać z daleka - jeszcze nie tak dawno temu sam odpychał od siebie ludzi, a teraz..? Teraz bardzo chętnie ciągnął ich na swoją drogę - zwłaszcza tych, którzy te pierwsze próby odrzuceń przetrwały, próbując mu coś udowodnić - i wszystkie te osoby były dla niego bardzo cenne.
- To prawda. - Przytaknął jej bezwstydnie, obracając się w końcu również przodem do widoku, by zamienić pejzaż z jej sylwetką - oba obrazki sobie równe, pełne barw, piękne..! A piękno najlepiej było zatrzymywać w miejscu, by jak najmocniej się nim sycić. To nie był dzień na miłe słowa, nie tak do końca - to był dzień kompletnej obojętności, w której On był Światem, a Świat był Nim - bez ograniczeń, bez zastrzeżeń - jeden Bóg bez jakiejkolwiek mocy, który mógł tylko łączyć się z wiatrem, by sunąć do przodu i nie oglądać się za siebie. Na poprzednie pytanie nie odpowiedział. Uznał je za retoryczne.
- Czy ja wiem... - Wymruczałeś, pochylając się lekko w przód, by spleść przedramiona na zimnym kamieniu i oprzeć o nie podbródek. - Samego siebie pytałem, czy chcę tu wracać. To jednak mój dom. Tutaj jest parę osób, które przybiegną krzycząc, że jestem idiotą. - Uśmiechnął się ponuro, flegmatycznie pod nosem, przymykając powieki niczym rozleniwiony kocur. - W takich chwilach, jak ta, naprawdę lubię to miejsce. - Czarodziej... tak, zdumiewająco dobry czarodziej, który zawsze potrafił pięknie splatać słowa i sam się czasem zastanawiał, ile jest w nich szczerości, a ile wyuczonego już manipulowania.
Tylko że teraz naprawdę... podobało mu się "tu" i "teraz".
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Czw Maj 14, 2015 12:35 am
Był tak pewien siebie, tak irytujący przy tym... czyli w sumie taki jak zawsze.
-Jesteś tego pewien, że bym ciebie potrzebowała, czy może sam byś chciał aby tak było, i tylko chciał byś utwierdzić się w tym przekonaniu?- Pytania... setki pytań cisnęło się jej na usta. Związaną z ta masakrą na błoniach, z przesłuchaniem, z tym wszystkim o czym chciała wiedzieć, ale mimo wszystko coś nie pozwalało jej zdać tych pytań. Wydawało się jej to być tak mało istotne. Każdy normalny człowiek pewnie popukał się w głowę. Przecież dziewczyna mogła rozmawiać z mordercą który z zimną krwią zabił tyle osób, a mimo to dla niej było to nie istotne w tej chwili. Nawet jeżeli to zrobił nie była by w stanie go znienawidzić, już dawno się tego nauczyła. Z resztą sama mu o tym mówiła. Nie chciała aby ten zmieniał się w żadnym stopniu. Polubiła takiego Sahira a nie innego. Tego zimnego, i okrutnego idiotę, który pomimo tego, że wszystkim to usiłuje cisnąć jakieś uczucia ma.
-Chciałam w ciebie jeszcze cisnąć zaklęciem, ale uznałam, że jak na razie chyba masz dosyć pojedynków- To fakt, ręka aż ją świerzbiła, nawet teraz aby wyciągnąć różdżkę, wycelować końcem prosto w jego nos, i strzelić jakimś paskudnym zaklęciem, ale tego nie zrobiła. Zamykając w sobie tą chęć
-Całkiem to miłe uczucie prawda... czuć, że ma się gdzie wracać... że masz do kogo- Zazdrościła mu w tej chwili. Ona nigdy nie znała tego uczucia. Ta szkoła była budynkiem, świat... był tylko światem, a inni ludzie byli obcymi twarzami, które patrzyły na nią z pogardą. Co on zrobił takiego w życiu, że otrzymał taki prezent od losu. A ona... ta która tak naprawdę całe życie poświęciła ludziom, jedyne co otrzymała to skrzydła, z których zostały powyrywane wszystkie pióra, z resztą on też się do tego przyczynił.
-To niesprawiedliwe- Mruknęła i ukucnęła spoglądając w ziemię przez barierki, zastanawiając się nad tym jakie by to było uczucie skoczyć z niej, rzucić na siebie zaklęcie którego się nauczyła, i po prostu wzlecieć i nigdy nie schodzić na ziemię.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Czw Maj 14, 2015 12:52 am
Sam lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że nie jest do końca wyzbyty tych słabości, które nazywane są emocjami i w tym punkcie nawet było mu z tym dobrze - z tą okruszyną ludzkości, która jeszcze w nim pozostała, nie pozwalając ciemności kompletnie zawładnąć nim całym - tu i teraz, te ogniste promienie zachodzącego słońca dawały mu ten minimalny blask, do którego był zdolny, by go pokazywać światu - chociaż sądzę, że to w większości przez marychę, którą się po prostu zjarał w minimalnym stopniu, by nie mieć halucynacji i nie śmiać się jak pojebanemu, ale nadal wpływało to na samopoczucie i pojęcie świata - wydobywało z niego i prezentowało światu tą lepszą stronę, choć kto mógł wiedzieć, jak ten taniec potoczy się za chwilę, kiedy jego partnerka, którą prowadził, wykaże niezadowolenie i przytupnie mu obcasem buta, lub wywinie się z ramion, by zmienić regularny rytm, w jakim się teraz zanurzyli, poddawani naturalnie płynącej rozmowie, gdy ona wyciągała kolejne pytania, a on jakże potulnie na nie odpowiadał.
Zamruczał gardłowo, wisząc w niezmiennej pozycji z zamkniętymi oczyma, czując na chłodnych policzkach ciepłe promienie - to, co przyjdzie jutro, kiedy narkotyki z dnia dzisiejszego, wygrzebane z szuflady w domu, się skończą, to będzie jutro - rozpadlina, kompletna nisza - lecz to nie teraz, to jeszcze nie dzisiaj, kiedy można się było sycić światem, udając, że nic specjalnego ostatnio nie miało miejsca - jakaś walka na błoniach, jakiś sąd, jakieś kłamstwa, manipulacje..? Złamałeś ostatnią z żelaznych zasad, jakie przestrzegałeś przez całe życie - ostatni z grzechów, który nigdy nie był wpisany na twoje konto... Chyba kiedyś musiało do tego dojść, tak sądzę, patrząc na to, jakie życie prowadziłeś. Szkoda tylko, że stało się to tak wcześnie... zdecydowanie nie byłeś na to wszystko gotowy.
Zdecydowanie mogłeś znieść o wiele mniej, niż sądziłeś.
- Każdy ma swoje własne prawdy... - Wygrzewający się w ognistej gwieździe kocur uniósł leniwie jedno, błędnie czarne ślepie, by łypnąć nim na sylwetę obok niego - na Niebiańskiego Ptaka, wydającego się dziś naprawdę słabym i znużonym... o wiele łatwiejszym do złamania, choć nie sięgał doń pazurami i nie próbował zniszczyć. Wręcz przeciwnie - miał ochotę ją umocnić w zupełnie inny sposób. - Nie przypominam sobie, żeby życie kiedykolwiek było sprawiedliwe... - Drapieżnik poruszył się, obrócił przodem do cyganki i przechylił głowę na ramię, przyglądając się jej pod tym kątem, by ocenić jej wartość.
Oblana krwią... wyglądałaby pięknie.
Twoja Królowa Wampirów.
Zawsze wierna.
Choć z kobietami niebezpiecznie było zadzierać. Wszak potrafiłby burzyć całe królestwa... ale nie potrafiłeś powstrzymać chęci posiadania jej przy swym boku - nawet jeśli byłaby o całe mile stąd, choćby dzieliły was oceany - wiedziałbyś, że jest, tak jak i wiedziałaby o tym ona.
Wydawało ci się, że miałeś delikatnie podniesioną temperaturę... ale może to dlatego, że te słońce było dość mocne, jak na wiosenne nie przystało..?
- Chcesz mieć do kogo wracać, Esmeraldo..? - Uśmiechnąłeś się ponuro, robiąc ten jeden bezszelestny krok, który was dzielił i kucając przy niej, by wyciągnąć dłoń i zaczesać jeden z niesfornych kosmyków włosów za jej ucho.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Czw Maj 14, 2015 1:07 am
Ta ich walka w końcu się zakończyła... przynajmniej jak na razie, te ich bronie opadły na ziemię, a oni rozmawiali jak starzy znajomi. A może się znali od dawna.
Cyganka wpatrywała się w tą jasną gwiazdę dnia która powoli znikała. A wraz z jej zniknięciem przychodziła noc. Jej najlepsza przyjaciółka, która okrywała swoją peleryną i pozwalała jej śnić o tym wszystkim czego pragnęła, ale czego nigdy nie dostanie.
-Cóż uczono mnie czegoś innego- Mówili jej, że życie wcześniej czy później wynagrodzi tych dobrych i prawych, ona czeka już siedemnaście lat na to i nic. Więc chyba czas dorosnąć, zrozumieć, że to co jej mówili było tylko bajką. Nagroda nie przyjdzie nigdy, a tylko dodatkowe siniaki na jej grzbiecie od uderzeń kija.
-Kiedyś wyśniłam sobie wielką miłość. Głupie dziecinne marzenie, zamiast tego idę na dno. I nadal nikogo do kogo mogła bym wrócić. Jeżeli mówisz o sobie, gdybym nie chciała wrócić nie było by mnie tutaj teraz. Leżała bym spokojnie w ciepłym łóżku, a nie prowadziła z tobą pseudo dorosłych rozmów- Nie byli dorośli, ani ona ani on, byli dziećmi, nastolatkami którym hormony grały w ich ciałach, zmuszając ich do podejmowania dorosłych decyzji.
-Odpowiedź na twoje pytanie wydaje mi się być wręcz oczywista- Wyszeptała i skierowała na ciebie swoje zielone oczy. W ogóle dziwiła się, że zadałeś to pytanie. Po takim czasie znajomości z nią jak mało kto powinieneś był znać jej pragnienia, jej marzenia. Bo nie raz ci o nich mówiła... nawet w chwili kiedy jej usta nie otwierały się i nie wydobywało się z nich żadne słowo.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Czw Maj 14, 2015 1:20 am
Chciałby znać drogę jaśniejszych i ciemniejszych kresek i plamek w jej oczach na pamięć - nie były one jednak mapami, poruszały się płynnie i gięły pod każdą emocją i myślą, jak wysoka trawa na otwartej łące, którą przechyla wiatr, a że nadciąga ze wszystkich stron - nie można znaleźć jednoznacznego schematu, w którym działałaby jakaś logika. Nie było żadnego schematu. Ta łąka była od nich wolna, a nabyte przez życie nauki ludzkie płynnie przelewały się jak strumień, przecinając tą zieleń niewidzialną, błękitną wstęgą, szumiąc niespokojnie, gdy rozbijała się o kamienie, lub szemrząc delikatnie, kiedy co poniektóre omijała - w niej też wszystko było żywe i zmienne, przez co o tyle ciekawsze... To przez nadmiar masek i próby przystosowania do zbyt wielu teatrów, których desek było się twórcom, zapewniając publice rozrywkę lub też ćwicząc samemu, by przygotować się przed większym rozdaniem kart.
- Czasami potrzeba bardzo oczywistych zapewnień, kiedy fantazjuje się na nieoczywiste rzeczy... i na które odpowiedzi też przestają być oczywiste. - Cofnąłeś z jej głowy swoją rękę, odpowiadając na jej spojrzenie swoim spokojnym - rzeczywiście nie było w ich rękach dłoni, rzeczywiście nie szarpali swoich głosów i nie próbowali odgryźć sobie tętnicy na szyi, by z uwielbieniem sycić tą szkarłatną wstążkę jeszcze większą ilością barwy - to chore, nienormalne, ale nic, co było bliżej związane z czarnowłosym, nie mogło być normalnym.
Czy masz takie same poglądy, co Nightray? - Znowu to samo, pojebane pytanie, które zahuczało ci w uszach, jakbyś znowu siedział na tej pieprzonej sali - wargi ci drgnęły - niby dlaczego miałbyś mieć takie same poglądy? Byłeś od niego lepszy, musiałeś być lepszy, musiałeś być lepszy od wszystkich dzieciaków dookoła, Bóg na pewno właśnie taki miał dla Ciebie plan - jeśli pokarzesz wszystkim, jak okropna może być namiastka Piekła, to przekonają się, że wcale przez Bramę Ciemności nie chcą przechodzić, kiedy na niebie królowała Luna. Taaak, byłeś w końcu Jeźdźcem Śmierci - że dziecko? No tak, jesteś tylko siedemnastolatkiem - czujesz się, jakbyś własnymi oczyma widział przemijające milenia... co wszystko też było mocno podbudowywane działaniem narkotyku.
Wyciągnąłeś dłoń grzbietem do dołu, oferując jej swoją rękę, by ją złapała, by do Ciebie przyszła... wystarczy jeden gest...
- Chodź ze mną do Królestwa Nocy. - Wyszeptałeś, posyłając jej niepokojący uśmiech. - Będziesz miała wydłużającą się wieczność na szukanie miłości i idyllicznych prawd o tym świecie.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Czw Maj 14, 2015 1:38 am
Oj tak cyganka miała w zanadrzu bardzo wiele twarzy, ale nikt tak naprawdę nie wiedział która z tych masek jest w końcu prawdziwa. Czy ta łagodna, fantazjująca, czy może ta która marszczyła nosek i tupała rozzłoszczona nóżką, a może maska zdolnej manipulantki, która potrafiła stworzyć tak bardzo realistyczne obrazy, że nawet ten który w tej chwili znajdował się obok niej, ten twardo stąpający po ziemi uwierzył w ich prawdziwość. I dopiero w chwili największej słabości postanowiła przerwać tą iluzję, i nie stwarzała jej już nigdy więcej, ale w chwili największego zagrożenia założyła inną maskę, a może, jednak pokazała ci swoją prawdziwą twarz... cóż tego nigdy się nie dowiesz, bo ta dziewczyna jest niczym ocena. Niespokojna i zmienna. Raz pozwoli ci dryfować spokojnie po wodzie, a innym razem wezwie samego Posejdona aby zatopił twoją osobę, aby posłał na dno... ale zaraz, przecież ty już tam dawno się znajdowałeś. A dziewczyna pomimo świadomości, że nie powinna była ciebie ratować, to mimo wszystko rzuciła się za tobą, wyciągając na powierzchnię, i trzymała do tej pory, nie pozwalając aby jaka kolwiek krzywda tobie się stała.
Kiedy zaproponowałeś... nie to nie była propozycja... to było coś innego, coś na pograniczy rozkazu, a prośby. Czyżby Sahirowi znudziło się być jedynym wampirem w szkole... szukał jakiegoś poplecznika. A nawet jeśli to dlaczego ona... eh za dużo myślisz, jak zawsze w takich chwilach. Sama mówisz o wietrze, o tym, że musisz podróżować wraz z nim, ale w chwili kiedy się zrywa ty zapierasz się mocno nogami i nie pozwalałaś siebie przesunąć nawet o milimetr. Może to był dobry czas aby coś zmienić. Nawet jeżeli nie znajdziesz miłość, bo ludzie w postaci wampira tym bardziej ciebie nie pokochają, to możne nauczą się ciebie nienawidzić. Nawet ta perspektywa nie wydawała ci się w tej chwili tak bardzo okrutna. Dawno sie nauczyłaś, że życie takie jest. Raz da ci słodki owoc, a innym razem zgniłe jabłko w którym było pełno larw. Co w tej chwili ci podsuwało, nic, obietnicę pustki, i wolności. Tego zatracenia którego tak bardzo pragnęłaś przez ten cały czas. Podasz mu swoją rękę, skażesz siebie na zgubę. Jej ręka zadrżała delikatnie, uniosła ją lekko. Chciała wiecznie żyć i sama o tym doskonale wiedziała, mrok w jej sercu żył już od jakiegoś czasu, a teraz miała się z nim zatracić w tej ciemności. Gdyby to była inna osoba pewnie by się bała, ale teraz nie było w niej nawet grama lęku. A wszystko dlatego, że to twoją dłoń miała uchwycić.
Romka nie spuszczała z ciebie wzroku. Świdrowała ciebie tymi zielonymi oczami, które nie zadrżały nawet przez chwilę.
-Pamiętaj, że moje serce to dynamit... a ty posiadasz tą iskrę która może doprowadzić do wybuchu- Wyszeptała i mogłeś poczuć jak jej mała rączka ląduje w twojej dłoni zaciskając ją delikatnie. Tam dziewczyna właśnie oddała ci się cała, wszystkim twoim snom, marzeniom, czy pragnieniom.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Czw Maj 14, 2015 2:05 am
Dobrze mu było na tym morzu - raz na tratwie, raz pod nią, raz śmiejąc się w oczy burzom miotającym maleńką łódką, raz krztusząc się słoną wodą, która napływała ci do płuc, ale nie była w stanie zabić - i końcowo czekał na twoje ręce, bo choć miałaś tą moc, która mogła zarysować doskonałe mury jego świata, a nawet je zburzyć, to ufał ci, właśnie w ten chory, masochistyczny sposób, w którym kochał się bawić tobą... i z tobą również. Widział doskonałe piękno w bólu, który przepływał między wami i w łagodnych uniesieniach, kiedy udało się wam do siebie wzajem uśmiechnąć, bo choć były to chwile rzadkie, to się zdarzały i były wtedy świetlikami w ciemnościach nocy, do których chciał cię porwać razem z całym oceanem, który wzburzyć, jak i ułagodzić potrafiłaś. Jak bardzo nienormalna jesteś, że dobrowolnie dajesz się tam zaciągnąć... Nie muszę daleko szukać - w końcu ty też wyciągasz dłonie pełne zaufania w jego kierunku, bo nawet jeśli wzajemnie wyszarpiecie sobie najdłuższe lotki ze skrzydeł, to zawsze będziecie mogli na siebie wzajem liczyć.
Zawsze możecie do siebie wrócić.
Chłodne palce zaplotły się wokół drobnej dłoni - wystarczyłoby ją teraz mocniej zacisnąć, by ją zmiażdżyć, złamać - dłonie, u których skóra przesiąknęła już krwią zbyt wielu istnień - pozwalałeś się wypaczać coraz bardziej i bardziej, odnajdując coraz większą przyjemność w zostawianiu bestią, którą okrzyknęła cię ta mała społeczność szkoły - i nie było nikogo, kto by wyciągnął dłoń, kiedy jeszcze nadzieja tliła się w sercu i biło ono mocno, wzywając do siebie Boga, by spełnił tylko jedno marzenie - dał mu człowieczeństwo - tak jak i teraz nie ma nikogo, kto mógłby powstrzymać Ciebie, Esmeraldo, przed pokusą poznawania coraz niższych pięter dna, na które się udajesz, tonąc w otchłani - to smutne... Ty, która powinnaś być stworzona do rzeczy lekkich, do uśmiechu i radości, by tańczyć wśród łąk, teraz będziesz niosła ze sobą obietnicę krwawych pocałunków.
- Uznam to za obietnicę. - Skinąłeś jej głową, swej przyszłej królowej, która bez żadnego strachu, bez przerażenia, przyjęła coś tak niesamowitego... Dlaczego jej to proponowałeś..? Nie uczyniłbyś tego nikomu innemu... Ona... Ona wydawała się do tego stworzona - jakby została urodzona właśnie dla tego jednego momentu - by wspiąć się ponad człowieczeństwo, osiągnąć wyższą doskonałość... I tak oto będzie mieć wreszcie swój łańcuszek, swojego cudnego kanarka, którego tak bardzo pragnąłeś posiadać - to rozwiązanie wydawało się tak blisko...
Oderwałeś oczy od jej oczu, by spojrzeć na słońce - ognista tarcza już się schowała za linią drzew - ostatnie promienie wychylały się nieśmiało, malując niebo w barwach płonącej łuny, fioletu i pomarańczy, by na drugim końcu, stąd niedostrzegalnym, zamieniać się w granat - podniosłeś się, zapraszając ją do tego samego, by zaprowadzić ją na ławkę i zamknąć drzwi, rzucając podstawową tarczę ochronną, by informowała o zbliżaniu się kogokolwiek - różdżka drżała wręcz z niecierpliwości w twojej dłoni, podsycając twoje pragnienie - nie potrafiłeś odróżnić, czy mocniej tańczyło ono w tobie, czy w niej samej, lecz to nie istotne - mogła mącić w twoich zmysłach i jeszcze bardziej napawać cię słodką wizją przyszłości.
Co będzie zaś jutro, kiedy ze wszystkiego się otrząśniesz i uświadomisz sobie, że nie powinieneś był tego robić - wszystko to będzie na szczęście DOPIERO jutro.
Albo już jutro..?
Usiadłeś obok Cyganki i odsunąłeś z jej szyi włosy, by objąć ją ramionami i wbić kły w cienką, gładką skórę - chcąc nie chcąc Esmeralda zawsze wyzwalała w tobie chyba najbardziej szalone odruchy, pobudzając w tobie najokropniejsze pragnienia, najbardziej wyniszczające dla ciebie samego i niej samej - i nie wątpiłeś, że wielką łapę do tego przykładał fakt, iż była willą. Mogłeś o tym wiedzieć, mogłeś próbować się kontrolować, ale nie oszukujmy się, że to nigdy nie było to samo, co wobec normalnego człowieka - zwłaszcza, że ty nie do końca zwykłeś kontrolować swoje odruchy i zachcianki. Więc - stało się.
Krew uciekała przez jej żyłę do twoich ust, kiedy spijałeś cudowną czerwień, pobierając ją chciwie - potrzebowałeś tego, potrzebowałeś tragicznie, będąc na skraju wytrzymałości, ale niewiele ci to pomoże - zaraz wszak będziesz musiał oddać jej niemal równowartość tego, co zabrałeś.
Nie wszystkich dało się przemienić w wampira.
Nie wszyscy przeżywali ten proces - jeśli ktoś miał słabego ducha - nie był w stanie nad tym zapanować - lecz ona..? Ona miałaby przegrać walkę o życie..? Nieee, na pewno nie...
Nie wierzyłeś w porażkę.
Przytrzymywałeś ją w swoich ramionach, ciągle trzymając wargi tuż przy ranie, kiedy omdlewała, uważnie wsłuchując się w bicie jej serca, by jej nie stracić - nigdy jeszcze nie przemieniałeś nikogo w wampira, z nikim nie podzieliłeś się tym, co uważałeś za największe przekleństwo, ale niezaprzeczalnie stawiało, zwłaszcza przed czarodziejem, drzwi do przekroczenia progów własnych możliwości i bawienie się tym, czym nigdy nie powinno się było bawić - chyba dlatego zdecydowałeś się na zabawę czarną magią - byłeś naprawdę tylko gówniarzem, który się tym... zafascynował - ach, ta twoja ciekawość... i nim się spostrzegłeś - już przepadłeś w niej po uszy, rozlewając ludzką krew.
Tak nie miała kreować się twoja historia, Sahirze.
Jakiś błąd musiał się wkraść do przeznaczenia tobie pisanego...
Nie wiem, ile czasu tak minęło, kiedy on siedział na ławce z jej głową na swoich udach, spoglądając w przestrzeń przed sobą tak samo zrelaksowany, jak w chwili, kiedy Esmeralda się tutaj zjawiła, czekając, aż się obudzi, ale księżyc już sięgał szczytu samego nieba.
Bawiłeś się bezwolnie krzyżykiem ze szkarłatnym kamieniem, który zdjąłeś z szyi - podarował ci go kiedyś Gabriel... i będziesz chciał go spowrotem. Nie zamierzałeś dać go jej na zawsze, zamierzałeś go jej... pożyczyć.
Czekało cię dłuższe studiowanie ksiąg Nightraya, by się dowiedzieć, jak mianować Wampira Przemienionego na Wampira Czystej Krwi i jak zakląć spinel, żeby chronił przed światłem.
Tyle wiedzy czeka do zdobycia... szkoda tylko, że nie czułeś już tego samego podniecenia, co kiedyś, na myśl o odkrywaniu nowych rzeczy.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Czw Maj 14, 2015 2:27 am
Nie było odwrotu, a nawet jeżeli taka możliwość by istniała dziewczyna i tak by się nie wycofała. Ta otchłań czekała na nią już od dawna, i do tej pory była w stanie tylko na chwilkę jej dotknąć, tylko przez chwilę ujrzeć ten mrok, bo świat żywych co chwila się o nią upominał, a ona posłusznie do niego wracała, tym razem miało być inaczej. Nic już nie miało prawa się o nią upomnieć. Żadne światło, żaden płomień. Miała należeć do mroku, ta która miała w sobie najwięcej światła. Nie przegra tej walki o nowe życie, a może raczej o śmierć... miała zbyt wielkiego ducha, ta wola życia... nadal w niej się tliła, ale tylko pragnienie innego życia pchnęło ją do tej decyzji.
Pozwoliła się zaprowadzić chłopakowi na ławkę i zasiadła na niej spokojnie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Wpatrywała się uważnie w jego sylwetkę, chciała zapamiętać najmniejszy detal z jego wyglądu, czarne włosy i oczy, blada skóra. Dlaczego chciała to zachować w pamięci? nie wiedziała czy jak się obudzi będzie patrzeć na niego w ten sam sposób, czy może zupełnie inaczej.
W chwili kiedy ten zbliżył swoje wargi do jej szyi ona przymknęła oczy czekając na lekkie ukłucie które z resztą już znała, Z początku niezwykłe podekscytowanie, nawet miłe uczucie sięgające do swego rodzaju podniecenia, ale po chwili to wszystko zniknęło i pojawiło się coś... no własnie co... ciężko to było opisać. Pierwszy raz dziewczyna czuła, że życie z niej ucieka, pierwszy raz nie miała nawet siły usiedzieć w miejscu. Miała ochotę zamknąć oczy i zasnąć, wyspać się, i gdyby nie ręce chłopaka które podtrzymywały ją najpewniej osunęła by się delikatnie na ziemię pogrążając się we śnie, ale ten jej nie pozwoli od tak odejść. Zrobi to co musi, jak należy aby nie utracić jej na zawsze. Czuła jak opada delikatnie na jego uda, włosy rozsypały się, krew w niewielkich ilościach z tych dwóch nakłuć nadal powoli wypływała brudząc jej bluzkę i szyję, a ona po prostu przymknęła oczy. Wszystko przebiegło szybko i sprawnie, nie wiedzieć czego się ta spodziewała, bólu, krzyku, ognia piekielnego, a może myślała, że nagle ziemia się rozstąpi a z nieba odezwie się głos który przeklnie ją raz na zawsze. Więc teraz miała być jeszcze piękniejsza, bardziej idealna niż do tej pory. Do tej pory była zwierzęciem który polował, bawił się zdobyczą i ja puszczał, teraz miała zamienić się w prawdziwego drapieżnika który po za zabawą będzie pragnąć krwi.
Minęło trochę czasu, a ciało dziewczyny drgnęło delikatnie. Mogłeś wyczuć drżenie jej smukłego ciała. Otworzyła swoje oczy i spojrzała przed siebie. Już... po wszystkim, czy to dopiero początek jej cierpienia. Przekręciła się na plecy i popatrzyła na twarz chłopaka. Nie mówiła nic... bo nawet nie wiedziała co miała by powiedzieć w tej chwili. Po prostu milczała czekając na jakieś słowa z jego strony.
Sponsored content

Zniszczony balkon z posągiem Cliodny Empty Re: Zniszczony balkon z posągiem Cliodny

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach